Pod względem czytelniczym Wrzesień był bardzo udanym miesiącem. We wrześniu przeczytałam 12 książek, co mnie szczerze, aczkolwiek pozytywnie zaskoczyło- bo w końcu przygotowuje się do matury, więc skąd taka ilość? No cóż dla mnie oznacza to tylko jedno, to potwierdzenie tego, że bez książek nie mogę po prostu żyć. Moja potrzeba czytania to coś w rodzaju oddychania. Książki są moim tlenem, moim życiem i kocham je za to. :) A więc do rzeczy.
muzyczka:
książek :)
1. "Wszechświat kontra Alex Woods"- Gavin Extence <recenzja>
To była moja ostatnia książka minionych wakacji i zarazem pierwsza, dzięki której powoli zaczęłam oswajać się z myślą, że wakacje już minęły...
2."Harry Potter i komnata tajemnic"- J.K.Rowling
To była książka z którą rozpoczęłam już swój ostatni rok szkolny, a więc i klasę maturalną. A przygody młodego Czarodzieja nadają się do tego idealnie- Harry spędza swój rok szkolny w Hogwarcie, zaś ja w liceum.:)
3 i 4. "Malowany Człowiek Księga 1 i 2"- Peter V. Brett
"Malowany Człowiek to pierwsza cześć cyklu składającego się z 9 tomów. Postacie, jak i główne wątki są w gruncie rzeczy przez cały czas takie same, dlatego też zrecenzuję tą serię jako całość. Powiedzmy sobie szczerze, ciężko byłoby pisać w kółko o tych samych bohaterach aż 9 razy. :)
"Szaławiła" była króciutkim opowiadaniem, dla mnie pełniącym rolę wprowadzenia do dylogii "Dożywocie", którą zamierzam przeczytać w październiku i która na pewno będę recenzować.
9. "Proces"- Franz Kafka
"Proces" był moją szkolną lekturą na ten miesiąc i szczerze mówiąc w ogóle nie wpasował się w mój gust czytelniczy i też średnio mi się podobał. Dlatego też nie miałam zamiaru recenzować tej książki.
Tę książkę zabrałam ze sobą na kilkudniowy wyjazd do Czech i tak jak się spodziewałam, Zafon okazał się świetnym towarzyszem podróży. Recenzję z "Cienia wiatru" pisałam już jakiś czas temu, dlatego zainteresowanych tam odsyłam.
11. "Fałszywy książę"- Jennifer A. Nielsen <recenzja>
12."Król uciekinier"- Jennifer A. Nielsen
Recenzja z tej książki pojawi się niebawem, przypuszczalnie lub w piątek/sobotę- już w październiku!
Zdecydowanie "Fałszywy książę"- Jennifer A. Nielsen
"Proces"- Franz Kafka
Choć znajduję czas na czytanie to niestety gorzej z pisaniem. Powód jest bardzo prosty: ja nie mam czasu... Wiem, to banalne, dlatego cieszę się, że udało mi się zrecenzować te wyjątkowe pozycje tego miesiąca. Jestem szczerze zdumiona ich ilością. I nastraja mnie to bardzo pozytywnie, bo wiem, że w kolejnych miesiącach nie będę mogła pozwolić sobie na tak dużą ilość czytania jakbym chciała, bo chcę jak najlepiej zdać maturę i dostać się na wymarzone studia. Recenzje będą się pojawiać, ale niestety nie będzie ich tak dużo. Oczywiście, zapewniam, przysięgam pisać będę, bo jak wspominałam na początku- nie mogę bez tego żyć, bez pisania o książkach, które kocham moją wielką miłością.
Zamiar przeczytania "Fałszywego księcia" nosiłam w sobie już od dawna, ale z jakichś niewiadomych powodów odsuwałam tą decyzje w czasie. To był błąd. Bo gdy wreszcie sięgnęłam po debiutancki egzemplarz Jennifer Nielsen, nie mogłam się oderwać! Dostałam dokładnie to czego oczekiwałam, jeśli nie więcej: niebanalną historię, misternie utkaną intrygę i świetnie skonstruowanych bohaterów. Ta książka idealnie wpasowuje się w mój gust czytelniczy, a wiem co mówię, gdyż jako zaprawiona w bojach Czytelniczka mam spore wymagania co do książki. A "Fałszywy książę" to jak dla mnie książka doskonała. Zapraszam na recenzję "Fałszywego księcia" autorstwa Jennifer A. Nielsen!
"W pewnej dalekiej krainie zanosi się na wojnę domową. Aby zjednoczyć podzielone królestwo, arystokrata Conner postanawia osadzić na tronie mistyfikatora, udającego zaginionego przed laty księcia. Zmusza do zabiegania o tę rolę czterech chłopców – do niedawna mieszkańców sierocińca. Kolejne dni rywalizacji odsłaniają coraz to nowe oszustwa i tajemnice, aż w końcu na jaw wychodzi prawda, która okaże się bardziej niebezpieczna niż wszystkie kłamstwa razem wzięte. Kto wykaże się męstwem i wygra, a komu pisana jest porażka?"
-LubimyCzytać
„(...) - Gotów jestem kłamać,
oszukiwać i zabijać. Gotów jestem oddać duszę diabłu, bo wierzę że w w
ostatecznym rozrachunku został bym uniewinniony.”
Nigdy nie pociągały mnie powieści, w których uknuta jest jakaś intryga, a sama książka ma za zadanie mocno wytężyć umysł Czytelnika. A przynajmniej nie, do momentu, gdy sięgnęłam po "Fałszywego księcia", bo ta powieść - dosłownie- mnie oczarowała!
Królestwo Carthyi otacza groźba wojny domowej. A w mieście krążą plotki o tajemniczym morderstwie rodziny królewskiej. I jeśli wierzyć plotkom, to pogłoska jest jak najbardziej prawdziwa. Aby zapobiec nadciągającej wojnie domowej pewien arystokrata imieniem Conner, decyduje się posadzić na tronie mistyfikatora, który rzekomo okaże się być zaginionym przed laty młodym księciem Carthyi, Jaronem. W tym celu Conner przeszukuje wzdłuż i wszerz carthoriańskie sierocińce. Do roli księcia wybiera czwórkę chłopców, którzy podczas dwóch tygodni muszą spełnić wszystkie jego warunki, aby zasłużyć na tytuł księcia i przekonać regentów byłego króla. Zadanie niby proste, oczywiście jeśli pominąć fakt, że Conner ma przed sobą czwórkę sierot, pozbawionych jakichkolwiek manier, czy choćby najmniejszych aspektów edukacji. Niemal na samym początku książki pojawia się pytanie: którego z kandydatów Conner wybierze na swojego księcia? Rozpoczyna się wyścig z czasem, którego nagrodą jest życie i władza, a przegraną jest... śmierć.
„Najsmutniejsze jest to, że
kiedy odejdziemy, nikt za nami nie zapłaczę. Żaden przyjaciel, krewny.”
Fabuła książki skupia się na próbach przygotowania biednych sierot do roli księcia. Zadania jakie Conner postawił przed chłopcami, nie są wcale łatwe. W ciągu dwóch tygodni muszą nauczyć się biegle władać mieczem, ujeżdżać konie, zapamiętać milion nazwisk przodków rodziny królewskiej i nauczyć się dobrych manier. A przede wszystkim... nauczyć się pokory, co w dużej mierze dotyczy chłopca o imieniu Sage, głównego narratora powieści. Sage to doświadczony kieszonkowiec, który robi wszystko, aby zniechęcić do siebie Connera, a przy każdej wypowiedzi, jego głos ocieka ironią. To postać, która niewątpliwie uprzyjemnia czytanie powieści, ponieważ Sage ucieka się do różnorakich sztuczek, aby uciec z zamku lub też przekonać Connera, że on sam ma rację. Fabuła w dużej mierze skupia się na kreacji tegoż bohatera, jego próbach ucieczki. Czytelnik z zapartym tchem brnie przez kolejne strony, bo na każdej z nich znajduje się napięcie budujące akcję i nadające popęd dla całej fabuły. Fabuła obfituje również w wiele wątków pobocznych, a jej duża część poświęcona jest budującej się zawiłej relacji pomiędzy sierotami a Connerem, ich oprawcą. Fabuła ma dla tej historii kluczowe znaczenie, ponieważ została poprowadzona w taki sposób, aby przyciągnąć oko Czytelnika, co w moim przypadku zadziałało ze zdwojoną siłą. Dostałam dokładnie to, czego szukam w książkach, a nawet więcej, ponieważ misternie uknuta przez Connera intryga, sprawiła, że nie popadałam w nudę, ale wręcz przeciwnie, coraz mocniej i silniej wbijała mnie w fotel, a gdy chciałam wyłączyć e-booka, umysł wołał:więcej! Jeszcze nigdy dotąd nie spotkałam książki, która tak mocno by mnie wciągnęła.
Akcja w tej powieści jest zróżnicowana. Stopniowo nabiera tempa, a zaraz potem opada. Niemniej, Czytelnik ma cały czas świadomość, że w książce dużo się dzieje i nie chodzi tutaj bynajmniej o konkurencję Connera, między chłopcami o książęcy tytuł i królestwo Carthyi. O, nie, to coś znacznie więcej. To perfekcyjnie uknuta intryga złożona z mnóstwa kłamstw, pytanie tylko, co jest prawdą? Dodatkowo akcję ubarwiają widowiskowe numery, jakie wyczynia Sage, a to sprawia, że powieść znacznie, ale to znacznie zyskuje w oczach (przynajmniej w moich).
"Jeśli nie jesteś dość silny, żeby znosić te wszystkie
rany, to powinieneś zacząć ich unikać.”
Bohaterowie, jakich wykreowała Jennifer A.Nielsen, to kolejny walor- jeden z wielu w tej powieści. Bohaterowie są różnorodni, a każdy posiada jakieś swoje indywidualne cechy, co dodatkowo ich wyróżnia. Nie są on jednowymiarowi, a każdego z bohaterów Nielsen wyposażyła w motywy tłumaczące ich działania, co dodatkowo podnosi jej kunszt pisarski i umiejętność kreacji wielowymiarowych bohaterów na tle innych autorów. Postacie są intrygujące i naprawdę świetnie wykreowane. Nie jest ich znowu nie wiadomo jak dużo, ale na taką powieść jak "Fałszywy książę" wystarczająco. Z pośród czwórki sierot są to: wiecznie zakatarzony i kaszlący - Latamer, który właściwie prawie natychmiast ginie z ręki Connera, Roden- biegle władający mieczem, za to pozbawiony sprytu i daru przekonywania, Tobias- mól książkowy i świetnie wykształcony chłopak, za to taki... blady na tle biegle władającego Rodena czy ostatniego z chłopców, Sage, który absolutnie został moim ulubionym bohaterem męskim w tej powieści, a oprócz tego to chyba mój ulubiony męski bohater wszech czasów.
Sage, to postać którą absolutnie uwielbiam. To piętnastoletni chłopiec wychowany na peryferiach królestwa Carthyi i w chwili rozpoczęcia powieści mieszkający w sierocińcu Pani Tuberdably. To weteran wśród miejscowych rzezimieszków czy wszelkiej maści kieszonkowców. Sage ma wiele różnorakich talentów. Dzięki swojej zwinności i drobnej budowie świetnie się wspina, także i po dachach. Potrafi również do perfekcji w krótkim czasie przyswoić sobie nowy język i wyćwiczyć akcent. Jednak to nie wszystko... Sage to perfekcyjny kłamca i spryciarz obdarzony językiem ociekającym ironią, a cięte riposty zawsze trzyma w zapasie dla tych, którzy nim gardzą. Oprócz tego to niezwykle przekorny chłopak, który podniesie się nawet ze sto razy, nawet gdy zostanie całkiem sam i nikt nie będzie stał po jego stronie. Ten upór, przekora i cięty język sprawiły, że pokochałam tego bohatera bardzo, ale to bardzo mocno. I podczas konkurencji o koronę, to własnie on był moim faworytem.
„Zawsze stoję tylko po swojej stronie. To ty musisz
mnie przekonać, że pomagając tobie, pomagam też sobie samemu.”
Na moje uznanie zasłużył też Conner, główny antagonista powieści. Wykreowany został jako świetny i nader to przekonujący intrygant, który pragnie władzy nad królestwem Carthyi. To postać bezwzględna i okrutna, która pragnie dominacji, a przy tym obdarzona nieprzeciętną inteligencją. Nie był to mój ulubiony bohater, ale mam słabość do świetnie wykreowanych i inteligentnych antagonistów.
Język i styl autorki jest prosty, ale niezwykle barwny. Dużą część książki zajmują opisy oraz wewnętrzne rozterki głównego bohatera, Sage. Kieszonkowiec to narrator tej powieści, dlatego jak można się domyślać, język powieści jest pełen zdań ociekających ironią i domysłów na temat intrygi Connera. Pomimo tego, że jestem wymagająca w stosunku do języka książki, to jednak tą powieść czytało mi się bardzo szybko i lekko, pewnie w dużej mierze było to spowodowane świetnie poprowadzoną fabuła i wartką akcją. Niemniej jednak język autorki pokazuje kunszt pisarski Jennifer i osobiście uważam, że jest fenomenalny. Widać, że autorka ma talent do pisania i sama dopilnowała, aby wszystko w jej powieści było dopracowane do perfekcji.
"- (...) Umiesz walczyć mieczem?
- Jasne, jeśli mój przeciwnik jest bezbronny.”
"Fałszywy książę" oprócz wspomnianego na początku wątku kluczowego, posiada również wiele wątków pobocznych, jak na przykład relacja między sierotami. Ale to w dużej mierze powieść poświęcona psychologicznej przemianie i kreacji naszych bohaterów, która pokazuje, że przyjaciel może stać się wrogiem, a wróg najlepszym przyjacielem. "Fałszywy książę" podejmuje kwestię indywidualności każdego bohatera, jako odrębnej jednostki społeczeństwa. Ta indywidualność każdego człowieka to aspekt, który w wielu przypadkach bywa tłamszony i tu w dużej mierze chodzi o różnorodność osobowości. Powieść pokazuje, że często w wielu niekomfortowych sytuacjach ludzie sami nakładają maskę na twarz i starają się stać kimś innym. Jednak to zupełnie inna sytuacja niż gdy ktoś pragnie dogłębnie zniszczyć osobowość danego człowieka, a następnie zbudować ją na nowo od podstaw. A własnie w takiej sytuacji znalazł się główny bohater.
W tle książki przemyka się również wątek przyjaźni, która powoli przeradza się w miłość, jednak nie jest to powiedziane wprost.
Zaskoczyło mnie, że książka została sklasyfikowana jako fantasy/science fiction, ponieważ fantastyki jako takiej tam nie ma. Nie znajdziemy również magi ani czarów czy magicznych stworzeń. Zapewne autorce chodziło o wykreowanie uniwersum fantasy. O stworzenie świata przedstawionego, gdzie wszystko ma swoje własne, nowe reguły. Pod tym względem to się udało. Autorka po raz kolejny udowodniła, że stać ją na stworzenie czegoś równie dobrego jak na przykład uniwersum "Percy' ego Jacksona" Ricka Riordana czy "Podróżników z wyobraźni" Ulyssesa Moore'a.
"Fałszywy książę" to powieść, która mnie zaskoczyła, która mnie oczarowała i dostałam znacznie więcej niż się spodziewałam sięgając po tą powieść. Jeśli szukacie naprawdę świetnie utkanej, zawiłej intrygi, przeplatanej z wartką akcją i wciągającą fabułą to "Fałszywy książę" będzie pozycją idealną! Jeśli pragniecie przeżyć przygodę z nietuzinkowymi bohaterami to "(...) książę" zagwarantuje Wam gorące spotkanie! Jeśli chcecie odprężyć się przy wciągającej lekturze to "Fałszywy książę" czeka! Polecam, dla wymagających czytelników oraz dla tych, którzy dopiero co usłyszeli o Jennifer A. Nielsen.
Hej kochani! Będąc świeżo po zapoznaniu się z trylogią Martyny Senator zatytułowaną jako "Z popiołów", postanowiłam zrobić małe podsumowanie tej trylogii. Bez zbędnych przedłużeń, zapraszam! :) muzyczka:
Cykl "Z popiołów" to zbiór trzech różnych ksiąg wydawanych od 8 listopada 2017 do 18 lipca 2018 roku. Każdy tom tej trylogii posiada innych bohaterów, którzy stopniowo przewijają się gdzieś tam na kratach kolejnych tomów. W tych trzech tomach opisane są trzy historie miłosne, a każda para ma zarezerwowany dla siebie cały jeden tom. Są to trzy różne i niebanalne historie. Akcja wszystkich trzech tomów toczy się w Krakowie, w okolicach Rynku Głównego. Kolejną cechą wspólną dla każdego z tych tomów są trudne tematy, o których rzadko, jeśli w ogóle, słyszy się publicznie.Każdy z tych tomów uczy jak ważna jest wiara w siebie i swoje możliwości, a zaufanie pomoże powstać po wyjątkowo bolesnym upadku...
W takiej właśnie kolejności przedstawia się też moja "kolejność lubienia". Mimo, że każdy z tych tomów oceniłam dosyć wysoko, to jednak tom pierwszy nieodwołanie został moim faworytem ze względu na najlepszą moim zdaniem fabułę i bohaterów.
Kolejno przyznane oceny:
"Z popiołów" ocena 8/10.
"Z otchłani" ocena 7/10
"Z nicości" ocena 6/10.
Są to książki z gatunku New Adult, czyli adresowane w większości do studentów, jednak moim zdaniem dla każdego odpowiednio dojrzałego Czytelnika nadadzą się idealnie!
liczba stron: 368 słowa kluczowe: literatura polska
kategoria: literatura współczesna, obyczajowa, romans
język: polski
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
"Z nicości" to ostatni tom cyklu "Z popiołów" Martyny Senator. Wiedziona doświadczeniem i oczarowana swoistym krakowskim klimatem z dwóch poprzednich tomów, liczyłam, że ostatni tom trylogii będzie wisienką na torcie, a ja z radością przyznam mu największa notę. Tak przynajmniej sądziłam. Niestety, trochę się przeliczyłam. Ten trzeci tom bardzo mi się podobał, ale niestety nie na tyle, bym przyznała mu tak wysoką ocenę, jak początkowo zamierzałam... Dlaczego? Co sprawiło, że trzeci tom okazał się być dla mnie takim rozczarowaniem, po dwóch świetnych tomach? O odpowiedzi zapraszam do recenzji, czas na trzeci tom cyklu, "Z nicości" Martyny Senator!
"Elza ucieka z domu i zostawia
za sobą całe dotychczasowe życie. Wbrew tragicznej przeszłości chce zaryzykować
i postawić wszystko na jedną kartę. Kiedy poznaje Kubę, uroczego tatuatora,
zaczyna wierzyć, że jej los wreszcie się odmieni. Czy nowa, skomplikowana
miłość pomoże im zmierzyć się z problemami, które nadejdą?"
- Lubimy Czytać
„Kiedyś przestaniesz się bać
(...) Poczujesz się całkowicie wolna i będziesz latać tak wysoko, jak tylko
zapragniesz.”
Elza ucieka z domu chcąc pozostawić bolesną przeszłość za sobą. Pragnie zacząć od nowa, a miejscem dla niej idealnym staje się Kraków. Podczas ucieczki poznaje Kubę, który przez ostatnie dwa tomy przewijał się na kartach powieści i wreszcie dostał swoje pięć minut. Przez chwilę Elza wierzy, że może otrzyma od losu jeszcze jedną szansę. Ale to wydaje się być niemożliwe...
"Jak masz na imię?
-Elza.
-Ładnie, jak ta księżniczka z Krainy Lodu.
-Nie jesteś za duży na bajki?"
Podobnie jak w tomie pierwszym główną oś fabuły stanowi rozwijająca sie relacja miedzy głównymi bohaterami. Początkowo poprowadzenie w ten sposób fabuły, ani też powielenie niemal całkowicie schematu z tomu pierwszego mi nie przeszkadzało. Budująca się relacja miedzy bohaterami została ukazana po mistrzowsku i to we wszystkich jej aspektach. Stopniowo, najpierw przyjaźń, potem zaufanie i miłość. Bardzo podobało mi się takie podejście do rozwijającego się w ten sposób wątku, nawet pomimo tego, że było to odwzorowanie wielu sytuacji z tomu pierwszego. Martyna Senator po raz kolejny udowodniła, że potrafi misternie i po mistrzowsku poskładać niebanalną fabułę, która sprawia, że Czytelnik nie może oderwać się od lektury. Sam począteklektury był wspaniały i z rozmysłem wprowadzał wątek tajemnicy do fabuły- ucieczka z domu, przystojny tajemniczy tatuator oferujący swoją pomoc, zapowiadało się cudowne zwieńczenie całej trylogii.
Akcji podobnie jak w tomie pierwszym jest niewiele i skupia się ona na wewnętrznych rozterkach bohaterów. Autorka wplata jednak gdzieniegdzie nagłe zwroty akcji, które nieco zaburzają ten harmonijny i stonowany układ, a jednocześnie sprawiają, że w książkę nie wkrada się monotonia, a co za tym idzie, nie ma też nudy. Wydarzeń, które sprawiają, że akcja nabiera tempa jest sporo, co urozmaica powieść, a równocześnie pozwala wprowadzić wiele wątków pobocznych do fabuły.
Autorka po raz kolejny wykreowała naprawdę świetnych i realistycznych bohaterów o złożonych charakterach. Zachowała również swój schemat tajemniczej przeszłości bohaterów i po mistrzowsku ukazała ich wewnętrzna przemianę.Patrząc całościowo mam wrażenie, że o wiele lepiej wychodzi autorce kreacja męskich bohaterów niż postaci żeńskich, jednak to wcale nie sprawia, że postacie kobiece są przez to mniej wyjątkowe.
Elza to dziewczyna z traumatyczną przeszłością, która pragnie na nowo pookładać sobie życie. Jest nieufna i skryta. Desperacko usiłuje pokazać, że jest w stanie działać na własna rękę i boi się poprosić o pomoc. To dziewczyna z sekretami, która początkowo woli uciekać niż zmierzyć się z własnymi demonami. Elza to dziewczyna z dosyć nietypowym marzeniem, marzy o tym, aby założyć własną firmę i sprzedawać ręcznie uszyte zabawki. W realizacji tego marzenia bardzo mocno jej kibicowałam. Początkowo bardzo polubiłam tę postać, mimo, że była ona niemal doskonałą repliką Sary z tomu pierwszego. Jednak w miarę jak dobrnęłam do końca i poznałam jej sekret, to.. trochę ją znielubiłam. I właściwie to nie była wina sekretu Elzy, bardziej nie spodobał mi się sposób w jaki Elza starała się rozwiązać swój problem. I bardzo, ale to bardzo ucieszyłam się kiedy stanęła na nogi i odważyła się wziąć sprawy w swoje ręce, choć koszmarnie długo jej to zajęło.
„Chcę, żeby był tatuażem, który zasłoni stare nieudane wzory i wyryje w mojej duszy coś pięknego. Coś, o czym nigdy nie będę chciała zapomnieć.”
Kuba, to podobnie jak Michał i Szymon z poprzednich tomów, ucieleśnienie moich marzeń i typ cudownego chłopaka artysty. Kuba jest tatuatorem, a malowanie i tatuowanie to jego największa pasja. Tak jak pisałam na początku, Martyna Senator wyjątkowo dobrze kreuje postacie męskie i wyposaża ich w o wiele bardziej złożone charaktery. Chłopak, podobnie jak Elza boryka się z własnymi problemami. Jego ojciec nie chce nawet słyszeć o pasji syna do tatuowania i krytykuje go na każdym kroku, po cichu licząc, że syn zrobi aplikację adwokacką. Bohater musi udowodnić sobie i ojcu, że to co robi jest jego prawdziwa pasją i celem w życiu.
„Na zewnątrz możemy udawać twardych i niewzruszonych. Ale w głębi serca wszyscy szukamy miłości. Pragniemy być kochani. Czuć się potrzebni. Mieć własne miejsce, w którym moglibyśmy być sobą.”
Martyna Senator słynie ze swojego prostego i klarownego stylu pisania, który przyciąga oko Czytelnika i pozwala mu cieszyć się lekturą już od pierwszych stron powieści. Myśli i uczucia bohaterów są ukazane jasno i klarownie, dzięki temu Czytelnik nie musi dogłębnie analizować poczynań bohaterów. Dzięki temu powieść czyta się lekko i szybko, co czyni ją idealną na długie wieczory i pozwala odprężyć się przy wcale nie nużącej lekturze.
„Tym pocałunkiem otwieram przed nim serce. Powoli i niepewnie. A on, mimo oczekiwania, nie wpada do niego jak tornado. Przypomina wiatr, który delikatnie rozwiewa włosy i przynosi ulgę w upalny dzień. Całuje mnie czule i bez pośpiechu, tak jakby przed nami była cała wieczność. Stopniowo zabiera smutek i zastępuje go radością. Sprawia, że po raz pierwszy od bardzo dawna rozkwitam niczym kwiat.”
"Z nicości" porusza wiele istotnych i trudnych tematów, jak alkoholizm, dyskryminacja syna przez ojca czy nieudane małżeństwo. Autorka wykreowała bohaterów, którzy zamieniając się wewnętrznie pokazują, że chęć uporania się ze swoimi problemami to pierwszy krok do sukcesu. Bardzo mało jest ludzi, którzy dostrzegają, że takie problemy istnieją, a co dopiero przelewają swoje myśli na papier. To kolejny walor, który czyni powieści Martyny Senator wyjątkowymi.
Powodem dla którego nie mogę ocenić tego tomu tak wysoko jak pozostałe jest zachowanie Elzy, które zburzyło piękną relację, jaka budowała się między nią a Kubą. Sekret Elzy to było coś czego w ogóle się nie spodziewałam, zaskoczył mnie również o wiele bardziej złożony problem, niż jak to było w przypadku Sary. Sekret, do którego wyjawienia doszło zupełnie przypadkowo złamał serca obydwu bohaterom i postawił ich po dwóch różnych stronach barykady. W tym całym "podziale" całym sercem byłam po stronie Kuby i bardzo chciałam, aby wybaczył Elzie, to, co zrobiła. Martyna Senator podobnie, jak we wcześniejszych przypadkach udowodniła, że zaufanie i wybaczenie może dodać skrzydeł. Tak też było w tym tomie. Naprawdę bardzo się ucieszyłam, kiedy wszystko się wyjaśniło. Autorka po raz kolejny przyznała, że szczęśliwe zakończenia są najlepsze.
„Miłość jest jak ziarno.
Początkowo jej nie zauważasz, bo rośnie głęboko pod ziemią. Ale gdy zaczyna
kiełkować, zdajesz sobie sprawę, że była w twoim sercu dużo wcześniej.”
"Z nicości" to książka, która z pewnością ma swoje plusy i minusy, a przynajmniej w moim przypadku. Porusza tematy, które nie pojawiały się we wcześniejszych tomach, co jest zdecydowanie na plus. Polecam, bo na nudne wieczory nada się idealnie! Jeśli szukacie realistycznych, niemal namacalnych bohaterów "z krwi i kości", to "Z nicości" będzie wyborem idealnym z nietuzinkowymi postaciami! Dla tych, którzy chcą miło spędzić czas przy lekturze z wartką akcją i wciągającą fabułą to pozycja obowiązkowa!
liczba stron: 332 słowa kluczowe: literatura polska
kategoria: literatura współczesna, obyczajowa, romans
język: polski
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
"Z otchłani" to kolejna powieść Martyny Senator z cyklu "Z popiołów". Oczarowana poprzednią książką autorki pełna zapału przystąpiłam do czytania kolejnej części cyklu. Na wstępie zaznaczę, że ta pozycja ma zarówno swoje plusy i minusy, ale czy całość dorównuje tak surrealistycznie wykreowanemu klimatowi, jak to było w przypadku tomu pierwszego? O to mogłabym się spierać. Zapraszam gorąco na recenzję "Z otchłani " Martyny Senator!
"Po wyznaniu Adama świat osunął się Kaśce spod nóg. Nic nie jest takie, jak sądziła. Kiedy na jej drodze staje Szymon, dziewczyna ani myśli dać szansę miłości z Tindera. Gdyby wszystko mogło być zupełnie proste, a nie kompletnie zagmatwane, życie byłoby znacznie przyjemniejsze. Ale czas dać spokój mrzonkom i zacząć żyć według nowych zasad."
-Lubimy Czytać
"Jest w szoku. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek go uderzę.
A ja nie przypuszczałam, że kiedykolwiek mnie zdradzi."
Już w pierwszym tomie dało się zauważyć, że autorka głównym tematem swoich powieści czyni sytuacje trudne, jak np. zawody miłosne, podejmuje też problem uporania się z bolesną przeszłością i zaakceptowania siebie na nowo. Tak też było w tym przypadku. Tym razem poznajemy historię Kasi, przyjaciółki Sary i jej miłosnej, choć nieco skomplikowanej relacji z Szymonem, przystojnym i szarmanckim dziennikarzem.
Kasia od pięciu lat była w względnie szczęśliwym związku z Adamem, miłością z czasów licealnych. Niestety ta radosna sielanka szybko znikła, gdy bohaterka dowiedziała się, że jej ukochany ją zdradza. Zaakceptowanie tej sytuacji zajęło Kaśce sporo czasu, czego dowodem było morze łez, wylane do poduszki, czy nagminne oglądanie melodramatów. Aby wyciągnąć przyjaciółkę z depresji, Mirka, koleżanka z pracy i studiów, postanowiła umówić ją na randkę za pośrednictwem aplikacji randkowej- Tindera. To własnie w takich okolicznościach Kasia poznała Szymona. Mimo, że nie były to jednak okoliczności sprzyjające bliższemu poznaniu się dwójki tych bohaterów, to jednak stopniowo zaczęło rodzić się między nimi uczucie.
Fabuła "Z otchłani" to w dużej mierze powielenie schematu z części pierwszej. Skupia się ona na relacji między dwójką głównych bohaterów, jednak początkowo nie jest to relacja miłosna, a raczej czysto fizyczna. Znajomość bohaterów początkowo przypominała niebo pełne gradowych chmur, a bliże poznanie się bohaterów miało miejsce za sprawą maili, którymi wymieniali się między sobą bohaterowie powieści. Ich relacja z koleżeńskiej znajomości ograniczającej się do wspólnych obiadów, czy wyjść do kina, następnie przerodziła się w... czysto fizyczną relację. Dopiero później do głosu doszły uczucia, a między bohaterami stopniowo zaczął budować się związek oparty na wzajemnym zaufaniu i miłości.
W porównaniu do części pierwszej w "Otchłani" jest znacznie więcej akcji i też tyle się dzieje. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest kreacja głównych bohaterów. Podczas gdy w "Z popiołów" można zaobserwować przemianę wewnętrzną głównej bohaterki, w części drugiej akcja nie skupia się tak bardzo na przemianie bohaterów sensie psychicznym, choć tego tez nie brakuje, ale spora jej cześć przeznaczona jest na budująca się relację między Kasią a Szymonem. A jest to relacja na tyle skomplikowana, że można zgodnie stwierdzić, że to ona stanowi "siłę napędową" dla całej fabuły. Związek głównych bohaterów jest pełen skrajności od rozpaczy po śmiech, złość i rozczarowanie. Ten tom przepełnia gama uczuć płynących z zachowań i toku myślenia bohaterów. Podobnie jak w tomie pierwszym autorka ukazuje zmagania się bohaterów w ich trudnej sytuacji życiowej, Kasia musi otrząsnąć się po zerwaniu z Adamem, a Szymon na nowo ułożyć sobie życie. Autorka pozostała wierna przyjętemu w pierwszym tomie motywie tajemnicy, jaką jest osnuta postać bohatera. Tym razem Czytelnik będzie miał okazję poznać sekret Szymona, który wbrew pozorom wcale nie jest taki prosty. Bardzo mi się podobało, że autorka postanowiła zachować ten schemat, ponieważ chęć poznania tajemnicy głównego bohatera sprawiała, że mój umysł pracował na "wyższych obrotach" i znacznie chętniej czytałam rozdziały z jego perspektywy.
"Kiedyś ludzie nosili sekrety w głebi swoich serc, a dziś ukrywają je w swoich smartfonach."
Bohaterowie "Z otchłani" to bohaterowie przede wszystkim realistyczni i to zdanie jest w tym przypadku jak najbardziej trafne i najlepiej oddaje charakter tej powieści. To również wyjątkowy walor pisarski Martyny Senator, który sprawia, że czytelnik nie meczy się złudnymi wyobrażeniami na temat bohaterów i ich rzekomej "wspaniałości". Bohaterowie mają wady i zalety, a także tajemnice, które powinny zostać odkryte. Przyznam, że brakowało mi bohaterów z pierwszego tomu, Sary i Michała i budującej się ich wzajemnej relacji. To własnie dlatego było mi trochę ciężko przywyknąć do nowych bohaterów " Z otchłani". Niemniej ta książka również posiada dobrze wykreowanych bohaterów, których charaktery zostały uzupełnione o nawet jak najmniejsze detale, jak np. ulubiony zespół, kolor czy potrawa.
Kasia to wiecznie uśmiechnięta optymistka, do szaleństwa zakochana w gotowaniu i melodramatach. Studiuje i pracuje w korporacji, starając się pogodzić ze sobą te dwie rzeczy. To bohaterka, która w życiu kieruje się przede wszystkim sercem, ma także skłonność do wpadania w romantyczne uniesienia. To miłośniczka wielkich idei. W książce zostały ukazane jej dwa nawyki, które nawiasem mówiąc bardzo mi się spodobały, ogromne zamiłowanie Kasi do zielonej herbaty i zdrowego dietetycznego jedzenia oraz nagminne wypisywanie cytatów z książek, czy filmów i przyklejanie ich w dowolnym miejscu w domu. Polubiłam ją za jej niegasnący optymizm, jednak jej emocjonalność i popadanie w skrajność od radości do płaczu sprawiała, że nieco mnie irytowała. Ostatecznie jednak udało mi się ją polubić.
"Jestem typową romantyczką, która podąża za głosem serca. Nawet wtedy, gdy wskazuje drogę wiodącą donikąd."
Po raz kolejny autorka świetnie wykreowała postać męską, czyli Szymona, który podobnie jak Michał mógłby z powodzeniem uchodzić za typ najlepszego chłopaka, którego każda dziewczyna chciałaby mieć. Przystojny, szarmancki, czarujący i czuły. Cechą, która wyróżnia Szymona na tle innych męskich bohaterów jest jego wrażliwość i miękkie serce. Sceny w których płakał poruszały moje serce i często sprawiały, że pokochałam tę postać znacznie bardziej niż Kasię i tak mi już zostało, ponieważ Szymon podbił moje serce swoją niespotykaną wrażliwością. Tym co mnie najbardziej intrygowało w tej postaci, była jego tajemnica. Sekret Szymona został wyjawiony pod koniec książki i przyznam, że spodziewałam się takiego obrotu spraw. Niemniej byłam bardzo szczęśliwa, kiedy główni bohaterowie postanowili wspólnie rozwiązać ten problem.
"Wszystko zaczyna się od pierwszego uśmiechu, pierwszej dłuższej rozmowy,pierwszego powierzchownego sekretu, czy podania komuś pomocnej dłoni... Przyjaźń to taka wędrówka na wielu płaszczyznach. Jeśli teraz się do ciebie uśmiechnę, a ty ten uśmiech odwzajemnisz, to razem wykonamy pierwszy krok."
Dodatkowo pojawiające się co jakiś czas postacie Sary i Michała sprawiały, że robiło mi się cieplej na sercu i zaczytywałam się w tej powieści z jeszcze większą ochotą.
Język i styl autorki dorównuje temu w tomie pierwszym. Prosty i nieskomplikowany język sprawiał, że książkę czytało mi się lekko i szybko, choć początkowo miałam z tym pewne trudności, ponieważ zabrakło dwójki moich ulubionych bohaterów, ale potem przywykłam.Podobnie jak w tomie pierwszym wszystko podane jest "czarno na białym" i nie ma tu miejsca na niedomówienia. Ta prostota i klarowny styl autorki sprawiają, że powieść jest wyjątkowa, jednocześnie prosta i szczera.
Podobnie jak w tomie pierwszym tytuł ma symboliczne znaczenie. "Z otchłani" odnosi się do podniesienia się z upadku i odrzucenia na bok krepujących węzłów tajemnicy, pogodzenie się z własnym losem i życie "w prawdzie" z ukochaną u boku osobą bez wszelkich niedomówień.
"Nie mówią, jak żyć, gdy przychodzi śmierć
Siada na krześle i czeka Częstuję ją kawą i pytam czy
Mogłaby jeszcze poczekać..."
Mimo iż "Z otchłani" nie spodobało mi się tak bardzo jak "Z popiołów" to jednak uważam, że czas, który przeznaczyłam na przeczytanie tej pozycji nie był czasem straconym. Otrzymałam wartką i lekką akcję, wciągającą fabułę z wątkiem tajemnicy w tle i realistycznymi postaciami, a przy przy tym niebanalną historię. Owszem, brakowało mi tego "czegoś" co ma w sobie tom pierwszy- tego niespotykanego dotąd klimatu, ale nie jest źle. Książka w ostatecznie bardzo mi się podobała, choć nie tak jak tom pierwszy.
Komu polecam? Przede wszystkim tym, którzy szukają książki z niebanalną historią, wartką akcją i postaciami, które na długo zachowają w pamięci. Także dla miłośników Krakowa to pozycja wręcz obowiązkowa!