Tegoroczne wakacje upływają mi w gruncie rzeczy pod znakiem literatury obyczajowej, tudzież kobiecej, dystopijnej czy też kryminalnej. Myślę, że taki stan rzeczy póki co, raczej się nie zmieni - jestem absolutnie zakochana w takich książkach. Jednak sięgnięcie po Okrutnego księcia nieco zmieniło moje podejście, wszak równie mocno kocham powieści fantasy, a powieść Holly Black bardzo mnie wciągnęła - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Zasadniczo, przez dłuższy czas nie wiedziałam, co powinnam wobec tej powieści czuć- z jednej strony byłam oczarowana jej klimatem i konceptem, a z drugiej znalazło się też kilka aspektów, do których niestety nie byłam w stanie się przekonać. Jednak ostatecznie Okrutny książę okazał się być dobrą książką, i to dobrą na tyle, abym zdecydowała się sięgnąć w niedalekiej przyszłości także po kolejny tom, Złego króla.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
W Krainie Elfów niełatwo jest być śmiertelnikiem, Jude przekonała się o tym na własnej skórze. Będąc dzieckiem wraz z siostrami utraciła wszystko co miała - dom, rodziców i bezpieczny ludzki świat. Siostry zostały bowiem porwane do elfiej krainy i zmuszone do życia pośród szlachetnie urodzonych elfów. Po dziesięciu latach, Jude pragnie odnaleźć swoje miejsce w Krainie Elfów poprzez dołączenie do rycerskiego grona, lecz dumni elfowie gardzą śmiertelniczką, a przewodzi im Cardan - najmłodszy i najokrutniejszy książę Elefiej Krainy. Aby przeżyć, Jude rzuca księciu wyzwanie, a później musi ponieść tego krwawe konsekwencje.
Okrutny książę Holly Black to druga po Kirke Madeline Miller książka fantasy, po którą sięgnęłam w tegorocznym letnim okresie. Powieść Holly Black wywołała we mnie na poły pozytywne i na poły negatywne wrażenia, jednak ostatecznie na szali przeważyły te pozytywne. Okrutny książę to pierwsza seria od czasów trylogii Malfetto, która tak mi się spodobała, pomimo wszystkich swoich niedociągnięć, nie potrafię bowiem nie docenić prozy Holly Black.
Holly Black to niezwykle oryginalna pisarka, bowiem już sam koncept na powieść mocno ją wyróżnia. Pomysł z porwanymi siostrami, żyjącymi w Krainie Elfów jest niesamowicie kreatywny, co było jednym z powodów, dla których sięgnęłam po tą książkę. I nie ukrywam, fabuła wciągnęła mnie od pierwszej strony, i choć później w oczy raziły mnie te wszystkie niedociągnięcia, jakimś cudem potrafiłam - a przynajmniej starałam się - przymknąć na nie oko. Przyznam szczerze, że rozwój fabuły był dla mnie zaskakujący,w tym pozytywnym sensie, że pewnych wydarzeń po prostu się nie spodziewałam, co sprawiało, że naprawdę ciężko było mi oderwać się od czytania. Okrutny książę jest jak sama Kraina Elfów - zaskakujący i nieprzewidywalny, a przy tym niezwykle magiczny!
O tyle, o ile pod względem fabularnym książka wciągnęła mnie niemal od razu, to na jakiś szybszy rozwój akcji musiałam czekać przez około 3/4 książki, czemu towarzyszyło niezbyt przyjemne uczucie, że Holly Black nieco pobłaża swoim Czytelnikom. Przez ponad połowę powieści w akcji zdarzają się pewne zastoje, a powieść czyta się dosyć lekko, jednak liczyłam na coś więcej, co faktycznie otrzymałam pod niemal sam koniec książki. Nie ukrywam, że pierwsza połowa książki w zasadzie, choć lekka,to w gruncie rzeczy nudna, gdzie nic specjalnego się nie dzieje. Ucieszyłam się więc, gdy autorka postanowiła podkręcić tempo - mimo, że musiałam tyle na to czekać - to jednak było warto. Pod sam koniec wydarzyło się wiele nieprzewidzianych przeze mnie rzeczy, że byłam pod naprawdę wielkim wrażeniem! Pomimo tego, jednak muszę przyznać, że akcja dosłownie kuleje, mam więc wielką nadzieję, że w kolejnych tomach, autorka postara się o jednostajne i zrównoważone jej tempo.
Wszystko to ja sprawiłam i teraz muszę ponosić tego konsekwencje. Kłamałam, zdradzałam i zwyciężyłam. Gdyby tylko znalazł się ktoś, kto by mi pogratulował.
Klimat Okrutnego księcia to jeden z aspektów zasługujących na wyróżnienie. Holly Black wykreowała naprawdę niesamowity świat fantasy, gdzie świat ludzki przenika się ze światem elfów w sposób zrównoważony, skutecznie niwelując w ten sposób moje obawy przesytu. Jej kreacja świata przedstawionego jest niezwykle barwna i bogata w detale, takie jak specjalne elfowe zasady czy rośliny o określonym działaniu. Najbardziej niesamowitym jednak jest fakt, że świat elfów nie jest wcale światem dobrym określanym mianem baśni na dobranoc. Świat stworzony przez Holly Black to świat krwawy i brutalny, pełen intryg oraz knowań, a jego przedstawiciele, to nadzwyczaj okrutne i wyrachowane istoty. Ten aspekt bardzo mile mnie zaskoczył, przyjemną odmianą była całkowita de-idealizacja świata przedstawionego. Okrutny książę to zdecydowanie mroczne i wciągające fantasy, gdzie niczego nie można być pewnym!
Język tej powieści z pewnością nie jest wybitny, jednak zarazem to jego prostota i brak zdobień jest największą jego wadą. Podczas lektury po prostu nie dało się nie dostrzec pewnych błędów, które dosłownie raziły w oczy, aż chwilami się dziwiłam, iż tylko ja je dostrzegam. Przykładowo, elfy są stworzeniami nocnymi, Jude żyjąc według ich trybu życia również, dlaczego więc nagle pomysł, że budzą się o poranku i wykonują poranne czynności? Jedno zdanie przeczy drugiemu, a niestety, kilka takich nielogiczności językowych się w tej książce znalazło. Pomimo tych niedoskonałości, nie ma wątpliwości, że Okrutnego księcia czyta się niezwykle lekko i szybko, mam jednak nadzieję, że autorka poczyni postępy w kolejnej części.
Jeśli mnie zranisz, nie będę płakać. Zranię cię tak samo albo gorzej.
Nie ukrywam, że wobec bohaterów Okrutnego księcia mam dosyć mieszane uczucia i trudnym jest ustosunkowanie się wobec nich w sposób jednoznaczny. Bohaterowie Holly Black są zmienni, chaotyczni i niejednoznaczni, i to w taki sposób, że potrafiłam dosłownie przez pierwszą połowę książki uwielbiać daną postać, po to, aby w następnej sekundzie ją znienawidzić, zresztą bywało także odwrotnie. Postacie Okrutnego księcia rządzą się jakby własnymi prawami - są niejednoznaczni, impulsywni i wyrachowani. To jest kolejny niesamowity aspekt tej książki - nieco wkurzający, ale również intrygujący. Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób zaskoczą mnie bohaterowie Złego króla.
Reasumując, po wrażeniach - pełnych sprzeczności zresztą, jestem pewna, że niebawem sięgnę po Złego króla. Ostatecznie bowiem, Okrutny książę nie jest złą książką, a jedynie mocno niedopracowaną czy też wybrakowaną w detalach. Mam więc nadzieję, że w kolejnych tomach autorka postara się poprawić swoje błędy, a każdy kolejny tom zachwyci mnie jeszcze mocniej.
Okrutny książę to dobra powieść dla miłośników fantasy i świata baśni. Choć pewne niedociągnięcia mogą razić w oczy, autorka nadrabia to w wieloraki sposób i naprawdę ciekawym konceptem. Jest to powieść bynajmniej nie wysokich lotów, jednak na pewno na tyle dobra, że spokojnie gwarantuje kilka godzin dobrej rozrywki - warto! Polecam serdecznie!
O powieściach Jojo Moyes usłyszałam już wiele dobrego, jednak dopiero obejrzenie ekranizacji jej książki Zanim się pojawiłeś, skłoniło mnie do sięgnięcia po pozycję z jej literackiego dorobku. Oczarowana klimatem Zanim się pojawiłeś, sięgnęłam po Kiedy odszedłeś będącą kontynuacją serii o Lousie Clark. I muszę przyznać, że zostałam oczarowana - i to na tyle, że niebawem na pewno sięgnę po pierwowzór ekranizacji.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
"Nie myśl o mnie za często. Po prostu żyj dobrze.Po prostu żyj." - ostatnia wiadomość od Willa, a zarazem życzenie to dla Louisy za dużo. Pogrążona w rozpaczy kobieta kupuje mieszkanie w Londynie i podejmuje pracę barmanki, próbując w ten sposób udawać, że jej życia jest w jakiś sposób poukładane. Jednak to upadek z dachu, poznana przypadkowo burzliwa nastolatka Lily oraz przystojny ratownik Sam uświadamiają Louisie, że warto żyć. A ona sama uczy się na nowo odkrywać powody pozwalające jej cieszyć się każdą chwilą.
Ostatnio jestem absolutnie zakochana w obyczajówkach i literaturze kobiecej! Uznałam więc, że czymś po prostu okropnym byłoby nie zapoznać się z prozą Jojo Moyes, a Zanim się pojawiłeś okazało się być ku temu doskonałym pretekstem. Kiedy odszedłeś to kontynuacja perypetii życiowych Louisy Clark, która stara się jakoś żyć po stracie ukochanego Willa, a jednak uwolnienie się z żałoby nie jest do końca takie proste. Przyznam, że Zanim się pojawiłeś oraz Kiedy odszedłeś absolutnie pozytywnie mnie zaskoczyło! Nawet nie sądziłam, że Jojo Moyes tak mnie zachwyci, a jej proza wciągnie bez reszty!
Fabuła Kiedy odszedłeś w dużej mierze uwarunkowana jest przez emocje głównej bohaterki, która nie może sobie poradzić z utratą Willa. Próbując poniekąd poradzić sobie z tą nową sytuacją stawia sobie za cel pomóc zbuntowanej nastolatce imieniem Lily. Jednak sytuacja dziewczyny jest o wiele gorsza, niż możnaby sobie wyobrazić, a tendencja Louisy do wpadania w kłopoty sprawia, że jej sytuacja przypomina nieustanną karuzelę; raz na górze, raz na dole. Połączenie humorzastej nastoletniej Lily z dwudziestoparoletnią Lou tworzy niezwykłą mieszankę, tym samym sprawiając, że oderwanie się od książki naprawdę graniczy z cudem.
Kiedy odszedłeś jest raczej powieścią typową dla literatury kobiecej, utrzymaną w spokojnym tonie. Moyes jednak wprowadza pewien zamęt poprzez wprowadzenie postaci Lily, przy której talent Louisy do pakowania się w kłopoty wzrasta, tym samym generując napięcie i ekscytację podczas czytania, bowiem przy humorzastej naturze Lily, nigdy nie można być pewnym, co się wydarzy. Kiedy odszedłeś wciągnęło mnie bez reszty, tym samym sprawiając, że nawet, jeśli zamierzałam sobie tą powieść dawkować, to mi się nie powiodło. Pochłonęłam ją bowiem w jakieś dwa dni, a do tego zakochałam się nie tylko w prozie Moyes, lecz także w literaturze kobiecej!
Klimat Kiedy odszedłeś jest w całości wykreowany poprze emocje, a te Jojo Moyes ukazała w sposób bardzo realistyczny, z wielką dozą kobiecej empatii. Spośród emocji na kartach tej powieści przebijają się złość, niedowierzanie, poczucie winy, przygniatająca samotność i malutkie, kiełkujące gdzieś w środku pragnienie, aby być po prostu szczęśliwym człowiekiem. Bardzo spodobało mi się, jak zgrabnie Moyes zarysowała nie tylko samą tematykę żałoby, ale także powolne kroki, jak się od niej uwolnić. Kiedy odszedłeś jest jak małe światełko w tunelu smutku, które ukazuje rzeczywistość w jej najciemniejszej odsłonie - nie jest łatwo, ale powinno się pomimo tego żyć dalej, małymi kroczkami powinno się zapewniać sobie drobne przyjemności, aby nauczyć się w pełni korzystać z tego, że żyjemy z pełną świadomością znaczenia tego słowa. Życie jest bolesne, bezlitosne, pełne gorszych i lepszych dni, i wyborów, ale mimo wszystko pozostaje piękne.
Język Kiedy odszedłeś to przede wszystkim nie specjalnie wyszukany styl, za to jednak prosty i przyjemny w odbiorze. Całości świetnie dopełnia specyficzny humor Moyes, dzięki czemu treść ani przez chwilę nie nudzi. Patrząc na podjętą tematykę tej powieści, uwydatnia się niezwykła wrażliwość pisarki, czego dowodem jest błyskotliwe opisanie przeżyć Lou, jej rozterek, marzeń i smutków. Lekkość pióra Moyes sprawiła, że książkę, jak wspominałam, przeczytałam błyskawicznie, a podczas miałam lektury naprawdę miłe, ciepłe odczucia związane z serią o Lou Clark.
Bohaterowie Kiedy odszedłeś to naprawdę świetnie wykreowane i bardzo realistyczne postacie. O tyle, o ile Lou znałam już z ekranizacji części pierwszej Zanim się pojawiłeś i bezgranicznie pokochałam jej ekscentryczną osobowość, to jednak miałam zupełnie skrajne odczucia wobec młodej Lily. Nastolatka wzbudzała we mnie praktycznie tylko jedno- bezbrzeżną irytację, z wyjątkiem kilku naprawdę czułych momentów z jej udziałem. Poza tym jednak, Lily jej ostentacyjne zachowanie, arogancki sposób bycia sprawiały, że miałam przed oczami jedynie wielce rozpuszczoną panienkę, żeby nie powiedzieć dosadniej, która w sposób dosłowny uznała, że "wszystko jej wolno", co było naprawdę irytujące! Gdy jednak problem Lily został w jakiś sposób rozwiązany, a jej samej udawało się wykonać jakiś miły gest, udało mi się poczuć do niej jakiś cień sympatii. Bardzo ciepłe odczucia wzbudził we mnie również ratownik Sam. Jojo Moyes stworzyła naprawdę świetnych bohaterów, do których łatwo się przywiązać i trudniej opuścić.
Podsumowując, oficjalnie stałam się wielką fanką prozy Jojo Moyes! Mam ogromną nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się sięgnąć po inne jej dzieła z pisarskiego dorobku. Kiedy odszedłeś po prostu mnie urzekło - dobitnością ukrytą w prostocie,ciepłą atmosferą i optymistycznym wydźwiękiem. To jedna z tych książek, które czyta się z lekkością i spokojem, a po skończeniu lektury ma się ochotę na więcej!
Jestem pewna, że fani Jojo Moyes i Lou Clark już dawno mają tą powieść za sobą, więc polecanie im tej pozycji wydaje się zbędne. Natomiast dla dojrzałych kobiet, będzie to z pewnością kawał dobrej prozy,której aż szkoda przegapić, a i samej Lou po prostu nie da się nie pokochać. Serdecznie polecam!
Gayle Forman to znana nowojorska pisarka, której powieść Jeśli zostanę przeniesiono na ekrany kina. Po lekturze Jeśli zostanę oraz jej kontynuacji Wróć, jeśli pamiętasz, poszukiwałam równie dobrej prozy, i gdy tylko zobaczyłam, że z okazji wakacyjnych rabatów są przeceny na jej kolejną książkę, bez wahania zakupiłam Nie wiem, gdzie jestem, która zachwyciła mnie dobitnością, a Gayle Forman urzekła swoją prozą.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Nie wiem, gdzie jestem to historia trójki przypadkowych ludzi, którzy wskutek niefortunnego zdarzenia spędzają ze sobą cały dzień, a ich relacja z każdą godziną się pogłębia. Freya to znana piosenkarka, która traci głos podczas nagrywania debiutanckiej płyty. Harun to syn muzułmańskiej rodziny, którego sekret dotyczący jego orientacji zrujnował jego relację z samym sobą - utracił on zarówno miłość swojego życia, jak i szacunek do samego siebie. Nathaniel przyjechał do Nowego Jorku z desperackim planem, gdyż ostatecznie nie ma wiele do stracenia. Łączy ich utrata, strach, nadzieja.
Nie wiem, gdzie jestem to powieść, która wywołuje u mnie przede wszystkim pozytywne odczucia. Cudownie nakreślony realizm, bardzo dobra kreacja bohaterów oraz rozwój fabuły, wszystkie te aspekty sprawiły, że pokochałam Nie wiem, gdzie jestem równie mocno, jak wspomnianą przeze mnie powieść Jeśli zostanę. Zdaję sobie sprawę, że tegoroczne wakacje definitywnie upływają mi pod znakiem powieści psychologiczno-obyczajowych, gdyż dzięki temu odkryłam, że tego typu literatura niesamowicie mnie odpręża i relaksuje. A Nie wiem, gdzie jestem pod tym względem dało mi dokładnie to, czego oczekiwałam!
Fabuła jest dobrze skonstruowana, choć jej rozwój był raczej przewidywalny. Niemniej jednak odkrywanie historii każdego z bohaterów było bardzo emocjonującym przeżyciem. Bowiem, choć z pozoru historia opisana w książce wydaje się być prosta, ma swoje drugie dno w odbiciu o indywidualne perypetie życiowe każdego z bohaterów, których życie raczej nie rozpieszczało. Najbardziej poruszająca była dla mnie historia Haruna, który choć otoczony był kochającą go rodziną, tak naprawdę nie mógł poczuć się w pełni sobą, a w głębi serca pozostawał mocno zraniony. Co dobitnie pokazuje, jak ważna jest bezwarunkowa akceptacja i bezinteresowna miłość. Te uczuciowe aspekty należy ukazywać nie na pokaz, ale przede wszystkim prawdziwie, tak, aby osoba, którą się kocha faktycznie czuła się w pełni kochana i akceptowana. Bardzo intrygowała mnie historia Nathaniela - i gdy już ją poznałam pokochałam tą postać całym sercem. Jego historia pozostaje zdecydowanie najbardziej tajemnicza ze wszystkich i najgłębiej naznaczona rozpaczą i samotnością.
Akcję Nie wiem, gdzie jestem mistrzowsko zapewniają tajemnicze elementy historii każdej z postaci. Gayle Forman wygenerowała w ten sposób specyficzne napięcie, gdyż chęć poznania historii każdego z bohaterów intryguje na tyle mocno, że oderwanie się od książki jest naprawdę trudne, a wręcz niemożliwe. Dodatkowo, tajemniczy klimat i brak bezpośredniości, tylko podsycają ciekawość Czytelnika. Nad Nie wiem,gdzie jestem wisi nieuchronna katastrofa, strach i bunt, które w końcu muszą znaleźć ujście. Napięcie skumulowane przez 3/4 książki wybucha i nieuchronnie zmierza do zaskakującego finału. Co ciekawe, Gayle Forman pozostawia furtkę otwartą, pozostawiając pewne wątki w domyśle Czytelnika, wraz z tym, czy bohaterom uda się ponieść konsekwencje swoich działań - akcja po prostu się urywa. Choć zazwyczaj niebywale mnie to drażni, w tym przypadku po prostu pasuje, gdyż mogę po cichu liczyć na jakąś kontynuację. Losy Frei, Nathaniela i Haruna były niebywale angażujące i chciałabym wierzyć, że ta przygoda skończy się w jakiś pozytywny sposób.
Nie wiem, gdzie jestem zdecydowanie wyróżnia tajemniczy i niebanalny klimat. Poczucie starty, utraconych nadziei i lęku to nieprawdopodobnie mocne spoiwo łączące tych troje. Gayle Forman znakomicie wyeksponowała uczucia i emocje postaci, dzięki czemu powieść nie tylko wciąga, ale i mocno porusza. Maski, jakie cała trójka nosi, stopniowo opadają ukazując dorosłe osoby w gruncie rzeczy potwornie zranione i pragnące bezwarunkowej akceptacji. Bowiem ukazanie prawdziwego siebie wymaga naprawdę niezwykłej odwagi.
Styl Gayle Forman z pewnością nie jest wybitny, ale dominuje w nim prostota brutalnie demaskująca rany, które ukrywają bohaterowie tej książki. Zarazem jednak, kryjąca się w stylu Forman szczerość odsłaniając nagą prawdę niesamowicie porusza, sprawiając, że przez książkę przelewa się cała masa najróżniejszych emocji, a wśród nich malutkie światełko nadziei. Forman nie owija w bawełnę, przyznaje, że pogodzenie się z samym sobą wymaga odwagi, ale zapewnia wewnętrzny spokój. Nie wiem, gdzie jestem, choć nie pochwali się językiem wysokich lotów, z pewnością może pochwalić się emocjami, jakie wzbudza, co dodatkowo zostało ubarwione przez wstawiane gdzieniegdzie teksty piosenek odzwierciedlających stany emocjonalne bohaterów. Dzięki takiemu zabiegowi, bardzo łatwo i przyjemnie można było wczuć się w fabułę tej książki.
Bohaterowie Gayle Forman zostali wykreowani w sposób niezwykle realistyczny, tak, że o jakiejkolwiek sztuczności nie może być mowy.Do każdej z tych postaci można się naprawdę mocno przywiązać, w tym moim zdecydowanym faworytem został najbardziej mnie intrygujący Nathaniel. Pisarka dokonała niezwykle ciekawej analizy psychologicznej postaci, rozkładając na czynniki pierwsze problemy, z jakimi się oni mierzą i proponując rozwiązania, czasami trafne, czasami nie. Jednakże, inspirujące było, to, aby nigdy się nie poddawać, gdyż nawet po najmroczniejszej burzy, zza chmur przebija się słońce i niesie przesłanie tej książki; nadzieję na lepsze jutro.
Reasumując, Nie wiem, gdzie jestem to naprawdę dobry kawałek prozy i choć znawczynią powieści Gayle Forman bym się nie nazwała, to jestem pewna, że dzięki tej książce sięgnę po inne jej dzieła. Po skończeniu tej książki poczułam się po prostu dobrze, zrelaksowana i odprężona, po prostu pozwoliłam sobie na złapanie oddechu przy mnożącej się ilości obowiązków.
Nie wiem, gdzie jestem polecam z całego serca! Nie tylko fanom Gayle Forman, lecz również dojrzałym miłośnikom literatury obyczajowej, którzy potrafią wynieść z lektury coś pozytywnego. Lekka atmosfera książki zapewni relaks - bardzo potrzebny na czas wakacji, a zarazem wciągnie i nie pozwoli pomyśleć o jakimkolwiek znudzeniu!
Na przełomie lipca i sierpnia miałam przyjemność przeczytać trzy powieści osadzone zarówno w tradycyjnym japońskim klimacie, jak i tym współczesnym. Mogłam także zapoznać się z dwoma jednymi z najpopularniejszych japońskich autorów, a zarazem prekursorów japońskiego gatunku kryminału, Akutagawą Ryunosuke oraz Ranpo Edogawą. W stosunku do tej dwójki mam dosyć mieszane uczucia, bowiem spodziewałam się czegoś nieco innego, od tego, co zastałam w ich książkach, co jednak pozwoliło mi na spojrzenie na pewne kwestie z nieco innej niż europejskiej perspektywy, więc patrząc na to przez taki pryzmat, było to ciekawym doświadczeniem. Ostatnią książką, jaką przeczytałam w tym zestawieniu jest Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji Piotra Milewskiego, którą oceniam bardzo pozytywnie. Początkowo zamierzałam zrecenzować każdą z pozycji osobno, jednak ze względu na zwiększoną ilość obowiązków, czyli dziećmi, którymi ostatnio się zajmowałam, stwierdziłam, że zrobię z tego recenzję zbiorczą - jeszcze tego nie robiłam! - a to też będzie jakieś urozmaicenie. Ponadto, czytałam je wszystkie dosłownie jedną po drugiej, a nie są to jakieś grube pozycje.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Tak, jak na początku wspomniałam, mogłam zetknąć się z dwiema odmiennymi wizjami Japonii. Bowiem dzięki Akutagawie oraz Edogawie zakosztowałam smaku dopiero co rozkwitającej japońskiej literatury kryminalnej, często wzorowanej na tej europejskiej, gdzie kryminał na dobre już się rozwinął, a Japońscy pisarze po prostu zaczerpnęli pewne wzorce. Natomiast w Planecie K Piotr Milewski ukazał jak w rzeczywistości wygląda praca w japońskiej korporacji, niekiedy wydawało mi się, że poziom dyscypliny i karności znacznie przewyższa ten w polskich korporacjach, co niekoniecznie przynosi takie same zyski na rynku czy wśród międzynarodowych koncernów.
ŻYCIE PEWNEGO SZALEŃCA I INNE OPOWIADANIA- AKUTAGAWA RYUNOSUKE
Życie szaleńca i inne opowiadania to zbiór najsłynniejszych dzieł Akutagawy Ryunosuke, nazywanego również "ojcem japońskich opowiadań". Moje zainteresowanie tym pisarzem zaczęło się od ekranizacji jego opowiadań, a także z zamiłowania do przedstawienia postaci pisarza w Bungou Stray Dogs, jednak po lekturze pierwowzoru byłam lekko rozczarowana. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego, a ubarwiona postać Akutagawy w serialu okazała się być zupełnym przeciwieństwem prawdziwego Ryunosuke Akutagawy.
Niemniej jednak Życie pewnego szaleńca to niesamowity pejzaż wewnętrzny Akutagawy, który zmagał się sam ze swoimi własnymi demonami. Autor w swojej książce prowadzi Czytelnika oscylując pomiędzy jawą i mirażem sennym, a światem realnym, gdzie każde opowiadanie stanowi swoistą symbolikę, jest to pewnego rodzaju spowiedź pisarza, który przeczuwał zbliżającą się ku niemu śmierć. Opowiadania te nie są jednolite, każde traktowane jest jako odrębne dzieło o zupełnie innej fabule, pozostaje jednak ten sam motyw wizji człowieka niepogodzonego z samym sobą. Opowiadania przypominające senne marzenia naznaczone są próbą ukojenia przez autora samego siebie w świecie wyobraźni, jak na przykład, moje ulubione W krainie wodników znane również pod tytułem Kappy, gdzie Akutagawa snuje swoją utopijną wizję idealnego świata pozbawionego ludzkiego cierpienia.
Każde z opowiadań w pewien sposób oddaje cierpienie i samotność Aktagawy, który balansuje na granicy desperackiej próby wiary i zwątpienia. Życie szaleńca jest wyrazem pragnień autora, zarówno tych możliwych do spełnienia, jak i pozostających poza dalszym zasięgiem. Jednocześnie Akutagawa zdaje sobie sprawę z niemożności osiągnięcia pewnych celów, jak i tego, że wytrwałość, choć popłaca, powoduje również cierpienie. Demaskuje ludzką obłudę wskazując, jak często ludzie w zależności od sytuacji przywdziewają określone maski, by uchronić się przed zranieniem, tworząc z faktów barwną mozaikę.
Przyznam szczerze, że Życie pewnego szaleńca i inne opowiadania to dobra lektura, powieść, która naprawdę skłania do szczerej refleksji, zarazem jednak jest niesamowicie smutna, bezlitośnie szczera. Oddaje bowiem ludzką obłudę, fałsz, pazerność i głębokie niewymowne cierpienie, którego czasem nie sposób wyrazić słowami, czy dostrzec; lęku. Dzieło Akutagawy to z pewnością książka, którą warto przeczytać, watro też dać sobie chwilę na refleksję po jej przeczytaniu.
GĄSIENICA - EDOGAWA RANPO
Gąsienica Ranpo Edogawy była dla mnie sporym zaskoczeniem - obraz grozy został wykreowany bardziej w stylu retro niż amerykańskiego horroru. Tym samym Ranpo wprowadził do literatury japońskiej gatunkową prozę detektywistyczną. Jako iż jest to groza w wersji retro, raczej ciężko się wystraszyć, chodzi bardziej o zbudowanie pewnego napięcia.
Opowiadania Edogawy były dla mnie dość zaskakujące i zdecydowanie kierując się samym opisem z okładki, miałam o samej książce i pisarzu inne - jak się okazuje - dość mylne wyobrażenie. Ciekawym jest, że Ranpo konsekwentnie czerpiąc z twórczości europejskich pisarzy wciela się w rolę nowego Edgara Allana Poe'go, jak również czerpiąc z twórczości Agaty Christie oraz Fiodora Dostojewskiego. Pierwsze dwa opowiadania są bowiem niemal identycznym odwzorowaniem uwielbianej przeze mnie Zbrodni i kary, skupiają się bowiem na zamierzonym i skrupulatnym dążeniu do popełnienia morderstwa, co więcej ich bohaterowie starają się ze wszelkich miar nie dopuścić do wykrycia zbrodni, przewidują konsekwencje swoich działań, są chłodnie myślącymi i wybitnie inteligentnymi jednostkami.
Spośród tych opowiadań zachwycił mnie z pewnością Test psychologiczny,gdzie mogłam podziwiać skrupulatność i precyzję działań głównego bohatera, a także jego wręcz maniakalne dążenie do perfekcjonizmu. I choć ze względu na podobieństwo do Zbrodni i kary,wiedziałam, jak się zakończy, to jednak byłam pod wrażeniem manipulacji, jaką posługują się bohaterowie tego dzieła - obydwaj wybitnie inteligentni! Kolejne opowiadania stają się coraz bardziej przesiąknięte obłędem, chłodem, obojętnością i wzgardą dla ludzi. Doskonale obrazuje to opowiadanie, które bardzo mi się spodobało, Czerwony pokój,gdzie seryjny morderca snuje opowieść o zamordowanych przez siebie ofiarach. I choć, wszystkie te zbrodnie były w rzeczywistości zbyt wydumane i nieprawdopodobne, to jednak uchwycone w nim napięcie i niepokój były wręcz namacalne, a samo opowiadanie wzbudzało ciekawość. Natomiast jego zakończenie było tak epickie, że jestem skłonna uznać Czerwony pokój za najlepszą historię Edogawy. Kolejne opowiadania były coraz bardziej mroczne, konsekwentnie przedstawiając skrajnie zwichniętą psychikę i błądziły po najbardziej szalonych zakamarkach ludzkiego umysłu. Tylko dwie historie sprawiły, że poczułam się nieprzyjemnie i dziwnie - historia morderstwa z premedytacją psychopatycznego męża na własnej żonie oraz tytułowa Gąsienica ukazująca w pełnej krasie zezwierzęconą naturę człowieka. Nie jestem bowiem w stanie potępić głównego bohatera za jego decyzję, ale potrafię ją zrozumieć.
Gąsienica to dosyć specyficzna pozycja, mroczna i pozbawiona nadziei, a jedynie ukazująca najmroczniejsze oblicza ludzkiej natury. Jest to pozycja bardzo ciekawa również dlatego, iż nie jest przekoloryzowana, ale demaskuje ludzkie niedoskonałości.
PLANETA K. PIĘĆ LAT W JAPOŃSKIEJ KORPORACJI - PIOTR MILEWSKI
Planeta K w tym zestawieniu ma najbardziej optymistyczny wydźwięk i wspominam ją bardzo ciepło. Na zaledwie 268 stronach Piotr Milewski odmalował realia pracy w japońskiej korporacji, gdzie wcale nie jest tak różowo. W momencie dołączenia do japońskiej firmy, pracownik staje się częścią rodziny, jaką jest firma i to często w sensie dosłownym, bowiem ponad sprawy prywatne i życie rodzinne przedkłada dobro i wizerunek firmy, a ciężka i skrupulatna praca staje na porządku dziennym. Nie mile widziane jest branie urlopów, czy też proponowanie niekonwencjonalnych rozwiązań, bowiem priorytetem są tradycjonalność i lokalność - Japonia choć wychodzi naprzeciw państwom Europejskim, nie powiela śmiałych kroków wymagających najmniejszych zmian w dotychczasowym funkcjonowaniu firmy, wszystko musi pozostać tak, jak było, a japońskość musi pozostać nienaruszona.
W Planecie K przebija się echo zapracowanych Japończyków, którzy tworząc zbiorowość nie mogą pozwolić sobie na prawdziwe okazywanie uczuć. I choć możnaby zazdrościć skrupulatności pracowników, raczej należałoby im współczuć; mają małe szanse na awans, nadgodziny i przepracowanie, a szukanie nowej pracy często jest nieopłacalne, zarobki z roku na rok nie wyższe; zdanie pracowników się nie liczy, muszą oni nie wychylać się spoza grupy, gdzie karność i gotowość do ciężkiej pracy są na pierwszym miejscu. Można by zarzucić Japończykom brak uczuć, jednak jest to specjalnie przez nic wypracowane - sztuczna uprzejmość, aby nie zranić niczyich uczuć. Piotr Milewski bardzo dobitnie podkreśla przywiązanie Japończyków do tradycji i lęk wyjścia poza dobrze już poznane schematy, co bardzo dobrze oddaje mentalność i stereotyp pracowitych jak mrówki mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni.
Przyznam jednak, że ofiarność i gotowość do pracy kosztem własnego życia prywatnego u Japończyków była dla mnie sporym zaskoczeniem. Uważam, że to niesamowite tak gorliwie angażować się w działalność firmy, z drugiej strony jest to niebywale smutne, ponieważ ich jedynym życiem tak naprawdę jest praca. Wszelkie zainteresowania, hobby, związki schodzą więc na dalszy plan. To smutne, a zarazem godne podziwu. Mimo wszystko, uważam, że jednak najlepiej jest umieć dzielić czas pomiędzy pracę i własne zainteresowania, to nie tylko zdrowe, ale wręcz potrzebne!
Chociaż przez całą powieść przebija się widmo ciężkiej pracy, z jaką autor miał do czynienia, w książce panuje specyficzna humorystyczna atmosfera, co sprawiło, że mam wobec tej książki jak najcieplejsze uczucia. Lekki i ciepły ton, w jakim utrzymana jest ta pozycja pozwalał mi cieszyć się lekturą nie odczuwając znużenia. Dobrym zabiegiem było również zwiększenie ilości rozdziałów przy zmniejszeniu ich objętości, dzięki czemu książkę czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie.
Jestem osobą, której Japonia chyba nigdy nie przestanie fascynować, dlatego możliwość sięgnięcia po tak skontrastowane ze sobą dzieła była dla mnie naprawdę ciekawym doświadczeniem. I każda z tych pozycji czegoś mnie nauczyła, każda była na swój sposób dobra, jednak, Planetę K wspominać będę najcieplej ze względu na humorystyczny ton, w jakim została ona utrzymana. W planach na ten miesiąc z japońskich pozycji mam jeszcze Dzieci ze schowka Ryu Murakamiego oraz Ogród grzeszników Kinoko Nasu, tom drugi, więc niebawem można się spodziewać kolejnych recenzji z japońskiego światka.:)
Moja znajomość z twórczością Katarzyny Miszczuk trwa już jakiś czas i jak dotąd większość jej dzieł gorąco zachwalałam. Mając więc na koncie tyle pozytywnych opinii o jej książkach, spodziewałam się, że moje odczucia względem Obsesji będą podobne, a przynajmniej z grubsza, pozytywne. Zachęcające okazały się również pozytywne rekomendacje na sferze blogosfery, jednak u mnie Obsesja zupełnie nie wzbudziła takiej reakcji, jakiej się spodziewałam. I niestety, muszę przyznać, że Miszczuk, choć doskonale sprawdza się w literaturze obyczajowo-fantastycznej z motywem słowiańskim, to jednak słodko-gorzki kryminał to zdecydowanie w jej wykonaniu ciężki kawałek literackiego chleba.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Rezydentka psychiatrii, doktor Joanna Skoczek niedawno przeprowadziła się do Warszawy. W nowym szpitalu szybko nawiązuje nowe znajomości i wydaje się, że wszystko zaczyna się nareszcie układać. Asia pogodziła się już z rozwodem, stratą męża i dawnego życia. Gdy jednak w szpitalu, w którym pracuje zostają znalezione zmasakrowane zwłoki, kobieta orientuje się, że została wplątana w niebezpieczną grę. Sytuacji nie polepsza wcale znaleziony w szafce list od tajemniczego i anonimowego wielbiciela. Piękna i młoda lekarka szybko staje się celem w oczach różnych mężczyzn, z których każdy może okazać się tajemniczym mordercą...
Po przeczytaniu serii Kwiatu paproci, spodziewałam się, czegoś równie dobrego po kolejnym dziele Katarzyny Miszczuk, jednak niestety zostałam rozczarowana. O ile Druga szansa pozwalała mi na pewne podejrzenia, tak Obsesja bezwarunkowo mnie przekonała prowadząc do konkluzji, iż kryminał w wykonaniu Miszczuk niestety mi nie podszedł. Mało tego, Obsesja wypadła strasznie blado na tle innych książek tej pisarki, co dowodzi, że słodko-gorzki kryminał zdecydowanie nie jest dla mnie.
Pod względem fabularnym Obsesja w niczym nie umywa od schematyzmu kryminału; jest morderca, podejrzany i ofiara. Niestety, jakiekolwiek domysły i przemyślenia zwyczajnie nie mają racji bytu, ponieważ autorka w miejsce stawianych Czytelnikowi luk, wstawia nowe, często powiązane ze sobą bardzo luźno. Skutecznie niwelując w ten sposób powstałe uprzednio hipotezy- głownie chodzi mi tutaj o tożsamość mordercy, ponieważ owszem, tu autorce udało się mnie zarówno zaskoczyć, jak i zirytować, gdyż postać ta znajdowała się poza kontekstem zbrodni, co wydało mi się co najmniej nielogiczne. Sama tematyka morderstwa zdaje się być zupełnie na drugim planie, gdzieś w tle, poza osią fabularną. Bowiem pierwsze skrzypce grają perypetie miłosne doktor Joanny Skoczek i jej problemy związane z pracą, co powoduje, że fabularnie ta pozycja wydaje się być bardziej słodko-gorzką komedią z wątkiem kryminalnym odsuniętym gdzieś na dalszy plan. A szkoda, ponieważ skoro z założenia ma to być powieść kryminalna, to wątek zabójcy kategorycznie powinien znajdować się na pierwszym planie.
Akcja Obsesji wypada w tym zestawieniu znacznie lepiej, ponieważ nawet, jeśli tematyka tajemniczego mordercy pozostaje gdzieś w tle, to zdecydowanie nie można się nudzić. W książce już od pierwszej strony sporo się dzieje, jednak są to luźne wydarzenia pozbawione kryminalnego smaczku. Jakkolwiek jednak można by sklasyfikować tą powieść jako komedię niż literaturę kryminalną.
Klimat powieści Miszczuk nijak ma się do dreszczowca, tajemnicy czy grozy, jakiego oczekiwałam po tylu świetnych opiniach o tej książce. Z powodu sporej dawki miszczowskiego humoru, ciężko było mi wczuć się w "kryminalną" atmosferę tej książki, bowiem dla mnie przypominała ona właśnie specyficzną komedię, zza której kulis czyha morderca, na dodatek oczekiwany przez wszystkie postacie. Dlatego właśnie trudno mi wystawić tej książce dobrą opinię, Obsesja, choć z założenia miała być kryminałem, zdecydowanie nim nie jest.
Mając już spore doświadczenie z prozą pani Miszczuk, zdaję sobie sprawę, że nieodzownym elementem jej pisarskiego stylu jest specyficzny humor i w Obsesji zdecydowanie go nie brakuje, jednak w tym przypadku wydaje mi się on zbędny. Humorystyka zupełnie mi nie pasuje do tej książki, jestem zdania, że gdyby z niej zrezygnować i dodać nieco poważniejszego tonu, powieść nieco bardziej przypadłaby mi do gustu.
Kolejnym specyficznym elementem prozy Miszczuk są tworzeni przez nią w sposób schematyczny bohaterowie, w szczególności postacie żeńskie. Kobiety bowiem są mocno rozpoznawalne w książkach Miszczuk i często, niestety boleśnie przewidywalne. I niestety Joanna Skoczek stanowi uderzające podobieństwo Gosławy Brzózki z Kwiatu paproci. Mogłabym wymieniać te same obawy, tendencyjny sposób bycia, niezdarność i lekkomyślność, jakie charakteryzują obydwie te bohaterki. I choć, w przypadku Gosi, te cechy wypadały słodko i uroczo, po prostu do niej pasowały, o tyle w przypadku Joanny Skoczek mam mnóstwo zastrzeżeń, nijak nie potrafiłam się jakoś do niej przywiązać, i jedynym odczuciem, jakie we mnie wzbudziła była irytacja tą postacią.
Podsumowując, naprawdę nie spodziewałam się, iż Obsesja wypadnie tak kiepsko. Bardzo brakowało mi w tej lekturze pewnego napięcia, nie wspominając już o tym, że piętrząca się z każdą kolejną stroną atmosfera na przemian to słodka, to gorzka skutecznie utrudniała mi wyczucie literackiego smaczku tajemnicy i grozy. Bardziej przypominało to czarno humorystyczną komedię. A szkoda, ponieważ książka z pewnością ma potencjał i gdyby zrezygnować z panującego w niej żartobliwego tonu, ta historia prezentowałaby się o niebo lepiej.
Obsesja to zdecydowanie nie pozycja dla fanów kryminalistyki, jednak dla miłośników słodko-gorzkiej komedii, owszem. Za sięgnięciem po tą powieść przemawia humor znany już fanom Miszczuk z jej poprzednich książek, aczkolwiek zdecydowanie nie ma co liczyć na powieść detektywistyczną, jest to powieść zwyczajnie zbyt zabawna. Na letnią porę, gdy przygrzewa słońce sprawdzi się jednak idealnie, nie należy jednak oczekiwać ciarków czy dreszczy na plecach, nawet wieczorami.
Nie mogę uwierzyć, że to już początek sierpnia! Lipiec upłynął mi niespodziewanie szybko, wcale nie z powodu "nadmiaru" wolnego czasu, a raczej dlatego, iż podczas zajmowania się małymi dziećmi upływ czasu staje się po prostu mniej odczuwalny. Nie ukrywam więc, że momenty, kiedy udało mi się znaleźć chwilkę dla siebie były dla mnie niezwykle cenne, mogłam wówczas poczytać, czy obejrzeć kolejny odcinek Friends lub Gilmore Girls. Mam wielką nadzieję, że w sierpniu uda mi się lepiej wygospodarować swój czas na czytanie i inne wakacyjne przyjemności.
Tematem przewodnim lipca okazały się być zdecydowanie powieści japońskie oraz antyutopijne. Ilość książek, jakie ogółem przeczytałam w tym miesiącu bardzo mnie zaskoczyło, ogólny wynik wynosił bowiem 6 pozycji. Lipiec rozpoczęłam od dokończenia pozycji zaczętej przeze mnie w czerwcu, Oddam Ci słońce Jandy Nelson, później zaś tkwiłam w japońskim klimacie, sięgnęłam wówczas po Życie szaleńca i inne opowiadania Ryunosuke Akutagawy, które średnio przypadły mi do gustu. Następnie przeczytałam recenzowaną niedawno dylogię Dzieci i Elity Edenu Joey'a Graceffy, co zdecydowanie mogę uznać za najlepsze pozycje minionego miesiąca. Później zapragnęłam kryminału, sięgnęłam wówczas po Obsesję Katarzyny Bereniki Miszczuk, jednak w porównaniu do napisanej przez nią kultowej serii Kwiatu Paproci, Obsesja jako kryminał wypadła nadzwyczaj blado, niestety. Ostatnią książką lipca była Gąsienica Ranpo Edogawy, która ze względu na kontrowersyjne i makabryczne tematy w niej poruszane była dosyć specyficzną pozycją.
Po zamieszczonych przeze mnie już poprzednich wpisach, mogliście się zorientować, że uwielbiam książki w klimacie antyutopijnym. Nie inaczej w przypadku Dzieci Edenu, choć tutaj na oryginalną inwencję twórczą nie ma co liczyć, tutaj bowiem króluje schematyczność. Nie byłam jednak sobą, gdybym nie przyznała, że Dzieci Edenu w jakiś sposób mnie oczarowały - jak widać na tyle, by zasłużyć na tytuł "Najlepszej książki miesiąca"- głównie za dynamikę oraz dobrze wykreowany antyutopijny klimat.
Gąsienica Ranpo Edogawa
Gąsienica w zasadzie nie jest złą pozycją, jednak konsekwentnie poruszana w niej tematyka detektywistyczna odsłania przed Czytelnikiem najmroczniejsze zakamarki duszy, w tym również tą, kompletnie zezwierzęconą stronę, co sprawia, że czytanie o tym jest - delikatnie ujmując - "nieprzyjemne". Edogawa zdumiewa swoją śmiałością i mrocznymi przemyśleniami, niekiedy również mrocznymi opisami. Jednakże, przyznaję, lektura takiej książki okazała się być niezwykle poruszająca. Pewne zawarte w niej historie śledziłam z zapartym tchem i ciekawością, a inne z wrażeniem niesmaku, co dowodzi, że ocena tej książki jako jednoznacznie "złej" jest w zasadzie niemożliwa, to po prostu specyficzny typ literatury.
CO W SIERPNIU?
Przyznam szczerze, że wybór pozycji z ta długiej listy książek, z którymi chciałabym się zapoznać jest niebywale trudny. Wszystko wskazuje na to, że w sierpniu będę mogła pozwolić sobie na odrobinę "luzu", a przynajmniej taką mam nadzieję. Toteż ograniczyłam swoją listę do maksymalnie 9 pozycji - jednak jestem pewna, że jeśli będę miała tego czasu więcej, to uda mi się przeczytać tych książek więcej niż planowałam. :)
Nie wiem, gdzie jestem Gayle Forman,
Dzieci ze schowka Ryu Murakami,
Planeta K.Pięć lat w japońskiej korporacji Piotra Milewskiego,