O Dzieciach ze schowka wspominałam już w sierpniowym podsumowaniu i szczerze mówiąc moje odczucia względem tej pozycji raczej nie uległy zmianie, nadal jestem więc nastawiona do niej niezbyt przychylnie. Moja niezbyt pochlebna opinia o twórczości Murakami'ego wynika z różnego rodzaju mankamentów, jakie w tej książce wprost raziły mnie w oczy, jednak przede wszystkim przez jej pesymistyczną aurę. Przyznam, że nawet jeżeli liczyłam na to, że coś się zmieni, a powieść w jakiś sposób spodoba mi się choć trochę bardziej, to wszelkie nadzieje na niewiele się zdały. Muszę jednak docenić Ryu Murakami'ego za niektóre aspekty Dzieci ze schowka, co jednak nie zmienia mojej niepochlebnej opinii o tej pozycji.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Kiku i Hashi łączy nie tylko przyjaźń i wspólna adopcja, łączy ich przede wszystkim smutna przeszłość. Jako niemowlęta zostali porzuceni w schowkach przy dworcach kolejowych. Ich przyjaźń rozkwitła w sierocińcu, skąd później adoptowano ich jako rodzeństwo. Będąc u progu dorosłości każdy z braci wybiera inną ścieżkę życiową; nieśmiały Hashi debiutuje jako piosenkarz i szybko staje się sławny, natomiast porywczy i małomówny Kiku staje się zawodowym sportowcem. Ich drogi się rozeszły, jednak łącząca ich niezwykła braterska więź zmusza ich do porzucenia kobiet ich życia i ruszenia sobie nawzajem na pomoc, zanim będzie za późno.
Muszę przyznać, że liczyłam na coś innego, niż to, co otrzymałam, niemniej jednak Dzieci ze schowka to z pewnością książka zaskakująca i niebanalna. Opierając się na moim doświadczeniu względem japońskich pisarzy, raczej mnie to nie dziwi. Ryu Murakami to jeden z japońskich twórców powieści psychologicznych niekiedy porównywany do Dostojewskiego czy Marqueza, mnie jednak specjalnie Dzieci ze schowka nie urzekły. Owszem, nie jestem w stanie określić tej powieści jako "złej"  całościowo, bowiem za kilka aspektów jestem w stanie docenić twórczość Ryu, mimo, że nie całkowicie - Dzieci ze schowka po prostu zasługują na więcej, niekiedy miałam nawet wrażenie, że to całkiem dobra historia, tyle, że powinna zostać opowiedziana inaczej.

Ryu Murakami jako pisarz prozy psychologicznej tworzy wielowarstwową i skomplikowaną fabułę. Choć pozornie błahe wydarzenia, w życiu chłopców okazują się mieć drugie dno, i co za tym idzie, wielkie znaczenie. Sam koncept "drugiego dna" jest całkiem w porządku, tyle tylko, że jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej, autor bowiem nie wyjaśnia dlaczego pewne (całkiem nieistotne) aspekty dla Kiku i Hashi'ego są tak ważne. Czytanie Dzieci ze schowka niekiedy przypominało spoglądanie w lustro, gdzie odbicie było ledwie widoczne i lekko zniekształcone. W tym względzie Murakami absolutnie nie pokusił się o stworzenie fabularnej głębi, a jedynie jej zarysu. Spodobała mi się kwestia dorastania chłopców, jednak ich drastyczna przemiana w dorosłym życiu, piętrzące się różnorakie problemy i dziwaczne obsesje zostały potraktowane po macoszemu. Aspekt psychologicznej przemiany bohaterów, choć emanuje sporym potencjałem, niestety nie został w pełni rozwinięty, a szkoda.

Przyznam, że niekiedy ciężko było mi zmusić się do dalszej lektury. Przez tą całą realistyczno-oniryczną otoczkę i ciężki klimat tej książki, ucierpiała również jej akcja. Choć początek intryguje, dopiero w drugiej połowie akcja nabiera tempa, lecz początkowo nie wiadomo, dokąd zmierza i jakie powinno być zakończenie całej książki.  Nie ukrywam więc, że akcja kuleje, zaś coraz to gęstniejąca i mroczniejsza atmosfera raczej nie skłania do dalszej lektury,  niejednokrotnie nawet męczy.

Klimat w jakim Ryu Murakami umieścił Dzieci ze schowka może przypominać żywcem koszmarny labirynt z Ulicy Krkodyli Schulza, a zarazem niekończącą się spiralę Procesu Kafki. Początkowo w miarę przyjemny realistyczny klimat, szybko staje się więzieniem pytań bez odpowiedzi i celu. Jest to zarówno walor tej powieści, jak i olbrzymia wada, bowiem, jak pisałam wcześniej, Murakami stworzył dobre fundamenty pod powieść psychologiczną, zabrakło w niej jednak głębi. Właściwie nie wiadomo do końca nawet, czemu ma służyć przemiana bohaterów, którzy de facto coraz bardziej staczają się w dół - czy chodzi o zatracenie własnej tożsamości, nieszczęśliwe dzieciństwo, brak i potrzebę miłości, czy może o coś więcej - o zatracenie w maniakalnym szale urojeń? Dzieci ze schowka nie stawiają zarówno jednoznacznych pytań, a tym bardziej unikają na nie odpowiedzi.

Język Dzieci za schowka to, moim zdaniem, aspekt najbardziej kłujący w oczy. Powieść ta jest bowiem mocno wybrakowana w szczegółach, a zawiły język z mnóstwem przecinków, wcale tej sprawy nie ułatwia. Murakami momentami stawia na słowotok ciągnący się ponad połowę strony, a wówczas Czytelnik przestaje zwracać uwagę na detale. Brakowało mi tutaj bezpośredniości, Murakami niczego nie ułatwia, nie mówi wprost, a szkoda, ponieważ Dzieci ze schowka wiele by na tym zyskały. Mało tego, sam autor zdaje się być zbyt zdystansowany - zarówno w stosunku do postaci, jak i toczących się tam wydarzeń- - niczym bezstronny obserwator. Przez to trudno jest w jakikolwiek współczuć, czy chociaż wysilić się na jakieś cieplejsze uczucia względem postaci tej książki. Bohaterowie pozostają bowiem za grubą szybą, a Czytelnik może jedynie obserwować - sfera uczuć i emocji również pozostawia w tej kwestii wiele do życzenia.

Bohaterowie Murakami'ego to postacie niebywale skrzywione - szczególnie Hashi - oddalone od autora, wydarzeń i Czytelnika niewidzialnym murem. Ich kreacja pozbawiona jest emocji, co wcale nie oznacza, że postacie te są płaskie, jednak przepełniające ich uczucia są w większości negatywne. Tytułowe dzieci ze schowka nie noszą w sobie nadziei, przepełnia ich rozpacz, gniew, bezradność, bezrozumny szał, a i te uczucia nie rozbrzmiewają echem w książce, są raczej owinięte grubym kocem, tak, że niekiedy Kiku i Hashi zdają się być kompletnie wyprani z uczuć. Przyznam, że jakimś cudem udało mi się polubić Kiku, bo choć obydwaj bracia zeszli na "złą drogę", Kiku momentami zdaje się żałować popełnionych przestępstw i za te przejawy racjonalności, i jakoś uzasadnionej chęci zniszczenia wszystkiego wokół siebie, to bardziej go polubiłam. Hashi natomiast osuwa się coraz bardziej na dno szaleństwa. Bohaterowie Dzieci ze schowka to postacie okrutnie skrzywdzone przez los, niejednoznaczne, z mnóstwem blizn, co sprawia, że ciężko jest ustosunkować się do nich w sposób jednoznaczny.

Reasumując, Dzieci ze schowka zasługują zarówno na pochwałę, jak i naganę. Dobrym aspektem jest chwytliwy tytuł, ponieważ dzięki temu książka łatwo wpada w ucho. Są natomiast pewne aspekty, moim zdaniem, niedopracowane i potraktowane po macoszemu. Murakami to pisarz, którego ciężko mi traktować przychylnie - dystans Dzieci, pomimo pięknego realizmu, potrafi być niekiedy przytłaczający. Szkoda, ponieważ w tej historii kryje się potencjał, który jednak nie został w pełni wykorzystany. Chętnie sięgnęłabym po podobną historię, z podobną tematyką, bowiem, jak pisałam wcześniej, Dzieci ze schowka powinny być napisane inaczej, bardziej kreatywnie, uczuciowo.  Wówczas łatwiej wtedy byłoby współczuć bohaterom Ryu Murakami'ego.
Jak pisałam wyżej, nie jestem zachwycona Dziećmi ze schowka, jednakże jest to powieść, którą jak uważam, warto przeczytać. Warto, choćby po to, by poznać styl Murakami'ego, choć niekiedy bywa on potwornie irytujący. Książka jest ciekawa, a sam autor miał całkiem kreatywny pomysł na powieść, jednak wykonanie jej nieco kuleje. Miłośnikom powieści psychologicznych o nieszablonowej problematyce, Murakami pomimo swoich mankamentów może bowiem przypaść do gustu.
Moja ocena:4/10.
Hinata:)

 

Brak komentarzy: