Witajcie Kochani! Przyznam szczerze, że okres świąteczny, jak co roku zleciał bardzo szybko, przed nami Sylwester i koniec roku. Grudzień podobnie jak okres października był dla mnie dość intensywny pod względem studiów, przygotowań do Świąt i literatury. Dlatego też postanowiłam powtórzyć pomysł z postem O trzech różnych książkach, jakie ostatnio przeczytałam, tylko tym razem nieco zawyżyć tą liczbę. W dzisiejszym wpisie będzie bowiem nie o trzech, ale o pięciu dobrych książkach, jakie ostatnio przeczytałam. Pozycje, o których dziś piszę tworzą prawdziwą mieszankę gatunkową, zdecydowanie wartych uwagi Czytelników.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Tworząc wpisy z recenzjami w formie zbiorczej, staram się postawić na niejednorodną mieszankę książek, jakie ostatnio przeczytałam. W dzisiejszym wpisie znajdą się pozycje pisarzy różnego pochodzenia od polskiego Tomasza Tryzny, kolumbijskiego Gabriela Garcię Marqueza, pisarzy pochodzenia amerykańskiego Foera Jonathan Safrana i Raya Bradbury'ego oraz afroamerykańską powieściopisarkę Toni Morrison. Jak widać pod względem geograficznym grudzień obfitował w literaturę z różnych zakątków świata. Nie zabrakło także różnorodności pod względem gatunkowym: od literatury obyczajowej napisanej z myślą o dorosłych przez reportaż, fantasy i science fiction po literaturę piękną. Tak więc bez zbędnych przedłużeń, czas odsłonić pozycje, o których będzie w dzisiejszym wpisie!

PANNA NIKT - TOMASZ TRYZNA
Przyznam, że po zachwytach, jakie wzbudziła Panna Nikt dobre kilka lat temu, sądziłam, że zachwyci i mnie. I faktycznie, początkowo powieść Tomka Tryzny budziła moją ciekawość jednakże wrażenie to szybko się rozwiało pozostawiając po sobie niesmak. Nic dziwnego, iż Panna Nikt znajduje się na ustach i zachwalających ją recenzentów, jak i na ustach gorzkiej krytyki. Zdecydowanie zaliczam się do tych drugich.

Marysia Kawczak wraz z rodziną przenosi się z rodzinnej wsi do miasta. Nowa szkoła nie oferuje jej jednak nowych przyjaciół, jak początkowo sądziła. Intrygująca ją Kasia jest niezależną artystką o dość ekscentrycznym sposobie bycia. Odkrywa ona przed Marysią nie tylko świat swojej muzycznej pasji, ale i wyjawia jego drogą cenę jakim jest pogwałcenie wszelkich zasad. Gdy ich drogi się rozchodzą na horyzoncie pojawia się Ewa, która przynosi ze sobą nowe niebezpieczeństwo dla naiwnej Mari.

Pannę Nikt okrzyknięto mianem powieści o dojrzewaniu tworząc złudzenie czegoś na miarę Sklepów cynamonowych Brunona Schulza czy Gombrowiczowskiej Ferdydurke, takie było moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu powieści Tomka Tryzny. Z pozoru książka wydaje się być opowieścią o pojawiającej się pierwszej miesiące, ładnie opakowaną historią o nastoletnich problemach z niebagatelną okładką. 

Opis spełnia swoją rolę i przyciąga uwagę czytelnika, Tryzna jednak burzy ten sielankowy nastrój niemal od pierwszej strony, zapełniając powieść kryzysami na szeroką skalę począwszy od kryzysu wartości, przez kryzysy rodzinne aż po kryzysy społeczne. Do tego  momentu książka sprawdza się świetnie  jako powieść psychologiczna. Efekt zauroczenia  jednak znika pod wpływem mnogości elementów z pogranicza erotycznych fantazji i oniryzmu. Analizując tą powieść w kontekście psychologicznym na seminarium nasunęła mi się prosta aczkolwiek nie oczywista konkluzja do analizy psychologicznej, zgłębiania kryzysu głównej bohaterki jest to powieść bardzo dobra, ale całość odbioru psuje zawiła narracja okraszona sporą dozą erotyzmu i wulgaryzmów, nie wspominając o tym, ile  trzeba się namęczyć, aby kogokolwiek z grona bohaterów obdarzyć sympatią.

Panna Nikt to powieść, przy której należy wykazać się olbrzymią dozą cierpliwości, nie tylko wobec samej powieści i jej autora, ale przede wszystkim wobec naiwności głównej bohaterki, która nie mając tak naprawdę jasno ugruntowanego obrazu "ja" zwyczajnie pozwala sobą manipulować. Osobiście już dawno tak mocno nie znosiłam jakiejkolwiek bohaterki, jak właśnie  Marii z Panny Nikt, którą niejednokrotnie chciałam solidnie potrząsnąć. Jako powieść psychologiczną polecam, ale nie jest to książka z rodzaju tych "czytanych dla czystej przyjemności".

Moja ocena:6/10.:)

STO LAT SAMOTNOŚCI - GABRIEL GARCIA MARQUEZ
Sto lat samotności to powieść, którą miałam w planach od dawna, a tegoroczne zajęcia stanowiły miłą zachętą do tego, aby wreszcie zapoznać się z twórczością Gabriela Garcii Marqueza. Będąc już po lekturze niezmiernie cieszy mnie fakt, iż nareszcie mogłam ją przeczytać i pozwala mi mieć nadzieję na zapoznanie się z innymi jego powieściami w niedalekiej przyszłości.

Podstawę do napisania Stu lat samotności stanowiły opowiadane Marquezowi od dziecka historie rodziny Buendiów prześladowanej fatum kazirodztwa. Zajęło to pisarzowi aż dwadzieścia lat, a sama historia została wzbogacona odniesieniami do opowieści biblijnych i baśniowych. Muszę przyznać, iż pisarz spełnił swoje zadanie znakomicie i z ogromnym zapałem wczytywałam się w losy generacji Buendiów.

Sama historia jest w zasadzie pewnym powtarzającym się cyklem w rodzinie Buendiów, szczególnie jednak fatum dotyka chłopców o imionach Jose Arcadio i Aureliano, mimo iż do pewnego stopnia można się w tych imionach zagubić - niemal przez cały cykl imiona te są nieodzowne w rodzinie, to jednak nie umyka pewien motyw legendy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W końcu bowiem trafi się ktoś, kto przerwie rodzinne fatum i złamie klątwę. Z tą myślą przestałam już wyliczać który to z kolei Jose Arcadio czy Aureliano i skupiłam się na samej idei "stu lat samotności".

Pomimo tego, iż idea klątwy naznaczonej piętnem samotności niesie już sama w sobie echo romantyzmu, Marqueza ubarwia ów motyw dodając elementy okraszone nutką fantasy i magii. Co prawda, w przypadku Stu lat samotności nie można mówić o czystej fantastyce, obecny w niej czar codzienności przeplatający się z pewna dozą baśniowości tworzy cudowny realizm magiczny, który to czyni Sto lat samotności powieścią tak wyjątkową.

Marquez postarał się również by sprawnie nakreślić portrety psychologiczne bohaterów, choć okraszonych melancholią i tajemnicą postaciom ciężko jest wyeksponować bardziej wyrazistą charakterystykę, pewne cechy silnie wybrzmiewają. Otaczająca w niemal każdego bohatera mgła melancholii dodaje im swoistego uroku. Nie bez znaczenia są postacie zarówno kobiece, jak i męskie.

Wśród moich zachwytów nad powieścią Marqueza wisi jednak jedno drobne zastrzeżenie, mianowicie - język. Nie mam oczywiście na myśli miałkości stylu pisarza, ale jego ciągłość. Powieść pisana w duchu rodzinnej legendy z zasady nie powinna zawierać w sobie rozdziałów, jednak w przypadku Stu lat samotności, zdecydowanie by się to przydało, a na pewno by nie zaszkodziło. Pobawiona jakichkolwiek elementów sygnalizujących kolejną "część" opowieści, książka wydaje się być pisana bezlitosnym ciągiem zdań, nie wspominając o znikomej ilości dialogów. Brak chwili aby "złapać oddech" nieco psuje odbiór tej książki. Poza tym jednak wspaniale dopracowany klimat i obecny realizm magiczny nieco nadrabiają powyższe braki.

Sto lat samotności to powieść, przy której warto i trzeba się nasiedzieć, jest to bowiem jedna z pozycji określanych mianem literatury klasycznej, co dla prawdziwego Czytelnika powinno mówić samo za siebie! Zdecydowanie warto!

Moja ocena:8/10.:)

KLIMAT TO MY. RATOWANIE ŚWIATA ZACZYNA SIĘ PRZY ŚNIADANIU - FOER JONATHAN SAFRAN
Klimat to my to książka, przy której wywiązała się pasjonująca dyskusja podczas ćwiczeń z filozofii. Przyznam, że jest to pozycja na tyle ciekawa, że postanowiłam o niej wspomnieć w dzisiejszym wpisie. Klimat to my to przykład reportażu zawierającego cenne rady odnośnie traktowania naszej cennej planety, co czyni ją nie tylko pozycją, która daje do myślenia, lecz także sprawia, iż w dobie XXI wieku jest więcej niż potrzebna.

Klimat to my. Ratowanie świata zaczyna się przy śniadaniu jest pozycją, która nie jest tylko i wyłącznie zwięzłym i bezosobowym raportem dotyczącym stanu naszej planety, ale pozycją opatrzoną ciekawymi komentarzami, ciekawymi statystykami i propozycjami jak traktować planetę, aby nie wyczerpać jej drogocennych zasobów zbyt szybko. Co więcej, książka ta jest oskarżeniem skierowanym przeciwko współczesnemu człowiekowi - jego wygodnictwie, bierności w działaniu i postępującej niemocy, a trwania w strefie komfortu.

Przyznam, że bardzo przypadł mi do gustu dobitny i bezpośredni styl Foera i jego skądinąd słusznych oskarżeń. Faktem jest, zresztą dość oczywistym, iż polegamy na maszynach niemal przez cały czas, zużywając tym samym ogromne ilości prądu, pozostajemy bierni wobec wydarzeń, bo "łatwiej jest nie reagować", a przede wszystkim nie przyjmujemy do wiadomości faktu, iż katastrofa klimatyczna jest winą człowieka, co gorsza - akceptujemy ów stan. Owa bierność i wygodnictwo to cechy, które Foer bezlitośnie tępi, ale zarazem zauważa, że bez zmiany w naszej świadomości po prostu nie podejmiemy żadnych działań, gdyż ludzie stali się zbyt wygodni. Trudno jest ludziom przejść do działania, nie mówiąc już o świadomym działaniu mającym na celu ochronę planety. Oskarżenia Foera nie są więc bezzasadne.

Książka Klimat to my nie jest napisana typowym stylem reportażu, pozbawiona jest suchych faktów, ale zawiera ciekawe komentarze, które z przyjemnością się czyta. Dzięki czemu brnięcie przez tą pozycję przypomina czytanie dobrej prozy. Lekki i wciągający styl Foera sprawiają, że nie ma miejsca na nudę podczas czytania.

Klimat to my to książka, którą zdecydowanie polecam każdemu, kto ma ochotę przeczytać coś innego niż  to, co zazwyczaj czyta - ta pozycja stanowić będzie naprawdę ciekawe urozmaicenie. Co więcej, książka ta idealnie sprawdzi się jako gwiazdkowy nietuzinkowy prezent. Z pewnością przypadnie ona do gustu tym, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o stanie klimatycznym naszej planety.

Moja ocena: 9/10.:)

451° FAHRENHEITA - RAY BRADBURY
451 stopni Fahrenheita to tytuł, który miałam już w planach od dłuższego czasu, toteż wybór tej książki pod analizę na seminarium licencjackie bardzo mnie ucieszył. Przyznam szczerze, iż jej lektura bardzo mnie zaskoczyła. Sięgając po tę książkę miałam bowiem nieco inne jej wyobrażenie, jednak to, co otrzymałam zaskoczyło mnie dosyć pozytywnie.

Guy Montag jest strażakiem, jednak jego praca nie polega na gaszeniu pożarów, a na paleniu, na wzniecaniu płomieni. Niestety praca ta wiąże się z paleniem książek. Montag otoczony przez sterylnie kontrolowaną rzeczywistość nie kwestionuje ani nie poddaje w wątpliwości znaczenia swojego zawodu. Jednakże, kiedy zostają mu objawione tajniki przeszłości właśnie za pośrednictwem książek, zaczyna doceniać ich rolę i zamiast je palić, uczy się je doceniać, a ostatecznie próbuje je ocalić.

Jeśli jesteście ze mną i z moim blogiem już na tyle długo, iż znacie moje preferencje czytelnicze, to doskonale wiecie, że 451 stopni Fahrenheita jest pozycją, która definitywnie musiała przypaść mi do gustu. Powieść utrzymana jest w klimacie postapokaliptycznym, a stworzona przez Bradbury'ego wizja świata tchnie nieco myślą Roku 1984 Orwella, co sprawiło, iż od razu mnie wciągnęła. Zamysłem autora było utrzymać powieść w konwencji przerażającej wizji przyszłości, co zdecydowanie mu się udało. 

Tak jak Orwell pisał o nieustannej inwigilacji, tak Bradbury ukazał rysującą się w czarnych barwach przyszłość  pozbawioną dostępu do wiedzy, kultury, historii i tradycji - braku książek. Pisarz ukazuje rzeczywistość, w której ludzie zostali pozbawieni rozumu, a za rozrywkę służą im wielkie ekrany tabliodów nazywanych przez nich "rodziną", ludzi, którzy żyją w świecie białych ogłupiających tabletek nasennych, ludzi, którzy nie posiadają absolutnie żadnych aspiracji ani życiowych wartości poza własną "przyjemnością". Nie ukrywam, iż wizja takiego świata jest dla mnie koszmarna i zdecydowanie nie chciałabym się w takim świecie znaleźć. 

Choć wizja przyszłości, jaką snuje Bradbury jest opisywana w przeważnie czarnych barwach przetykanych buchającymi płomieniami, styl pisarza niewątpliwie pozwala się wciągnąć w tą historię. Licząca jedynie około 200 stron powieść wypełniona jest akcją po brzegi, tak, że naprawdę wyzwaniem jest się od niej oderwać.

Przyznam, że niezmiernie spodobała mi się idea ocalenia książek od spalenia i zapomnienia, dopiero wtedy byłam w stanie polubić jakiegokolwiek bohatera, w tym odczuć coś na kształt sympatii względem Montaga i gorąco mu kibicowałam, aby udało mu się ocalić chociaż tą jedną książkę.

Jestem przekonana, że miłośnikom dystopii, miłośnikom literatury i tym, którzy kochają książki, 451 stopni przypadnie do gustu. Sam koncept na powieść jest z pewnością oryginalny, co również przemawia na korzyść książki. Polecam serdecznie!

Moja ocena:9/10.:)

UMIŁOWANA - TONI MORRISON
Umiłowana Toni Morrison to powieść, co do której miałam spore oczekiwania po zapoznaniu się z jej opisem. I przyznam szczerze, w tym przypadku moja intuicja mnie nie zawiodła. Umiłowana okazała się pozycją, którą nie tylko miło wspominam jako doświadczenie literackie, ale która została ze mną na dłużej ze względu na niebanalną tematykę. 

Akcja Umiłowanej toczy się kilka lat po zakończeniu wojny secesyjnej, kiedy piętno niewolnictwa wciąż jest jeszcze żywe, a pamięć o doznanych krzywdach kładzie się cieniem na dalszych losach. Młodziutka Sethe została naznaczona piętnem niewolnictwa na ciele i na duszy już w momencie narodzin, a jednak jej determinacja pozwoliła jej przetrwać i ocalić swoją ludzką godność.

Umiłowana to jedna z tych powieści, o których nie sposób zapomnieć. Oprócz historii stanowiącej meritum powieści, świat rzeczywisty przenika świat metafizyczny, gdzie splatają się emocje, lęki, pragnienia i widmo pamięci. Umiłowana nie tyle dotyka historii teraźniejszej w fabule, ile skupia się na przeżyciach jej bohaterów, odsłaniając tym samym najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki. Zasadniczym celem Morrison było bowiem ukazanie umysłu spustoszonego przez chory system, gdzie akt morderstwa na niewinnym dziecku był niczym więcej jak aktem miłości, próbą ocalenia go przed systemem. Wspomniana sfera metafizyczna jest miejscem, gdzie między ludźmi egzystują także duchy zmarłych.

Ten cudowny, wielowymiarowy klimat metafizyczności w dużej mierze odpowiada za tak pozytywny odbiór przeze mnie tej powieści. Z tego też powodu Umiłowana nie jest powieścią, którą należy czytać szybko, ale powieścią, w którą należy się wczuć, wsiąknąć, zagłębić w jej niezwykły pełen realizmu magicznego wymiar. Podobnie jak w przypadku Stu lat samotności język pełen jest dosadności, a wzajemne oscylowanie fabuły między osią rzeczywistą a osią metafizyczną kreuje ów niezwykły klimat. Pod względem językowym powieść również wymaga smakowania i analizowania za pośrednictwem obfitego w metafory języka. Niewątpliwie forma i konstrukcja powieści idealnie współgra z treścią, nie jest zaś wyłącznie jej nośnikiem.

Umiłowana to powieść, którą polecam z całego serca! Z góry jednak uprzedzam, iż jest to dzieło wręcz dedykowane dojrzałym i wymagającym czytelnikom, którzy chcą i są w stanie zagłębić się w przekaz tej książki. Serdecznie polecam!

Moja ocena:10/10. :)


Zdaję sobie sprawę, iż wpis jest dzisiaj wyjątkowo długi, ale są to wyjątkowe pozycje, o których zresztą warto mówić.  Książki, o których pisałam w dzisiejszym wpisie są z pewnością głębokie o silnym nasyceniu emocjonalnym, co sprawia, że nie łatwo wyrzucić ich z serca i pamięci. Mam nadzieję, że każdy znajdzie w tym wpisie wybraną dla siebie perełkę.












7 komentarzy:

  1. "Pannę Nikt" czytałam lata temu i już nie do końca ją pamiętam. Z Twojej listy mam jeszcze w planach książkę Bradbury'ego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Jeśli lubisz klimaty postapokalipstyczne lub dystopjne to 451 stopni z pewnością przypadnie Ci do gustu! :D

      Usuń
  2. Pannę Nikt i Sto lat samotności czytałam i mnie nie porwały te lektury. Szczerze powiedziawszy reszta propozycji chyba też nie jest w moim guście, choć nie powiem, że może kiedyś spróbuje się z nimi zmierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam z tego zestawienia jedynie 451 stopni Fahrenheita i powiem, że wspominam tę książkę raczej pozytywnie. Ciekawa historia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimat to my wzbudziła moje zainteresowanie :)

    OdpowiedzUsuń