Almond to kolejna wspaniała perełka z zakresu literatury psychologii, z którą miałam przyjemność niedawno się zapoznać i to znacznie szybciej niż przypuszczałam. Jak można zauważyć na podstawie fotografii, była to książka, ktorą posiadałam na telefonie, a nie na Kindle'u (kundelku), bowiem z racji niewielkiej objętości uznałam, że w zasadzie szybko się z nią zapoznam. I faktycznie, Almond przeczytałam w niecałe dwa dni, podczas okienek i przed zajęciami na Uczelni była to nie tylko świetna rozrywka, lecz także spora dawka wiedzy psychologicznej w sferze emocji, która mam nadzieję przyda mi się podczas zajęć z Psychologii Klinicznej czy Psychoterapii, a kto wie, czy nie również jako świetne studium relacji międzyludzkich do pracy licencjackiej w literaturze przedmiotowej?
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Yunjae zmaga się z aleksytymią, jest to zaburzenie polegające na niezdolności do odczuwania jakichkolwiek emocji, nawet tych najbardziej podstawowych jak miłość, strach, smutek czy złość. Z tego powodu nie ma też przyjaciół. Krąg znajomych Yunjae ogranicza się wyłącznie do jego mamy oraz babci, które dokładają wszelkich starań, aby chłopiec umiał poradzić sobie w życiu społecznym. W Wigilię Bożego Narodzenia zmienia się jednak wszystko, barbarzyński atak przemocy, w którym ginie babcia chłopca, a matka zostaje poważnie ranna, zmusza Yunjae do zmierzenia się ze światem na własną rękę. Kolejnym wstrząsem dla Yunjae jest pojawienie się w szkole Gona, chłopca będącego jego zupełnym przeciwieństwem. Pomimo przeciwności losu ich skomplikowana relacja zaczyna przypominać coś na kształt przyjaźni.
- opis własny
Rozpoczynając swoją przygodę z Almondem miałam szczerą nadzieję, że bez reszty zakocham się w tej książce i tak się rzeczywiście stało. Z niecierpliwością bowiem wyczekiwałam okienek, podczas których mogłam pozwolić by świat wykreowany przez Won-Pyung Sohn definitywnie mnie pochłonął. Zakochałam się w tej książce nie tylko ze względu na bogactwo wiedzy psychologicznej, ale przede wszystkim dlatego, iż jest to powieść naprawdę rzetelnie skonstruowana. Gdybym zabrała się za Almonda w piątkowy wieczór, podejrzewam, że spokojnie skończyłabym czytać w jakieś 2 godziny.
Won-Pyung Sohn w niebanalny sposób konstruuje fabułę książki, koncentrując się w zupełności na postaci Yunjae we wszystkich jego etapach życia, w tym oczywiście również na momencie postawienia mu diagnozy. Oś samopoznania siebie i reguł rządzących w społeczeństwie oraz dopasowaniu odpowiednich reakcji na dane wydarzenie wyznacza ramę fabularną. Dodatkowo, aby jeszcze bardziej skomplikować życie głównego bohatera, czy też niejako ocalić go przed samym sobą autorka w żaden sposób nie oszczędza Yunjae zrzucając na jego barki nowe przeciwności losu. Jego specyficzna relacja z Gonem stanowi natomiast całkiem oddzielną ścieżkę fabularną, tworząc zupełnie nowy wątek, który dostarcza Czytelnikowi okazji do doświadczania różnorodnych emocji, co prawda niekoniecznie bezpośrednio poprzez Yunjae, ale za pośrednictwem innych odnośników. Wszystkie te aspekty pieczołowicie budują fabułę książki i jeszcze bardziej akcentują jej oryginalną wymowę.
Almond to naprawdę króciutka pozycja, dlatego też jestem naprawdę pełna podziwu dla autorki, która potrafi w tak małej objętościowo książce pomieścić nie tylko tak rozbudowaną fabułę, ale również wyposażyć ją w nieprzewidywalne zwroty akcji i pełne napięcia chwile. Nie bez powodu, Almond tak mocno wciąga, w końcu prawdziwe skarby ukryte są w rzeczach małych i niepozornych. Powieść Won-Pyung bez wątpienia jest taką perłą w literaturze i w pełni popieram okrzyknięcie jej mianem koreańskiego bestsellera!
Nie tylko rozbudowana fabuła i pełna napięcia akcja stanowią niezbite dowody na wyjątkową wagę tej książki. Olbrzymim walorem jest też całościowy klimat tej powieści, który jak można się domyślać jest dość specyficzny ze względu na niezdolność do odczuwania emocji przez Yunjae. Czytelnik musi więc zupełnie w inny sposób odbierać emocje płynące z tej książki. Won-Pyung bardzo sprytnie zastosowała tutaj grę kontrastów - osobliwy spokój Yunjae i emocjonalną naturę Gona, co daje silnie przyciągający efekt, który niewątpliwie zachęca do sięgnięcia po tą powieść.
Bez rozubudowanej, a zarazem prostej i logicznej sfery językowej, Almond znacznie utraciłby na wyjątkowości. Yunjae jako główny bohater, niezdolny do wyrażania emocji wypowiada się w dość ograniczony i konkretny sposób. Won-Pyung poprzez użycie konkretnego stylu języka, oszczędnego w sferze emocjonalnej buduje dość osobliwą narrację, która już zawsze będzie kojarzyć mi się z tą właśnie książką. W świecie Yunjae, gdzie każda rzecz i każde zjawisko ma swoje logiczne wytłumaczenie, który opiera się przede wszystkim na konkretności, bez konotacji emocyjnej, Won-Pyung stara się zabawić słowem. W zdaniach względnie pozbawionych odnośników emocjonalnych każde Czytelnikowi odkryć głębszy sens słów, wczuć się w język i wniknąć głębiej. To prawdziwe bogactwo językowe. Warto zatem zauważyć, że sam tytuł Almond oznacza "migdałowy" i tym samym odnosi się do choroby Yunjae, która opiera się na posiadaniu małych ciał migdałowatych.
Bohaterowie Almond, czyli Yunjae oraz Gon są tak pełni przeciwieństw, że zupełnie nie sposób nie pokochać tej dwójki bohaterów. I choć na początku miałam trudności z tym, aby polubić wybuchową naturę Gona, który przy stoickim spokoju Yunaje, zdawał się w ogóle do niego nie pasować, z czasem potrafiłam go polubić. To tylko kolejny dowód na wyjątkowy charakter książki Won-Pyung nietuzinkowe "parowanie" bohaterów o wyjątkowych charakterach, słowem czysta głębia kreacji postaci.
Almond to książka, którą naprawdę bardzo cenię, i która pozostanie w moim sercu na długo. Podejrzewam nawet, że niebawem, w niedalekiej przyszłości chętnie sięgnę po nią po raz kolejny, czy to jako propozycję do dyskusji na zajęciach na Psychologii, czy gdy będę pisać kolejne rozdziały pracy licencjackiej, a nie wątpię, że i tam mi się przyda. To naprawdę wspaniała przygoda móc zapoznać się z tą książką! Mam wielką nadzieję, że Won-Pyung spróbuje znów swoich sil i stworzy kolejne literackie arcydzieło!
Almond to powieść, która rozkocha w sobie zapalonego studenta Literaturoznawstwa i miłośnika Psychologii. Ta króciutka pozycja wciąga bez reszty, dlatego polecam zarezerwować sobie na nią wieczór lub dwie wolne godziny danego dnia, bowiem naprawdę ciężko jest się oderwać! Polecam serdecznie!
Przyznam, że stosunkowo rzadko sięgam po jakiekolwiek reportaże, jednak Czarnobylska modlitwa zaintrygowała mnie z kilku powodów. Książka dotyczyła historii Czarnobyla, której katastrofa w pewien sposób była katastrofą wykraczającą poza ramy czasowe siłą rażenia tym samym stając się historią niejako aktualną. Bardzo trudno było mi oderwać się od przedstawionych w niej historii, nie mówiąc o tym, że zapragnęłam przeczytać więcej dzieł z tego gatunku.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Swietłana Aleksijewicz 20 lat po tragicznym 26 kwietnia 1986 roku powróciła do Czarnobyla, by dowiedzieć się prawdy. Rozmawiała z każdym, kto chciał rozmawiać i stopniowo odkrywała perspektywę ludzi, którym odebrano nie tylko miejsce zamieszkania, ale również rodziny, dzieci, o tych, których zapomniano przesiedlić i o tych, którzy zginęli w męczarniach. Dziennikarka opisuje to wszystko niemal bezlitośnie stawiając nieświadomych wagi katastrofy czarnobylskiej w obliczu nagiej prawdy.
- opis własny
Czarnobylska modlitwa nie jest dziełem literackim z gatunku tych, z jakimi społeczeństwo spotyka się na ogół. Sam fakt, iż Swietłana Aleksijewicz zdecydowała się powrócić w rodzinne strony, po to, aby spisać historię Czarnobyla bezpośrednio od świadków katastrofy, jest nie tylko aktem ogromnej odwagi, ale świadczy również o tym, że zasadniczo same wypowiedzi czarnobylskich ofiar są na ten temat dość obszernym komentarzem. Autorka zrobiła jednak coś więcej - pozwoliła, aby wybrzmiały emocje i zburzone nadzieje, a to tylko jeden z aspektów świadczących o wyjątkowości tej książki.
Zasadniczo trudno jest pokusić się o jakąkolwiek próbę interpretacji utworu - obszerne komentarze jej bohaterów śmiało mogą świadczyć same za siebie. Jej bohaterowie snują relacje z dnia, kiedy wybuchł reaktor w Czarnobylu, a także prezentują, w jaki sposób to wydarzenie wpłynęło na ich późniejsze życie. To istny "chór głosów", które milczały przez lata, po to, aby wybrzmieć właśnie w kronice reporterskiej Aleksijewicz. Preludium, które poprzedza obecność "chóru" są statystyki i wycinki z ukraińskich oraz białoruskich gazet, co samo w sobie zatrważa, jednak dopiero obecność "postaci" nadaje reportażowi realny wymiar i umacnia jego znaczenie, dobitną wymowę oraz samą potrzebę, aby podzielić się tym z resztą świata. Innymi słowy, ów monologi są niczym więcej, jak żywą kwintesencją utworu.
Nie pokuszę się o przytaczanie fabuły poszczególnych narracji, waga monologów żywych ludzi, będących - jak sama Aleksijewicz napisała - świadkami Czarnobyla w pełni wystarczy, by wybrzmiało, jak bardzo potrzebnym jest przeczytanie tego reportażu. Znamienny jest fakt, że sama autorka usuwa się w cień, przyjmując na siebie rolę wiernego kronikarza, tym samym pozwalając na udzielenie głosu ofiarom tragedii. Aleksijewicz zapisuje wszystko z niezwykłą skrupulatnością - nie pomija znaczących pauz, w pełni oddaje emocje narratorów swoich historii, nie pomija ich pytań, ani prób zrozumienia dlaczego Czarnobyl w ogóle się zdarzył. Nie tłumi uczuć, ale na zapisanych przez siebie kartach papieru pozwala im odnaleźć ujście. Wszystko to sprawia, że niezwykle trudno jest powstrzymać poruszenie serca - tak właśnie ma oddziaływać ta książka. To, co Aleksijewicz napisała oddaje zarówno cały ból fizyczny, jak i psychiczny dzieci Czarnobyla, doskonale odzwierciedla emocje, takie jak niepokój, strach, złość, ale przede wszystkim rażąca bezsilność, której nie sposób odrzucić.
Jestem świadkiem Czarnobyla…Najważniejszego wydarzenia XX wieku, mimo, że upamiętnił się on także strasznymi wojnami i rewolucją. Minęło już dwadzieścia lat od katastrofy, a ja dotąd nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czego daje świadectwo: przeszłości czy przyszłości? Tak łatwo ześlizgnąć się w banał…W banał horroru…
Aleksijewicz nie ogranicza się wyłącznie do ukazania cierpienia ludzkiego, tym samym zgrabnie kreując poniekąd nową kategorię człowieka - "człowieka Czarnobyla", osoby nieznanej i budzącej lęk, odrzuconej i znajdującej się na samym krańcu marginesu społecznego. Pokazuje również, jak bardzo ucierpiała natura i jej mieszkańcy, czyli zwierzęta. Czytając Czarnobylską modlitwę nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nauka tak hołubiona przez ludzi postanowiła zadrwić z człowieka i ogołocić go z podstawowych dla niego wartości, wypaczyć jego moralność.
Czarnobylska modlitwa to książka ukazująca jedno z najważniejszych wydarzeń w historii z pogranicza XXI wieku, katastrofę, która nawet dziś po tylu latach jest niezmiernie trudna do ogarnięcia rozumem. W tym względzie nikogo nie zdziwi więc dalszy ciąg tytułu Kronika przyszłości - można odczytywać te wydarzenia jako wciąż aktualne, jako apokalipsę, która nieustannie przedłuża swoje panowanie.
Niezwykle trudną rzeczą byłoby nie dawać tej pozycji jednoznacznego "tak", nie tylko ze względu na jej aktualną wymowę, ale również zwykłą humanitarność ludzką i empatię. To książka, nie ukrywam, trudna, jednakże zarazem boleśnie prawdziwa. Dla literaturoznawców, psychologów, społeczników i empatów dzieło klasyki literackiej jest wręcz obowiązkowe!
Okres wrzesień-październik był dla mnie dość intensywny, przez co obfitował w niezwykle znikomą ilość wolnego czasu. Z tego względu, postanowiłam zebrać książki, które wtedy przeczytałam, a których nie udało mi się wcześniej zrecenzować. Tak narodził się pomysł na wpis o nazwie O trzech różnych książkach, które niedawno przeczytałam zawierający trzy różnorodne gatunkowo i kulturowo książki, zdecydowanie wartych uwagi Czytelniczej.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
W tym wpisie nie ograniczyłam się bowiem do pewnej konstrukcji gatunkowej, ale pozwoliłam sobie na pewną dowolność: znajdzie się tutaj zarówno literatura z zakresu fantasy, jak i kryminału, czy powieści obyczajowej, psychologicznej - literatury pięknej. Podobnie postanowiłam nie ograniczać się względem pochodzenia pisarzy, we wpisie znajdą się książki różnorodne także z tego powodu: od literatury angielskiej, przez norweską, aż po japońską. Wszystkie te trzy książki w jakiś sposób mnie poruszyły, niezwykle miło było zapoznać się ponownie z Hobbitem, czyli tam i z powrotem J.R.R. Tolkiena, podobnie wspaniałą przygodą było poznanie nowej sagi kryminalnej Larssona Stiega - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. A przeczytanie kolejnej książki Harukiego Murakami'ego ponownie okazało się być dla mnie zaskoczeniem, tym razem pisarz skupił się na ścisłym realizmie i psychologii w swoim Norwegian Wood.
MĘŻCZYZNI, KTÓRZY NIENAWIDZĄ KOBIET - LARSSON STIEG
O sadze Millenium usłyszałam już jakiś czas temu, a po niedługim czasie miałam przyjemność zapoznać się ze stylem tamtejszych norweskim lub szwedzkich twórców. Okrzyknięta mianem bestsellera saga Millenium, stała się więc kolejną serią Północy, jaką zapragnęłam przeczytać, a pierwsza część serii, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet utwierdziła mnie w przekonaniu, że ta seria mi się spodoba. I nie ukrywam, że po pierwszym tomie zdecydowanie miałam ochotę na więcej.
Mikael Blomkvist to wybitny szwedzki dziennikarz i redaktor znanego czasopisma "Millenium", którego artykuł przeciwko znanemu biznesmenowi skazał go na karę więzienia. Wówczas, Mikael otrzymał niespodziewanie zupełnie nowe zadanie, został bowiem poproszony o stworzenie kroniki rodziny Vangerów mającej w posiadaniu olbrzymi koncern przemysłowy. Zadanie to wydaje się być pozornie proste, stanowi jednak wyłącznie przykrywkę. Prawdziwym zadaniem Mikaela jest bowiem rozwikłanie zagadki z 1966 roku, dotyczącej tajemniczego zaginięcia Harriet Vanger, siostrzenicy magnata koncernu, Henrika Vangera. Gdy młody dziennikarz zagłębia się w sprawę, której dotąd nikomu przez czterdzieści lat nie udało się rozwiązać, odkrywa, że prawda jest znacznie bardziej skomplikowana niż mógłby przypuszczać. (opis własny!)
Pierwszy tom serii Millenium na pierwszy rzut literaturoznawczego oka zachwycił mnie bardzo pozytywnie i to w znacznie większym stopniu niż mogłabym się spodziewać, to odczucie utrzymywało się też względnie przez cały okres brnięcia przez kolejne strony. Stieg Larsson naprawdę wiedział, jak uśpić ciekawość czujnego czytelnika, wprowadzić go w niezwykle sprytnie przedstawiony i skorumpowany świat przemysłowy i redakcyjny. Przyznam szczerze, że choć spora część pierwszego tomu poświęcona jest tropieniu śladów, jak również wypełniona po brzegi wątkami pobocznymi, to jednak nie odczuwałam znużenia. Przeciwnie, byłam pewna podziwu, jak długo Stieg potrafi utrzymać Czytelnika w stanie niewiedzy i pewnego napięcia. Gdy pod koniec, wszystkie fakty zostały połączone, odczuwałam coś w rodzaju pewnego niepokoju i ekscytacji. Larsson Stieg zrobił bowiem coś, czego jako Czytelniczka w ogóle się nie spodziewałam, co więcej doskonale wiedział, w jak krytycznej sytuacji postawić Blomkvista dając mu niezwykle trudny moralnie wybór. Było to doprawdy wspaniałe osiągniecie literackie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że po kolejne książki z tej serii zdecydowanie warto sięgnąć, choćby dla sprawdzenia, czy poziom adrenaliny został wprowadzony na tak wysokim poziomie w tomach kolejnych.
Stieg nie waha się tworzyć wątków pobocznych, ani snuć retrospekcji poprzez bohaterów, którzy w ten sposób zyskują na kreacji. Szeroka perspektywa, jaką Stieg pozwala wprowadzić nie tylko Blomkvistovi, lecz także Lisbeth Salander znakomicie rozbudowuje fabułę, zmuszając Czytelnika niejednokrotnie do refleksji na tematy etyki moralnej, hackerstwa, czy nawet researchu komputerowego, nie wspominając o szwedzkim prawodawstwie. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet z pewnością może się pochwalić barwną i niebanalną fabułą. Larsson Stieg nie waha się zaskoczyć czytelnika, co tylko skłania do sięgnięcia po kolejne tomy serii.
Jestem przekonana, że gdy tylko uda mi się wygospodarować chwilę czasu, niezwłocznie sięgnę po tom kolejny, czyli Dziewczynę, która igrała z ogniem, wiem bowiem, że pod względem kryminalnym Larsson Stieg mnie nie zawiedzie!
NORWEGIAN WOOD - HARUKI MURAKMI
O tym, jak bardzo przepadam za twórczością Harukiego Murakami'ego wspominać już nie muszę - robiłam to już niejednokrotnie. Tym razem w moje czytelnicze łapki trafiło Norwegian Wood - napisana w 1987 roku powieść z gatunku literatury pięknej wzbogacona o wątki psychologiczne, dzięki której japoński pisarz zyskał tak ogromny rozgłos. Norwegian Wood zachwyca prostym stylem, choć traktuje o sprawach natury psychicznej, co dla mnie jako osoby interesującej się psychologią była to podwójna literacka uczta.
Dwudziestokilkuletni student imieniem Toru przeżywa fascynację piękną Naoko, z którą łączy go śmierć ich wspólnego przyjaciela. Widmo samobójczej śmierci Kizukiego zdaje się być ciągle obecne w życiu młodej pary, co wpływa na słabą konstrukcję psyhiczną Naoko. Nieoczekiwanie losy Toru splatają się z Midori, będącej zupełnym przeciwieństwem Naoko. Rozdarty uczuciowo Toru nie potrafi poradzić sobie z wyborem, jaki został przed nim postawiony. W tym samym czasie Naoko i Midori dręczą ich własne problemy. (opis własny!)
Haruki Murakami ze znaną sobie prostotą dosadnie opisuje zmagania psychiczne, z jakimi zmagają się bohaterowie powieści. Choć fabuła Norwegian Wood jest zasadniczo prosta, dosadność i głębia opisanej psychiki uderza. Niejednokrotnie czytanie Norwegian Wood przypomina błądzenie we mgle, jaką jest ludzki umysł, przez co warto chwilami odechnąć. W gruncie rzeczy przesłanie tej książki wydaje się banalne, zawiera bowiem pewną prawdę życiową i przykazanie, aby mówić o swoich problemach i odważnie się z nimi mierzyć. Murakami jednak nie poprzezstaje na przesłaniu, ale ukazuje też, jak tragiczne sktuki może mieć przebyta trauma, która nie została poprawnie przepracowana. W tym względzie warto jest uswiadomić sobie, jak wstrząsająca jest prostota Norwegian Wood. Tytuł, który oczywiście odnosi się do słynnej piosenki Beatelsów jest w tym względzie niezwykle trafny, opowiada bowiem o mroczniejszym spojrzeniu na pierwszą miłość, w kontekscie całości utworu staje się niezwykle wymowny.
Norwegian Wood to książka,przy której warto wypracować sobie nieco cierpliwości względem czasem nie do końca loicznego postępowania bohaterów. Umysł ogarnięty depresją nie funckjonuje bowiem racjonalnie, co dzięki prostocie stylu Murakami'ego zostało oddane idealnie. Nie ukrywam, że jako osoba interesująca się psychologią miałam oczywiście zajęcia poświecone pojęciu depresji, niemniej jednak Norwegian Wood znakomicie prezntuje psychikę takiej ososby.
Bardzo ucieszyła mnie możliwość przeczytania Norwegian Wood w kontekście zajęć na Uczelni, tym bardziej, że miałam ją w swoich czytelniczych planach od dawna. To pozycja, którą warto znać i zdecydowanie warto się zapoznać - i w kontekście literackim, i psychologicznym.
HOBBIT, CZYLI TAM I Z POWROTEM - J.R.R. TOLKIEN
Hobbit, czyli tam i z powrotem - światowa klasyka fantasy Tolkiena to powieść, którą miałam okazję przeczytać aż dwukrotnie. Po raz pierwszy czytałam ją zasadniczo dawno temu, z kolei teraz miałam przyjemność prowadzić zajęcia poswiecone tej książce podczas praktyk studenckich psychologiczno-pedagogicznych w szkole podstawowej, co też wspomiam bardzo miło.
Lubiący wygodę i spokojne życie hobbit imieniem Bilbo Baggins za sprawą czarodzieja Gandafa zostaje wciągnięty w wyprawę krasnoludów, których celem jest odzyskanie skarbów skradzionych im przez smoka. Rolą Bilba jest włamanie się do Góry Smoka. Kampania rozpoczyna więc niebezpieczną wyprawę wiodącą między innymi przez Mroczną Puszczę, gdzie spotykają ich różne przygody, z których muszą ujść z życiem. (opis własny!)
Chyba, jak większość fanów Tolkiena, pokochałam Władcę Pierścieni, ucieszyłam się więc mając pretekst do zapoznania się z wczesniej wydanym Hobbitem. Dzięki temu ponownie miałam możliwość znaznajomienia się z tak zwaną klasyką gatunku fantasy i nie ukrywam, mogłam dzięki temu na nowo pokochać Hobbita. Niezwykle przymneym doświadczeniem było na nowo przemierzać wytwory Tolkienowskiej wyobrażni. Ucieszyło mnie też, że podczas prowadzenia własnych zajęć, uczniom również spodobała się ta książka, a ja byłam świadkiem ciekawej dyskusji, jaką ze sobą prowadzili. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że klasyka gatunku fantasy, jakim są Hobbit i Władca Pierścieni jest nadal szczęśliwie obecna w kanonie młodszego pokolenia.
Nie muszę chyba przekonywać do tego, że warto sięgnąć zarówno po Hobbita, jak i Władcę Pierscieni - klasyka gatunku wręcz tego wymaga! Jest to do tej pory fenomen w świecie fantasy, dlatego przeczytanie tych pozycji to niemal święty obowiązek dla prawdziwego miłośnika książek i literatury!
Wszystkie trzy książki, jakie zrecenzowałam w tym wpisie, uważam za niezwykłe, a co za tym idzie niezwykle ważne pozycje, także pod względem obycia literackiego, kultury, jak również psychologii. Mężczyzni, ktorzy nienawidzą kobiet Larssona Stiega, Norwegian Wood Harukiego Murakami'ego, jak również Hobbit, czyli tam i z powrotem J.R.R. Tolkiena to pozycje, które po prostu warto znać i, które trzeba przeczytać!
Październik skończył się już kilka dni temu, co oznacza, że czas na tradycyjne Podsumowanie Czytelnicze Miesiąca! Miniony już miesiąc minął mi nadzwyczaj szybko, a brak upływu czasu niewątpliwie zapewniła mi uczelnia oraz dokańczana realizacja praktyk studenckich. I nim się obejrzałam, mogłam świętować dzień 29 października, kiedy mój blog Z Dziennika Książkoholiczki obchodził swoje czwarte urodziny! W dalszym ciągu ten fakt niezwykle mnie cieszy - to już 4 lata mojej recenzenckiej działalności!
Jak zapewne wywnioskowaliście, październik był miesiącem niezwykle intensywnym i bogatym w doświadczenia - ukończyłam praktyki pedagogiczne, dograłam mniej więcej szczegóły pracy do Obrony oraz pozostałe prace i powróciłam wraz z innymi studentami w tryb studiów stacjonarnych. Tak, jak zapewniałam w zeszłomiesięcznym podsumowaniu, powrót na Uczelnię to nadal jest niezwykle budujące przeżycie, a zwłaszcza dla tych, którzy jak ja studiują swój wymarzony kierunek!
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Pod względem literackim, październik był równie intensywny, przeczytałam bowiem aż 6 książek! Miniony już miesiąc rozpoczęłam od Czarnobylskiej modlitwy Swietłany Aleksijewicz, o której już troszkę pisałam w Urodzinowym Poście <tutaj!>. W dalszym ciągu uważam, iż jest to niesamowita książka, niezwykle zresztą ważna dla pokoleń po Czarnobylu. Niebawem pojawi się recenzja z książki - planowo w piątek - 5.11! W międzyczasie czytałam głównie eseje psychologiczne na studia i nowele Heryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Aleksandra Świętochowskiego , a były to konkretnie: Szkice węglem oraz Jamioł. Obrazek wiejski, Henryka Sienkiewicza, które bardzo mi się spodobały. Bardzo miło zaskoczyła mnie też kolejna nowelka, tym razem jak pisałam autorstwa Bolesława Prusa, czyli Cienie, w następnej kolejności zapoznałam się z utworem Aleksandra Świętochowskiego, Chawą Rubin, która zapadła mi w pamięć, jako obalająca powszechnie znane żydowskie stereotypy. Ostatnią książką października był Hobbit, czyli Tam i z powrotem autorstwa J.R.R. Tolkiena.
Czarnobylska modlitwa, Swietłany Aleksijewicz;
Szkice węglem, Henryka Sienkiewicza;
Jamioł. Obrazek wiejski, Henryka Sienkiewicza;
Cienie, Bolesława Prusa;
Chawa Rubin, Aleksandra Świętochowskiego;
Hobbit, czyli Tam i z powrotem, J.R.R. Tolkiena.
Na tytuł "Najlepszej Książko Miesiąca" bez wątpienia zasługuje Czarnobylska modlitwaSwietłany Aleksijewicz, ponieważ jednak sporo pisałam o tej książce, uważam zatem iż obroni się sama. A już w piątek można wyczekiwać recenzji! :)
Na tytuł "Najgorszej Książki Miesiąca" nie mam niestety jednoznacznie wyznaczonego pretendenta, toteż pozostawię tą kategorię bez odpowiedzi. :)
CO W LISTOPADZIE?
Listopad bez wątpienia będzie znacznie bardziej intensywny literacko niż październik, także pod względem prac naukowych. Chciałabym przeczytać jak najwięcej ciekawych pozycji, a w tym Roku Akademickim mam takich pod dostatkiem, co niezmierni raduje moje komparatystyczne serduszko! 💓W listopadzie chciałabym zatem przeczytać następujące pozycje:
Marta, Elizy Orzeszkowej;
Panna Nikt, Tomasza Tryzyny;
Dom lalki, Henryka Ibsena;
Biesy, Fiodora Dostojewskiego;
Sto lat samotności, Gabriela Garcii Márqueza;
Szatańskie wersety, Salmana Rushdie;
Ewa, Wilhelma Paula Young;
Dziewczyna ze szkła, Laury Anderson Kruk.
To już wszystkie pozycje, o jakich myślałam na listopad, ale oczywiście chciałabym przeczytać jeszcze wiele innych!