Dziś 31, ostatni dzień lipca, w związku z czym postanowiłam zrobić małe podsumowanie czytelnicze (czerwca i) lipca.
CZERWIEC
Końcówka czerwca oznaczała początek wakacji, a zarazem początek czytelniczych podróży. Swoją wakacyjną przygodę rozpoczęłam z "Mariną" Zafona. Powieść tę czytało mi się bardzo przyjemnie i było to moje wprowadzenie w mój wakacyjny plan TOP 20 książek. Potem jednak odeszłam od zaplanowanej listy i sięgnęłam po inne pozycje. Na scenę wkroczył egzemplarz pierwszego tomu trylogii fantasy "Niepowszedni" Justyny Drzewickiej, czyli baśniowo i słowiańsko.
W lipcu na blogu pojawiły się dwie recenzje książkowe, ale to wcale nie oznacza, ze przeczytałam tylko dwie książki. O,nie! Lipiec był przede wszystkim miesiącem wyjazdów rodzinnych, co skutkowało brakiem czasu na regularne prostowanie-recenzowanie. Dlatego też, postanowiłam uczynić lipiec miesiącem, w którym czytam, dokańczam pozaczynane już serie książkowe, które po przeczytaniu zrecenzuję w całości. Nie bójcie się, recenzje się pojawią, tylko trochę to potrwa, zważywszy na ilość książek poszczególnych serii i ilość ich stron.
dylogia "Szamanka od umarlaków"& "Demon luster" Martyny Raduchowskiej<recenzja>
A ponadto, rozpoczęłam 10 tomową Sagę "Opowieści znad fiordów" Margit Sandemo, z której przeczytałam już 7 tomów, więc recenzja zbliża się już wielkimi krokami- zostały mi 3 tomy! Poszczególne tomiki Sagi są tak krótki- mają ok 100/200 stron,że musiałabym niemal cały dzień spędzić przed komputerem, żeby zrecenzować 3 tomiki. xdd Zrecenzuję "Opowieści znad fiordów" jako całość, z uwzględnieniem moich ulubionych tomów.
Rozpoczęłam także kontynuację serii "Kwiat paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk i obecnie jestem w trakcie połowy 4, ostatniego tomu, pt. "Przesilenie"- tej recenzji spodziewać się można na dniach bieżących. Serię tę także postanowiłam zrecenzować jako całość, gdyż tak bardzo mi się ona spodobała, że nie bardzo wiem, jak miałabym zrecenzować osobno każdy jej tom bez zdradzania fabuły.:)
Ponadto pokusiłam się by sięgnąć po drugi tomik mangi "Kuroko no basket", tej serii jako książek nie zamierzam recenzować, ponieważ nie posiadam wszystkich tomików mangi. Zrecenzuję "Kuroko" po obejrzeniu anime, to mogę Wam obiecać!
Sięgnęłam także po internetowe opowiadanie Stephana Kinga "Laurie". Zamierzałam to zrecenzować, ale opowiadanie okazało się przeciętne i zbyt krótkie (tylko 32 strony), a moja recenzja byłaby znacznie mniej obszerna niż zwykle oraz uboższa z braku jakichkolwiek możliwości znalezienia plusów czy minusów, czy chociażby konkretnych wątków, które by mnie w tej powieści urzekły.
Sprawa przedstawia się podobnie z "Ludźmi Czarnego Kręgu" Roberta E. Howarda, po których spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Zwyczajnie, nie miałbym o czym pisać. Te dwa opowiadania potraktowałam jako artykuł z gazety, nie jako osobną książkę, dlatego nie zaliczam ich do kategorii książkowych.
Aktualnie, jestem w trakcie czytania "Labiryntu duchów" Zafona, powieści liczącej ok. 900 stron. Ja jestem na ok.600, także podobnie jak w przypadku "Kwiatu paproci" recenzja będzie niebawem!
książek przeczytanych!
Całkiem sporo, jak na pierwsza połowę lata!
Podsumowując, pod względem wakacyjno- książkowym zarówno końcówka czerwca jak i lipiec były udane. Zapewne zauważyliście, że nieco odbiegłam od mojej listy, ale jak to mówią kobieta- zmienną jest!
Życzę Wam udanej drugiej połowy lata i świetnych książek!
Od jakiegoś czasu miałam chęć na książkę typu fantasy polskiej autorki. Umieściłam cykl "Szamanki od umarlaków" na mojej TOP 20 książek na wakacje. A ponieważ wakacje nadeszły i trwają "pełną parą", to moja TOP lista poszła w ruch i padło własnie na ten cykl! Muszę przyznać, że jestem szczerze zaskoczona, bo czegoś takiego się niespodziewaniem! Ale, ale o czym mowa? Zapraszam na recenzję dylogii Martyny Raduchowskiej, której to główna bohaterka Ida ma prawdziwego Pecha! Chociaż nie, to Pech ma Idę!
"Kto by pomyślał, że potomkini wielkiego rodu czarodziejów, wróżbitów i telepatów zbuntuje się wobec rodzinnej tradycji… Ida Brzezińska ma osiemnaście lat i uważa magię za stek bzdur. Jak sama twierdzi, taka z niej czarownica, jak z koziego zadka waltornia. Jedyne, o czym Ida marzy, to spokojne życie młodej dziewczyny: wymarzone studia psychologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, mieszkanie w akademiku, poznawanie świata… Niestety przeszkadzają jej w tym pojawiające się ni stąd ni zowąd trupy. Widzenie zmarłych i przewidywanie śmierci ludzi żyjących to magiczny dar, długo poszukiwany przez rodziców Idy. Nie jest łatwo być medium… a dodatkowo Ida ma prawdziwego Pecha!"
- LubimyCzytać
"Była jedna rzecz, której
nikt o Idzie nie wiedział. Za cholerę nie chciała być wiedźmą."
Ida Brzezińska, potomkini wielkiego rodu czarodziejów, magów, wróżbitów nie posiada za grosz magicznych umiejętności. Tym samym staje się czarna owcą w rodzinie. Sama zdaje sie jednak tym nie przejmować i wieść w miarę normalne życie. Wszelką magię traktuje jak stek bzdur. Marzy o spokojnym studenckim życiu w murach Wrocławskiego Uniwersytetu, wytrwale zgłębiając się w tajniki ludzkiej psychologii. Wszystko to byłoby piękne, gdyby nie pojawiające się non stop żywe trupy, dusze zmarłych, czy nękające Idę upiory. Jak się okazuje, Ida ma unikalny dar, jest szamanką od umarlaków. Jest medium, które ma za zadanie bezpiecznie przeprowadzić duszę zmarłego na drugi brzeg Rzeki. Jednak to z pozoru łatwe do wykonania zadanie, jest niezwykle trudne. A już zwłaszcza, gdy wezwana dusza nie raczy się stawić na wezwanie... Dodatkowo Ida ma Pecha, albo mówiąc po prawdzie, to Pech ma Idę. W wielkim skrócie oznacza to mniej więcej, że Ida przyciąga kłopoty jak magnes.
Fabuła tomu pierwszego skupia się głownie na szkoleniu Idy jako medium. W tym tomie nie znajdziemy za wiele zwrotów akcji, za to spotykania z umarłymi mamy jak w banku! Tom pierwszy w dużej mierze służy jako wprowadzeniu Czytelnika w świat, gdzie świat rzeczywisty miesza się z magicznym, oraz zapoznaniu go z bohaterami.W tomie drugim akcja zdecydowanie nabiera tempa i swoistego klimatu grozy. Ida musi bowiem odnależść duszę czarodzieja, który utknął po drugiej stronie lustrzanych piekieł. Oj, będzie się działo! Dodatkowo oprócz duchów w drugim tomie spotkamy także wszelkiej maści inne stworzenia, wampiry, driady, czarty... Kto ma ochotę na wycieczkę do lustrzanych piekł? :D
Zestawiając ze sobą te dwa tomy muszę zwrócić uwagę na to, że są one niezwykle dobrze wyważone. W tomie pierwszym nie ma za wielu zwrotów akcji, to taka bardziej humorystyczna część dylogii, za to w tomie drugim autorka dosłownie lała akcją pełnymi wiadrami! To zasadniczo odróżnia od siebie te dwa tomy i sprawia, że Czytelnik może na spokojnie zapoznać się z bohaterami, w tym z całym gronem umarlaków, a następnie śledzić błyskawiczny rozwój akcji. Wiem, że niektórych, takie skrajności mogą odrzucać, jednak mi takie nierówne wydzielenie akcji nie przeszkadzało, byłam zaskoczona, ale w pozytywnym sensie!
Bardzo spodobał mi się sposób w jaki Raduchowska wykreowała bohaterów. Każdego z nich wyposażyła w unikatowe cechy i umiejętności. Nie stworzyła bohaterów idealnych w każdym calu, wskazała tez ich wady i ułomności, co sprawiło, że bohaterowie sprawiali wrażenie namacalnych postaci, z "krwi i kości".
Główną bohaterką jest Ida, na początku książki na pozór zwyczajna dziewczyna lat 18-stu, która przecież "tylko rozmawia z umarlakami". Dziewczyna jest czarną owcą w rodzinie pełnej magii i czarodziejów. Na samym początku warto zwrócić uwagę, że Ida zupełnie nie przejmuje się swoim statusem "czarnej owcy", a samą magię uważa za kompletną bzdurę. To dziewczyna z charakterem, która potrafi pokazać pazurki, gdy coś ją zdenerwuje. Ma niezwykle cięty język i potrafi sypnąć ripostą, bądź jakąś ciekawą uwagą w każdej chwili. Kto nie zna Idy, musi się przygotować na niezwykle "miłe" powitanie. Po przeskoku czasowym w książce, gdy Ida kończy 20 lat obserwujemy jej wewnętrzną przemianę.Nauka u ciotki dała jak najbardziej pozytywne efekty. Ida stopniowo nauczyła się kontrolować swój dar. Stała się bardziej opanowana i spokojniejsza. Jednak dwie rzeczy się nie zmieniły: jej cięty język i prześladujący Idę Pech. W tomie drugim dziewczynę czeka niezwykle trudne zadanie, musi odnależść duszę Czarodzieja i przyprowadzić ją na brzeg Rzeki. Tylko czy depczący jej po piętach Pech jej na to pozwoli? Bardzo polubiłam Idę, a jej niepohamowana zdolność do wpadania w tarapaty sprawiała, że nie raz i nie dwa wybuchałam śmiechem. A jej cięte riposty sprawiły, że polubiłam ją jeszcze bardziej!
"Mam wizje ,
prorocze sny, rozmawiam z umarlakami, przepowiadam śmierć, a ostatnio panicznie
boję się wycieczki do lustrzanych piekieł i tego, że lada chwila dusza rozleci
mi się na kawałeczki."
Kolejną postacią, którą warto wyróżnić jest Tekla, ciotka Idy, która podobnie jak jej siostrzenica posiada dar medium.Ciotka zamieszkuje starą willę, która delikatnie mówiąc jest "nawiedzona", a konkretniej, budynek odczuwa dokładnie to samo, co jego właścicielka. Jakby tego było mało, sama ciotka jest duchem! Tekla ma tylko jedno zadanie do wykonania. Musi wyszkolić siostrzenicę na medium, zanim skończy się jej czas egzystowania w postaci bezcielesnej na Ziemi. A ze skłonnością Idy do wpadania w tarapaty, to będzie naprawdę nie łatwe zadanie! Mogę śmiało powiedzieć, że Ida jest wierną kopią Tekli. Obie są podobne z wyglądu i mają tak samo cięte riposty na każdy temat. Nie sposób nie zżyć się z ta dwójka bohaterek! Ich zabawne dialogi nie raz wywoływały na mojej twarzy uśmiech. Dodatkowo sam pomysł ciotki Tekli jako ducha jest niezwykle oryginalny i sam w sobie zabawny!
"No,niechże Idą
przestanie zapluwać jadem otoczenie, bo jeszcze mi dziurę w parkiecie wypali,
lepiej niech mówi, co ja gryzie."
Następną postacią, która skradła moje serce i jest kluczowa dla całej fabuły jest Konstanty Kruszyński, zwany "Kruchym". To łowca wszelkiej maści stworów, poczynając od duchów, na demonach kończąc. Pomaga Idzie odnaleźć zaginionego czarodzieja. To postać ze smutną i niełatwą przeszłością, który swoje smutki topi w alkoholu. Dla przyjaciół jest jednak w stanie zrobić wszystko, z utratą życia w ich obronie włącznie. Nade wszytko kocha jeść, ale przez to nie jest wcale gruby! Zawsze woli zakładać najlepsze, w przeciwieństwie do Idy, czym zaskarbił sobie moją sympatię. A jego uśmiech dodawał otuchy także i mnie, gdy akcja gwałtownie ruszała stępa. To postać jak najbardziej pozytywna, stanowiąca idealne uzupełnienie do wybuchowego charakteru Idy. Kruchy, podobnie jak Ida sypie ripostami z rękawa, co sprawia, że książka jest zapisana ciekawymi wymianami zdań pomiędzy tą dwójką. Jak tu się oprzeć Kruchemu, no?
Oto jedna z takich "perełek":
"-Popracujesz u nas z pół roku - odparł, podnosząc
kubek do ust - i lekcje nie będą ci potrzebne.
- A co będzie? - Terapia u dobrego psychologa. - Super. - Ida odrzuciła torbę na kanapę i pomaszerowała w
stronę kuchni. - Mam dość. Muszę się napić. Poczęstowałabym, ale niestety,
skończył mi się arszenik. - Może być cyjanek - mruknął łaskawie Kruchy, gdy mijała go w
drzwiach. Szczerze zmartwiona pokręciła głową. - Nie może. Działa zbyt szybko, a ja chcę patrzeć, jak
umieracie długo i w męczarniach."
Język, jakim operuje autorka jest prosty, ale niezwykle barwny. Tym, co mnie najbardziej urzekło w tej książce jest wszechobecny humor, co dodaje powieści uroku i czyni ją nietuzinkową. Moje "smaczkowe" cytaty to nie wszystko na co stać Raduchowską! Każda strona jest zapisana barwnym, humorystycznym językiem. To właśnie język jest tym, co wyróżnia tę powieść na tle wielu innych. Autorka nie przesadziła ani z opisami, ani z dialogami. Wszystko było ładnie wyważone i pieczołowicie dopracowane, a przy tym wypełnione humorem, który sprawiał, że bardzo przyjemnie i szybko czytało mi się tę książkę. Nawet w chwilach grozy w "Demonie Luster" nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
"Piwnica! Ciemna,
zimna, straszna, cicha piwnica! Tak, tak, tak! Toż to klasyka! Normalnie taka
piwnica, że mucha nie siada! No właźże, dziewczyno, na co czekasz?"
Jeśli miałabym wyróżnić ten tom, który podobał mi się bardziej, zdecydowanie, byłby to tom 1, czyli "Szamanka od umarlaków".Mimo, że nagłe zwroty w "Demonie luster" były jak najbardziej na najwyższym poziomie i dopięte na ostatni guzik, to jednak, chyba przywykłam do spokojnego tempa akcji, jaki panował w tomie 1-szym. Tom pierwszy zapewni Czytelnikowi końską dawkę śmiechu,a drugi jest po brzegi wypełniony grozą czającą się po drugiej stronie luster, ale śmiechu również tam nie brakuje! Jednak moim faworytem zdecydowanie pozostanie tom 1 cyklu "Szamanki od umarlaków"
Jeśli szukacie powieści z humorem i dodatkowo z duchami w tle to ta powieść jest dla Was! Cykl "Szamanki..." czyta się lekko i szybko, dodatkowo z tak nietuzinkowymi bohaterami nie sposób się nudzić! To powieść lekka i przyjemna, pozycja wręcz idealna na wakacje! Może to być też wspaniały pomysł na prezent! Dla fanów Raduchowskiej, miłośników humoru przeplatanego z fantasy to pozycja idealna, a wręcz obowiązkowa!
Po "Purezento" sięgnęłam spontanicznie. Nawet się nie spodziewałam, że będzie to naprawdę kawał świetnej powieści obyczajowej. Dzięki tej pozycji po raz drugi zetknęłam się z twórczością Pani Bator. W odróżnieniu od przewodnika po Japonii, jakim był "Japoński wachlarz", jej ostatnia powieść "Purezento" to naprawdę książka niebanalna. Powieść podejmuje problemy borykania się z przeszłością, utratą, a przy tym również wypełniona subtelną nutką magii Kraju Kwitnącej Wiśni. Tę książkę otrzymałam, jako nagrodę w konkursie i gdyby nie to, to pewnie bym do niej zajrzała. Dlatego tym bardziej się cieszę, że mogłam przeczytać tak nietuzinkową powieść! Zapraszam na recenzję perły o Japonii, gdzie wszystko jest rzeczywiste i zarazem fantastyczne..:)
"Kiedy drzwi zamknęły się za jej chłopakiem, nie wiedziała, że widzi go po raz ostatni. Kiedy zaczęła uczyć polskiego Panią Myōko nie przypuszczała, że dzięki niej wyruszy w daleką podróż. Kiedy po raz pierwszy spotkała Mistrza Myō, nie sądziła, że jej życie na nowo nabierze sensu. Kiedy na jej drodze stanął mężczyzna ze znamieniem w kształcie oliwki na plecach, nie spodziewała się jak silna będzie miłość, która ich połączy. "
-LubimyCzytać
Głowna bohaterka niedawno straciła miłość swojego życia. Jest rozbita zarówno emocjonalnie, jak i psychicznie. Aby zapomnieć o bólu z powodu utraty rzuca się w wir pracy. Bohaterka to z wykształcenia nauczycielka języków polskiego i angielskiego. Poznajemy ją, gdy otrzymuje ofertę pracy w Polish Babel jako nauczycielka języka polskiego dla cudzoziemców. Tam spotyka dosyć osobliwą uczennicę, rodowitą Japonkę o imieniu Myōko. Uczennica wykazuje znacznie większy potencjał, czym wyróżnia się na tle klasy. Gdy szkoła Polish Babel zostaje zlikwidowana na główną bohaterkę czeka dosyć nietypowa prośba ze strony Pani Myōko. To własnie za sprawą tajemniczej Japonki, główna bohaterka wyrusza w podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie spodziewa się, że tam, dokona się jej zupełna metamorfoza, a czas zaleczy stare rany.
Fabuła powieści skupia się na wątku podróży, nie tylko w sensie fizycznym, ale i duchowym.
Przez całą powieść główna bohaterka zmienia się, dojrzewa. W Japonii dziewczyna styka się z pradawną sztuką naprawiania przedmiotów za pomocą złota, zwaną kinitsugi. Sztuka kinitsugi staje się metaforą losu głównej bohaterki. W miarę jak dziewczyna naprawia stare, zużyte, pęknięte naczynia, zasklepiają się również jej rany. Bohaterka otwiera się na świat i dokonuje własnego rozrachunku z przeszłością.
Akcji prawie w ogóle nie ma w tej książce. Każdego dnia mają miejsce nieco podobne, można powiedzieć wręcz schematowe czynności i wydarzenia. Mimo, że przez to książka może sprawiać wrażenie nudnej, jest zupełnie odwrotnie. Brak akcji w niczym nie psuje odbioru powieści, a nawet czyni ją przez to wyjątkową. Dzięki temu Czytelnik wraz z główną bohaterką podróżuje po ulicach Japonii, japońskiej kuchni i z każdym rozdziałem na nowo uczy się odkrywać piękno w małych rzeczach.
"Szukaj piękna w rzeczach małych."
Przez "Purezento" w każdym rozdziale przewija się całe mnóstwo postaci, zarówno tych mniej ważnych, jak i kluczowych dla całej fabuły. Przez to, że książka posiada tak wielu bohaterów Czytelnik może poznać przeróżne punkty widzenia i wyrobić sobie własne zdanie na temat wielu sytuacji życiowych.
Głowna bohaterka to kobieta rozbita emocjonalnie, która po śmierci swojego chłopaka rzuca się w wir pracy. Nie spodziewana propozycja ze strony Pani Myōko i wyjazd do Japonii sprawią, że kobieta na nowo odnajdzie sens życia, dzięki pradawnej sztuce kinitsugi. Przyznam, że jej początkowa niechęć do wszystkiego wokoło, apatia, rozpamiętywanie danego wydarzenia, czy strach przed rekinami ludojadami przechadzającymi się między ludźmi były irytujące. Kiedy jednak dziewczyna otrząsnęła się i uporała z własnymi "demonami przeszłości" byłam w stanie nawet ją polubić.
"Zdarzają się rzeczy, które nie czynią nas
silniejszymi, nawet jeśli przeżyjemy. Chcemy wierzyć, że czas nas uleczy sam z
siebie. Ale czas nie jest lekarstwem, jeśli pozostajemy bierni. Wtedy po prostu
upływa, obojętny."
Makoto jest w połowie narodowości japońskiej. Tym co go wyróżnia jest znamię w kształcie śliwki na plecach. Mako to postać jak najbardziej pozytywna i ciepła. Jego miły charakter, gotowość do pomocy, umiejętność zachowania spokoju w każdej sytuacji sprawiły, że stał się moim ulubionym bohaterem tej powieści. Dodatkowo, był całkiem przystojny, a czego chcieć więcej? :)
"Potrzebowałam pracy. Umiałam uczyć. Siedział przede mną uczeń, który potrzebował konwersacji. Miał pod dolną wargą bliznę w kształcie znaku oznaczającego jednocześnie umysł i serce, nierozdzielnie. Znał imię kota, który ze mną spał. Może to tylko łut szczęścia. Może to tylko przypadek."
W powieści, oprócz wątku podróży, o czym wspominałam na początku występuje jeszcze wiele innych. Ta wielowątkowość bardzo ubarwia powieść i nadaje jej nieco swoistego japońskiego czaru.
Wątek, który najbardziej rzuca się w oczy to wątek przemijania, doczesności, którego metaforą jest tutaj pradawna sztuka kinitsugi, czyli naprawiania zużytych przedmiotów za pomocą złota. Sztuka kinitsugi jest z pewnością trudna, jak i czasochłonna. Wymaga od naprawiającego mnóstwa cierpliwości, spokoju i dokładności. W miarę, jak brniemy wraz z główną bohaterką przez tajniki sztuki kinitsugi, okazuje się, że naprawiać złotem można na wiele sposobów, są one jednak trudniejsze i bardziej czasochłonne. Sztuka kinitsugi stanowi w książce metaforę przemijania, doczesności, upływu czasu. Uczy, że tak jak japońska czarka,każdy człowiek nosi w swojej duszy tysiące ran, które czas musi zaleczyć, aby człowiek znów stał się "kompletny" i stanął na nogi.
"Jeśli
się postaramy, możemy stworzyć nową całość z rozbitych części i łączących je
blizn. Blizny po bólu, cierpieniu spowodowanym utratą, doznanych upokorzeniach
są widoczne. Takie pozostaną. Do końca. Nie ukrywamy ich w poszukiwaniu
sztucznej doskonałości. Niedoskonałość i przemijanie są częścią tego, kim
jesteśmy. Część naszej podróży. I to właśnie jest piękne."
Wątek miłosny między Makoto a główną bohaterką opiera się przede wszystkim na wzajemnym zaufaniu. Nie znajdziemy tu więc żadnych 'ochów' i 'achów' na temat wielkiej miłości. Ten wątek rozwija się przez całą powieść, w sposób subtelny i delikatny. Powolny rozwój tego wątku daje Czytelnikowi wyobrażenie, o tym jak relacja miłosna pomiędzy dwojgiem ludzi powinna wyglądać. Uczy, że miłość opiera się przede wszystkim na zaufaniu do drugiej osoby.
"Byliśmy kroplami w nieskończonym morzu."
Wątek, który mnie najbardziej urzekł to subtelny wątek magiczny związany z japońskimi wierzeniami. Duchy obcujące z żywymi podczas Święta Obon (Japońskie Święto Zmarłych), czy niezwykła grota wypełniona wodą ukryta za posągiem japońskiej bogini, gdzie dokonuje się przemiana głównej bohaterki, uleczenie jej słabości dodają tej powieści niezwykłego i magicznego klimatu. Delikatnie, na tyle, aby nie przesadzić, ale równocześnie na tyle, by Czytelnik poczuł echa japońskiej magii i wierzeń Japończyków. Oprócz tych "magicznych" smakoszy książka oferuje,jak na tacy, zapoznanie się z codziennym życiem mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Podczas codziennych spacerów wraz z główną bohaterką i jej kotem, Mushinem Czytelnik obserwuje jak naprawdę wygląda życie w Japonii. Poznaje ich zwyczaje, kulturę, wierzenia i nawyki. Tę całą otoczką japońskości widać w tej powieści niemal na każdym kroku, dlatego określenie tej powieści jako "powieść na wskroś japońska" jest jak najbardziej trafne! Przyznam, ze nie dowiedziałam się niczego nowego o zwyczajach japońskich mieszkańców, poza ideą sztuki kinitsugi, to jednak sam fakt, że kultura Japonii została w tej książce poruszona mi wystarczył i sprawił, że cieszyłam się mogąc obcować z kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni.
"Zgubiłam się w jaskrawym jesiennym słońcu. Miedzy dwoma wcieleniami. Nie wiem, jak trafiłam akurat tu."
Język jakim operuje autorka na pewno nie należy do tych z kategorii "wysokich lotów". Jest oszczędny i prosty, pozbawiony wzniosłych wyrażeń, czy epitetów. W tej swojej formie oszczędności, wręcz surowości da się zauważyć melancholię i osobliwy smutek, który wręcz wyziera się z każdej strony powieści.Mimo tego, że kocham książki określane"mianem wysokich lotów",to jednak ten prosty i surowy styl autorki pasuje jak ulał do tej książki. Prostota formy, dokładność, melancholia, surowe wychowanie, te cechy są wpisane komputerowo w życie Japończyków. Własnie dlatego, subtelny, ale prosty język tak świetnie pasował i nie psuł mi odbioru tej książki. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało.
Mimo, że w mojej ocenie tej książki znacznie przeważają plusy to jednak znalazły się również jej minusy. Są to głownie niedowiedzenia w fabule. Do tych niedopowiedzeń należy między innymi fakt, że główna bohaterka wyjeżdża do Japonii właściwie nie wiedząc na jak długi okres czasu. Bohaterka zgodziła się na wyjazd i w każdej chwili może się okazać, że będzie musiała wrócić, co było irytujące i moim zdaniem zupełnie pozbawione logiki. Bohaterka zgadzała się prawie na wszystko, bez zdawania pytań, co chwilami było tak irytujące, że miałam ochotę nią potrząsnąć. Brak zainteresowania podstawową wiedzą "kiedy, po co, na ile?" był wprost rażący, a przez to niezmiernie irytujący. Wyglądało to tak, jakby dziewczynie było wszystko jedno, jakby zupełnie straciła zainteresowanie własnym losem.
Dodatkowo, nigdzie nie znalazłam ani słowa, czy choćby wzmianki, o tym, jak główna bohaterka ma na imię. To dosyć nie istotny szczegół, ja lubię jednak wiedzieć, jak nazywają się głowni bohaterowie powieści.
Kolejnym minusem tej powieści był brak przypisów odnośnie japońskich sformułowań występujących w powieści. Takie niby banalne, a jednak, gdyby przypisy się znalazły to ta powieść byłaby o niebo jeszcze bardziej "japońska".
Tak, jak pisałam wcześniej, ta powieść ma o wiele więcej plusów, niż minusów, no, ale każdy ma swoje "ale". Na zakończenie muszę przyznać, że bardzo lekko i szybko mi się ją czytało. Przeczytałam w niecałe 3-4 dni i nawet nie zauważyłam, kiedy to minęło!
Jednym z powodów, dla których warto sięgnąć po "Purezento", oczywiście, nie licząc pięknej okładki jest sam tytuł powieści. Tytułowe purezento oznacza po japońsku prezent, co samo w sobie sugeruje nam 2 rzeczy. Po primo zapoznawanie się z tą powieścią przypomina powolne odpakowywanie prezentu. Niby powieść banalna, opatrzona piękną okładką, a jednak, to coś więcej!Po secundo bazując na samym tytule "Purezneto" samo w sobie może być książką idealną na prezent. A już zwłaszcza dla osób zainteresowanych Krajem Kwitnącej Wiśni! Komu polecam?Przede wszystkim, „Pureznto” to powieść dla osób zainteresowanych Japonią, szukających szczypty dobrego romansu. Jest to powieść lekka i przyjemna, idealna dla tych, którzy szukają dobrej powieści na lato! Serdecznie polecam!