Pierwszy tom trylogii "Piątej Fali" przeczytałam kilka dobrych lat temu i szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś do tej serii powrócę. "Piąta Fala" może nie była szczególnie porywającą powieścią post apokaliptyczną, ale jednak w pewien sposób trafiła do mojego serca, co zaowocowało sięgnięciem po "Bezkresne morze". Tym, co dodatkowo skłoniło mnie do sięgnięcia po kontynuację serii, był niedawno obejrzany serial Parasite o dosyć podobnej tematyce. I przyznam szczerze, że tom drugi wywarł na mnie o wiele lepsze wrażenie niż tom pierwszy.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Ziemia została zaatakowana przez przybyszów z kosmosu, których celem jest całkowite wyniszczenie ludzkości. W tym celu obcy wprawili w ruch machinę, która ma doprowadzić do masowej zagłady, w skład której wchodzi pięć faz: ciemność, odcięcie drogi ucieczki, odebranie nadziei oraz ludobójstwo. To jednak nie jest najgorsze, gdyż nadchodzi faza piąta będąca spełnieniem najgorszych koszmarów. Ci, którzy przeżyli muszą zrozumieć, że aby przetrwać od tej pory mogą ufać włączanie samym sobie.  Cassie oraz reszta jej drużyny starają się przetrwać mroźną zimę odcięci od prądu i zdani tylko na siebie, a los ma w zanadrzu jeszcze wiele niespodzianek.
"Bezkresne morze" pokazuje,że po jednym tomie zdecydowanie nie można oceniać całej serii. Rick Yancey zaprezentował w tomie drugim o wiele szerszy zakres umiejętności, których w części pierwszej brakowało. I sięgając po "Bezkresne morze" absolutnie nie przypuszczałam, że będę chciała kontynuować tą serię  i powiem tej serii zdecydowanie "tak". I mimo iż nadal nie mogę określić tej pozycji jako "wybitnej", to z pewnością mogę powiedzieć, że absolutnie nie zmarnowałam przeznaczonego na nią czasu, a książka jest jak najbardziej warta przeczytania.

Rick Yancey pokazał jak bardzo rozwinął się jego warsztat pisarski zwłaszcza pod względem fabularnym. Bowiem skonstruowana przez niego fabuła jest niebanalna i w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, nie brakuje elementów zaskoczenia, a co najlepsze niczego nie można być pewnym. Porównując do przedniego razu, tom drugi czytało mi się o wiele przyjemniej, mało tego, książka wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Kolejna rzeczą, którą autor znacznie poprawił jest płynne przenikanie się wątków, gdyż oprócz zagłady świata, autor porusza również inne bardzo ważne kwestie, tym samym zmuszając Czytelnika do rozważenia pewnych aspektów ukazanych w powieści, a jednocześnie podając na tacy bardzo wciągającą powieść, zapewniając kilka dni pożytecznej rozrywki.

Bardzo spodobało mi się to, że w swojej powieści autor postawił przede wszystkim na jej dynamikę, bowiem podczas lektury "Bezkresnego morza" zdecydowanie nie sposób się nudzić. Przez cały czas akcja utrzymuje się na względnie wysokim poziomie, a lekturze towarzyszy napięcie na skutek wielu nieprzewidzianych wypadków, jakich ofiarami stają się główni bohaterowie. Chwilami nie mogłam się nadziwić temu, jak bardzo ta powieść różni się od poprzedniej, jak wiele jest w niej elementów zaskoczenia i w tym wypadku poprawa Yanceya była jak najbardziej widoczna. Byłam pod naprawdę wielkim wrażeniem tego, jak bardzo wszystkie proporcje zostały wyważone, gdyż autor starannie zadbał o to by jak najbardziej ograniczyć zbyteczny przesyt i przelać w powieść tak wiele napięcia, przeróżnych emocji napędzających moją ciekawość w stosunku do objętości książki (nieco ponad 500 stron).  Powieść wciągnęła mnie praktycznie już od pierwszych stron i w rezultacie "Bezkresne morze" zostało przeze mnie dosłownie pożarte znacznie szybciej niżbym sobie tego życzyła, co zważywszy na mój nieco ograniczony czas było czymś po prostu niesamowitym.
"To ja jestem ludzkością. Samolubną, upartą, sentymentalną, dziecinną i próżną. To ja jestem ludzkością. Cyniczną, naiwną, dobrą, okrutną, jednocześnie miękką jak puch i twardą jak najtęższa stal."
Kolejnym aspektem, który urzekł mnie w tej książce jest jej klimat, który podobnie jak akcja został świetnie wyważony. Wszystkie wątki zdają się wzajemnie ze sobą przenikać w bardzo płynny sposób, dlatego o jakimkolwiek przesycie nie może być mowy. Z jednej strony pisarz przedstawia świat znajdujący się na krawędzi zagłady, świat przesycony brakiem zaufania, a z drugiej nadchodzącej nieubłaganie zagładzie przeciwstawia niezłomne ludzkie serce i przekonanie, że nadzieja jeszcze nie zginęła. To świat, w którym nikt nie może ufać swoim towarzyszom, istnieje możliwość, że w pobliżu czai się wróg. Rick Yancey ukazuje świat  mroczny i budzący strach, a jednocześnie świat ludzkości, która nie ma zamiaru się poddać, co w jego wykonaniu jest naprawdę świetne!Nie jestem znawcą sci-fic, ale przepadam za wątkami posiadającymi w sobie elementy post-apokaliptyczne bądź też walkę o przetrwanie i dlatego, przez wzgląd na te dwa aspekty, które u Ricka Yancey'a są na naprawdę wysokim poziomie, nie mam wyjścia i mogę tylko opowiedzieć Wam, jak bardzo ta powieść mi się podobała i za to, "Bezkresne morze" ma u mnie wielkiego plusa.

Język, jakim zostało napisane "Bezkresne morze" nie jest jakoś specjalnie wyszukany i uwielbianych przeze mnie "piękności języka", a  głównie bogatych eufemizmów, nie ma co się tutaj doszukiwać.  Rick Yancey postawił na prostotę i bezpośredniość, co muszę przyznać jest świetnym sposobem na to, by w jak najbardziej realny sposób oddać rzeczywisty obraz sytuacji. Lekkie pióro, to określenie, które w przypadku Yancey'a pasuje idealnie, bowiem książkę, pomimo sporej objętości czyta się naprawdę szybko, a przy tym nie można narzekać na nudę. "Bezkresne morze" wciągnęło mnie już od pierwszej strony, zapewniając mi dokładnie to, czego od niej oczekiwałam. A piętrzące się w tej powieści napięcie podsycało moją ciekawość aż do ostatniej strony.
"Nie ma nadziei bez wiary i wiary bez nadziei, nie ma miłości bez zaufania, nie ma zaufania bez miłości."
Bohaterowie tej książki, to właściwie jedyny aspekt, któremu mogłabym coś zarzucić. I nie mam tutaj na myśli płytkiej kreacji, lecz mojego osobistego stosunku do danej postaci. Bowiem jeśli chodzi o kreację bohaterów, to Rick Yancey spisał się po prostu wyśmienicie. Biorąc do ręki "Bezkresne morze" nie przypuszczałam bowiem, że spotkam tych samych bohaterów, którzy jednak nie do końca będą tymi samymi postaciami, co wówczas, gdy sięgałam po tom pierwszy. Uwielbiam, gdy mogę być świadkiem ewoluowania danej postaci, a Rick Yancey te świetną rozrywkę mi oferował. Jednak sięgając po tom drugi, nie spodziewałam się ujrzeć tak mocno zmienionych postaci, jednocześnie dojrzalszych, a z drugiej strony przytłoczonych ciężarem odpowiedzialności za przetrwanie ludzkości. Trzeba oddać autorowi również to, że bohaterami "Piątej Fali" są postacie w różnym wieku od pięciolatków na dwudziestoparolatkach kończąc i za tę różnorodność wiekową, jak i za ewolucję charakterów postaci, jestem gotowa oddać tej książce sporego plusa. Nie znaczy to jednak, że wszyscy bohaterowie przypadli mi do gustu, bowiem były też takie postacie, których zachowanie było po prostu egoistyczne lub zwyczajnie irytujące. W tej kwestii ujawnia się kolejny świetny autorski zamysł, bohaterowie nie są wyidealizowani, a większość z nich to tak naprawdę jeszcze dzieci, mali żołnierze niosący na barkach istnienie ludzkości.  Co jeszcze lepsze, to fakt, że nie każdy z postaci jest w stanie udźwignąć los, jaki przypadł mu w udziale, postacie ogarnięte przez ciemność i nie mające nadziei ani woli walki o przetrwanie. Niemniej jednak są to postacie jak najbardziej realistyczne i po prostu takie, z którymi można by się utożsamić, dlatego ten aspekt w moim odczuciu jest jednocześnie wadą i zaletą, gdyż po prostu nie byłam w stanie patrzeć przychylnym okiem na niektóre działania, bądź decyzje podejmowane przez niektóre postacie, a zwłaszcza te absurdalne.

"Bezkresne morze" nie jest może powieścią wybitną, jednak z pewnością jest to książka, którą mogę polecić, samej nie będąc rozczarowaną. Rick Yancey dobrze wie, jak wciągnąć czytelnika w wykreowany przez siebie świat, a ten drobny aspekt przyciąga jak magnes i pozwala cieszyć się książką o wciągającej fabule. Jestem przekonana, że niebawem sięgnę po kolejny tom tej serii, "Ostatnią Gwiazdę", gdyż jestem naprawdę ciekawa, w jaki sposób autor zakończy swoją trylogię. 
"Piąta Fala. Bezkresne morze" z pewnością nie jest powieścią dla osób, które spodziewają się po niej czegoś wyjątkowego, to powieść po prostu dobra, jednak ambitni Czytelnicy mogą się na niej po prostu zawieść. Tym, którzy przeczytali pierwszy tom "Piątej Fali" mogę z czystym sumieniem polecić, nie zrażajcie się, gdyż drugi tom jest znacznie lepszy! Miłośnicy sci-fic również znajdą w tej powieści coś dla siebie od porywającej akcji na dynamicznych bohaterach kończąc. Polecam tą książkę również tym, którzy chcą się po prostu odprężyć i zapewnić sobie kilka godzin dobrej rozrywki!

Moja ocena:6/10 :)

Brak komentarzy: