Twórczość Martyny Raduchowskiej nie jest mi obca za sprawą Szamanki od umarlaków oraz Demona Luster, o których zresztą pisałam już na blogu (odsyłam do Spisu w razie czego). O ile jednak w tamtejszych powieściach dominowała konwencja słowiańskiego folkloru i fantasy, o tyle jednak w przypadku Łez Mai pierwsze skrzypce gra unikatowy w twórczości polskiej pisarki gatunek cyberpunku i transhumanizmu. We Łzach Mai nie ma ani odrobiny humoru, tak silnie obecnego w poprzednio wspomnianym cyklu, co dodatkowo nadaje futurystycznej wizji Raduchowskiej, powagi. Nie oznacza to wcale, że jest to zła powieść, po prostu drastycznie różni się od tradycyjnych wątków wykorzystywanych przez psycholog kryminalną.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Futurystyczna wizja przyszłości, gdzie obecność androidów jest na porządku dziennym, a przy tym dość często sprawdzają się one w policji. Technologia wykorzystywana jest na szeroką skalę - sztuczne organy, neuroimplanty, możliwość upgarde'owania zarówno ludzkiego ciała, jak i umysłu. Takie rozwiązania przypadają jednak tym, których na to stać. Biedniejsi obywatele New Horizon muszą zadowolić się reinforsyną, która jednak stosowana przez dłuższy czas powoduje szaleństwo. Niemniej, dla ludzi jest to szansa na uzyskanie miana geniusza, z kolei dla androidów, to często jedyna szansa na odczuwanie emocji. Jared Quinn opiera się jednak wszelkiej technologii, a już zwłaszcza po Buncie, kiedy to zdradziła  go własna Replikantka, a on sam musiał zostać poddany cyborgizacji. Gdy wraca do policji, jego pierwszym zleceniem jest odnalezienie mordercy, a tam, gdzie technologia zawodzi, potrzebny jest ludzki geniusz.
- opis własny (rzecz jasna).
Przyznam szczerze, że pomimo faktu przywyknięcia do humorystycznego stylu Raduchowskiej, zarówno jej nowy styl pisarski, jak i futurystyczny motyw mocno przypadły mi do gustu. Widać w tym pewien powiew świeżości, pisarka na pewno posłużyła się wiedzą ze studiów psychologii kryminalnej, dzięki czemu ta powieść jest niezwykle dopracowana. Choć Łzy Mai to dopiero pierwszy tom serii, to jestem przekonana, że gdy tylko znajdę chwilę czasu, sięgnę po kolejną część, czyli Spektrum - gdzie główną narratorką jest właśnie Maya. Łzy Mai to nowy rodzaj prozy polskiej pisarki, która niewątpliwie wybija się na polskim rynku wydawniczym i to nie tylko ze względu na motyw futurystyczny. Raduchowska w pełni zasłużyła na oferowane jej uznanie, a Łzy Mai to książka, z którą niewątpliwie warto się zapoznać!

Białe gołębie zabierają dusze do krainy umarłych... A co z Mayą? Jak trafi do lepszego świata bez duszy?...- Po nas przylatują inne ptaki. Wielkie czarne kruki.

Pod względem koncepcji fabularnej Łzy Mai przypominają mi nieco futurystyczną wizję Orewlla połączonego z Huxleyem, z tym, że brakuje motywu inwigilacji obywateli wysuniętego definitywnie na pierwszy plan. Mimo tego, wszechobecna technologia mająca ulepszać ludzkie życie jest tutaj na porządku dziennym, co więcej w bardzo zaawansowanym stopniu. Począwszy od "latających samochodów-statków", skończywszy idei transhumanistycznej zakładającej przecież cyborgizację człowieka (sztuczne organy, egzoszkielety, neuroimplanty). Oczywiście jednak wątkiem głównym pozostają androidy, które ewidentnie walczą o tą jedyną rzecz, której ludzie im odmówili. O reinforsynę, która w przypadku droidów pozwala im uczyć się ludzkich emocji. Raduchowska śmiało i z tupetem stawia pytanie czy można nauczyć robota czuć, czy można nauczyć go emocji, skoro już i tak do złudzenia przypominają ludzi? Wątpliwość ta znajduje swoje odzwierciedlenie w postaci Quinna, lecz w tym przypadku należałoby to raczej wiązać z traumatycznymi przeżyciami po Buncie, kiedy Maya okazała się być zdrajczynią. Polska pisarka stworzyła niebanalną, futurystyczną wizję świata, gdzie motyw tożsamości silnie zaznacza swoją obecność. Z kolei konieczność złapania mordercy bez wykorzystania tak obecnej w książce technologii sprawia, że wątki te złożone razem tworzą wręcz epickie połączenie, a od lektury naprawdę ciężko jest się oderwać!

Biosyntetyki to nasze zwierciadlane odbicia, nic więcej. Wyglądają tak samo jak My, zachowują się identycznie, ale brakuje im głębi. Są zupełnie płaskie, puste w środku i zimne jak lustra, w których się przeglądamy. Gdyby nie my, nie wiedziałyby, jaką maskę mają włożyć. Jesteśmy dla nich wzorami.

Łzy Mai to z powodzeniem ten rodzaj powieści, gdzie akcji z pewnością nie brakuje. Dodatkowo motyw kryminalistyczny połączony z wątkiem szeroko stosowanej technologii podtrzymuje napięcie i zachwyt, które ogarniają Czytelnika już od pierwszej strony. Choć próżno tu szukać specyficznego rysu humorystycznego Raduchowskiej, z  pewnością nie brakuje ekscytacji, bądź co bądź, zagadka, którą musi rozwikłać Jared jest co najmniej trudna, a przy tym jej rozwiązanie zaskakuje. Jeśli chodzi o element zaskoczenia, polska pisarka spisała się na medal!

Martynie Raduchowskiej z pewnością nie brakuje umiejętności kreowania klimatu i snucia plastycznych opisów scenerii. Wydzierająca z każdej strony technologia wydaje się być niemal namacalna. A co więcej, motyw poszukiwania człowieczeństwa tworzy siny kontrast zważywszy na modernizację na tak szeroką skalę. Paradoksalnie, to właśnie Maya w swoim dążeniu do zrozumienia ludzkich postaw poprzez zażywanie reinforsyny niekiedy staje się najbardziej ludzką postacią.

Odkąd istnieję, pragnę być taka jak ty. (...) Taką mnie stworzono. Na wasz obraz i podobieństwo. Pełną empatii i zrozumienia dla ludzkiej natury, a przy tym niezdolną do przezywania ludzkich emocji.(...) Umiem udawać je wszystkie, ale nie mogę ich prawdziwie doświadczyć.(...) Sprawiliście, żebym niczego nie pragnęła bardziej, a jednocześnie odmówiliście mi tej jedynej rzeczy, która może mnie uczynić jedną z Was.

Z racji tego, że miałam już styczność z prozą Raduchowskiej, zdaję sobie sprawę, iż posiada ona styl, który gwarantuje, że od jej powieści naprawdę nie sposób się oderwać. Niezwykle plastyczny i silnie sugestywny język sprawiają, że poprzez powieść dosłownie się płynie, a po jej zakończeniu nachodzi ochota na więcej. Martyna Raduchowska dobrze wie, jak zaciekawić Czytelnika, a co więcej - jak utrzymać jego zainteresowanie lekturą na względnie stałym poziomie. Jej książki po prostu się pochłania, i to w nadmiernych ilościach!

Bohaterowie Łez Mai zostali wykreowani niezwykle realistycznie, a przez to również ciekawie. Nie ulega jednak wątpliwości, że postacią, która budzi największą ciekawość jest w tym wypadku Maya, Replikantka, która zdradziła swego porucznika. Pomimo faktu bycia androidem czy może właśnie z tego powodu, wykazuje się olbrzymią inteligencją, a przy tym kieruje nią chęć nie wymazania swoich win, ile potrzeba zrozumienia - zrozumienia ludzkich emocji. Wyróżnia się w tym niebywałą determinacją i zdecydowaniem, za  co naprawdę szczerze ją podziwiam. Już nie mogę się doczekać Spektrum, w którym będzie dominowała wyłącznie jej perspektywa!

Łzy Mai były wszędzie (...) – Tak wygląda smutek – poinformowała go replikantka. (...) - A tak nadzieja.

Podsumowując, Łzy Mai to bardzo dobry przykład kryminalnej prozy, gdzie pędząca galopem akcja z pewnością nie pozwala się nudzić. Nie bez znaczenia pozostaje również wydźwięk utworu, przyszłość, w której wykorzystywane będą androidy jest w gruncie rzeczy niezwykle prawdopodobna. W tym względzie warto mieć na uwadze ostrożność i sceptyzm Jareda Quinna i nie ufać zbytnio technologii, ale też jej nie przekreślać. Szczerze nie mogę się doczekać sięgnięcia po Spektrum, chcę jednak dać sobie czas na odetchnięcie po Łzach Mai, tak aby ponownie móc poczuć tą ekscytację.
Choć pozornie Łzy Mai wydają się być lekką i odprężającą powieścią, książka ta podejmuje szereg ważnych i aktualnych problemów, co to znaczy być człowiekiem? Jakie znaczenie powinna mieć dla nas technologia? Są to pytania, które warto sobie zadać i nie sposób ich zignorować podczas lektury, a przynajmniej jeśli jest się świadomym Czytelnikiem. Studenci psychologii bądź kryminologii powinni być zachwyceni Łzami Mai, podobnie zresztą jak informatycy i studenci literaturoznawstwa. Polecam serdecznie, na pewno nie będziecie zawiedzeni!
Moja ocena: 10/10. :)
 

4 komentarze:

  1. Rozważałam przeczytanie tej książki, ale teraz nabrałam wątpliwości. Wątek technologii może być extra, ale ten wątek kryminalny to nie dla mnie... Nie wiem, może spróbuję, bo zdobycie wiadomości na tematy - jak to ujęłaś - znaczenie bycia człowiekiem, znaczenie technologii w naszym życiu jest kuszące. Zwłaszcza kuszący jest humorystyczny styl autorki, który opisałaś... Może jednak warto spróbować, skoro gwarantujesz odprężenie i dreszczyk emocji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ze swojej strony polecam, bo to dobra pozycja.

    Ale radzę - doczytać dokładniej, bo ja nie napisałam wcale, że jest to książka lekka i odprężająca, nie ma też humorystycznego stylu. Zresztą to kłóci się ze znaczeniem sformułowania "dreszczyku emocji".

    OdpowiedzUsuń