Jeśli czytaliście moje recenzje z poprzednich tomów serii Małych kobietek, to doskonale wiecie, że z powodzeniem mogę określić Louisę May Alcott mianem jednej z moich nowych ulubionych autorek. Muszę przyznać, że tuż po zakończeniu Dobrych żon nie potrafiłam powstrzymać swojego entuzjazmu względem tej serii i wiedziona pozytywnymi przeczuciami na temat kontynuacji, wypożyczyłam Małych mężczyzn z uczelnianej biblioteki. Po raz kolejny przekonałam się, iż moja czytelnicza intuicja mnie nie zwodzi, powieść okazała się świetną kontynuacją serii. I choć znane małe kobietki usunęły się nieco w cień, by ustąpić miejsca nowemu pokoleniu, nie przeszkadzało mi to zbytnio, w końcu ich rola nadal pozostawała znacząca.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Mali mężczyźni stanowią bezpośrednią kontynuację serii Małych kobietek, jednakże w tym tomie fabuła koncentruje się wokół posiadłości Plumfield, gdzie Jo wraz z mężem otworzyła szkołę dla dzieci. Główną część jej wychowanków stanowią chłopcy, jednakże nie brakuje wśród nich także uroczej Daisy, siostry Demiego czy żywej i energicznej Nan. Szkoła stworzona przez Bhaerów jest na wskroś nowatorska, edukacja skupia się głównie na zapewnieniu swoim wychowankom przestrzeni, gdzie pielęgnowane są podstawowe potrzeby miłości, a przy tym nie brakuje przykazań moralnych ani dziecięcych zabaw. Bhaerowie hołdują bowiem zasadzie "w zdrowym ciele zdrowy duch".
- opis własny
Mali mężczyźni to kolejny tom skupiający się wokół życiowych rozterek, ale tym razem już nowych bohaterów, a konkretnie wychowanków Plumfield, co jednak wcale nie oznacza, że kobiety z rodziny March'ów nie mają tam swojego udziału. Czy jednak Mali mężczyźni to idealna kontynuacja poprzednich kultowych historii o małych kobietkach? Co prawda, w tej kwestii głosy są podzielone, ja jednak jestem w pełni usatysfakcjonowana rozwiązaniem, jaki zaproponowała Alcott. Jo, Meg oraz Amy także mają swój udział w fabule niniejszego tomu, jednakże z gracją usuwają się w cień, robiąc miejsce młodszemu pokoleniu. Autorka dopilnowała przy tym, by Czytelnik zapoznał się z nowymi bohaterami i każdemu z nich zapewniła własne pięć minut. Zaskakujące z jaką łatwością Alcott zabiera Czytelnika w wykreowany przezeń świat i jak trudno jest się od tej książki oderwać. Nie potrzeba było wiele czasu, bym zakochała się w tej książce.

Pod względem fabularnym powieść nie jest wyposażona w zapierające dech w piersiach zwroty akcji, czy też podniosłe wydarzenia, jak to z literaturą piękną bywa. Nie brakuje natomiast ciekawych anegdot dotyczących sporów pomiędzy wychowankami Plumfield, jak również obecności niemal namacalnej braterskiej więzi, która między nimi się wytwarza. Wesoła, jak również czuła, ale stanowcza osobowość Jo ma swój wpływ na kształtowanie konkretnych postaw wychowanków. Bardzo spodobało mi się, iż Alcott postanowiła zachować konwencję tytułu Małe kobietki i Mali mężczyźni, dzięki temu do pewnego stopnia czułam się, jakbym czytała o małych kobietkach, ale w męskim wydaniu.

Tak jak wspominałam analizując fabułę, Mali mężczyźni nie odznaczają się wielkim napędem akcji, co jednak nie zmienia faktu, że powieść obfituje w pewnego rodzaju bogate wydarzenia, które mają niebagatelny wpływ na poszczególnych wychowanków Plumfield. Nie brakuje zarówno momentów przerażenia, niepewności czy śmiechu. Ucieszył mnie fakt, iż Alcott postanowiła zachować swoją wizytówkę pisarki posługującej się emocjami, aby zbudować wartką akcję, którą niesamowicie przyjemnie się czyta, a co więcej naprawdę nie potrzeba zbyt wiele czasu, aby wciągnąć się w tą książkę.

Alcott niewątpliwie posiada ogromny talent do operowania warstwą emocyjną i nietuzinkowym stylem. Pozwala jej to nie tylko stworzyć ciekawe i oryginalne postacie, ale także zbudować niepowtarzalny klimat, a tym samym zapewnić Czytelnikowi pokaźnych rozmiarów dzieło wypełnione wartką akcją, to jedynie ta pisarka potrafi! Alcott czuwa przy tym nad tym, aby zbytnio nie przeładować klimatu skrajnymi emocjami, opisane przez nią wydarzenia są na tyle równomiernie rozłożone, iż jakikolwiek przesyt jest po prostu niemożliwy. Klimat to zdecydowanie jeden z większych atutów tej powieści, a barwne opisy dodatkowo umożliwiają lekturę. Podobnie jak w przypadku poprzednich tomów, na pierwszy plan wyłania się niezwykła wrażliwość twórcza amerykańskiej pisarki, zdolność do trafnego opisywania zarówno krajobrazu, jak i malowania barwami tego, co dzieje się we wnętrzu bohaterów. Znakomitym tego dopełnieniem są wspaniałe ilustracje dołączone do poszczególnych rozdziałów.

Język, jakim operuje Alcott wymyka się stylom popularnym, w końcu nie bez powodu jest to literatura piękna. Podobnie jak we wcześniejszych tomach, autorka nie epatuje zbytnio skrajnościami, a raczej skupia się na utrzymaniu zdrowej równowagi. Dzięki takiemu wyważeniu Małych mężczyzn czyta się lekko i zaskakująco szybko, na kolejny plus dochodzą stosunkowo krótkie rozdziały. Jest bowiem miejsce zarówno na przeżycia wewnętrzne, jak również obrazy życia codziennego.

Bohaterowie Małych mężczyzn to w większości wychowankowie Plumfied i to zarówno Ci z niższych warstw społeczeństwa, jak również z wyższych sfer. Placówka Baherów za punkt honoru stawia sobie tolerancyjność i zapewnia dobre wychowanie tym, którzy w innych warunkach nie mają szans go zdobyć. Postaci, wokół których koncentruje się niniejsza powieść jest dosyć sporo i jest to znacznie szersze grono niż jak to miało miejsce w przypadku dwóch pozostałych części serii. Alcott rozwiązała i tą kwestię celowo wyposażając wychowanków ośrodka w iście różnorodne charaktery, cechy szczególne, a niekiedy wyjątkowe talenty, czy też mroczną przeszłość i buntowniczy charakter. Jest to naprawdę godne podziwu zagranie, zwłaszcza kiedy każda z aż dwunastki głównych bohaterów przebija się własnym głosem. Oczywiście jest garstka tych postaci, które wyróżniają się zdecydowanie najbardziej na tle innych bohaterów i tych właśnie, przyznaję, pokochałam najmocniej: uzdolnionego muzycznie Nata, filozofa Demiego, żartownisia Tommy'ego oraz buntowniczego Dana. Niemniej jednak wszystkie postacie odznaczają się subtelnie wykreowanymi różnicami, dzięki temu nie tylko łatwo ich rozróżnić, ale i łatwo ich pokochać ze względu na ich własne indywidualne cechy.

Podsumowując, z każdym kolejnym tomem coraz mocniej zakochuję się w twórczości Louisy May Alcott! Niebawem  recenzja z Chłopców Jo, która niestety już wieńczy cały cykl. Nie muszę chyba nadmieniać, że w niedalekiej przyszłości mocno zatęsknię za niemalże baśniowym klimatem stworzonym przez Alcott i zapragnę na nowo spotkać się z bohaterami jej książek. Mali mężczyźni to wspaniała kontynuacja serii, zdecydowanie godna tego miana!
Mali mężczyźni to powieść, którą polecam dojrzałym fanom prozy Alcott, ale również tym, którzy poszukują w książkach magii z lat dziecięcych i potrafią z nutką pewnego wesołego pobłażania zaczytywać się tego typu klimatach. Ogromnym błędem byłoby określenie tej książki mianem "zbyt naiwnej", bowiem zawiera ona mnóstwo mądrości na temat wychowywania dzieci. Dlatego też książka z całą pewnością przypadnie do gustu miłośnikom filozofii Rosseau czy pasjonatom pedagogiki. Mali mężczyźni to niemal obowiązkowy nabytek na półce każdego szanującego się mola książkowego, który lubi mieć w zanadrzu dobrą literaturę piękną. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 10/10.:)

Brak komentarzy: