Z twórczością Trudi Canavan zetknęłam się po raz pierwszy kilka ładnych lat temu, na początku gimnazjum. Od tamtego czasu przeczącym dwie książki jej autorstwa, które wywołały we mnie skrajne uczucia. Byłam zachwycona "Uczennicą maga", ale kompletnie rozczarowana "Kapłanką w bieli".  Wobec moich tak skrajnych odczuć do tej autorki, długo zastanawiałam się czy warto sięgnąć po "Złodziejską magię", czy jednak nie. Ciekawość zwyciężyła, jednak mimo tego, mam mieszane uczucia co do tej pozycji. Znalazłam w niej sporo plusów,ale też minusów i zwyczajnie nie potrafię się do tej książki ustosunkować według podziału negatywnie czy pozytywnie. Uważam jednak, że jest to pozycja niezwykle ciekawa, nowatorska i wiedziona tą pewnością oraz oczywiście chęcią poznania zakończenia, dotarłam do końca powieści. 

Należy czytać przy piosence: 
"Złodziejska magia" to pierwszy tom trylogii pt. "Prawo Milenium", która posiada dwójkę całkowicie różnych bohaterów żyjących według odmiennych zasad.  Jednym z bohaterów jest Tyen, młody student magii i archelogii, który podczas jednej z ekspedycji badawczych, odkrywa skarb o wartości historycznej. Jest to stara księga o imieniu Vella, która poprzez dotyk komunikuje się z czytającym poprzez czytanie w myślach. Jest również niezwykle cennym źródłem wiedzy, także tej zakazanej przez Akademię. Zauroczony tym znaleziskiem Tyen postanawia księgę zatrzymać, jednak nie spodziewa się, że to postanowienie przyniesie mu znacznie więcej kłopotów niż pożytku. Druga bohaterką jest Rielle, córka farbiarza. Dziewczyna mieszka w krainie, gdzie magia jest zakazana dla zwykłej ludności, a całą magiczna wiedza dostępna jest jedynie kapłanom. Dla ludzi prostych i niewykształconych, magia jest złem, co więcej największym wykroczeniem przeciw władzy. A w krainie Rielle nie ma nic gorszego niż narazić się na gniew Aniołów.
Mimo, że bardzo bym tego chciała, błędem byłoby stwierdzenie, że w moim odczuciu ta książka ma wyłącznie same zalety, gdyż znalazłam w niej kilka "niedociągnięć", które nie pozwalały mi cieszyć się lekturą tak jakbym sobie tego życzyła. 

Fabuła książki jest podzielona na części, z których co kolejna opowiadana jest z perspektywy innego bohatera. Dzięki temu zabiegowi możemy poznać losy zarówno Rielle, jak i Tyena, gdyż przeplatają się one między sobą w poszczególnych rozdziałach. Dzięki temu  ma się do czynienia z pewną różnorodnością fabuły. Przygody Rielle i Tyena rozwijają się stopniowo, przez co nie mogłam się doczekać, aż  bohaterzy posuną się do jakiegoś działania i coś zacznie się dziać. Toteż gdy dobrnęłam do tego- jakże niestety odległego punktu od początku książki- nie mogłam się nadziwić obfitością wydarzeń, jakie spotykali Ci bohaterowie i wówczas naprawdę świetnie się bawiłam. Niestety, autorka miała strasznie brzydki zwyczaj, kończenia danej części opowiadającej o jednym bohaterze w najważniejszym momencie, na przykład brawurowej ucieczki, po czym przeskakiwała do kolejnej części, gdzie znowu fabuła rozwijała się zbyt powoli, a na dotarcie do punktu kulminacyjnego danego rozdziału trzeba było długo czekać.  Było to dla mnie frustrujące, ponieważ gdy dana część zaczynała mi się podobać a ja mogłam z łatwością wkręcić się w ten cudowny magiczny klimat, autorka ucinała zakończenie w najbardziej ekscytującym momencie.W rezultacie ciąg dalszy czytałam tak na siłę, póki nie dotarłam do przerwanego wcześniej momentu.

Akcja w tej książce rozwija się stopniowo i czasem musiałam poczekać nieco dłuższą chwilę aby coś danej części zaczęło się dziać. Gdy jednak dotarłam do punktu kulminacyjnego, w którym akcja nabierała stopniowo coraz to większego tempa, mogłam wczytać się w tą książkę i uznać czytanie jej za miłe odprężenie po ciężkim dniu. Książka liczy nieco ponad 600 stron i mimo, że uznaję książki takiej objętości za przeciętnie krótkie, które przeczytam szybko, to jednak powolny rozwój akcji dał mi się tutaj mocno we znaki. Akcja jest rozłożona bardzo nierównomiernie, co sprowadza się z grubsza do takiej konstrukcji; z początku nic się nie dzieje, jest to pewnego rodzaju wprowadzenie Czytelnika  w wykreowany świat. Gdy akcja nabiera tempa, zostaje nagle gwałtownie ucięta i później jej tempo stopniowo zwalnia, by nabrać pełnej mocy w momencie kulminacyjnym książki. Powodowało to u mnie irytację, gdyż przez takie nierównomierne rozłożenie tempa akcji i jej nagłe odchyły w bok, sprawiały, że nijak nie potrafiłam się ustosunkować do tej książki. Na początku ze zniecierpliwieniem oczekiwałam, aż coś zacznie się dziać, potem jednak z powodu tego "rozchwiania się akcji" czytałam z pewnym lekkim przymrużeniem oka.

Aspektem, który mnie w tej książce niesamowicie zachwycił jest cudownie magiczny klimat tej książki. Bardzo spodobało mi się to, że fabuła toczy się na dwóch odmiennych płaszczyznach, co więcej w dwóch różnych światach, których reguły także są skrajnie odmienne. Chyba właśnie przez ta odmienność między tymi dwoma uniwersum, uważam, że ta pozycja jest naprawdę wyjątkowa. Autorka wykreowała obydwa światy tak realistycznie, że czytając miałam wrażanie, jakbym rzeczywiście się w nich znalazła. Świat Tyena to świat można powiedzieć, jak najbardziej współczesny i zmechanizowany,a z takim zjawiskiem jeszcze się w fantastyce nie spotkałam. Zaś świat Rielle, to świat typowego uniwersum fantasy, rządzony przez kapłanów i pełen surowych reguł, których złamanie na zawsze wyklucza tą osobę spoza społeczności. Największym wykroczeniem jest posłużenie się magią, co oznacza sprzeniewierzenie się wszystkim zasadom i co gorsza, naraża na gniew Aniołów i wieczne potępienie. Ten kontrast między tymi dwoma światami bardzo mi się spodobał, dodał książce uroku i kolorytu, a bez tego aspektu książka byłaby dla mnie zwyczajnie nudna i pozbawiona wyrazistości.

Bohaterowie w tej książce są tak różnorodni jak światy, w których żyją. Ukazany pomiędzy nimi kontrast osobowości również był mi bardzo na rękę, gdyż dzięki temu postacie te były bardzie wyraziste nie zaś szare i nijakie. Do Tyena od razu zapałałam sympatią. Młody student o aspiracjach na profesora Akademii, chłodnym i racjonalistycznym umyśle to moim zdaniem idealny bohater tej powieści. Polubiłam go za gotowość do działania, wyciąganie wniosków z popełnionych błędów oraz silne poczucie własnej moralności i obronę własnych zasad. Inaczej miała się sprawa z Rielle, która swoja uległością i posłuszeństwem, brakiem umiejętności obrony własnego zdania doprowadzała mnie wprost do szału. W miarę rozwoju fabuły, zaczęła jednak odkrywać w sobie pewne indywidualne cechy i nauczyła się wyrażać własne zdanie, co bardzo mnie ucieszyło. Pomimo tego, Rielle nadal w pewnych sytuacjach wykazywała się nader zadziwiająco nielogicznym sposobem myślenia i przez swoją naiwność nie raz wpadała w kłopoty, a ja zaczynałam stopniowo nabierać pewności, że minione doświadczenia niczego jej nie nauczyły. Potrafiła biernie przyglądać się konsekwencjom swoich czynów i nie potrafiła się przeciwko nim buntować, tak jakby z góry założyła, że nie ma na swój los żadnego wpływu. 

"Ale wolałbym nie kłamać. Zbyt łatwo jest zapomnieć, co już się powiedziało".

Styl pisarski Trudi Canav jest przede wszystkim barwny i nieskomplikowany. Jednocześnie jednak autorka nie boi się pisać wprost o pewnych rzeczach i tym samym zmusza Czytelnika do refleksji. Z pewnością jednak nie można tu mówić o języku rodem z "wyższych lotów", ale przez to własnie ten język tak bardzo pasuje do tej książki. Prosty i łatwy w odbiorze, ale barwny i niemal artystyczny, sprawia, że książkę czyta się wyjątkowo szybko i płynnie. Głowna rolę odgrywają opisy świata przedstawionego czy procesy myślowe bohaterów, co chwilami ma swoją dobrą stronę. Z drugiej jednak strony tylko niektóre dialogi są skonstruowane w taki sposób, aby można było zrozumieć o czym bohaterowie mówią.

"Wątpisz. To jakiś początek. Wątpliwości niczego nie wykluczają."

Tak jak pisałam na początku nie umiem ocenić tej książki w sposób jednoznaczny. Z pewnością jednak dostarczyła mi ona wiele zabawy ze słowem pisanym i pozwoliła mi przypomnieć sobie twórczość Trudi Canavan, która mimo wszystko nie zalicza się do grona moich ulubionych autorek czy autorów. Nie wiem, czy sięgnę o następne tomy trylogii, być może za jakiś czas najdzie mnie tęsknota za światem wykreowanym przez Trudi Canavan i jej bohaterami. 
Książkę z pewnością mogę polecić miłośnikom fantastyki dobrych lotów, gdyż ten aspekt naprawdę jest w tej książce cudownie wykreowany. Fanom Trudi Canavan chyba nie muszę tego mówić. Książka z pewnością sprawdzi się wśród grona cierpliwych czytelników, w czasie deszczowej pogody "Złodziejska magia" stanie się naprawdę świetną towarzyszką.



Moja ocena:5/10. 


1 komentarz:

  1. Ciekawa recenzja. Niestety cierpliwość nie jest moją mocną stroną, ale może kiedyś sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń