Książki utrzymane w klimacie antyutopijnym należą do jednego z gatunków, po które najczęściej i najchętniej sięgam. O Dzieciach Edenu usłyszałam ponad rok temu, jednak wówczas nie ciągnęło mnie do tej dylogii jakoś szczególnie. Po zdanych egzaminach i rozpoczęciu wakacji, mogłam natomiast pozwolić sobie na przygotowanie pozycji, na które od dawna miałam ochotę, a na które w trakcie roku akademickiego zwyczajnie nie miałam czasu. Wiedziona dość dobrymi opiniami na temat dylogii Graceffy, postanowiłam dać Dzieciom Edenu szansę - i muszę przyznać, zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona! Owszem, oryginalnością ta seria nie grzeszy, za to swoistym smakiem koncepcyjnym, dobrą antyutopią, już tak!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Świat cudem przetrwał klęskę ekologiczną, a garstka ocalałych ludzi schroniła się pod kopułą najwyższej technologii, zwanej Edenem. Aby Ziemia mogła uleczyć się po całkowitej degradacji przez człowieka, w Edenie wprowadzono nadzwyczaj surowe zasady, w tym masowy recykling niemal wszystkich produktów - nawet z moczu odzyskiwano wodę. Jednakże ludzkość znalazła się pod ścisłą kontrolą, aby ograniczyć zużywanie surowców, wprowadzono politykę jednego dziecka dla poszczególnych par. Jednak, co w przypadku bliźniaków? Naturalnie, przeżywa tylko pierwsze dziecko, drugie jest zabijane, a matka poddawana jest sterylizacji. Rowan jest drugim dzieckiem, a ponadto siostrą bliźniaczką. Jej istnienie utrzymywane jest więc w tajemnicy, do czasu, gdy będzie mogła zdobyć ona oczywiście, w sposób nielegalny, specjalne soczewki i żyć tym samym pod zupełnie inną tożsamością, taką szansę dali córce jej rodzice. Jednak wyprawa do kliniki chirurgicznej kończy się tragedią, a Rowan staje się poszukiwana przez najpotężniejsze siły w Edenie. Yarrow natomiast należy do Elity, a jej wysoka pozycja sprawia, że otrzymuje wszystko, czego zapragnie. Do czasu, aż jej losy splatają się z liliowowłosą dziewczyną o imieniu Lark, a  osobą, która je łączy jest właśnie Rowan.
Dzieci Edenu nie wnoszą w zasadzie nic nowego do literatury typu antyutopia, powielany wielokrotnie schemat jest bowiem widoczny gołym okiem. Joey Graceffa zdołał mnie jednak zachwycić oryginalnym pomysłem wizji państwa idealnego, gdzie nic się nie marnuje, a technologia jest na ogromnym poziomie. Poza tym jednak, szczerze mówiąc, nie ma co doszukiwać się oryginalnych niuansów. Co więc sprawiło, że jestem tak bardzo oczarowana tą dylogią? Potrzebowałam dobrej literatury z klimatem antyutopijnym, a Dzieci Edenu okazały się być strzałem w dziesiątkę!

Dzieci Edenu znacząco nie różnią się pod względem fabularnym od wielu innych powieści plasujących pod etykietką antyutopii, jak wspominałam schematyczność wiedzie tutaj znaczący prym. Fabuła bowiem obraca się wokół Rowan, której życie drugiego dziecka nie szczędzi niespodzianek. Na ironię zakrawa wręcz łudzące podobieństwo Dzieci Edenu do Niezgodnej w bardzo wielu aspektach, śmiem nawet sądzić, że Trylogia Niezgodna mogła stanowić dla Graceffy źródło czystej inspiracji. Muszę jednak przyznać, że Joey Graceffa bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ dopracowanie detali wizji świata przedstawionego, jaką mogą poszczycić się Dzieci Edenu, okazała się bardzo skrupulatna, a co więcej mocno realistyczna.

Dylogia pióra Graceffy jest mocno obfita w akcję, którą potęgują różnego rodzaju napięcia i rozmaite interakcje bohaterów. Dzięki temu, możliwość znudzenia się zostaje znacząco zniwelowana, a akcja mocno trzyma poziom zarówno w Dzieciach Edenu, jak i w Elitach Edenu. Niespodziewane zwroty akcji, rosnące wraz z każdą kolejną stroną napięcie towarzyszące czytaniu, skutecznie motywowało mnie do dalszej lektury, do tego stopnia, że nie miałam ochoty odkładać czytnika na półkę. Nawet zarzucona przeze mnie schematyczność fabularna bladła w obliczu tak wciągającej pozycji!

Klimat tej serii to zdecydowanie jej największy atut, gdyż jak wspominałam drobiazgowość Graceffy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Świat, jaki wykreował Graceffa znakomicie wpisuje się w klimat antyutopii, co więcej dopięte na ostatni szczegół detale sprawiały, że obrazy dosłownie stawały Czytelnikowi przed oczami pozwalając pracować wyobraźni. Graceffa opisuje bardzo dokładnie jeżdżące po ulicach Edenu nanoroboty, solidnie przedstawia historię Edenu i obraz Podziemi, a nade wszystko skupia się na manipulacji, jakiej poddawana jest edeńska populacja. Pokazuje to przede wszystkim pewną oryginalność autora, jak również pozwala zauważyć, jak bardzo w obecnych czasach nie zwracamy uwagi na postulaty dbania o środowisko, co może skończyć się katastrofą ekologiczną.

Styl Graceffy z pewnością nie oscyluje jako wybitny, niejednokrotnie możnaby nawet zarzucić mu zbytnią prostotę i brak barwności w niektórych opisach, a tego bardzo mi brakowało. Niemniej jednak, muszę przyznać, że lekkość i prostota dość dobrze komponowały się z dynamiczną akcją tej serii, co sprawiało, że naprawdę nie potrzeba było zbyt długo czekać, na to, aby się wciągnąć. Choć żałuję, że nie jest to styl barwny i wysokich lotów, nie mogę odmówić tego, że był niezwykle przyjemny dla oka i ucha.

Bohaterowie tej serii raczej nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle innych powieści dystopijnych i antyutopijnych, a charaktery i kontrasty pomiędzy społecznością a Elitą pozostają tak samo napięte i jednoznacznie wrogie. Myślę, że moja względnie pozytywna opinia w tym aspekcie serii wynika z sympatii dla postaci Rowan. Bardzo spodobała mi się jej nieugięta postawa, upór i ukryta głęboko delikatność, jednak nawet tutaj, w kreacji tej bohaterki widoczna jest inspiracja postacią Tris z serii Niezgodnej - niestety i tutaj Graceffa nie grzeszy oryginalnością twórczą. 

Reasumując, dylogia Dzieci Edenu, choć nie jest wybitną serią, pozwala jednak na złapanie oddechu i relaks przy dobrej lekturze. Po egzaminach na studiach potrzebowałam właśnie czegoś z klimatem utopii, a Dzieci Edenu bardzo przypadły mi do gustu. Niemniej jednak, Dzieci Edenu zalatują schematycznością, a to zarazem pewnego rodzaju atut i wada tej książki. I tak na dobrą sprawę moja pozytywna opinia dla tej serii wynika właściwie z powodu dobrze stworzonego klimatu, jedynie w tym ujawnia się jakaś kreatywna inwencja twórcy.
Jak wspominałam, Dzieci Edenu nie są wybitną serią, dlatego też nie trzeba się "specjalnie wysilać" podczas lektury. Drodzy Studenci, po sesji na "odmóżdżenie się" ta seria sprawdzi się idealnie, i gwarantuję spodoba się! Tym, którzy szukają po prostu dobrej lektury utopijnej na wakacje bardzo serdecznie polecam!
Moja ocena: 7/10:)

1 komentarz: