Po lekturze Małych mężczyzn nie mogło być mowy o jakimkolwiek postoju w czytaniu prozy Louisy May Alcott, mając to na uwadze, sięgnęłam po ostatni już niestety tom serii Małych kobietek, czyli po Chłopców Jo. Z racji tego, iż było to zwieńczenie wspomnianego cyklu, nie będzie błędem, jeśli napiszę, że to właśnie ten ostatni tom okazał się być tym najlepszym z całej serii, jest to jednak założenie tylko połowicznie prawdziwe. Faktem jest, iż Chłopcy Jo spełnili wszelkie oczekiwania, jakie pokładałam w niniejszej serii i zakończenie cyklu mnie zadowoliło, jednakże nie ukrywam, iż niebywale mocno zżyłam się ze zdecydowaną większością, jeśli nie wszystkimi postaciami tej serii i z tego powodu zakończenie tej serii wywoływało u mnie poczucie nostalgii. Louisa May Alcott stworzyła dość niebanalne zakończenie serii, a to już tylko kolejny powód, by ponownie powtórzyć: do tej serii z pewnością wrócę!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Jo March, najbardziej żywa spośród sióstr postanowiła wraz z mężem otworzyć nowoczesny zakład nauki dla chłopców, który po pewnym czasie stał się placówką w pełni koedukacyjną. Po wydarzeniach opisanych w Małych mężczyznach młodzi chłopcy oraz gromadka dziewcząt z wspomnianego zakładu dorośleją i mniej lub bardziej śmiało realizują swoje życiowe plany. Nat podąża za głosem serca i muzyką swoich skrzypiec, Tommy raz po raz wystawia swoje serce w ofierze bezkompromisowej, za to radosnej Nan, która niestrudzenie próbuje swoich sił jako miejscowa lekarka. Josie marzy by zdobyć świat sceny, Daisy pilnuje domowego ogniska dla swego brata, Emil wyrusza na nowe lądy, zaś Dan na nowo szuka i definiuje swoje własne "Ja". 
 - opis własny
Po przeczytaniu ostatniego tomu o dalszych losach kobiet z rodu March, ich osiągnięciach, a także przygodach wychowanków Plumfield, wiedziałam już, że niełatwo będzie mi się rozstać z tą serią. Moja czytelnicza intuicja pozwoliła mi na nowo odkryć twórczość Louisy May Alcott z nadzieją, że stanie się ona jedną z grona moich ulubionych pisarzy i dziś, będąc już po lekturze czwartego tomu napisanej przez niej serii, mogę śmiało potwierdzić, że tak się stało. Ta pisarka zajmuje bardzo ważne miejsce w moim literackim sercu i raczej trudno byłoby znaleźć kogoś, kogo twórczość tak mocno poruszy jego czułe strony, tak jak zrobiła to Alcott. Chłopcy Jo w pełni oddają urok cyklu o Małych kobietkach, co sprawia, że po przeczytaniu całej serii, stała się ona dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowa i naprawdę będę tęsknić za jej bohaterami. Całe szczęście, że po przewróceniu ostatniej strony książki, miałam w zanadrzu kilka innych zaplanowanych tytułów.

Muszę przyznać, iż autorka Małych kobietek pieczołowicie dba o losy swoich bohaterów, konsekwentniej pilnuje by niepowstały żadne puste miejsca w fabule, co zważywszy na fakt, iż akcja Chłopców Jo toczy się w dość sporym odstępie czasowym od poprzedniego tomu, udało jej się znakomicie! Gromadka Jo dawno już wyrosła z dziecinnych figli, a na progu dorosłości czekają na nich nowe wyzwania. I choć pozornie taki rozłam czasowy powinien budzić ciekawość podszytą jednak nutką irytacji, u Alcott przebiega on niezwykle płynnie, do tego stopnia, że dziesięcioletni przeskok czasowy wydaje się niemal naturalnym następstwem w stosunku do tomu poprzedniego. Autorka umiejętnie wplata w fabułę poszczególne kluczowe momenty dziecinnych zabaw w Plumfield w postaci uroczych i niekiedy zabawnych retrospekcji, przy czym nie eksponuje jednak zupełnie momentu przejścia w dorosłość młodych wychowanków. Przeciwnie, pisarka doskonale wie, że potrzebują oni wciąż troskliwej dłoni matki Bhaer, która przeprowadzi ich przez różne niebezpieczeństwa, a niekiedy miłosne rozterki. Tak misternie utkana fabuła wciąga Czytelnika od pierwszej strony, a na kolejnych jej stronach nie brakuje nawet niebezpiecznych dla niektórych postaci momentów. Alcott wspina się więc wytrwale po drabinie swego literackiego kunsztu i doskonale jej to wychodzi!

Seria Małych kobietek ujmuje nie pełną przygód akcją, a celebracją życia codziennego, którą Alcott dopieszcza swoją literacką wrażliwością. Nie potrzeba zbyt wiele czasu, aby na dobre wciągnąć się w wydarzenia przedstawione w Chłopcach Jo. Sama autorka postarała się zresztą o to, aby oddać swój głos nieco młodszym wychowankom Plumfield - kuzynkom Bess oraz Josie, których kobiece przygody stanowią poniekąd miłe urozmaicenie. Podobnie, jak w przypadku pozostałych tomów, podczas lektury naprawdę łatwo stracić poczucie czasu, zwłaszcza, jeśli natrafi się przy tym na historię jednego z ulubieńszych wychowanków Plumfield.

Podkreślałam to już wielokrotnie, jednakże Alcott definitywnie wyróżnia się na tle innych pisarek umiejętnością wnikliwej kreacji klimatu. I nie chodzi przy tym o barwne i kunsztowne opisy świata przedstawionego, ile o wrażliwość i wnikliwość podczas tworzenia powieści. Ta amerykańska pisarka niewątpliwie to potrafi. Wykreowany przez nią klimat jest zarazem subtelny i delikatny, choć akurat w tym tomie, zdecydowanie nie brakuje poruszających czy niepokojących momentów. Dorastający chłopcy są o wiele trudniejsi do opanowania niż przypuszczała to Jo Bhaer i to właśnie jej matczyna miłość musi sprowadzić ich na właściwą ścieżkę. Alcott niezwykle mocno akcentuje w niniejszej powieści znaczenie współczucia i jego rolę nie tylko w przebaczaniu innym, ale przede wszystkim samemu sobie. Sprawia to, że powieści Alcott są niezwykle wnikliwe, a przy tym tak głębokie w swej pozornej prostocie i pasjonujące.

Alcott pisać i opowiadać potrafi naprawdę wspaniale, udowodniła mi to już podczas mojej pierwszej lektury Małych kobietek. Choć jej styl jest stosunkowo prosty i pozbawiony upiększeń, nadrabia to niezwykła wrażliwość Autorki, którą wprawny Czytelnik z łatwością dostrzeże w każdym jej słowie. Alcott to twórczyni dzieł wypełnionych po brzegi subtelną warstwą emocjonalną, wrażliwością i szczerością, które przyciągają każdego prawdziwego mola książkowego. Połączenie wspomnianych cech pozwoliło jej stworzyć ponadczasową i poruszającą serca serię, do której z pewnością będę wracać!

Ta amerykańska pisarka posiada również talent do tworzenia różnorodnej palety postaci, i która potrafi z każdego bohatera wycisnąć nawet te najgorsze cechy oraz przemienić je w dobro. Alcott, jak nikt inny potrafi przedstawić zmagania wewnętrzne i duchowe postaci, a przemiana, jakiej niektórzy z nich ulegają tylko jeszcze bardziej eksponuje jej unikalny kunszt twórczy. Jej bohaterowie pozostają zaskakująco realistyczni, a niegrzeczni chłopcy z Małych mężczyzn wcale nie przemienili się w żywe ideały, przeciwnie czeka ich jeszcze sporo pracy. Alcott jednak kocha swoich bohaterów niestrudzenie podsuwając im szansy poprawy, a jej wiara i nadzieja wyzierają spośród kart tej książki. Bohaterów Chłopców Jo łatwo pokochać i należy w nich wierzyć!

Okres, kiedy miałam przyjemność czytać Chłopców Jo był dla mnie naprawdę niesamowicie cenny. Louisa May Alcott to naprawdę wyjątkowa pisarka, której twórczość na długo zapada w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jej wrażliwość, subtelność, a przy tym wnikliwość pozwalają jej stworzyć literaturę naprawdę wysokiej jakości, na którą ochota nigdy nie mija. Kto wie, być może wkrótce skuszę się na którąś z jej jednotomowych powieści?
Chłopcy Jo to z pewnością powieść, którą powinni przeczytać Ci Czytelnicy, którzy są fanami twórczości Louisy May Alcott, i którzy mają już za sobą losy March'ówien oraz przygody wychowanków Plumfield. Ostatni tom cyklu niesie zakończenie, jakiego się nie spodziewałam, co jednak w moim przypadku sprawiło, że pokochałam tą powieść, serię i autorkę jeszcze mocniej. Dla miłośników literatury pięknej i obyczajowej ta fenomenalna powieść okaże się wprost idealna! Polecam serdecznie!

Moja ocena: 10/10. :) 

Brak komentarzy: