Z trylogią o Outliersach zetknęłam się już jakiś czas temu, zaintrygowana nie zdradzającym zbyt wiele opisem z tyłu okładki posłuchałam swojego przeczucia "to będzie coś dobrego!" I faktycznie, o ile pierwszy tom w pełni odzwierciedla obietnicę o świetnym thrillerze, o tyle kolejne dwa tomy raczej gubią gdzieś ten wątek. Gdy tylko udało mi się dorwać trzeci tom trylogii, Kolizję, miałam nadzieję, że ostatni tom choć trochę utrzyma niepokojący ton, jaki miałam w pamięci przy lekturze pierwszej części. Niestety jednak, tym razem się zawiodłam, bowiem choć Outliersi stanowią świetny thriller, to podczas lektury pozostałych dwóch tomów ten poziom znacznie spada, sprowadzając tym samym rolę trylogii do gatunku literatury bardziej młodzieżowej niż intrygującej i mrocznej serii rodem z thrillerów.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Wylie i Cassie nie rozmawiały ze sobą od kolejnej kłótni, która miała miejsce tydzień temu. Dziś wszystko się zmieniło, Wylie otrzymała zagadkowego SMS-a z błaganiem o pomoc. Kolejne wiadomości zawierały równie mgliste wskazówki, do czasu, gdy przed drzwiami Wylie stanął Jasper. Dziewczyna nie miała jednak zamiaru zaufać chłopakowi, ten jednak nie pozostawił jej wyboru, gdyż zdawała sobie jednak sprawę, że ten może znać miejsce pobytu Cassie. Wkrótce droga do odnalezienia Cassie przerodziła w śmiertelnie niebezpieczną misję. Im dalej na północ od Maine, tym większe przeczucie dręczyło Wylie. Zaczęła bowiem zdawać sobie sprawę, że zaginiecie Cassie stanowi początek czegoś większego. 
Rozpoczynając swoją przygodę z Outliersami liczyłam na kawał naprawdę dobrej serii z gatunku thriller, ale niestety, choć pierwszy tom mnie zachwycił, dwa kolejne pozostawiły uczucie rozczarowania. A szkoda, ponieważ pierwszy tom naprawdę ma spory potencjał i gdyby autorka postarała się inaczej poprowadzić rozwój fabularny, wzbogacić go o pewne detale, być może ta seria otrzymałaby ode mnie znacznie lepszą opinię. 

Muszę przyznać, że McCreight po mistrzowsku zbudowała fabułę, przynajmniej w pierwszej części. Gdy tylko przeczytałam pierwszą stronę Outliersów, poczułam, że to może być jedna z tych serii, do których będę częściej wracać. I faktycznie, bowiem pierwszy tom pochłonął mnie bez reszty, a utrzymana w tonie grozy i tajemnicy atmosfera skonstruowana została po prostu rewelacyjnie, pozostawiając mnie w stanie napięcia i sprawiając, że ani na chwilę nie byłam w stanie się od niej oderwać.  Niestety, jednak kolejne tomy nie gwarantują aż tak świetnego efektu. O ile Rozproszenie, drugi tom trylogii, powoli odsłania zakryte w poprzednim tomie karty i utrzymuje względnie dobry poziom, o tyle ostatnia część trylogii przedstawia jeszcze bardziej zagmatwaną historię, pozostawiając znacznie więcej niedopowiedzeń, niż przynosząc odpowiedzi na nurtujące pytania. I niestety, ta trylogia toczy się po linii pochyłej, sprawiając, że moje odczucia względem niej, choć początkowo oscylowały pomiędzy ekscytacją z tak niesamowitej serii, ostatecznie zostały sprowadzone do uczucia rozczarowania i niesmaku z powodu tak niewykorzystanego potencjału. Zabrakło mi też rozwinięcia wątków psychologicznych, które już od pierwszego tomu szalenie mnie ciekawiły, mianowicie pojęcie praktycznej intuicji i inteligencji emocjonalnej, które choć początkowo zdawały się stanowić główne fundamenty tej serii, w kolejnych tomach zostały potraktowane dość pobieżnie i po macoszemu, stanowiąc raczej tło niż główny aspekt.

Podobnie jest z akcją, bowiem choć w lekturę pierwszego tomu wciągnęłam się natychmiastowo i z zapartym tchem przewracałam kolejne karty tej historii, mój zapał znacznie opadł podczas czytania kolejnych tomów. Napięcie i ekscytacja, jakie odczuwałam podczas czytania tomu pierwszego później bezpowrotnie się ulotniły, brakowało mi bowiem uczucia słodkiego niepokoju, jaki odczuwałam na samym początku mojej przygody. Nie chodzi nawet o sam brak tych odczuć, po prostu McCreight chcąc przyciągnąć czytelników do tej serii, postawiła w kolejnych tomach zbyt wiele niewiadomych, raczej komplikując całą płaszczyznę fabularną i skutecznie psując zapoczątkowany wcześniej  klimat.

Klimat, jak można się domyślać po moich wcześniejszych opisach, w pierwszym tomie został skonstruowany wprost rewelacyjnie, a napięcie i niepokój zdawały się być niemal namacalne. W kolejnych tomach umiejętność budowania napięcia i atmosfery tajemniczości zupełnie legła w gruzach, a wprowadzone coraz to nowsze wątki poboczne przynosiły ze sobą więcej niewiadomych niż odpowiedzi, co ostatecznie pozwala przedstawić  całą historię bardziej jako powieść akcji niż thriller z wątkami psychologicznymi w tle. Cała ta mnogość nowych wątków okazała się być zupełnie niepotrzebna, ostatecznie bowiem, jedynie pierwszy tom pozostaje definitywnie wierny etykietce niepokojącego "thrillera".

W zasadzie walory językowe Kimberly McCreight spełniają oczekiwania, jest to lekki, dobry styl, który sprawia, że nawet pomimo kompletnego zepsucia ostatnich tomów, czytanie trylogii nadal pozostaje przyjemnością.  Jednakże smutnym jest fakt, iż w dalszym ciągu pozostaje wiele niewiadomych, a sama historia pozostawia wiele do życzenia. Mając jednak w pamięci pozytywne wrażenie, jakie wywarł na mnie tom pierwszy, najbardziej trafne i taktowne wydaje się być wyrażenie, że historia przedstawiona w dwóch kolejnych tomach jest zwyczajnie zbyt mocno naciągana, żeby nie powiedzieć dobitniej po prostu "zła".

Nie mam również, szczerze mówiąc, zbyt dobrego zdania o postaciach tej książki, jedynie główna bohaterka, Wylie wzbudziła we mnie przypływ empatii i szczere zainteresowanie swoimi losami. Względem pozostałych postaci raczej trudno było mi się ustosunkować. Autorka wprowadziła bowiem okrutny zwyczaj uśmiercania co poniektórych bohaterów, lub usuwania ich na dosyć spory czas, po czym cudownego "przywracania" ich na scenę. W gruncie rzeczy, bohaterów w tej serii jest po prostu albo zbyt duża ilość, albo pozostają zbyt niejednoznaczni, bym mogła się o nich wypowiedzieć w jakikolwiek sposób. Najprościej jednak powiedzieć, że postacie pozostawały mi raczej zbyt obojętne, choć znalazłoby się kilka bohaterek, które potrafiłam polubić, jak wspomniana już Wylie oraz Riel, ponieważ jednak te postacie raczej nie reprezentują gruntownie wykreowanych charakterów, powiem jedynie, że są to bohaterki mnie intrygujące i chciałabym lepiej je poznać.

Reasumując, Outliersi to niestety trylogia o zmarnowanym potencjale. Choć zachowałam w pamięci fakt, jak bardzo spodobał mi się tom pierwszy, to jednak żałuję, że kolejne części trylogii znacznie spadły pod względem napięcia i akcji, a zakończenie okazało się w gruncie rzeczy dość przewidywalne. Liczyłam na dobrą serię thrillerową, jednak niestety kolejne części pióra McCreight nijak mają się do tego, co oferował pierwszy tom. 
Outliersi to trylogia, w której niestety jedynie pierwszy tom posiada potencjał na dobry thriller, w porównaniu z tym, kolejne tomy wypadają dosyć blado, a szkoda. Myślę, jednak, że fanom nieambitnych młodzieżówek trylogia Kimberly przypadłaby do gustu. Tym ambitniejszym natomiast, polecam przeczytać jedynie pierwszy tom, wówczas nie doznacie rozczarowania.
Moja ocena:5/10.


5 komentarzy:

  1. Ciekawa recenzja. Chętnie zapoznam się z całą serią, aczkolwiek z mniejszą chęcią jeśli chodzi o pierwszy tom ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie pierwszy tom jest najlepszy :)
    Cieszę się

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że tylko pierwszy tom jest zadowalający.
    Na szczęście ja nie planuję sięgać po tą serię, bo to nie moje klimaty czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń