Chatę miałam przyjemność poznać najpierw za pośrednictwem adaptacji powieści i szczerze mówiąc, zapadła mi ona w pamięć. Gdy ostatnio całkiem przypadkowo natrafiłam na okładkę z filmu przedstawiającą tytułową Chatę, stwierdziłam, iż jest to dzieło, którego po prostu nie mogę nie przeczytać. Moje postanowienie, co do zapoznania się z pierwowzorem wzmocniła Przyjaciółka, która posiadała książkę w swojej kolekcji. Lektura Chaty zajęła mi nie więcej niż 3 wieczory, dokładnie tyle, ile trwa akcja książki. Choć jej niewielka objętość kusiła do przeczytania w jednym dniu, chciałam wraz z głównym bohaterem stopniowo brnąć w wykreowaną niezwykle pieczołowicie wizję duszy, jaką proponuje Young.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Utrata dziecka boli najmocniej, gdy nikt się jej nie spodziewa. Mackenzie Allen Philips przekonał się o tym podczas rodzinnej wycieczki, kiedy to jego najmłodsza córeczka, Missy została uprowadzona. Opuszczona chata stanowiła ostatni ślad po Missy. Mackenzie stopniowo pogrąża się w coraz większej rozpaczy i nienawiści względem samego siebie. Kilka lat po śmierci córki, mężczyzna otrzymuje tajemniczy list, którego pochodzenia nie umie określić inaczej, niż mianem Boskiej interwencji. Zaintrygowany mężczyzna postanawia odpowiedzieć na zaproszenie i udaje się na miejsce spotkania. Jest nim chata, ta sama, gdzie przed laty znaleziono zakrwawioną sukienkę Missy. Jednak tym razem chata wygląda inaczej, a to, co Mack w niej znajduje odmienia jego życie na zawsze.

Zanim sięgnęłam po Chatę obejrzałam jej ekranizację, dlatego też wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie zmienia to jednak faktu, iż lektura poruszyła mnie do głębi, urzekła paletą niezwykle wyrazistych barw, jednak to osobliwa relacja, którą Mack'owi udało się wypracować stanowi główne tło tej historii. Podejrzewam, że gdybym najpierw sięgnęła po pierwowzór, książka znacznie mocniej by mną wstrząsnęła. Nie przeszkodziło mi to jednak w rozkoszowaniu się lekturą, podczas której przypominałam sobie fragmenty filmu, jakbym oglądała go na nowo, a zarazem doświadczałam tej rzeczywistości w mocniejszy i bardziej wyrazisty sposób, za pomocą słów.

Chata jest pozycją dość znaną, której treść poruszyła Czytelników tak bardzo, że wzniosły się apelacje o ekranizację książki! Muszę oddać twórcom, iż niezwykle wierni odmalowali to, co stanowiło treść powieści - mianowicie, jak wielką moc ma wybaczenie, nie tylko tym, którzy krzywdzą, ale przede wszystkim samemu sobie. Jest to niezwykle trudna sztuka, a już na pewno, gdy jest się przytłoczonym przez cierpienie i smutek, lecz aby jej dokonać, należy niekiedy odbyć wędrówkę wgłęb samego siebie. To, co przytrafiło się Mack'owi stanowiło pewien oczyszczający rytuał przejścia, a droga mająca na celu naukę przebaczenia stała się podstawą do uzdrowienia jego relacji, nie tylko z samym sobą, ale także innymi ludźmi mu bliskimi, i oczywiście z Bogiem. Bóg w tej powieści niekoniecznie pełni jako taką funkcję religijną, pojawiają się niekiedy sugestie świadczące o apolityczności, czy nawet areligijności Boga. Ponadto, Young sam rezygnuje z przedstawienia typowo chrześcijańskiego Boga. Chata w całości naznaczona jest przez cierpienie, miłość i odrodzenie, które wykraczają poza samo pojęcie religii jako takiej. Zasadniczym lekarstwem na wszelkie zło jest bowiem przebaczenie zrodzone z miłości. Podobny zresztą pogląd widać w Egzotycznym ptaku, którego recenzję można przeczytać <tutaj>.

Tym, co chyba najbardziej mnie w Chacie urzekło jest prostota, urok budowania relacji opartej na wzajemnym zaufaniu. To poniekąd zaufanie wyznacza oś relacji i tym samym warunkuje akcję książki - okaleczony gniewem i żalem Mack uczy się sztuki wybaczania i zaufania, a więc umiejętności zbudowania więzi z innymi. Od Chaty naprawdę ciężko jest się oderwać i nie chodzi tutaj o sztukę budowania napięcia, ale o prostotę, ciepłe uczucia, którymi Young pieści Czytelnika i sprawia, iż przewracanie kolejnych stron czyni się z prawdziwą radością.

Klimat stanowi jedynie kolejny walor powieści Williama Paula Younga. Zbudowany w całości niezwykle pieczołowicie opiera się na poczuciu więzi i istniejącej relacji. Jednak to nie wszystko, Young ukazuje różnorodność i rozległość ludzkiej duszy. Opisuje ją jako dziki ogród, który w pewnych miejscach posiada rany wymagające uleczenia. Ta metafora w przypadku tej książki jest jednak niezwykle trafna i osobiście bardzo mi się spodobała. Jak wspominałam wcześniej, autor w żaden sposób nie faworyzuje jakiejkolwiek religii, w jego rozumieniu wiara oznacza po prostu relację opartą na zaufaniu i miłości. To spojrzenie mocno naznacza całą powieść i dodaje jej świeżości. A rozległe możliwości interpretacyjne sprawią, że każdy odbierze Chatę inaczej, jest to bowiem powieść, którą można odczytywać mocno indywidualnie w każdym kontekście.

Chata to pierwsza powieść Younga z jaką miałam przyjemność się spotkać. Jednakże jak na debiutancką powieść autor posiada znamienny i wyrazisty styl. Niezwykle znamienne są opisy, pełne barw i detali, którymi pisarz maluje swoją wizję świata i ludzkiej duszy. Young skupia się na jak dokładniejszym jej ukazaniu za pomocą sugestywności poprzez liczne metafory. Jest to widoczne szczególnie, gdy stara się wyrazić swoją wizję Boga, a robi to naśladując biblijne przypowieści. Bogata metaforyka ujawnia się szczególnie w postaci ogrodu pełnego dzikich kwiatów, które symbolizują wnętrze ludzkiej duszy. Young mocno skupia się na aspekcie zmysłowym, bowiem to za ich pośrednictwem postrzegamy świat. Proste a zarazem niezwykle silnie oddziałujące opisy naznaczone są siłą sugestii, co sprawia, że lektura naprawdę mocno porusza serca.

Bohaterowie Chaty są postaciami, które zdecydowanie zapadają w pamięć. Niezwykle mocna jest tutaj kreacja Boga jako kobiety, co samo w sobie jest zaprzeczeniem wizji chrześcijańskiego Boga, co więcej William Paul Young podkreśla aspekt miłosierdzia, a nie sprawiedliwości, co bardzo mi się spodobało. Przyjemnie było czytać o całkiem prostej relacji Bóg-człowiek nie ograniczonej tylko i wyłącznie do kontekstu religijnego. Szczerze mówiąc do gustu przypadły mi wszystkie postacie i należy oddać Youngowi to, iż tak skrupulatnie wykreował każdą postać nie szczędząc indywidualnych detali. Ogromną rolę w tej książce odgrywa postać Macka, który z ojca napiętnowanego żałobą po stracie córki uczy się na nowo zaufać innym i odnaleźć radość w życiu.

Chata to powieść, która w zasadzie sama się czyta. Napisana prostym językiem książka Younga bardzo dobitnie ukazuje, jak piękna może być relacja wykraczająca poza ramy religijne, a oparta wyłącznie na miłości. To jedna z tych książek, jakich brakuje, a zarazem powieść bardzo potrzebna w dzisiejszych czasach.
Chatę zdecydowanie polecam ludziom zagubionym, poszukującym w życiu punktu zaczepienia i nadziei. Ta książka poruszy serca i wywoła uśmiech, a ponadto pozostanie w myślach jeszcze na długo po jej przeczytaniu.

Moja ocena:10/10. :)

7 komentarzy:

  1. Bardzo interesująca recenzja. Uwzględnię tę książkę w swoich przyszłych planach czytelniczych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tej książce, jednak nie miałam okazji, by po nią sięgnąć. Lecz po tak entuzjastycznej recenzji na pewno się za nią zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć, jestem pewna, że się nke zawiedziesz 😉☀️♥️

      Usuń
  3. Czytałam. Muszę przyznać, że trochę mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń