tytuł oryginału: Kirschroter Sommer
data wydania:15 czerwca 2015 rok
liczba stron: 496
kategoria: literatura niemiecka
język: polski

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:



Moją przygodę z październikiem rozpoczęłam z "Latem koloru wiśni" autorstwa Cariny Bartsch. Oczarowana subtelnie różową okładką z kobiecym motywem tytułowych kwiatów wiśni i intrygujących oczu bohaterów na okładce, pełna zapału przystąpiłam do lektury. Na początek muszę przyznać, że piękna okładka nie zawsze jest równa treści książki. Przeciwnie, ja byłam ta książką   do głębi rozczarowana. Otrzymałam coś zupełnie innego, niż to czego się spodziewałam i bynajmniej nie są to pozytywne wnioski. Jeśli jesteście przygotowani na morze krytyki, to zapraszam dalej!



"Emely, obdarzona odrobinę sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa, szczerze cieszy się z przeprowadzki jej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie wie jeszcze, że szalona Alex zamierza zamieszkać w mieszkaniu swojego brata, przystojnego, szmaragdowookiego bruneta, z którym Emely łączą niemile wspomnienia. Na szczęście wkrótce dziewczyna otrzyma romantyczny mail od tajemniczego wielbiciela..."


-Lubimy Czytać



Przyznam szczerze, że rzadko zdarza mi się tak mocno krytykować daną książkę, ale w tym przypadku po prostu nie mam oporów. Nie znaczy to jednak, że "Lato..." było całkowicie pozbawione atutów, jakich szukam w książkach, niemniej minusów znalazło się znacznie więcej. 

Emely to studentka literaturoznawstwa, która cieszy się na przyjazd swojej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie spodziewa się jednak, że przyjaciółka nie tylko nie wynajmie mieszkania, ale wprowadzi się do mieszkania o dwa lata starszego od niej brata, Elysa, z którym Emely łączą niezbyt przyjazne stosunki. Smutna przeszłość i bolesne wspomnienia wypaliły niegdyś namiętne uczucie miłości do Elyasa, przeradzając się w czystą i wręcz irracjonalną nienawiść. Poukładane życie Emely jeszcze bardziej wywraca się do góry nogami, gdy nagle zaczyna otrzymywać listy od tajemniczego wielbiciela o imieniu (czy tez raczej pseudonimie) Luca.


Fabuła tej książki skupia się na dosyć zawiłej relacji pomiędzy Emely a Elyasem, którzy niemal przy każdej okazji wzajemnie skaczą sobie do gardeł w ramach konkurencji "kto komu mocniej dogryzie". Przyznam, że po tym, co sugerował opis, określenie "lekkie love story" nijak ma się do fabuły książki, przeciwnie- stanowi kompletne przeciwieństwo tego, co spodziewałam się w tej powieści znaleźć. Konstrukcja fabuły, opierająca się na relacji dwójki studentów, którzy zachowują się jak kilkuletnie dzieci, samo w sobie przeczy skojarzeniom, jakie nasuwają po przeczytaniu, jakże okraszonego zarysu fabuły.  Co ciekawe, Czytelnik przez całą powieść nie może pojąć dlaczego relacja miedzy Emely a Elyasem opiera się tylko i wyłącznie na wzajemnym dogryzaniu i wtrącaniu w co trzecie zdanie słowa 'seks', a prawdziwe zdefiniowanie problemu ich relacji zostaje wyjaśnione w połowie książki i to również w dosyć niekompletny sposób. Ciągłe docinki między bohaterami sprawiały, że książka zamiast nakrecać, nużyła mnie coraz bardziej i zaczynałam po prostu mieć dosyć.
Bardzo spodobał mi się wątek tajemniczego wielbiciela i to był główny powód dla którego zdecydowałam się czytać dalej i nie odłożyć tej książki, a najlepiej zapomnieć, że kiedykolwiek miałam ją w rękach.  Tajemniczy wielbiciel Emely podpisujący się imieniem Luca dodawał powieści aury tajemniczości i zwyczajnie mnie intrygował. Bardzo chciałam dowiedzieć się jaką tożsamość poza internetowym romantykiem, który uwielbia podlizywać się głównej bohaterce, ma Luca i żałuję, że się tego nie dowiedziałam. Aczkolwiek zaznaczę, że miałam pewne przypuszczenia i w miarę jak zbliżałam się do końca powieści, wydawało mi się, że były trafne.

Akcja w tej książce jest stonowana na potęgę, żeby nie powiedzieć wprost, nudna. Pomiędzy głównymi bohaterami początkowo nie dzieje się nic, co mogłoby zmienić ich relacje, ale też nie ma w tej powieści nic, co mogłoby przyciągnąć oko bardziej wymagającego czytelnika. Akcja gwałtownie nabiera rozpędu tylko dwa razy i równie szybko opada. I zanim zdążyłam się ucieszyć, że wreszcie akcja ruszyła do przodu, napięcie zwyczajnie i prędko opadło, równie szybko jak się pojawiło.  Jedynie tajemnice, pełne czułości e- maile Luki sprawiały, że od tej książki zwyczajnie nie wiało aż tak bardzo nudą i dodawały powieści jakiegoś subtelnego zwrotu akcji w rytm serca głównej bohaterki.

Jeśli chodzi o bohaterów to początkowo nawet byłam w stanie lubić ich i patrzeć przez palce na ich dziecinne kłótnie, o tyle w pewnym momencie ich skomplikowana relacja, której nijak nie sposób rozgryźć, zaczęła mnie po prostu irytować, a co za tym idzie, bohaterowie również nie przedstawiali się w najlepszym świetle.  Jeśli chodzi o kreacje bohaterów, to trudno określić ją inaczej niż słaba i zwyczajnie płytka. Bohaterowie tej powieści są jednowymiarowi i pozbawieni głębi, która oddawałaby ich charaktery.

Emely to dziewczyna o dosyć sarkastycznym poczuciu humoru i stylu bycia. Uwielbiam takie postacie, ale postać Emely bardzo, ale to bardzo nie przypadła mi do gustu. Wszelkie próby, jakie podejmowałam, aby zrozumieć motywy, które popychały główną bohaterkę do czynów niekiedy całkowicie sprzecznych z logiką, spełzły na niczym. Emely to dziewczyna, która zachowuje się w pokrętny sposób. Mimo iż nieustannie zaznacza, jaki to Elyas jest dziecinny, sama nie zachowuje się lepiej, a nawet gorzej. To hipokrytka, która co innego mówi, a co innego robi i dodatkowo myśli w sposób całkowicie sprzeczny z pozostałymi dwoma aspektami swojej hipokryzji. To bohaterka, której nie mogłam rozgryźć, ani tym bardziej polubić a jej zachowanie niekiedy bywało irytujące i infantylne.

"Moja teoria, że mężczyźni przychodzą na świat z wadą mózgu, potwierdzała się z każdym dniem."

Miałam podobny stosunek do Elyasa, ale zdecydowanie bardziej ta postać przypadła mi do gustu. Przystojny student medycyny  grający w wolnych chwilach na pianinie to model chłopaka, którego chciałaby mieć każda dziewczyna. Elyas wie, że ma powodzenie u kobiet, jednak, co gorsza, on wcale tego nie chce, ponieważ ni zwad, ni stąd upodobał sobie Emely! Mimo jego aroganckiego stylu bycia, cechuje go również wrażliwość na problemy innych ludzi i opiekuńczość wobec nich. To właśnie sprawiło, że go polubiłam, choć wielokrotnie bywał naprawdę wkurzający.

"- A co to jest miłość w ogóle?
- Kaprys natury, defekt genetyczny – nazwij to, jak chcesz. Faktem jest, że miłość istnieje tylko po to, by dwoje ludzi po prokreacji zostało razem tak długo, aż potomek osiągnie pełnoletność."

Alex to moim zdaniem jeszcze gorsza postać niż Emely. To dziewczyna, która kocha zakupy, a jej jedynym zmartwieniem jest to, czy obiekt jej westchnień w końcu ją pocałuje. Dodatkowo co drugie zdanie tej postaci ogranicza się mniej więcej do wypowiedzi w stylu "jaki on słodki, jaki on fajny!", co po niemal 500 stronach książki naprawdę stawało się dosyć męczące.

Jedyną postacią, którą polubiłam, był jak wspominałam, internetowy wielbiciel Emely- Luca. Tajemniczy chłopak, który sypie komplementami, jakie chciałaby usłyszeć każda dziewczyna. Oczywiście, to nie jest jedyny powód dlaczego go polubiłam. Bardzo spodobała mi się czułość i delikatność, a nawet poczucie humoru, które wyczuwa się czytając jego e-maile do Emely. Spodobało mi się, że został pozbawiony pewnej dozy ironii i ciętego języka, bo była to bardzo miła odmiana po serii dialogów pomiędzy głównymi bohaterami książki. Luca mnie intrygował i chciałabym się przekonać czy moje przypuszczenia co do jego osoby się sprawdziły.

Również język, jakim operuje autorka nie przypadł mi do gustu, przeciwnie, królująca ironia na każdej stronie nie pozwalała mi jakkolwiek wczuć się w tę powieść, a po 496 stronach byłam nią zwyczajnie znudzona. Dialogi miedzy bohaterami pozbawione były chociażby skrawka inteligencji, z jaką przecież powinni wypowiadać się ludzie dorośli, przeciwnie, pierwsze role  grały docinki i potyczki słowne nawet z najbłahszego powodu. Te ich potyczki słowne, które polegały na nieustannym wymienianiu się pałeczką zmuszały mnie do przewracania oczami, ponieważ były po prostu nielogiczne. W dużej mierze większość dialogów była sprowadzana do tego "kto komu najbardziej dogryzie", co zwyczajnie mnie irytowało i nie mogłam doszukać się w nich sensu. Wygląda to tak, jakby ironia stanowiła jedyny środek ich komunikacji, co samo sobie w wykonaniu dorosłych ludzi wypada dosyć słabo.

Carina Bartsch starała się wykreować swoją powieść na przekonaniu, że "stara miłość nie rdzewieje", ale... zupełnie jej to nie wyszło. Emely jest pewna, że łączące ją niegdyś uczucie do Elyasa doszczętnie wygasło, czego nie można powiedzieć o Elyasie, który w pewnych momentach staje się niemal irytująco nachalny wobec głównej bohaterki. Jego działania (niemal wszystkie) pozbawione były dozy romantyczności, o jakie początkowo go posądzałam.

Gdyby nie postać Luki, która mnie intrygowała, prawdopodobnie po kilku pierwszych rozdziałach zwyczajnie bym książkę odłożyła. I choć nie umiem tego wytłumaczyć, to dzięki tej postaci, odczuwałam coś na kształt przyjemności z czytania, pomimo tylu minusów, które wymieniłam powyżej.

"A przecież książki to jeden z najcenniejszych darów na ziemi. Kunsztownie zestawione słowa, które zmieniały się w melodię, a potem w obrazy. Białe, puste kartki, na których powstawały światy większe od wszechświata. Przestrzenie, które wciągały ludzi i kazały im zapominać o wszystkim wokół. Literatura była magicznym zaklęciem, któremu całkowicie uległam."



Nie mogę powiedzieć, że poleciłbym tą książkę komukolwiek, a już na pewno nie miłośnikom tradycyjnych historii miłosnych. Nie jest to lektura przy której można miło spędzić czas, o irytujących bohaterach nie wspominając. Przyznam szczerze, że mnie ta powieść zupełnie nie przypadła do gustu i chociaż czytanie jej przez miniony tydzień było czymś, do czego prawie się zmuszałam i jak najszybciej chciałabym o niej zapomnieć, to jednak dzięki Luce, ta powieść wzbudza we mnie jakieś ciepłe uczucia. Nie polecam, ale jeśli chcesz, spróbuj, może spodoba Ci się bardziej niż mnie!
Moja ocena: 4/10. :) 

3 komentarze:

  1. Faktycznie ta książka nie należy do mojego ulubionego gatunku

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu opisujesz książki na blogu, których nie polecasz .
    I też nie lubię książek typu romans wyjątek stanowi miłość policjanta, strażaka lub ratownika medycznego.
    Czytałaś kiedyś książkę Norweskiego pisarza "Policja " Uwielbiam tę książkę , super opisuje codzienną pracę policjantów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mogę? Kto powiedział, że na własnym blogu nie mogę opisywać zarówno książek, które mi się podobają jak i tych zupełnie przeciwnych? Otóż nikt, dlatego uważam że mam prawo wypowiadać się subiektywnie, zwłaszcza na własnej stronie, czyli blogu.

      Usuń