O "Tajemnej historii czarownic" słyszałam zarówno pochwały, jak i nieszczędzącą słów krytykę. Wśród tak skrajnych opinii, stwierdziłam że, książka zaciekawiła mnie na tyle, bym sama przekonała się, jaka jest w rzeczywistości. I szczerze powiedziawszy, mam co do niej dosyć mieszane uczucia - książka mi się podobała, jednak nie na tyle ile oczekiwałam. Ot, lekka i przyjemna historia, która dobrze się sprawdzi na letnie wieczory, ale szczerze, to wszystko, co można by o niej powiedzieć. Niemniej jednak nie uważam, aby czas, który przeznaczyłam na przeczytanie tej książki, okazał się być czasem straconym. A wręcz przeciwnie, gdyż dostałam książkę, która pozbawiona pewnych wad, miałaby zadatki na kawał naprawdę dobrej literatury.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:




"Tajemna historia czarownic" to saga opowiadająca losy pięciu pokoleń matek i córek dysponujących magiczną mocą. Opowieść rozpoczyna się w Bretanii w roku 1821, gdy najpotężniejsza czarownica rodu Orchiere, oddaje życie, by ocalić rodzinę. Wydaje się więc, że magia przepada wraz z nią. Gdy jednak najmłodsza z sióstr osiąga odpowiedni wiek, magia powraca. Niesie ze sobą zarówno dar, jak i przekleństwo, bowiem za korzystanie z mocy, płaci się wysoką cenę. Młoda Nanette staje się więc patriarchinią rodu i spoczywa na niej obowiązek przekazania dziedzictwa córce, by kultywować tradycję. Gdy kolejne pokolenia starają się dochować wierności przodkom i uniknąć odkrycia, na horyzoncie majaczy groźba II Wojny Światowej, a wówczas magia stanie się bardziej potrzebna niż kiedykolwiek. 

Jako osoba szalenie zakochana w fantastyce, motyw magii i czarownic z miejsca przypadł mi do gustu. Powieść Louisy Morgan na pierwszy rzut oka, wydawała się być świetną odskocznią od szarej codzienności. Zaś motyw polowania na czarownice był bardzo kuszący. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że ta historia mnie urzekła, lecz byłoby to oczywiste kłamstwo i tym samym, na wierzch wychodzi moje rozczarowanie tą powieścią. A szkoda, gdyż początkowo historia wydawała się mieć spory potencjał na powieść wysokiej jakości fantastyki.

Fabuła rozpoczyna się w momencie, kiedy najpotężniejsza czarownica z rodu Orchiere ginie, by ratować swoją rodzinę. Zaś późniejsze wydarzenia to przedstawione kolejno losy kobiet z pokolenia czarownic. Autorka starała się ukazać, jak pradawne pogańskie wydarzenia zostają wypierane przez rodzącą się cywilizację i uprzemysłowienie, a wraz z tym zmieniał się również klimat książki, co więcej same jej bohaterki i ich sposób myślenia także. Przez  postawienie tych zmian czasowych na podium, miałam wrażenie, że zupełnie zanika ów magiczny klimat, widoczny na początku książki. Gdzieś znikły pradawne rytuały, zaklęcia, kult magii, a znacznie większą rolę odgrywała szara codzienność wypełniona praca lub przyjemnościami bohaterek. Motyw magii został gdzieś w tle, gubiąc tym samym magiczny i tajemniczy klimat, przez co powieść stawała się bardziej obyczajówką, której bohaterki posiadają pewne niecodzienne zdolności. Bardzo żałuję, że autorka skupiła się bardziej na "czasowości" i zmian, jakie ona niosła ze sobą, niż na motywie magicznej tradycji, będącej przecież słowem "kluczem", dzięki któremu książka figuruje jako gatunek fantasy. Uważam, że to naprawdę szkoda, ponieważ, gdyby zamiast skupiać się na czasowości i nadać magii prym, powieść prezentowałaby się znacznie lepiej.

Bardzo spodobało mi się to, że Morgan starała się ukazać w książce wzajemne relacje czarownic ze sobą, jak relacje matki z córką, czy wnuczki z babcią.  Sprawiło to, że książka zyskała w moich oczach odrobinę więcej blasku i aprobaty. Autorka po mistrzowsku przedstawiła relacje następujących kolejno bohaterek, a także to, jak silna wieź łączyła czarownice. Udało jej się w sposób bardzo realistyczny przedstawić więzi jakie łączą ze sobą czarownice i, co więcej nie były to wyłącznie relacje pozytywne. Autorka znakomicie poradziła sobie z wyzwaniem, jakim była próba zerwania tych więzów i odcięcie się od własnej rodziny i dziedzictwa. Wierność rzeczywistości, brak ubarwień i koloryzacji w przedstawieniu relacji między bohaterkami, uważam za bardzo duży plus, który zresztą chętnie tej książce przyznam.

Jeśli chodzi o akcję, jest to sytuacja bardzo podobna jak z fabułą. Początkowo książka mocno mnie wciągnęła, a kolejne kartki przewracałam z zapałem, jednak później poziom akcji znacznie spadł. Momentów, w których moje zainteresowanie powieścią by wzrosło, było stosunkowo mało- chwilami byłam zdziwiona tym, że po prostu nie odłożyłam ksiąski. Miałam jednak nadzieję, że w jakiś sposób, opowieść o kolejnej bohaterce okaże się bardziej emocjonująca, jednak największy poziom adrenaliny, który widniał na początku książki, pozostał tam, a w kolejnych rozdziałach, ulotnił się niemal całkowicie. 

Być może powodem, dla którego tak wytrwale czytałam dalej, były różnorodne emocje ukazane w książce z niemal pieczołowitą dokładnością. Bowiem o tyle, na ile, Morgan odbiega od tematu magii, czyniąc go jedynie niemal nie zauważalnym tłem, to jednak powieść aż kipi od emocji w najróżniejszej postaci; złości, rozpaczy, radości i smutku, gdyż losy każdej z bohaterek są odmienne, stąd emocje towarzyszące czytaniu objawiają się w różnorakiej postaci. Autorce nie udało się ani zachwycić mnie fabułą, ani porwać akcją, a klimat, który starałam się jakoś odnaleźć w tej książce, gdzieś bezpowrotnie przepadł. Jednak mimo tego, udało się jej, na mnie, jako Czytelniku wywrzeć zgoła odmienne odczucia wobec każdej z bohaterek. Za ten akt "psychologicznej manipulacji" jestem jej w pewien sposób wdzięczna, bo gdyby nie to, to nawet te 4 gwiazdki, które wystawiłam tej książce, po prostu nie miałoby racji bytu. 

Powieść napisana jest językiem pozbawionym stylistycznych epitetów czy ozdobników, króluje prostota i surowość. Dominuje prosty, kobiecy styl, niepozbawiony jednak subtelności, czemu winne są wtrącane od czasu do czasu zaklęcia. Ten drobny aspekt pozwalał mi wierzyć, że może potencjał, jaki widziałam w tej książce na początku, objawi się również w późniejszych momentach, jednak na próżno. Paradoksalnie jednak, prostota stylu autorki działała na korzyść książki i podsycała mój upór, sprawiając, że czytałam dalej i w zasadzie, skończyłam po trzech, czterech dniach- z mieszanymi wobec powieści uczuciami. "Tajemną historię czarownic" pomimo jej wad, czytało mi się wyjątkowo szybko i lekko, co jak pisałam, zaowocowało szybkim przeczytaniem jej.

Kluczowym aspektem, który wyróżnia powieść Morgan jest  oryginalność jej bohaterów. W książce nie ma miejsca na schematy, tutaj dominuje nieszablonowość i kreatywność postaci, co uważam za kolejny z nielicznych plusów, jakie mogę spokojnie dać tej książce. Czytając ma się wrażenie, że ludzi, podobnych do bohaterek powieści Morgan, można spotkać na każdym kroku, a przez poznanie historii każdej z postaci, Czytelnik może w pewien sposób oswoić się z poszczególnymi bohaterami. Bohaterowie tej książki to różnorodna sztafeta postaci, spośród których główne role otrzymują wyłącznie postacie kobiece. Bardzo ucieszyło mnie, że postacie żeńskie są tak zróżnicowane i odmienne od siebie. Podobało mi się, że autorka postawiła na oryginalność i postanowiła stworzyć postacie nieszablowe. Bohaterki mają odmienne charaktery, losy, sposoby bycia i poglądy. Cieszę się, że autorka wykreowała tak różnorodną paletę bohaterek, dzięki temu, czytając o kolejnej bohaterce, wiedziałam, że jej historia będzie w jakiś sposób różna od poprzedniej, a sama bohaterka będzie reprezentować inne poglądy, a mnie nie dosięgnie nuda. Spodobało mi się, że autorka rozwinęła postacie zarówno negatywne, jak i pozytywne. Właściwie moją sympatię zyskały niemal wszystkie bohaterki. Lecz moimi ulubienicami zostały Nannete i Morwen, zapamiętałam je jako najbardziej empatyczne postacie. Z kolei Irene, była to postać tak zimna, chłodna i pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów, że po prostu nie mogłam się nadziwić, jakim cudem autorka wykreowała tak irytującą, a równocześnie pustą kobietę. Ta postać zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, wręcz nie mogłam się doczekać, aż skończę czytać jej historię, ale uderzyła mnie złożoność jej postaci.
Nie potrafię w sposób jednoznaczny ustosunkować się do tej książki. Po prostu oczekiwałam czegoś innego, niż to, co otrzymałam. I żałuję, gdyż historia naprawdę posiadała potencjał, który niestety został w pewien sposób zmarnowany. Dlatego też, mimo iż przez historię jakoś przebrnęłam, to odczuwam pewien niedosyt i wolałabym, aby pewne aspekty zostały ukazane inaczej. Jeśli jesteście miłośnikami fantastyki, to ostrzegam, na tej pozycji można się gorzko rozczarować- powieść Morgan nie jest powieścią ambitną w tym gatunku. Jeżeli zaś, szukacie może nie wybitnej, ale lekkiej historii na wieczór to "Tajemna historia czarownic" sprawdzi się idealnie.

Moja ocena:4/10.

1 komentarz:

  1. Na razie nie mam na nią ani czasu ani ochoty :D Także nie wiele chyba tracę :D

    Buziaki,
    coraciemnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń