Większość ambitnych czytelników z pewnością słyszała o Małym życiu Yangahiary, które odbiło się swego czasu głośnym echem na blogosferze. Sięgając po Małe życie kierowałam się przede wszystkim ciekawością wobec tak skrajnych opinii o tej książce. Subtelny opis przywodził mi na myśl lekką i odprężającą historię czwórki przyjaciół, ale nic bardziej mylnego! Powieść Yanagaihary zajęła mi niemal tydzień i choć nie była to przyjemna lektura, to jednak nie umiem - nie mogę - powiedzieć, że była to książka do gruntu zła czy zbyt przewidywalna, ale boleśnie prawdziwa. To lektura niesamowicie wstrząsająca i brutalnie prawdziwa, ukazująca, w jaki sposób traumatyczna przeszłość kształtuje przyszłość, wobec której nie można pozostać obojętnym.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE : GDragon- "Divina Commedia"



"Małe życie" to historia czwórki przyjaciół, którzy spełniają się zawodowo: JB- artysta i malarz, Willem - aspirujący aktor, Malcolm - rysownik i architekt oraz Jude - człowiek boleśnie doświadczony przez los i wspaniały prawnik. Bohaterów łączy wzajemna więź i głęboka przyjaźń, a ich historia rozgrywa się na ulicach Nowego Yorku. I choć pozornie w książce pojawiają się te wszystkie postacie, to jednak historia skupiona jest na Jude'em, a konkretniej na jego przeszłości, którą Czytelnik w miarę czytania lektury poznaje oraz problemach tegoż bohatera. 

Za Małe życie zabierałam się pełna zapału i ciekawości, jaka historia kryje się za twórczością Yanagihary, a gdy skończyłam musiałam przetrawić jej treść, przetrawić to w jaki sposób została ukazana historia głównego bohatera i cały brutalny realizm tej książki. I chociaż muszę przyznać, powieść wywołała falę kontrowersyjnych opinii, to jednak trudno się z tym nie zgodzić i rozumiem dlaczego. Nie zaliczam się do grona krytyków tej książki, ale też nie mogę powiedzieć, że była to pozycja, która była na tyle dopracowana, bym mogła powiedzieć, że bardzo mnie zachwyciła. Jakkolwiek jestem ogromną zwolenniczką Małego życia, to jednak nie jest to powieść pozbawiona wad.

Małe życie to z pewnością nie jest lektura przyjemna, choć w miarę beztroski początek nie wskazuje tego, co ma nastąpić później. Początkowo faktycznie jest to historia czwórki przyjaciół, którzy spędzają ze sobą czas i zmagają się z własnymi problemami. Później jednak znika beztroska, a na scenę wkracza brutalna rzeczywistość i bohater dramatu, Jude. Przyznam, że trochę żałuję, że na pierwszy plan wysuwa się historia Jude'a, zaś pozostali bohaterowie giną w tle i pojawiają się od czasu do czasu, co mnie trochę ubodło, gdyż takie zamierzenie autorki nieco mija się z tym, czego oczekiwałam po opisie tej książki. 

Sięgając po Małe życie byłam przygotowana na sporą dawkę emocji i historii związanej z traumą głównego bohatera, ale nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Autorka sprytnie i w miarę powoli odsłania przed Czytelnikiem kolejne warstwy historii Jude będącego główną postacią tej książki. I choć początkowo zostaje on ukazany jako tajemniczy i niezwykle inteligentny bohater, którego "jednym" problemem jest przesadna ostrożność i dosyć niecodzienne podejście do życia, to jednak jego oblicze ma też drugie dno. Później bowiem, autorka odkrywa przed Czytelnikiem to, z jakimi problemami zmaga się Jude i  paradoksalnie im brniemy dalej, tym jest gorzej. Przeszłość Jude'a to jeden wielki koszmar, a jego cięcie się i nieustanna kontemplacja przeszłości, która ukształtowała go takim jakim jest, to nie jedyny problem, a na jaw wychodzą kolejne. Bardzo spodobało mi się, że autorka odsłania przed Czytelnikiem kolejne aspekty z przeszłości Jude'a, stopniowo, ponieważ, gdyby od początku wyjawiłaby całą historię, książka utraciłaby tyle elementów zaskoczenia, rozczarowań i wstrząsów, jakich Czytelnik doświadcza podczas lektury. Ukazanie brutalnej rzeczywistości i tego, jak wielki wpływ na naszą przyszłość ma przeszłość, zwłaszcza kiedy jest ona tak trudna, jak w przypadku Jude'a - to moim zdaniem jeden z największych komplementów, jakie mogę wystawić tej książce. Bowiem w literaturze tego często brakuje, brutalnej i porażającej prawdy, która  w przypadku tej książki sprawiała, że musiałam na chwilę ją odłożyć by - dosłownie - pozbierać szczękę z podłogi, tak autentycznej i niestety wielce prawdopodobnej.
Cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych, nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego... albo i najlepszego, to się zdarza; ale i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Ale i też najlepsze.
Nie będę ukrywać, że pierwsze 100, może 200 stron było niebywale nudnych i nie działo się w nich nic, co zaprzątnęłoby moją uwagę. Jednak później, gdy pojawiały się migawki z przeszłości Jude'a, akcja ruszyła do przodu, a adrenalina autentycznie podskoczyła, a ja zaczęłam się cieszyć na kawał dobrej historii, jednak to, co otrzymałam, przerosło moje oczekiwania względem niej. Czytając miałam z góry przeświadczenie, że spora część wydarzeń, które są udziałem głównego bohatera jest po prostu przesadzona, że to czysta ironia losu i zbytni dramatyzm. Na Jude'a raz po raz spadają najróżniejsze klęski i nieszczęścia, co czyni go bohaterem tragicznym. Z początku cała historia wydawała mi się tragedią samą w sobie i w miarę, jak czytałam kolejne strony i rozdziały, zdawałam sobie sprawę, że klęska jest nieuchronna i to ona w rzeczywistości gra pierwsze skrzypce. Paradoksalnie najlepsze i zarazem najgorsze w tej książce jest to, że nawet kiedy gorąco kibicuje się Jude'owi i ma się nadzieję, że bohater pokona własne demony, równocześnie ma się poczucie, że klęska jest nieunikniona i nawet najszczersze kciuki nie są w stanie tego zatrzymać, a Czytelnik zdaje sobie sprawę, jak ta książka się zakończy. To po prostu historia o tym, jak doszło do takiego zakończenia.
Sam już nie wie, co mówi, sam już nie wie, co czuje, chce się pociąć, chce zniknąć, chce się położyć i nigdy więcej nie wstać, chce się rzucić w przepaść. Nienawidzi siebie; lituje się nad sobą; nienawidzi siebie za to, że lituje się nad sobą.
Język tej książki wyraźnie pokazuje kunszt pisarski Hanyi Yanagihary. I choć o lekkim piórze zdecydowanie nie może być mowy, to powieść porusza i dosłownie chwyta za serce. Autorka używa wielu stylistycznych ozdobników, a na kartach brutalnej rzeczywistości królują metafory, uwydatniając tym samym zmyślny kunszt autorski; styl brutalny i szczery, a język niebywale plastyczny. Autorka w dużej mierze stawia na opisy, które są moim zdaniem zdecydowanie przydługie, co mi nieco przeszkadzało, gdyż nie jestem miłośniczką opisów rozbitych na dziesięć stron, to jednak później przywykłam i delektowałam się lekturą. Bowiem ostatecznie pióro Yanagihary stworzyło powieść nietuzinkową i naprawdę dobrą książkę psychologiczną.

Choć głównym bohaterem książki jest Jude, to muszę jednak przyznać, że autorka popisała się również kreacją pozostałych bohaterów. Są to bowiem postacie niezwykle realistyczne, wręcz namacalne, a dodatkowo każdy z nich posiada jakieś cechy szczególne. Polubiłam właściwie całą czwórkę przyjaciół, lecz postacie poboczne, jak Harold, czy Andy również z  miejsca przypadły mi do gustu. Najbardziej jednak uderzyła mnie złożoność charakteru Jude'a i cała kreacja jego postaci we wszystkich psychologicznych aspektach. Jednak jak bardzo bym tego nie chciała, Jude to postać po prostu negatywna ze skłonnością do mityzacji i rozpamiętywania swojej przeszłości oraz przeżywania na nowo tych wszystkich okropieństw, jakie go spotkały, z całą swoją depresją i wszystkimi problemami. Mimo tego, ma on w sobie jakieś pozytywne cechy: czułość i miłość, a przede wszystkim poświęcenie dla przyjaciół. Przyznam, że nieważne jak bardzo mu kibicowałam, Jude był po prostu skazany na upadek i tragiczność tej postaci uderza, szokuje. Bohater nienawidzi siebie i to tak dogłębnie, że choć chwilami byłam nastawiona sceptycznie do tych wszystkich sytuacji, które go spotkały - było ich po prostu zbyt wiele, jak na każdego człowieka - to jednak nie potrafiłam mu nie współczuć. To bohater, któremu Czytelnik musi i powinien współczuć, którego musi żałować, bohater do gruntu tragiczny, a przez to także niesamowity. 
Wtedy Willem spojrzał na Jude'a i poczuł to samo, co odczuwał czasami, kiedy myślał poważnie o nim i jego życiu. Smutek, można by rzec, ale nie smutek pełen litości, lecz większy smutek, taki który obejmował wszystkich nieszczęsnych, borykających się z życiem, miliardy ludzi, których nie znał, przeżywających swoje życie; smutek, który mieszał się z zachwytem i nabożnym lękiem wobec trudu, z jakim ludzie wszędzie na świecie próbują żyć, nawet kiedy ich dni są niezmiernie trudne, nawet gdy okoliczności są podłe. Życie jest takie smutne, myślał w tych chwilach. Jest takie smutne, a jednak wszyscy musimy je przeżywać. Wszyscy się go czepiamy, wszyscy szukamy czegoś, co da nam pociechę.
Małe życie to również powieść celebrowana przez homoseksualistów, gdyż ta tematyka również się tam pojawia, nie jest to wątek na tyle eksponowany, moim zdaniem, aby można było uznać tę powieść za "typowo gejowską". Ukazana w tej książce relacja przyjaciół jest moim zdaniem kwintesencją ich przyjaźni, wzajemnego wsparcia i zrozumienia, a nie potrzebą seksualną czy miłością typów z rodzaju homo. Warto tez zwrócić uwagę, że autorka unika wyrażeń tak jak w przypadku Willema, biseksualny, gdyż to w pewien sposób zniszczyłoby wizerunek niezwykle pięknej przyjaźni ukazanej w książce.
Małe życie to nie jest lekka książka na nudne wieczory, przeciwnie, to powieść, która szokuje i zwala z nóg, która zmusza do akceptacji rzeczywistości bez jej zbędnej koloryzacji. Sceny gwałtu, pedofilii, manipulacji, samokrytycyzmu i samo-destrukcji z pewnością nie należą do łatwych i trzeba przyznać, niezwykle rzadkich w literaturze. To powieść, po której ciężko odetchnąć bez spojrzenia na brutalną rzeczywistość. Nie mogę powiedzieć, że ta książka mnie zauroczyła, jednak na pewno w jakiś sposób poszerzyła moje postrzeganie rzeczywistości. Uważam, że jest to powieść ambitna, którą po prostu trzeba znać i trzeba przeczytać. Mogę tylko powiedzieć: żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej, ale cieszę się, że nareszcie mogłam to zrobić, bo gdybym tego nie zrobiła, straciłabym kawał naprawdę dobrej i pożyteczniej literatury. Małe życie jest książką, którą polecam absolutnie każdemu, kto chce przeczytać kawał dobrej i ambitnej literatury. A także wszystkim, którzy chcą przeczytać dobrą powieść psychologiczną. 

Moja ocena:9/10. 

4 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej pozycji, ale bardzo mnie zaciekawiłaś, więc będę musiała ją przeczytać :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, zawsze to miło, gdy się kogoś zachęci do sięgnięcia po daną książkę. ♥️♥️♥️

      Usuń
  2. Z pewnością sięgnę po tę pozycję, bo słyszałam o niej mnóstwo dobrego, ale zrobię to chyba gdy pogoda nieco się zmieni, ponieważ trudno byłoby mi się skupić na czymś ambitniejszym w takim upale. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiednia pogoda sprzyja dobrej lekturze! Serdecznie polecam! :*

      Usuń