Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz natrafiłam na blogosferze na książkę Emily Giffin nie podeszłam do tej pozycji zbyt entuzjastycznie. Dopiero po pewnym czasie, gdy naszło mnie na jakąś lekką pozycję młodzieżową, powróciłam myślami do książki Giffin. W związku z sytuacją wirusową w Polsce, moja uczelnia wprowadziła zajęcia zdalnie, dzięki czemu zyskałam nieco więcej czasu niż miałam do tej pory. Zdecydowałam, że warto dać tej książce szansę i zdecydowanie była to decyzja, której ani przez chwilę nie żałowałam.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
"Wszystko czego pragnęliśmy" to książka, w której ścierają się ze sobą losy dwóch rodzin z różnych stanów społecznych, obrzydliwie bogatych Borwningów i przeciętnej, zwyczajnej rodziny Volpe'ów. Tomas Volpe samotnie wychowuje swoją nastoletnią córkę, która pod wpływem jednej złej podjętej decyzji staje się twarzą rozpoznawalną w całej szkole i to tylko z powodu jednego zdjęcia. Lyla zniosłaby jakoś drwiny i upokorzenie, gdyby nie fakt, że uczęszczając do ekskluzywnej szkoły rozpaczliwe potrzebuje stypendium, które ma jej pomóc dostać się na studia. Jakby tego było mało sprawcą zdjęcia okazuje się być największa szkolna gwiazda, a zarazem osoba, w której Lyla się podkochuje, Finch Borwning. 
Przyznam szczerze, że już po pierwszych stronach mój sceptycyzm względem tej powieści gdzieś przepadł, a ja byłam pod naprawdę wielkim wrażeniem umiejętności pisarskich Emily Giffin. Już na wstępie przekonałam się, że zaliczenie tej książki do kategorii "lekkich młodzieżówek" to dość spore niedopowiedzenie. Autorka nie skupia się bowiem wyłącznie na historii miłosnej, dwojga nastolatków, ile na tym, jak wiele złego może wyrządzić jedno zdjęcie w dodatku opatrzone rasistowskim podpisem. Emily Giffin w swojej książce zmusza do refleksji nie tylko w kwestiach dotyczących nietolerancji rasowej, a właściwie większość poświęca tematyce społecznej, subtelnie obala mit o "władzy pieniądza", a także piętnuje nieumiejętność słuchania, która w dzisiejszych czasach jest chyba jednym z najważniejszych aspektów życia społecznego.

Szczerze mówiąc, dziwię się sobie samej, dlaczego wcześniej nie odkryłam geniuszu pisarskiego Giffin. Autorka pod płaszczykiem powieści dla młodzieży przemyca prawdy i moralne wzorce postępowania, co więcej nie narzuca nachalnie swojego zdania Czytelnikowi, ale zmusza go do wysnucia własnych wniosków. Robi to bardzo zgrabnie, wplatając w powieść narrację z punktu widzenia każdego z bohaterów osobna, włączając w to zarówno rodziców, jak i samych nastolatków. I niemal natychmiast można zauważyć, jak różnią się wersje wydarzeń dotyczących sytuacji, kiedy Lyli zrobiono zdjęcie przedstawiające ją w dosyć dwuznacznej sytuacji. Co ciekawe sama ofiara, czyli Lyla, zdaje się nie wykazywać żadnego zainteresowania tą sprawą, co przedstawia jej punkt widzenia- absolutną ignorancję faktów świadczących przecież na niekorzyść dziewczyny. Emily Giffin z biegiem fabuły stopniowo zapętla wydarzenia, rzuca nowe światło na nakreślone już fakty, manipulując Czytelnikiem tak, że prawda wydaje się mieć drugie dno, którego jednak nie sposób dostrzec. Przyznam, że ostateczne rozwiązanie sprawy mnie nie zaskoczyło, niemniej jednak zostałam rozczarowana naiwnością wysoko postawionych osobistości.

Akcja "Wszystko czego pragnęliśmy" nie jest zbyt żywiołowa czy dynamiczna, niemniej jednak nie sposób zaprzeczyć temu, że książka wciąga praktycznie od pierwszej strony. Zdecydowanie tym, co intryguje w książce Giffin jest to, jak sprawa związana ze zdjęciem upokarzającym  Lylę się rozwinie, autorka bowiem nie podaje rozwiązania na tacy, ale zapętla wydarzenia, sprawiając, że cała sprawa nabiera nowego wydźwięku. Równie interesujące jest podejście osób dorosłych i postronnych do zaistniałej sytuacji. Niekiedy ich postępowanie nacechowane jest burzą emocji, innym razem postawą pasywną czy też wręcz obraźliwą obojętnością popartym przekonaniem, że "łapówka załatwi wszystko", co jest o tyle bulwersujące jak i naiwne. Pozostaje też kwestia prawdy- co tak naprawdę wydarzyło się na imprezie, gdy skompromitowano Lylę? Emilly Giffin bynajmniej nie ułatwia dotarcia do rozwiązania zagadki, co dodatkowo zmusza Czytelnika do przewracania kolejnych stron z coraz to większym zapałem. Podczas lektury "Wszystko, czego pragnęliśmy" do głosu dochodzą najróżniejsze emocje, co stanowi jeden z aspektów przemawiających niezbicie na korzyść tej książki, gdyż umiejętności manipulatorskie Giffin są naprawdę niesamowite.

Klimat dzieła Giffin tworzy przede wszystkim misternie utkana sieć kłamstw i zawiłych intryg. Kto kłamie, a kto mówi prawdę, a może było zupełnie na odwrót? Wiele kwestii, które Giffin porusza w swojej książce osnute są mgiełką tajemnicy, skrywanej za krzywymi uśmiechami, bądź pod postacią grubo upakowanej koperty. Prawda kryje się jednak o dziwo, w telefonie. Tutaj Emily Giffin pozwala dojść do głosu współczesnemu przekonaniu, jak wielkim zagrożeniem mogą stać się media i urządzenia komunikacji oraz dlaczego powinno się używać ich z umiarem. Oprócz tego, jak wcześniej wspominałam, Giffin delikatnie porusza kwestię rasizmu używając do tego Latynoskiej Lyli, która za sprawą ośmieszenia w internecie pada ofiarą drwin. Autorka apeluje tym samym do współczesnej młodzieży o wzajemną tolerancję bez względu na kolor skóry, wyznanie czy religię. Stawia mocne podwaliny pod przekonanie, że człowiek powinien szanować drugiego, gdyż bez wzajemnego szacunku i zrozumienia, młodzi ludzie nie nauczeni szacunku do innych nie będą potrafili szanować samych siebie oraz nie będą potrafili stworzyć prawdziwych relacji w społeczeństwie.

Kolejnymi ciekawie ukazanymi problemami, jakie autorka porusza jest brak odwagi. Ofiary, osoby skrzywdzone boją się mówić o swojej krzywdzie w obawie wstydu czy ściągnięcia na siebie uwagi tłumu. Autorka na przykładzie innej tym razem postaci, ukazuje, jak wielkie i poważne konsekwencje niesie ze sobą brak odwagi w życiu dorosłym. Mocno i dobitnie podkreśla: należy mówić głośno o swoim bólu, swojej krzywdzie, ponieważ sprawcy powinni ponieść konsekwencje. To również kwestia szacunku do samego siebie i innych osób, o czym pisałam już wcześniej. Autorka apeluje również o to, jak ważna jest rozmowa ze sobą, to, aby przekazać własnemu dziecku wartości, którymi powinno się ono kierować, tak aby nie było obojętne na czyjąś krzywdę.

Język, jakim operuje Giffin jest przede wszystkim przystępny, a przez to łatwy w odbiorze. Autorka przywiązała wielką wagę do tego, aby jednocześnie nie zanudzić czytelnika i zrazem poruszyć pewne ważne kwestie, które odbiorca powinien poddać refleksji. Zdecydowanie talentu pisarskiego Giffin nie można odmówić, gdyż tą książkę naprawdę czyta się dobrze i z przyjemnością. W połączeniu z wartką akcją, powieść liczącą około 400 stron czyta się naprawdę błyskawicznie. Gdybym nie miała na głowie pisania pracy jestem pewna, że uporałabym się z nią w jeden dzień, zamiast trzech czy czterech. 

Emily Giffin z pewnością nie można odmówić kreatywności w kreacji postaci. Bohaterowie  tej książki są przede wszystkim różnorodni i to nie tylko pod względem statusu majątkowego. W wypadku "Wszystkiego, czego pragnęliśmy" zdecydowanie nie można mówić o bohaterach szablonowych i nie pociągających. Emilly Giffin bardzo uwypukliła różnorodności ich poglądów i charakterów. I, co było najbardziej ciekawym doświadczeniem podczas czytania tej książki, to to, jak wiele można dowiedzieć się o drugim człowieku patrząc na wartości jakimi się kieruje. Co dodatkowo było interesujące, to obserwacja ścierania się ze sobą wzajemnie poglądów, gdyż absolutnie każdy z bohaterów patrzył na pewne kwestie inaczej niż pozostali. Podczas lektury tej książki, mogąc ją czytać z perspektywy tak wielu postaci, nie powiem, żebym do kogoś specjalnie się przywiązała. Oczywiście współczułam Lyli, jednak miałam wobec niej również mieszane uczucia. Z jednej strony gratulowałam jej dumnej postawy i zimnej krwi w obliczu tej sytuacji, jaka ją spotkała, ale z drugiej byłam zszokowana jej całkowitym bagatelizowaniem sprawy, jak również zirytowana i zażenowana jej zachwytami typu "jaki to Finch jest świetny w łóżku".

Podsumowując "Wszystko, czego pragnęliśmy", to powieść, z której lektury jestem jak najbardziej zadowolona. Pozycja ta wciągnęła mnie niemal od razu, a przy tym pozwoliła mi się odprężyć i zapomnieć o obowiązkach studenckich, zostałam na tą chwilę "wolnym skrzatem". Jest to niewątpliwie bardzo dobra pozycja marcowa, choć nadal to "Jedyne takie miejsce" jak dotąd pozostaje moim faworytem tego miesiąca.
"Wszystko, czego pragnęliśmy" to pozycja, którą niewątpliwie warto przeczytać, choćby ze względu na poruszane w niej kwestie i niebanalną tematykę. Jest to powieść, która zdecydowanie zapewni potrzebny relaks po ciężkim dniu łącząc przyjemność czytania z pożyteczną refleksją. Myślę, że po wyczerpującej argumentacji, jaką przedstawiłam w powyższej recenzji, dalsze słowa zachęty są zupełnie zbędne.
Moja ocena: 8/10:).

2 komentarze: