Przyznam szczerze, że raczej nie planowałam sięgać po Trylogię Jenny Han z rozmaitych względów, rozpoczynając od niekoniecznie pochlebnych opinii na jej temat. Tegoroczna przerwa po sesji zimowej, kiedy to intuicyjnie sięgnęłam po adaptację filmową, sprawiła, że postanowiłam się przemóc, a nie ukrywam, że filmy okazały się być niesamowicie odprężające i wzbudziły we mnie ciepłe uczucia. Choć początkowo planowałam rozłożyć w czasie czytanie serii O Chłopcach, dość szybko stało się jasne, iż Jenny Han niemal całkowicie kupiła mnie swoją lekką prozą, gdyż ciężko było mi się oderwać od czytania miłosnych perypetii Lary Jean, przymknęłam nawet oko na kwestie logiki.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Nastoletnia Lara Jean ma dosyć specyficzny sposób odkochiwania się, a polega on na pisaniu listów miłosnych, które pozwalają jej uzewnętrznić swoje uczucia i definitywnie się ich pozbyć. Listy w następnej kolejności chowane są na dnie kapelusza. Pewnego dnia, listy niespodziewanie zostają wysłane do adresatów. I choć kilkoro z nich zdaje się nie odwzajemniać uczuć młodej Koreanki, przebojowy Peter Kavinsky proponuje jej nietypowy układ - mają udawać zakochaną parę, co jednak stanie się, gdy w grę wejdą prawdziwe uczucia? (opis własny)
Rozpoczynając lekturę Trylogii, po obejrzeniu adaptacji, byłam przekonana, że mi się spodoba - ostatecznie filmy okazały się świetnym remedium dla pracowitej studentki - i faktycznie, od pierwszych stron historia Lary Jean mnie zauroczyła. Bynajmniej, nie spodziewałam się po niej zbyt wiele (i słusznie!), jednak swoje podstawowe zadanie, jakim było odprężenie po wyczerpującej sesji zimowej, spełniła znakomicie! Pochłonęłam całą serię, prawie za jednym zamachem, łaknąc lekkości jaką oferowała Jenny Han.
Pod względem fabularnym, Jenny Han zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, bowiem oprócz oczywistych młodzieżowych aspektów, delikatnie wplotła w fabułę rozmaite wątki poboczne, unaoczniając i uwiarygodniając tym samym poszczególnych bohaterów. Oprócz dość oczywistej historii "głównej" - nie zaskakującej zbytnio, Han, poruszyła również kwestię odpowiedzialności, która spadła na większość postaci, gdyż zasadniczo każdy bohater z czymś się mierzy. Ogromną rolę oczywiście odgrywa rodzina Lary Jean, gdzie nastolatka musi skupić się nie tylko na nauce i walce o dobry uniwersytet, ale także zatroszczyć się o dom, młodszą siostrę i ojca pod nieobecność najstarszej siostry Margot. Wątek przebytej żałoby, kwestie odpowiedzialności, utrata rodzica oraz pierwsze doświadczenia seksualne to motywy, pomiędzy którymi Han lawiruje swobodnie, bez pośpiechu, niejako wprowadzając pewną "odskocznię" od tradycyjnego wątku miłosnego.
Pod względem akcji, serii O Chłopcach ciężko wymagać jakiegokolwiek napięcia, wszak jest to lekka obyczajówka. Nie mogę jednak zaprzeczyć, iż Jenny Han prostotą zdobywa serca Czytelników, sprawiając, iż od Trylogii w zasadzie ciężko się oderwać, a w miarę kolejnych rozdziałów, jedynie wzrasta apetyt. Tak wiec, rozpoczynając przygodę z Han nie należy nastawiać się na doświadczenie "na raz", a warto poświęcić tej serii kilka wieczorów.
Jenny Han świetnie zdaje sobie sprawę, iż książki młodzieżowe raczej rządzą się własnymi sprawami i w tym względzie seria O Chłopcach nie zaskakuje nowością, sam schemat miłosny pozostaje przez całą Trylogię z grubsza oczywisty. Z drugiej jednak strony, Han wykreowała nietypową postać żeńską, której romantyczna natura w nie przesadzonych proporcjach sprawia, że seria budzi mocno pozytywne uczucia, a podczas lektury serii pojawia się mnóstwo momentów, które zasługują na miano uroczych. Pisarka nie sili się specjalnie na wykwinty język operujący szeregiem wymyślnych epitetów, ale stawia na prostotę, co sprawia, że historia Lary Jean nie jest zbyt przesłodzona, a wręcz przeciwnie, budzi jak najbardziej ciepłe uczucia. W dużej mierze to właśnie wykreowany klimat z wielką dozą tradycyjnej romantyczności, gdzie nadal dominują listy papierowe, sprawia, że tą serię czytało mi się ze sporym zaangażowaniem i masą ciepłych uczuć.
Absolutnie muszę oddać Jennie Han, iż choć styl językowy serii, zdecydowanie przeczy temu, co zazwyczaj czytam, to w tym przypadku prostota stylu zupełnie mnie ujęła. O Chłopcach zdecydowanie nie jest trylogią w jakiejś mierze wybitną, nawet pod względem romansu. A jednak, Han pozytywnie mnie zaskoczyła, w całkowicie prostych słowach stworzyła powieści otulające serce zimową porą. Dodatkowo wykorzystane przez nią ściśle tradycyjne chwyty, tak różne od tych spotykanych dzisiaj, wzbudziły nutkę nostalgii - w taki sposób wyznawano sobie miłość 20 lat temu. Choć autorka nie epatuje współczesnymi chwytami, seria ta ma w sobie urok z dawnych lat, a okraszenie jej prostym i lekkim językiem, sprawia, iż lektura staje się prawdziwą przyjemnością.
Bohaterowie wykreowani przez Jenny Han z pewnością są wyraziści, co sprawia, że generalnie łatwo zapałać do nich sympatią. Nie brakuje także głębi rozbudowanej charakterystyki, wzbogaconej o kompatybilność wad i zalet. Zdecydowanie muszę przyznać Jennie Han, to iż postacie Trylogii zapadają w pamięć. Mimo kilku irytujących momentów, byłam w stanie polubić niemal każdego, co już świadczy o talencie pisarki do kreowania bohaterów nie dających się wyrzucić z serca.
Podsumowując, po Trylogii Jenny Han raczej nie należy spodziewać się zbyt wiele, a sama autorka raczej nie wykracza poza schematy chwytów stosowanych w młodzieżówkach (stąd też liczne błędy logiczne). Niemniej warto się z nią zapoznać, miłośników wartkiej akcji i lekkiego klimatu ta seria z pewnością ujmie. Z pewnością będę miło wspominać uczucia, jakie mi podczas lektury towarzyszyły - ciepły stosunek względem bohaterów, odprężającą atmosferę książki i zapach dobrej kawy. Historia Lary Jean i Petera może nie zachwyca oryginalnością, ale z pewnością rozgrzeje serce, świetnie nada się również na zimowe wieczory.
O historii wykreowanej przez Jenny Han z pewnością można powiedzieć wiele dobrego. Seria O Chłopcach z niezwykłą łatwością pozwala się odprężyć i wkroczyć do świata, gdzie nastoletnia miłość gra główną rolę. Myślę, że po mojej pozytywnej opinii względem tej książki, dalsze słowa zachęty są zupełnie zbędne, pozostaje mi jedynie dodać: polecam serdecznie!
W końcu, ku mojej wielkiej radości, nadszedł 2 kwietnia - dzień, w którym czas wstawić na bloga tradycyjne podsumowanie czytelnicze miesiąca. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ pozwala mi to beztrosko (w miarę) oddać się pisaniu, a zbliżające się Święta Wielkanocne są doskonałą okazją dla złapania chwili oddechu, a dla mnie szczególnie, ponieważ marzec był miesiącem dość pracochłonnym i bogatym w różnego rodzaju spotkania studenckie, jak i rodzinne. Ucieszyło mnie niezmiernie nadejście wiosny i budzący się do życia świat - po smutnych wydarzeniach lutego, wizja wiosennego słońca idealnie komponowała z moim optymistycznym podejściem do życia.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Jak wspominałam, marzec był niezwykle pracowitym miesiącem, i odkąd zaczął się IV semestr moich studiów, oprócz sesji, był to chyba jeden z gorętszych okresów, a przynajmniej tak zapisał się on w mojej pamięci. Czas wypełniała mi w zasadzie nauka, spotkania Studenckiego Koła Naukowego dotyczące między innymi psychologicznych wpływów pandemii i izolacji, a jak wiecie, fascynuje mnie Psychologia (i chwytam w ręce/łapki wszystkie ciekawostki psychologiczne, niektóre wykraczające poza zakres Ćwiczeń z tego przedmiotu) - zapamiętałam je jako jedne z najciekawszych. Oprócz tego, obejrzałam serial Orange w wersji anglojęzycznej i oczywiście czytałam, czytałam i czytałam, co całkowicie mnie pochłonęło.
W marcu pochłonęłam całą gamę najróżniejszych pozycji z literackiego światka, w sumie chyba najwięcej odkąd zaczął się rok 2021, gdyż przeczytałam w sumie 15 pozycji, z czego większość stanowiły artykuły, teksty na zajęcia, szeroko pojęta literatura i wreszcie kilka pozycji przeczytanych 'z głodu pozycji współczesnych'. Rozpoczynając od pozycji studenckich, przeczytałam wszystkie pozycje potrzebne mi do napisania tegorocznej pracy, czyli w sumie co ciekawsze pozycje ze zbioru Baśni braci Grimm, następnie w kolejce były Baśnie Dalekiego Wschodu autorstwa Stanisława Jedynaka oraz Piaskuna, czyli opowieści niesamowite E.T.A Hoffmanna, później Mroczne Opowieści Anny O.Mostowskiej, w zasadzie bardzo miło wspominam te pozycje oraz Literaturę i nierozum. Antopologia fantastyki i grozy pióra Dariusza Brzostki, pozostałą literaturę potrzebną do napisania pracy stanowiły już artykuły. Następnie przyszedł czas na pozycje czytane "na bieżąco" na zajęcia studenckie, a więc Buty autorstwa Jana Józefa Szczepańskiego, Katedrę Jacka Dukaja, do której równolegle czytałam Katedrę Najświętszej Maryi Panny w Paryżu pióra Victora Hugo - przyznam jednak, że obydwa architektoniczne teksty mocno przypadły mi do gustu. Ostatnią pozycją studencką, jaką przeczytałam w minionym już miesiącu była Trylogia Nowojorska autorstwa Paula Austera,w której skład wchodzą poszczególne części: Szklane miasto, Duchy, Zamknięty pokój, przyznam jednak, że ta trylogiawzbudziła we mnie dość mieszane uczucia. A w międzyczasie rozpoczęłam jeszcze lekturę Śmierci w Wenecji pióra Thomasa Manna.
Jeśli zaś chodzi o pozycje czytane dla zaspokojenia mojego czytelniczego głodu, to natchniona poprzez naprawdę dobrą ekranizację, sięgnęłam po serię O chłopcach Jenny Han, z której przeczytałam już dwa tomy (Do wszystkich chłopców, których kochałam, PS. Wciąż Cię Kocham) i planuję kolejny, Zawsze i na zawsze, z tej serii ukaże się recenzja zbiorcza już niebawem.
Baśnie, braci Grimm
Baśnie Dalekiego Wschodu, Stanisława Jedynaka
Piaskun, czyli opowieści niesamowite, E.T.A Hoffmanna
Mroczne Opowieści, Anny Olimpii Mostowskiej
Literaturę i nierozum. Antopologia fantastyki i grozy, Dariusza Brzostki
Buty, Jana Józefa Szczepańskiego
Katedrę, Jacka Dukaja
Katedrę Najświętszej Maryi Panny w Paryżu, Victora Hugo
Trylogia Nowojorska, Paula Austera:
Szklane miasto,
Duchy,
Zamknięty pokój
Śmierć w Wenecji, Thomasa Manna
Do wszystkich chłopców, których kochałam, Jenny Han
PS. Wciąż Cię Kocham, Jenny Han
Szczerze mówiąc, ze względu na różnorodność czytanych przeze mnie marcowych pozycji, ciężko jest mi ograniczyć wybór do tej jednej, "Najlepszej Książki Miesiąca" - zbyt wielu pretendentów do tego tytułu. Pozostawię więc tę kwestię nierozstrzygniętą, gdyż w zasadzie każdej pozycji coś zawdzięczam, w większym bądź mniejszym stopniu.
CO W KWIETNIU?
Powiem szczerze, że moja lista "książek, które muszę przeczytać" z każdą chwilą stale się wydłuża, co napawa mnie wielką radością. Z racji na ilość pozycji do przeczytania na zajęcia, lista ta staje się jeszcze obszerniejsza, a moje literackie bogactwo coraz pełniejsze. Ten Rok Akademicki obfituje w naprawdę mnogość fantastycznych tytułów, i stąd mój koncept na wpis "W świecie klasyków, czyli co ostatnio czytałam", w którym zestawie najciekawsze moim zdaniem dzieła z literackiego kanonu. Pozostaje jeszcze kwestia sylabusa, prac zaliczeniowych oraz dzieł podawanych na bieżąco. Chcąc jednak skorzystać z nadchodzących Świąt Wielkanocnych, w tym kilku dni względnie wolnego czasu (sprzątanie, pieczenie), nauką oraz spędzaniem czasu z bliskimi mi ludźmi, na pewno będę chciała skorzystać z możliwości przeczytania czegoś dla siebie. I tak, jak mówiłam, zamierzam dokończyć Trylogię O Chłopcach Jenny Han, z której został mi ostatni tom, zagłębić się ponownie w dzieła anglojęzyczne, których lekturę rozpoczęłam już w marcu, w tym także The Great Gatsby Fitzgeralda, Pride and Prejudice Austen oraz sięgnąć po pierwszy tom dylogii psychologicznej, Twoim śladem Walters. Pozostałą część moich czytelniczych planów stanowią pozycje studenckie, których również nie mogę się doczekać, w tym znakomite dzieła Marcela Prousta czy Faulknera, o innych perełkach nie wspominając.