Katarzyna Berenika Miszczuk zanim zasłynęła cyklem zatytułowanym "Kwiat paproci" próbowała swoich sił w innych gatunkach literackich, a jednym z jej dzieł jest "Druga Szansa". Za tą książkę planowałam zabrać się już od dawna, jednak ciągle odkładałam ją na później, czekając na właściwy moment. Korzystając z tego, że są wakacje, postanowiłam wreszcie sięgnąć po "Druga Szansę", ciekawa byłam jak autorka poradzi sobie z gatunkiem innym niż słowiańskie fantasy. Lipiec to miesiąc, który wiele zmienił w moim życiu- i szczęśliwie- na lepsze. Maturę zdałam, a z wyników jestem zadowolona, i co najlepsze, dostałam się na studia. To również miesiąc nowych odkryć i w moim przypadku, odkryć z większości dorobków kulturalnych, czego "Druga szansa" jest dobrym przykładem.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Gdy Julia otwiera oczy, okazuje się, że nic nie pamięta. Nazwa ośrodka, w którym się znajduje powinna dodawać jej otuchy, jednak Druga Szansa ma także swoje drugie oblicze. Dziewczyna zaczyna uczęszczać na spotkania z terapeutką, które mają za zadanie odblokować luki w jej pamięci. Julia odkrywa, że cała jej rodzina zginęła w pożarze, została więc zupełnie sama. Dlaczego jednak jej wspomnienia okazują się być zupełnie odmienne od faktów jakie przekazuje jej terapeutka Zofia Morulska? Co jest prawdą, a co kłamstwem? Julia musi się tego dowiedzieć, inaczej nigdy nie zazna spokoju.
Szczerze powiedziawszy, mam dosyć mieszane uczucia w stosunku do "Drugiej Szansy". Z pewnością nie mogę powiedzieć, że jest to powieść, która mnie zawiodła, ani też zauroczyła jakoś szczególnie. Po wielu pozytywnych opiniach, byłam przekonana, że "Druga Szansa" to świetny thiller i jest to powieść dla mnie. Książkę przeczytałam dosyć szybko, jednak żadnych szczególnych odczuć po niej nie miałam. Przekonałam się jednak, że autorce znacznie lepiej wychodzą powieści utrzymane w słowiańskim klimacie fantasy niż mroczne thrillery, których akcja osadzona jest w ośrodku rehabilitacyjnym. "Drugiej Szansy" thillerem zdecydowanie nie mogę nazwać. I szczerze powiedziawszy żałuję, gdyż sam zamysł autorki na powieść był bardzo ciekawy i interesujący.

"Cisza. Otula mnie. Miękka. Lepka. Straszna. Boję się..."

Najważniejszym wątkiem fabularnym, jak i wyznacznikiem całej fabuły książki jest  problematyka dotycząca odzyskania własnej tożsamość. Świat Julii ogranicza się do sterylnie białych ścian, kolorowych pigułek i kłamliwej lekarki. Julia nie odzyskuje wspomnień, staje się coraz bardziej zagubiona, a tajemnicze szepty co rusz rozbrzmiewają w jej głowie. Dziewczyna balansuje na granicy między jawą a snem, a granica między nimi stopniowo się zaciera.  Zamysł autorki był bardzo dobry, wręcz rewelacyjny i z miejsca przypadł mi do gustu. Jednak jego wykonanie to już zupełnie inna sprawa, gdyż uważam, że było zbyt przerysowane i zbytnio podkoloryzowane, abym mogła powiedzieć że się przestraszyłam. Chwilami miałam wrażenie, że autorka zbyt skupia się na urojeniach głównej bohaterki, a za mało na koncepcji świata przedstawionego. W rezultacie, dosyć szybko domyśliłam się, o co tak naprawdę w tej powieści chodzi. 

Klimat grozy i strachu, który miałam nadzieję zastać w tej książce, bezpowrotnie zniknął i to już po kilku stronach. A sceny, które w domniemaniu autorki miały wzbudzić u czytelnika strach, we mnie wywoływały raczej znudzenie, były zbyt oczywiste, by mnie wystraszyć. Prawda, bywały momenty, w których granica między światami została zupełnie zatrata i ciężko było odróżnić halucynacje od rzeczywistości, jednak to tylko drobne wyjątki. Chyba jedyna rzeczą, która pozwalała mi się łudzić, że powieść w końcu mnie przestraszy, były rysunki jakie pojawiały się podczas niektórych- ważniejszych scen. Ich realistyczność i ponura kolorystyka barw, dodawała powieści jakąś namiastkę grozy, w którą to powieść powinna opiewać. Tak naprawdę nie ma co się łudzić, że ta powieść może przerazić, choć takie opinie również słyszałam, gdyż co bystrzejszy czytelnik szybko zorientuje się w czym rzecz.

"Moje ręce... Były takie obce. Nie moje. Ciepłe łzy płynęły po policzkach. Cisza dookoła. - Boję się... - szepnęłam. Matowy, martwy głos, nienależący do mnie."

Chyba jedyną rzeczą, która sprawiała, że uparcie parłam do przodu i czytałam dalej, była moja ciekawość dotycząca zakończenia, co tylko świadczy o tym, że autorce w jakiś sposób udało się zainteresować mnie tą powieścią. Niestety, mimo iż początek sprawiał wrażenie emocjonującego i porywającego thrillera, to już po kilku stronach poziom mojego napięcia spadł niemal do zera. Akcja książki wlokła się niemiłosiernie, a ja łapałam się na tym, jak wiele niedociągnięć zauważam w tej książce. Pewne sceny i zachowania bohaterów wydawały mi się po prostu sztuczne i "na pokaz" jak na przykład romantyczne uczucie Julii i Adama, co tylko dodatkowo mnie irytowało. Przyznam, że bardzo ciężko było mi się wciągnąć w ten surrealistyczny klimat, który autorka starała się wykreować. Nie odczuwałam absolutnie żadnego niepokoju ani dreszczyku emocji, a co gorsza, los bohaterów niemal przez cały czas pozostawał mi obojętny. W miarę jak posuwałam się naprzód, interesowało mnie wyłącznie zakończenie powieści, które trzeba przyznać, było w gruncie rzeczy oczywiste, ale było także płynne i naturalne, zupełnie jakby autorka postanowiła nieco zahamować się z nieustannym podkoloryzowaniem rzeczywistości i widma czyhających na bohaterkę niebezpieczeństw. To wszystko sprawiło, że za najlepszy element tej książki można uznać jej zakończenie. Przypuszczam, że gdyby autorka postanowiła poprowadzić akcję tak płynnie i w sposób wyważony jak przy zakończeniu, to powieść prezentowałaby się znacznie lepiej.

Język w tej książce nie jest jakoś specjalnie wyszukany. Dominuje prostota i zwroty potoczne. W sumie nie powinno mnie to dziwić, jednak po zauroczeniu się cyklem "Kwiatu paproci", oczekiwałam, że język w pewnym stopniu przyciągnie mnie do tej powieści. Niemniej, przyznam, że lekki styl, znacznie ułatwił mi przebrnięcie przez tą książkę i sprawił, że zdołałam nie zasnąć z nudów. Język w żadnym stopniu nie oddał klimatu grozy i niepokoju, jaki autorka starała się w tą powieść wprowadzić, był po prostu lekki i płynny. Książkę przeczytałam w trzy dni, co jest główną zasługą lekkiego języka, bo gdyby nie on, strasznie bym się zdziwiła, jak udałoby mi się"wymęczyć" tak nudną powieść.

"Powoli zaczęłam się rozluźniać. Może nie jest niebezpieczny? Miał dużo okazji, żeby zaciągnąć mnie w krzaki i zgwałcić. Teraz pali. W paczce zostało niewiele papierosów. Żal byłoby mu wyrzucić niedopałek i zaatakować. Logika idiotki."

Myślę, że spośród największych wad tej książki, należy z pewnością wskazać jej bohaterów. Nie polubiłam absolutnie żadnego bohatera tej książki, z jej główną postacią włącznie. Postacie wydawały mi się szare i nijakie. I o tyle o ile, można by powiedzieć, że główna bohaterka ma jako-tako zarysowany charakter, to jednak jej wahania nastroju, były co najmniej irytujące, jeśli nie wkurzające. Byłam pod naprawdę wielkim wrażeniem, jak autorce udało się stworzyć tak niezdecydowaną  postać, która bądź co bądź, jest już dorosłą kobietą, a nie małą dziewczynką. Jej naiwność i infantylność, naprawdę chwilami wydawały się być nielogiczne, pomijając, że już zupełnie nie na miejscu. Dziewczyna ma jakieś podejrzenia, ale nie potrafi połączyć oczywistych faktów i zbyt często pozwala by to emocje, a nie zdrowy rozsądek wziął górę. Jej chwiejna osobowość i zbyt częsta zmiana zdań, były po prostu czymś okropnym i niezwykle drażniącym. Zapewne autorka chciała w ten sposób pokazać, jak wygląda osobowość osoby otumanionej lękami i zagubionej, co moim zdaniem zupełnie jej nie wyszło, a w głowie miałam obraz wyłącznie wystraszonej dziewczynki, a nie dorosłej kobiety. 

Bardzo chciałabym powiedzieć, że ta powieść mi się podobała, ale niestety jej sztuczność i koloryzacja, skutecznie mnie od tego odwodzą. I choć jestem fanką Miszczuk, to jednak tej powieści mówię zdecydowanie: nie. Jestem wielce zaskoczona i szczęśliwa, że udało mi się dotrzeć do jej końca. Przyznam, że choć ta powieść nie do końca spełniła moje oczekiwania, to jednak chętnie sięgnę po inne powieści Miszczuk, których autorka ma na swoim koncie całkiem sporo. 
Książki, jak zresztą widzicie po recenzji nie polecam. Nie przestraszyła mnie ona ani trochę, nie odczuwałam także żadnego przyjemnego dreszczyku emocji. Jeśli zaczynaliście przygodę z książkami Pani Miszczuk od cyklu "Kwiat paproci", odpuście, gdyż zwyczajnie się zawiedziecie. Bądźmy szczerzy, zdecydowanie nie jest to powieść wysokich lotów. Jeśli jednak dopiero co odkrywacie twórczość tej autorki, to powieść ta może być świetnym preludium do zapoznania się z resztą jej twórczości. A jeśli liczycie, na krótką, niezobowiązującą lekturę, od której można zacząć przygodę z dark fantasy, to ta powieść może być na sam początek w sam raz.

Moja ocena:5/10.:)

Brak komentarzy: