Dziś przychodzę z obiecanym i planowanym postem o kilku koreańskich, ale nie tylko, pozycjach, które na przełomie stycznia i lutego wpadły w moje literackie łapki. Po zakończonej sesji na Uczelni mam w końcu czas, aby na nowo zabrać się za moje ulubione zajecie, czyli pisanie o książkach. W dzisiejszym poście znajdzie się kilka różnorodnych pozycji, a pomimo faktu, że większość z nich stanowią dzieła koreańskich pisarzy, to jednak ich tematyka jest nieco odmienna. Przyznam, że okres styczeń-luty pod względem czytelniczym był wypełniony mozaiką motywów. Znajdzie się zarówno tematyka dość skrajnej postaci wegetarianizmu/weganizmu, refleksja o przemijalności i zmianach infrastruktury, historia o miłości do koreańskich tteokbokki, a także proza wspomnieniowa pewnego kompozytora. 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

  • O zmierzchu - Hwang Sok-Yong


O zmierzchu to moje pierwsze spotkanie z twórczością Hwang Sok-Yong, uznawanego za jednego z najbardziej kontrowersyjnych koreańskich pisarzy, którego dzieła są bogate w refleksję na temat podzielonej Korei. Powieść O zmierzchu znajdowała się w moich planach stosunkowo od niedawna, toteż uznałam, że okres międzysesyjny będzie świetną okazją do wzbogacenia swojej literackiej biblioteczki o dzieła koreańskie. Nie zawiodłam się, niniejsza książka skłoniła mnie do refleksji nie tylko jeśli chodzi o zanik terenów wiejskich i ogólną rozbudowę infrastruktury, ale przede wszystkim wrażenie wywarła na mnie tematyka egzystencji, którą Hwang porusza skrywając się za fasadami wznoszonych biurowców.

Park Min-u to starzejący się architekt, który może już mówić o sukcesie. Był bowiem jednym z nielicznych, którym udało się wyrwać z seulskich slumsów, nie wspominając o studiowaniu na prestiżowej uczelni i późniejszej pracy w jednej z najbardziej szanowanych firm odpowiedzialnych za transformację Korei. Pewnego dnia otrzymuje tajemniczego emaila, którego nadawcą okazuje się być jego młodzieńcza miłość. Tym sposobem przeszłość nakłada się na narrację powieści i toczy niemal równoległym torem. Min-u wspomina świat, który zniszczyła modernizacja i jego własne pragnienia sławy i sukcesu.

Zaskoczyła mnie niemal chirurgiczna precyzja, z jaką Hwang Sok-Yong splata ze sobą poszczególne wątki. Pod względem fabularnym powieść skupia się wokół postaci Min-u, który wspomina swoją przeszłość. Jednakże schemat, jaki wykorzystuje Hwang nie ogranicza się tylko i wyłącznie do tej jednej narracji. Równolegle bowiem swoją własną historię snuje Jeong U-hui, której losy stanowią zupełne przeciwieństwo Min-u. Tak skrzętnie poprowadzona narracja może na początku nieco dezorientować, gdyż nie do końca wiadomo, czyja historia gra pierwsze skrzypce. Później jednak zdecydowanie łatwiej jest wciągnąć się w fabułę, która choć nie posiada wartkiej akcji, jest za to bogata w refleksję o przemijalności i cenie należnej za brutalną modernizację Korei. W powieści nie brakuje bowiem rozbudowanych opisów, tak poszczególnych dzielnic koreańskiego państwa, jak również tradycji i norm, które na skutek modernizacji uległy przewartościowaniu. Momentami także bohaterowie zdają się jednie stanowić tło tej niezwykłej kontemplacji nad istotą przemijalności i ludzkiej egzystencji.

O zmierzchu to stosukowo świeża dla mnie pozycja, która rzuca nowe światło na kwestię modernizacji Korei, wprawdzie opinia autora pozostaje w tej kwestii mocno kontrowersyjna, niemniej uważam, że należy mu się podziw za odwagę do podejmowania tematyki tkwiącej poniekąd w sferze azjatyckiego "tabu". Z wielkim zaangażowaniem czytałam niemniejszą pozycję i na zakończenie mogę dodać, oby było takich więcej dzieł od Hwanga! Z pewnością chętnie sięgnę po inne dzieła tego pisarza, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Moja ocena: 8/10. :)

  • Wegetarianka - Han Kang

Wegetarianka znajdowała się na mojej liście książek do przeczytania już chyba od roku, a bodźcem do sięgnięcia po nią był wykład o literaturze azjatyckiej, w którym miałam przyjemność wziąć wówczas udział. Literatura jaką stworzyła Han Kang nieco mnie zaskoczyła, zarówno pod względem pewnej nieścisłości tytuły i tym samym sugerowanej treści, jak również skrajności, w jaką popada bohaterka i jej społecznego oraz rodzinnego wykluczenia. Wegetarianka okazała się dziełem delikatnie mówiąc nieco wstrząsającym i uderzającym niekiedy w oniryczno-erotyczne fantazmaty w niektórych rozdziałach. Po zakończonej lekturze miałam odczucie, że jest to dobra powieść, ale jednocześnie nie mogłam pozbyć się uczucia lekkiego niedosytu.

Jeden koszmar Yong-hye całkowicie zmącił spokój życia, zarówno niej samej, jak i jej najbliższych. Wyłaniającą się z kałuży krwi twarz, w której bohaterka doszukuje się własnych rysów, staje się dla niej impulsem do podjęcia niezwykle ryzykownej decyzji, co ostatecznie doprowadzi do rozłamu w jej rodzinie. Aby oczyścić swój umysł i pozbyć się uporczywych wizji, postanawia całkowicie zrezygnować z jedzenia mięsa, a w następnej kolejności jedzenia w ogóle. W Korei, gdzie mięso uznawane jest za niemal podstawowy składnik pożywienia, a wszelkie obyczaje są restrykcyjnie przestrzegane, działania Yong-hye traktowane są jako przejaw buntu i sprzeciwu wobec przyjętych konwenansów. Przeciwna jest także rodzina Koreanki, która zbulwersowana jej działaniami postanawia umieścić kobietę w szpitalu psychiatrycznym. Tam jednakże Yong-hye zdaje się doznawać czegoś, co można by nazwać dążeniem do niemal buddyjskiego wyzbycia się jakichkolwiek pragnień, poza pełnym zespoleniem z naturą.

Sam tytuł dzieła Han Kang w stosunku do treści i poruszanego problemu jest dość nieadekwatny, co początkowo nieco mnie zmyliło. Opisywany wegetarianizm jest bardziej weganizmem i to ukazanym w sposób drastycznie skrajny. Han Kang śmiało wkracza w tematykę nie tyle samej konwencji diety i odżywiania się, które bardziej wykorzystuje jako metaforę społecznego i rodzinnego wykluczenia kobiety wychodzącej poza koreańskie stereotypy. 

Autorka już od samego początku sprytnie generuje zamęt w głowie czytelnika rozpisując narrację na w większości męskie głosy, które postrzegają działania Yong-hye jako szalone i absurdalne. Podczas lektury bardzo mocno odczuwałam brak głosu samej odtrąconej bohaterki i niezmiernie irytował mnie fakt, iż poddawana jest tak surowej ocenie, a żadna z postaci nawet nie próbuje zrozumieć jej zachowania, ani też wejść w nią w dialog, przez co mocno współczułam Yong-hye. Wyglądało to trochę tak, jakby autorka chcąc pokazać czarno-białe postrzeganie Koreańczyków, zgubiła gdzieś po drodze empatię dla własnej bohaterki. Bardzo trudno jest nie współczuć Yong-hye. W świecie stworzonym przez Han Kang nie ma miejsca na uczucie, dominuje postawa czysto konserwatywna, gdzie to nie uczucia i emocje, ale zasady, hierarchia i tradycja utworzona przez grono męskie warunkuje sposób oraz styl bycia, a nawet postrzegania własnej tożsamości.

Tak, jak wspominałam na początku, obok rygorystycznego pola zasad, powieść trąci sferą oniryczną. Dzieje się tak nie tylko poprzez rozbudowane obrazy senne Yong-hyi, ale również poprzez erotyczne fantazje jednego z bohaterów, co dodatkowo wpływa na odbiór tej książki jako mrocznej i wypełnionej skrywaną żądzą oraz pasją ostatecznego wyzwolenia, jaką przejawia Yong-hye. W pewien sposób taki zabieg pozwala na silne ugruntowanie książki jako wyłamującej się ze stereotypów ze względu na swoja tematyką, ale zarazem sprawia, że książka momentami staje się trudna w odbiorze. Dlatego też niekiedy warto podczas lektury zrobić sobie krótką przerwę.

Jestem pod wrażeniem Wegetarianki, jak również odwagi, że autorka potrafiła stworzyć tak niebanalną powieść. To pozycja, którą jak najbardziej polecam, jest ona dobra dla tych, którzy chcą zobaczyć nieco inne oblicze Korei, a także dla tych, którzy nie boją się sięgać po kontrowersyjną tematykę. Po Chłopcach Jo Louisy May Alcott mam w planach Nadchodzi chłopiec także z dorobku Han Kang i jestem ciekawa, jak ona mi się spodoba w porównaniu do Wegetarianki.

Moja ocena: 7/10. :)

  • Gertruda - Hermann Hesse

Na Gertrudę polowałam już od bardzo dawna, więc, gdy tylko zobaczyłam ją w uczelnianej bibliotece niezwłocznie ją wypożyczyłam. Hermann Hesse może nie należy do moich ulubionych pisarzy, jednakże jego książki mają w sobie pewien magnetyzm, który mnie ku nim przyciąga. Tak też było w przypadku Gertrudy i pod względem literackim był to bardzo dobry wybór. W tej powieści Hesse w zgrabny sposób zawarł niepokoje minionej epoki, twórcze nadzieje, głęboką namiętność i gdyby nie pewne epatowanie nastrojowością, określiłabym ją jako dzieło wybitne. Niemniej, nadal pozostaje naprawdę dobrym dzieckiem literackim Hesse'go.

Hesse pracował nad Gertrudą kilka lat, a w międzyczasie powstały aż trzy wersje, gdzie jedynie główna postać kobieca ewoluowała Choć postać kobiety jest dla tej książki kluczowa, na pierwszy plan wysuwają się postacie męskie: Gottfried Kuhn, muzyk i kompozytor oraz jego przyjaciel i śpiewak Henryk Mouth. Jednym, co ich łączy jest miłość do Gertrudy, zaś poza tym są od siebie kompletnie różni. Właściwa część fabuły skupia się jednak na postaci Kuhn'a, który na studiach uległ poważnemu wypadkowi i dopiero fascynacja i namiętność do Gertrudy stały się impulsem do kontynuowania drogi twórczej. 

W powieści Hesse'go na pierwszy plan wysuwa się dualizm postaw, jakie prezentują bohaterowie. Kuhn jest typem introwertycznym, za to upartym i odpowiedzialny, marzącym cicho o pięknej Gertrudzie. Inaczej Mouth, będący bawidamkiem i alkoholikiem. Choć łączy ich przyjaźń, dzieli ich kobieta, którą obaj kochają. Bardzo spodobało mi się to chwytliwe zagranie - żywotna postawa Moutha wprowadza do fabuły nieco więcej akcji, za to dyskrecja kompozytora równoważy akcję na względnie stałym poziomie. Muszę jednak przyznać owo ścieranie się postaw obydwu postaci nieco mnie irytowało, a szkoda bo na tym w pewnym sensie opiera się siła niniejszej książki. Gertruda, której imię jest zarazem tytułem książki jest katalizatorem dla obydwu muzyków, ich cichą i niemal niewidzialną siłą. Jest przy tym opisywana wyłącznie z tej "męskiej perspektywy", przez co niekiedy naprawdę zastanawiało mnie, jak myśli ona sama, gdy nie opowiadają jej głosy Kuhna i Moutha. Wszystko to sprawia, że w Gertudzie dochodzą do głosu dwie zupełnie sprzeczne siły, które nieustannie się spierają, dominuje więc jedynie biel lub czerń. Być może to Gertruda miałaby uosabiać szarość, stojąc niejako pomiędzy dwoma przyjaciółmi? 

Kolejnym kluczowym wątkiem dla dziecka minionej epoki Hesse'go jest kryzys twórczy artysty, któremu pisarz nadaje niemal większą rangę niż samej postaci Gertrudy i sporu przyjaciół. Sztuka dla Hesse'go i zarazem dla Kuhna jest wartością jednocześnie kruchą i ponadczasową, a jej piękno pozostanie nawet, gdy wszystko inne przeminie. Przyznam, że bardzo mnie ów aspekt w tej powieści intrygował. Szkoda tylko, że atmosfera książki utrzymana jest w dość ponurych barwach, przez co niekiedy czytanie tej książki szło mi dość opornie. Niemal stale obecny pesymizm, ponure rozważania egzystencjalne momentami bywały naprawdę nie do zniesienia, przez co w pewnych momentach musiałam odkładać książkę na półkę i poczytać coś znaczenie w pozytywniejszych tonach, co zresztą odpowiada mojej osobowości. Hesse lubujący się w egzystencjalnych motywach napędem akcji uczynił subtelną mozaikę uczuć do sztuki i kobiety, którą kochają obydwaj twórcy, co nadało książce nieco więcej jakiegoś innego kolorytu niż wspomniana biel i czerń.

Szczerze mówiąc, mam wobec Gertrudy dość mieszane uczucia, z jednej strony doceniam jej wartość, ponadczasowość i zgrabnie przedstawione dualistyczne, niekiedy niemal rażące poglądy dwóch przyjaciół. Z drugiej, powieść niekiedy wydawała mi się zbyt pesymistyczna, a przez to nużąca i spędziłam nad nią więcej czasu, niż sądziłam. Potrafię jednak docenić jej walory toteż myślę, że ocena w skali gwiazdek jako "dobra" byłaby najbardziej odpowiednia.

Moja ocena: 6/10.
  • Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki - Baek Sehee

Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki autorstwa Baek Sehee to zdecydowanie jedna z najbardziej intrygujących pozycji, jakie miałam przyjemność przeczytać w lutym tego roku. Autorka już od pierwszych stron ujęła mnie swoim stylem, a tematyka problemów, z jakimi zmaga się bohaterka książki została w bardzo ciekawy sposób przedstawiona. Nie spodziewałam się, że ta powieść wciągnie mnie do tego stopnia, że przeczytam ją w jeden dzień (cóż, szefową bardzo to ucieszyło :)). Miałam bowiem przyjemność współpracować przy promocji tej książki w wydawnictwie, w którym pracuję, toteż odczuwam podwójną satysfakcję! 

Powieść jest w zasadzie autobiografią autorki i obejmuje zapiski z jej spotkań z terapeutą. Sehee zmaga się z niską samooceną, postrzeganiem świata poprzez skrajności odcieni bieli i czerni oraz nadmiernym samokrytycyzmem. Psychiatra, do którego uczęszcza doszukuje się podłoża jej problemów w dzieciństwie, w szczególności w zaburzonej relacji z matką oraz siostrami. Bohaterka nie ma zamiaru się poddawać, ale chce walczyć dla siebie o lepsze jutro i akceptację własnych słabości.

Przyznam, że zakochałam się w tej książce już od pierwszego zdania! Urzekła mnie nie tylko niebanalna tematyka psychologiczna, ale również prosty styl autorki, pozbawiony przesadnego epatowania negatywnymi uczuciami i nurzania się w nich. Autorka z prawdziwą pasją dąży do polubienia samej siebie, dlatego też opisuje swoje emocje i przeżycia wewnętrzne szczerze i bez zbędnej koloryzacji, co dodatkowo ułatwia wczucie się w lekturę. Książka jest zaskakująco krótka i gdy dobrnęłam do końca poczułam zawód, że ta historia tak szybko się zakończyła. Z niecierpliwością będę więc czekać na tom drugi!

Niska samoocena, popadanie w skrajności bieli i czerni, czy też nieumiejętność budowania zdrowych relacji to tylko niektóre kwestie, jakie podejmuje książka Baek Sehee. Spisane przez autorkę doświadczenia własnej terapii ukazują niełatwą, za to wytrwałą drogę podążania wgłąb siebie i naukę akceptacji własnych niedoskonałości.  Powieść jest zaskakująco szczera i pozbawiona nadmiernej koloryzacji względem opisów przeżyć wewnętrznych i towarzyszących im emocji. Fakt, że została ona napisana w formie dialogu między psychiatrą, a narratorem, który zresztą widnieje w książce jako "ja" sprawia, że łatwo jest identyfikować się z autorką i samemu dążyć do samopoznania. To absolutnie największy walor tej książki! A odwaga, aby  tak otwarcie mówić o własnych odczuciach i przy tym wspomniana przeze mnie aż dwukrotnie szczerość postaci Sehee jest doprawdy godna podziwu. To wszystko sprawia, że czytanie tej książki jest niesamowicie głębokim i bogatym wewnętrznie przeżyciem!

Pozycja zdecydowanie warta przeczytania, która wzrusza, niekiedy bawi, a z pewnością ujmuje i długo nie pozwala o sobie zapomnieć. Ta książka z recenzowanych tutaj czterech pozycji jako jedyna zdobyła ode mnie aż 9 gwiazdek, co zresztą dość wymownie oddaje, jak bardzo mi się ona podobała. Mam olbrzymią nadzieję, że kolejny tom okaże się równie dobry, jeśli nie lepszy od swojej poprzedniczki!

Moja ocena: 10/10. :) 


Luty zdecydowanie upływa pod znakiem powieści zarówno w większości azjatyckich, jak również zdecydowanie dość kontrowersyjnych, co jednak bardzo mnie cieszy, gdyż wiąże się z możliwością poznania innych, często nietypowych punktów widzenia. W dzisiejszym wpisie można dostrzec sporą różnorodność w recenzowanych książkach pod względem podejmowanej tematyki: modernizacja i motyw egzystencji, wykluczenie społeczne i rodzinne, czarno-białe myślenie, droga do kariery oraz podróż w głąb siebie i droga to samoakceptacji. Pod względem czytelniczym jestem z siebie bardzo zadowolona, zwłaszcza biorąc pod uwagę tak różnorodną tematykę w poszczególnych dziełach literackich!

Brak komentarzy: