Poszukiwałam książki, która doskonale sprawdziłaby się jako czytadło, które mogłabym pochłonąć w jeden, góra w dwa dni. Lektury niezobowiązującej, idealnej na pochmurny deszczowy dzień. "Światło, które utraciliśmy" doskonale mieściło się w moich wymaganiach, a niezbyt szeroka objętość książki obiecywała przyjemnie spędzony wieczór. Przez ostanie dwa tygodnie nie za bardzo mogłam sobie pozwolić na książkę o grubszej objętości, toteż "Światło, które utraciliśmy" okazało się być idealnym rozwiązaniem. 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Lucy i Gabe poznali się 11 września 2001 roku, gdy wieże World Trade Centre runęły na ulice Nowego Jorku. Młodzi studenci uświadomili sobie wówczas jak ulotne i kruche jest ludzkie życie. Uznali wówczas, że życie jest zbyt krótkie, aby nie skosztować go w pełni, marzyć odważniej i kochać mocniej. Ich związek, pełen pasji i namiętnych uczuć, zakończył się, gdy Gabe podjął decyzję o wyjeździe na Bliski Wschód, aby tam pracować jako fotoreporter. Ten dzień był dla Lucy dniem sukcesu, gdyż została wyróżniona za zaprojektowany przez nią program telewizyjny dla dzieci, nagrodą Emmy. Równocześnie jednak, był to dzień jej upadku, bowiem straciła ukochaną osobę.  Czy jednak pierwsza miłość okaże się tą ostatnią i przetrwa próbę czasu?

Zwykle historie Young lub New Adult utrzymane w tonie obyczajowym z romantycznym wątkiem w tle, odstraszają mnie swoją powierzchownością i zbyt płytkim zarysowaniem relacji między bohaterami, zbyt banalnej, by można było dostrzec głębię tego uczucia. Zazwyczaj romantyczne historie nie chwytają za serce, ani też nie poruszają mnie w żaden sposób, za co często obarczani winą są płytkie, pozbawione głębi postacie.  Niejednokrotnie jednak przekonałam się już, że istnieją niechlubne wyjątki od tej reguły i "Światło, które utraciliśmy" jest w tym przypadku świetnym przykładem, z czego jestem bardzo zadowolona.
"Widziałam, jak się śmiałeś pewny siebie, błogi i szczęśliwy. Widziałam, jak się załamałeś, byłeś zraniony i zgubiony. Nauczyłeś mnie, że zawsze trzeba szukać piękna. W ciemności, w ruinach potrafiłeś odnaleźć światło."
Przyznam, że pod względem fabularnym, powieść okazała się być w pełni taka jak oczekiwałam, bowiem "Światło, które utraciliśmy" to przede wszystkim powieść cudownie autentyczna, pozbawiona sztuczności i zbędnej koloryzacji. Relacja Lucy i Gabe, która została w książce przedstawiona w sposób realistyczny i pełen głębi, a przede wszystkim pozbawiony idealizacji, co więcej brak sztuczności czyni te powieść autentycznie prawdziwą. Ich relacja jest pełna niedoskonałości, spięć i nieporozumień, a jej charakterystyka bohaterów znacznie odbiega od ideałów. To historia, która uczy, że nie istnieją związki idealne, przez co staje się ona bliższa Czytelnikowi, można powiedzieć bardziej osobista. Ten brak przerysowań i wszelkiego kolorytu, to jeden z aspektów mocno wyróżniających tę książkę na tle innych New Adult. 

Nie będę ukrywać, że akcja w tej książce, jak to w obyczajówkach bywa, jest mocno stonowana, jednak w tym przypadku to tylko kolejny atut tej książki. Nie oznacza to jednak, że w książce nic się nie dzieje, gdyż emocje głównych bohaterów i  wszechobecny realizm świata przedstawionego grają pierwsze skrzypce. Spotkania i rozstania oraz spięcia miedzy bohaterami tej książki stanowią silę motoryczną akcji, co sprawiało, że przewracałam kartkę za kartką, ciekawa, jak dana sytuacja się dalej rozwinie. Jednak, bywały momenty, w których miałam serdecznie dosyć tej skomplikowanej relacji między bohaterami- schodzili się i rozchodzili kilkakrotnie nie mogąc o sobie nawzajem zapomnieć, co chwilami stawało się lekko mówiąc irytujące. 

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że ta historia tak mnie poruszy i zaangażuje do tego stopnia, że przeczytam ją w jeden dzień. Jednak tak się stało, i to mówi samo przez się, jak wielkie ta książka wywarła na mnie wrażenie i jak bardzo mnie pochłonęła. Bywały chwile, kiedy miałam wrażenie, że koniecznie muszę przeczytać tę powieść do końca i byłam nią zafascynowana do tego stopnia, że potrafiłam nie robić nic innego, jak tylko usiąść wygodnie i czytać dotąd, póki nie skończę. I zważywszy na objętość książki, 350 stron, to "zadanie" okazało się nadzwyczaj łatwe do wykonania, gdyż książka zajęła mi kilka godzin, a mówiąc ściśle- jedno popołudnie.

Jeśli chodzi o bohaterów, to zdecydowanie nie można ich nazwać pozbawionymi autentyczności. To określenie aż do bólu prawdziwe, gdyż ja nie potrafię się do końca ustosunkować względem nich. Lucy i Gabe zmieniali swoje zdania w zależności od przedstawionej sytuacji, a podejmowane przez nich decyzje sprawiały, że czasem ciężko było mi pojąć logikę ich postępowania, a wręcz desperację w przypadku Gabe. Bardzo spodobało mi się jednak, że obydwoje dążyli do spełnienia swoich marzeń oraz to, ze mieli wartości, którymi się w  życiu kierowali, dzięki temu poczułam do nich sympatię. Jednak pewne ich zachowania bywały irytujące. Zdecydowanie nie może tutaj być mowy o jakimkolwiek przerysowaniu ich charakterów, co jest jednocześnie plusem i wadą tej książki. Jest to ogromna zaleta "Światła", gdyż dzięki temu możemy obserwować rodzące się między Lucy i Gabe'a  pozbawione ideału i pełne niedoskonałości, po prostu autentyczne. Z drugiej strony jest to wada tej powieści, gdyż jak pisałam wyżej- pewne zachowania bohaterów potrafiły zaskakiwać i irytować równocześnie.
"Jutro może nastąpić koniec świata. A w następny czwartek może mnie przejechać ciężarówka. Chcę żyć tu i teraz."
Cechą jak najbardziej nietypową tej książki jest sposób jej narracji, który bardzo przypadł mi do gustu.  Narratorką powieści jest Lucy, która przez całą książkę relacjonuje Gabe'owi  całe swoje życie, troski, zmartwienia i radości, przez co cała powieść ma charakter pamiętnika lub też dziennika wspomnień. Jednocześnie pojawiają się pytania; dlaczego Lucy relacjonuje całe swoje życie Gabe'owi? Styl Jill Santopolo najlepiej opisuje określenie "lekkie pióro". Autorka operuje barwnym językiem, pełnym metafor, bogatych epitetów i alegorii, dzięki czemu można zauważyć, że książka kryje w sobie więcej niż mogłoby się wydawać. Przemyślenia Lucy nie dotyczą błahostek,wręcz przeciwnie - narratorka myśli o sprawach ważnych i życiowych. Dodatkowo literatura w życiu głównych bohaterów odgrywa ważną rolę, dlatego też, wtrącane od czasu do czasu cytaty lub odwołania do znanych powieści - między innymi Szekspira- ubogacają powieść. "Światło, które utraciliśmy" Jill Santopolo czyta się niezwykle szybko i lekko, a podana w niej treść skłania do przemyśleń i refleksji. 

"Światło, które utraciliśmy"  to powieść, która może nie zmieni w żaden sposób postrzegania świata przez Czytelnika, niemniej jednak, poruszy czułą strunę w sercu. Refleksja nad tym, jak kruche i ulotne- a przede wszystkim - krótkie jest ludzkie życie. Pokazuje jak zaskakujące jest to, że jedno z pozoru niewinne wydarzenie, może zmienić ludzkie życie. To opowieść o nagminnie stawianym sobie pytaniu "a co by było gdyby coś...?", o dokonywaniu wyborów i podejmowaniu decyzji.  I choć nie jest to powieść wybitna, to jednak porusza i skłania do refleksji, która sprowadza się do puenty: żyje się tylko raz, więc żyj tak, aby być szczęśliwym i niczego nie żałować. 
"Prawdziwe oblicze ukazujemy tylko tym, na których nam najbardziej zależy."
"Światło, które utraciliśmy" jest książką, która dotyka problemów jak najbardziej aktualnych, na które wcześniej nie zwracało się zbytniej uwagi.  Jest to książka, którą warto przeczytać, to prawdziwa kwintesencja miłości, a jednocześnie ludzkiej kruchości- powieść, która odsłania i pokazuje często brutalnie tą drugą stronę człowieka - jego samotność i zagubienie oraz samą świadomość przemijania. To pozycja, którą mogę polecić każdemu, gdyż uważam, że każdy powinien ją przeczytać. 
Moja ocena :9/10. :)

Brak komentarzy: