Poszukując książek w katalogu uczelnianej biblioteki, natknęłam się na kolejny tom z serii Rodowód Łaski autorstwa Francine Rivers, co bardzo mnie ucieszyło, dlatego czym prędzej ją sobie zamówiłam. Rut okazała się być historią równie ciekawą, co pierwszy tom sagi, czyli Tamar (do recenzji odsyłam tutaj). Historię tej biblijnej bohaterki znałam dość ogólnie, a dzięki Rivers mogłam znacznie lepiej poznać Rut, zarówno jako postać literacką jak i historyczną. Rodowód Łaski każdej bohaterce, jakiej poświęcony jest pięcioksiąg przypisuje pewną konkretną cechę, która najlepiej oddaje jej osobowość, Tamar była kobietą nadziei, a Rut natomiast była pełna miłości. Sięgając po ten kolejny tom niniejszej serii, ciekawiło mnie na ile przypisywane poszczególnym protagonistkom cechy okażą się trafne. Jak się okazało, zarówno w przypadku Tamar, jak i Rut, przyporządkowane im konkretne przymioty były w zupełności zasadne. To tylko sprawiło, że proza Francine Rivers jeszcze bardziej mi się spodobała!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Rut, piękna Moabitka została wdową i choć z powodzeniem miałaby szansę na znalezienie kolejnego męża, decyduje się jednak podążyć inną drogą. U boku Noemi, ukochanej teściowej wyrusza do Betlejem, by tam wieść życie pośród Izraelitów. Rut od razu wzbudza życzliwość u Booza, właściciela okolicznych pól, który nie zważając na fakt, że kobieta nie jest żydówką, pozwala jej zbierać kłosy na swojej ziemi ornej. Nie potrzeba było zbyt wiele czasu, by nie dostrzec, że nie tylko uroda, ale pracowitość i dobre serce to cechy, które wyróżniają młodą Moabitkę na tle innych dziewcząt zbierających pokłosie żniw. U Booza budzi się dawno zapomniana nadzieja.
- opis własny
Bym sięgnęła po jakąkolwiek powieść autorstwa Francine Rivers, nie potrzebuję w zasadzie żadnej zachęty. Zaznajomiłam się już z jej stylem na tyle, bym już z powodzeniem mogła sięgać po inne dzieła z literackiego repertuaru Rivers z pełnym przekonaniem, iż na pewno nie odłożę żadnej książki z poczuciem niesmaku. W przypadku tej chrześcijańskiej pisarki za olbrzymi atut można przypisać za jej odwagę do pisania o biblijnych bohaterach. Wprawdzie nie jest to tematyka tabu, ale trudno jest znaleźć pisarzy, którzy z tak niezrównaną pasją podjęliby się prób uwspółcześnienia ksiąg Starego Testamentu. Francine Rivers to robi, a przy tym potrafi zaciekawić Czytelnika i na nowo ukazać mu wyjątkowość chrześcijańskich korzeni.

Ucieszyło mnie, że Rivers rozpoczyna historię Rut, dokładnie tak, jak rozpoczyna się ona w Biblii, a przy tym nie szczędzi szczegółowych opisów miejsc i krajobrazów, dzięki czemu niemal natychmiast można idealnie wczuć się w tę historię. Nie potrzeba zbyt dużo czekać, aby barwna fabuła wciągnęła odbiorcę. Sama pozycja jest dosyć mało objętościowego kalibru, za to obfituje w mnogość wydarzeń, co sprawia, że podczas lektury trudno jest myśleć o tym, by choć na chwilę odłożyć książkę na półkę. Rivers konsekwentnie trzyma się swojego postanowienia, aby nie dodawać nic ponadto, co o Rut zostało napisane w Starym Testamencie, za to chętnie poszerza tą historię fabularnie, malując emocje towarzyszące dwóm głównym bohaterkom, jak i samemu Boozowi, dzięki czemu nie tylko sama historia jest znacznie ciekawsza i bogata, ale  także Czytelnicy mogą obserwować, jak postacie dojrzewają w miarę trwania fabuły.

Tak, jak wspominałam wyżej, niewielka objętość Rut pozwala na przyjemną lekturę, której warto poświęcić wieczór. Akcja, co prawda jest dosyć stonowana, za to dominuje w niej bogactwo wydarzeń. Doskonale opisana jest podróż kobiet do rodzinnego miasta Noemi oraz późniejsze starania Rut, aby zdobyć pożywienie dla nich obydwu i nacisk, jaki Rivers położyła na te kwestie świadczy o jej ogromnej empatii wobec tych postaci, a Czytelnik szybko staje po stronie dzielnych kobiet, którym nie sposób odmówić sympatii. 

Już od pierwszych stron widać, jak bardzo autorka stara się oddać klimat tamtejszych czasów, w tym celu nie szczędzi opisów dotyczących krajobrazu Moabu, Betlejem czy podróży, jaką musiały przebyć dwie kobiety. Ponadto, wzbogaca powieść o najmniejsze detale, jak te dotyczące szczegółów zawarcia małżeństwa, świąt żydowskich, czy zwyczajów hebrajczyków, tak różnych od moabickich. Całości dopełnia jeszcze głębokie wniknięcie w daną postać i przedstawienie jej przeżyć wewnętrznych. Wszystkie te aspekty sprawiają, że klimat Rut zaskakuje pozytywnie dokładnością przedstawienia, a przy tym nie można odnieść wrażenia zbytniego nasycenia szczegółami. W tym przypadku kolejnym atutem jest objętość książki, dzięki czemu całość w subtelny sposób się dopełnia, a Czytelnik może rozkoszować się dobrą prozą.

Francine Rivers potrafi oczarować Czytelnika bogatymi opisami, które niemal natychmiastowo przenoszą go na miejsce trwania akcji powieści. A historii Rut naprawdę nie potrzeba było wiele, aby zachwyciła Czytelnika dokładnością Biblijnego przekazu, zgrabnie namalowanym krajobrazem, bogatą reprezentacją przeżyć wewnętrznych bohaterów. Rut to wprawdzie drobna powieść, którą jednak czyta się doskonale, a lekkie pióro autorki i jej przyjemny styl pozwalają na to, by zatrzymać się przy tej książce i poświęcić jej swój czas.

Niewiele pamiętałam z historii o Rut, a jeszcze mniej o samej postaci, dlatego ucieszyło mnie, że autorka postarała się o to, by młoda Moabitka nie była jedynie papierową postacią. Rivers nie tylko zaprezentowała swoje postacie w sposób realistyczny, ale również starała się ukazać ich bogate wnętrza. Jej sposób przedstawienia samej Rut i działania bohaterki były dla mnie potwierdzeniem cechy, jakie przypisywała postaci okładka, młoda Rut niewątpliwie była kobietą miłości. Dowiodły tego miłość, jaką darzyła swego zmarłego męża, poświęcenie wobec teściowej i uczciwa, szczera relacja z Boozem. Nie ukrywam, że bardzo polubiłam postać Rut i chętnie kiedyś powrócę do niniejszej książki.

Podsumowując, Rut to historia przy której naprawdę ciężko jest się nudzić. Proza, jaką stworzyła Francine Rivers zachęca do szybkiego przewracania kolejnych kartek w oczekiwaniu na dalszy ciąg wydarzeń. Amerykańska pisarka już niejednokrotnie udowodniła mi, że pisać potrafi, ale również wie, jak wykorzystać zainteresowanie Czytelnika i sprawić, by bez reszty zanurzył się w jej dziełach. Sam fakt, że pisarka tworzy w oparciu o teksty biblijne, tym samym wyłamując się ze schematów typowej amerykańskiej prozy, to akt nie lada odwagi, a, że dodatkowo wie, jak pisać o tym w sposób pasjonujący, przemawia za tym, aby częściej i chętniej obcować z tego typu literaturą. Nie mogę się już doczekać, aż zacznę czytać Ostatniego zjadacza grzechu!
Rut Francine Rievers to książka, którą chciałabym polecić wszystkim Czytelnikom, którzy oczekują dojrzałej i dobrej prozy, a przy tym chętnie zaczytują się w powieściach o podłożu historycznym. Tym, którzy nie znają biblijnej historii Rut, kobiety miłości, ta książka powinna umilić zimowe wieczory i zachęcić do bliższego poznania twórczości Rivers. To także dobry wybór dla tych, którzy lubią czytać teksty nawiązujące do Biblii. Gwarantuję, że to historia przy której nie sposób się nudzić, polecam serdecznie!

Moja ocena: 9/10.:)

Brak komentarzy: