Tak, jak wspominałam w niedawnym, comiesięcznym podsumowaniu, Neil Gaiman jest pisarzem, do którego książek jest mi dosyć trudno się przekonać. Tym niemniej, Ocean na końcu drogi to jedna z nielicznych pozycji jego autorstwa, którą obok Koraliny, Gwiezdnego pyłu czy Rzeczy ulotnych, jaką udało mi się przeczytać w całości. I najwidoczniej, w dalszym ciągu jego styl nie przekonuje mnie na tyle bym mogła wprost przyznać, że lubię i chętnie czytam twórczość Gaimana, gdyż prawda jest taka, że z jakiegoś powodu idzie mi do strasznie opornie. Ocean na końcu drogi nie jest w tym przypadku żadnym wyjątkiem, przeciwnie, jestem niemal dumna z siebie, że udało mi się dobrnąć do końca tej opowieści!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Niedawny pogrzeb sprawia, że mężczyzna przypomina sobie wszystko to, o czym myślał, że już na zawsze zapomniał. Ocean na końcu drogi jest w gruncie rzeczy opowieścią dorosłego już mężczyzny, który powraca do wspomnień z czasów dzieciństwa, w tym tajemniczej dziewczynki imieniem Lettie, upiornej niani i zaczarowanej krainy pod pomarańczowym niebem. Przypomina sobie nową opiekunkę, która próbowała uwięzić go na strychu oraz inne wspomnienia, które czekają na to by je opowiedzieć. 

Szczerze mówiąc, po jakże pozytywnych opiniach na temat twórczości Neila Gaimana, byłam przekonana, że tym razem i mnie oczarują jego umiejętności kreowania literackiego świata. I chociaż mój stosunek do tego pisarza nieco się ocieplił, to nadal jednak daleka droga nim stwierdzę, iż jestem w stanie w pełni zaakceptować jego styl. I chociaż tym, co najbardziej mi przeszkadza jest nierównomierne rozłożenie niektórych wątków fabularnych, a tym samym pewna miałkość fabuły, to jednak olbrzymie znaczenie ma również tutaj kreacja bohaterów, która w przypadku Oceanu na końcu drogi niezbyt mnie przekonała.

Gaiman to w moim odczuciu pisarz na tyle specyficzny, że do napisanych przez niego książek podchodzę z dość dużą rezerwą, a niekiedy z przymrużeniem oka czytam o co poniektórych fantastycznych cudach, jakie często mają miejsce w powieściach jego autorstwa. Ocean na końcu drogi nie jest w tym przypadku wyjątkiem, gdyż nie brakowało mi momentów zdziwienia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury. Większość z opisanych tam wydarzeń niezwykle mocno zasadzała się w nurcie klasycznego i nieco mrocznego fantasy, aczkolwiek nie zabrakło w tym pewnej naiwności twórczej, przedstawiania niektórych zdarzeń jako w pewien sposób wyjątkowych, podczas gdy (przynajmniej w moim odczuciu) lepiej byłoby przedstawić je jako sny głównego bohatera. Sam fakt, że główną postacią tej książki jest mały chłopiec sprawiał, że dosyć ciężko było mi w pewien sposób wczuć się w tą książkę i doświadczać opisywanych wydarzeń tak, jak robił to bohater Gaimana. I nie chodzi o to, że nie umiem docenić kunsztu tak baśniowego przedstawienia literackiego świata, ile o to, aby potraktować je jako w pewien sposób znaczące, na równi z resztą "niefantastycznej" fabuły. 

Sama akcja została natomiast bardzo dobrze rozłożona, pozornie niewinny początek usypia czujność Czytelnika, a w następnej kolejności akcja stopniowo przyśpiesza i budowane jest napięcie. Gaimanowi nie można odmówić bogatej wyobraźni, jednakże później dość łatwo można się domyślić jakim torem potoczy się akcja. I szczerze mówiąc, była to kolejna kwestia przez którą tak trudno było mi wczuć się w tę książkę - uśpienie czujności Czytelnika i stopniowe budowanie napięcia niebywale mi się dłużyło. Co gorsza, spora ilość pewnych wydarzeń wydawała się zbyt nieprawdopodobna, przez co bardzo często odkładałam tą pozycję, aby powrócić do niej za kilka dni w nadziei, że jednak coś mnie w niej zainteresuje. I rzeczywiście, zakończenie powieści samo w sobie okazało się być dość mocne, poruszające i przemyślane. Szkoda tylko, że nie można by inaczej rozłożyć akcji, w bardziej równomierny sposób, tak aby łatwiej byłoby zainteresować tych dojrzalszych Czytelników.

Tak jak wspominałam, Gaiman odznacza się niebywałą wyobraźnią dotyczącą tworzenia literackich światów i opisuje je niebywale doskonale. I w zasadzie to chyba jedyny atut, jaki dostrzegam w Oceanie na końcu drogi. W tym przypadku autor czerpał z baśniowego  folkloru i udało mu się niezwykle barwnie przedstawić poszczególne fantastyczne stworzenia. Bardzo spodobało mi się, iż owa baśniowość nie stanowi jedynej płaszczyzny fabularnej, ale stopniowo schodzi się głębiej, robi się coraz bardziej mrocznie, tajemniczo i intrygująco. Chyba wyłącznie dlatego zdecydowałam się dalej czytać tą książkę, stale szukałam czegoś, co mogłoby nieco podnieść moją opinię o tej pozycji, i cóż udało mi się, bo gdyby nie dobrze wykreowany klimat, prawdopodobnie książka otrzymałaby ode mnie znacznie mniej niż te 4 gwiazdki.

Gaiman uczynił bohaterem swojej powieści małego chłopca, a tym samym dostosował narrację do wieku postaci, co w moim odczuciu zdecydowanie jest wadą Oceanu na końcu drogi. Dziecięce postrzeganie świata, naiwność i przyjmowanie pewnych nienaturalnych zjawisk jako codziennych, sprawiły, że nie byłam w stanie czytać tej książki z rezerwą. Działania Lettie i głównego bohatera niejednokrotnie pozostawiały wiele do życzenia, jeśli chodzi o podział ról. Tutaj to Lettie jest bohaterką i co jeszcze dziwniejsze, ma zupełną swobodę w polowaniu różnego rodzaju potwory (najwyraźniej jej opiekunowie zbytnio się o nią nie martwią).Pewne nielogiczności, jakich jest w tej książce mnóstwo, niestety nie pozwalały mi na pełne zanurzenie się w lekturę.

Choć powieść opisywana jest z perspektywy głównego bohatera jako dorosłego już mężczyzny, to jednak zdecydowanie większą część zajmuje narracja z perspektywy dziecka. Niestety w tym przypadku jest to jednie kolejny mankament, bowiem nijak nie potrafiłam ze sobą pogodzić tych dwóch aspektów - narrator niby jest małym chłopcem, a jednak posiada dość sporą wiedzę i doświadczenie, których raczej w tym wieku dzieci nie mają. Podobnym zaskoczeniem okazała się postać Lettie, niewiele starsza od głównego bohatera dziewczynka, która samotnie wyrusza na polowania fantastycznych stworów, a co gorsza jej opiekunowie jej na to pozwalają. Taki chwyt literacki niesłychanie mnie w tym przypadku irytował. Znacznie lepiej byłoby wykreować postacie głównych bohaterów albo na dorosłych, którzy spotykają się po latach i śnią podobne sny, alb też całość wykreować na kształt snu, nie przydając jednocześnie dzieciom ani magicznych zdolności, ani tak rozległej wiedzy.

Sam fakt, iż zdołałam dobrnąć do końca Ocean na końcu drogi Neila Gaimana świadczy o tym, że zdecydowanie w moim odczuciu jest ona lepsza niż inne książki, z jakimi miałam przyjemność się zetknąć na swojej literackiej drodze jego autorstwa. Niemniej jednak, nadal nie mogę powiedzieć, że styl Gaimana przemawia do mnie na tyle, na ile się tego spodziewałam po licznych chlubnych opiniach na temat jego twórczości. Powoli jednak zaczynam stopniowo przełamywać swoje opory i kto wie, być może w niedalekiej przyszłości wezmę do ręki kolejne dzieło z jego autorskiej biblioteczki. Nawet ostatnio kusi mnie, aby dokończyć Amerykańskich bogów lub Księgę Cmentarną albo też spróbować zapoznać się z Dobrym Omenem. Widać więc, że moje opory wobec literatury Gaimana wyraźnie słabną, choć może nie na tyle, bym miała określić go mianem pisarza, po które dzieła chętnie sięgam, jednak powoli zaczynam akceptować jego styl.

Ocean na końcu drogi to pozycja na tyle specyficzna, że w zasadzie powinna przypaść do gustu wyłącznie oddanym fanom twórczości Gaimana oraz tym, którzy lubują się w dość niekonwencjonalnej fantastyce, klimacie baśniowym i nieco mrocznym. Pozycja dość krótka, a tym samym idealna na deszczowe jesienne wieczory, kiedy to ciepły koc, książka i kubek gorącej herbaty lub kawy bądź kakao są wszystkim, czego może zapragnąć prawdziwy książkoholik. Ze swojej strony, mogę tylko po raz kolejny przyznać, że mój opór względem twórczości Gaimana nieco osłabł, więc może kiedyś bardziej przekonam się co do jego pisarskiego stylu. 

Moja ocena: 4/10.

1 komentarz:

  1. Czytałam tę książkę i bardzo mi się podobała. Oto link do mojej recenzji tej książki: https://czytamksiazkibolubie22.blogspot.com/2020/07/ocean-na-koncu-drogi-neil-gaiman.html

    Moja ulubiona książka Gaiman to oczywiście "Koralina..", ale jakiś czas temu oglądałam zrobiony serial na podstawie jej książki pod takim samym tytułem "Dobry omen" (anioł i diabeł się zaprzyjaźniają). Myślę, że "Dobry omen" bardziej byłby przystępniejszy niż "Ocean.." - w każdym razie warto spróbować, jeśli chcesz się przekonać do książek Neil Gaiman.

    OdpowiedzUsuń