Z Dziennika Książkoholiczki

Strony

  • Strona główna
  • O mnie
  • KSIĄŻKI
  • Kącik serialowy
  • ZESTAWIENIA
  • Kontakt i Współpraca

30 grudnia

"Kameliowy sklep papierniczy" - Ito Ogawa


Do sięgnięcia po Kameliowy Sklep Papierniczy zachęciła mnie moja Przyjaciółka, równie jak ja rozmiłowana w japońskich powieściach. Muszę przyznać, że wybór tej książki okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę! Ito Ogawa, jak nikt inny potrafiła utulić moje czytelnicze serduszko i sprawić, by w tegorocznym, dość zresztą zabieganym jesiennym okresie, mogła się odprężyć przy książce z bardzo nietypowym i ciekawym tematem przewodnim. Ale magia prozy Ito Ogawy zawiera w sobie znacznie więcej.

NALEŻY CZYTAĆ PZY PIOSENCE:

Młoda Hatoko, pieszczotliwie nazywana przez wszystkich Poppo dziedziczy po swojej babci sklep papierniczy usytuowany w malowniczej Kamakurze. Wraz z budynkiem, wnuczka otrzymuje w darze coś jeszcze, niezwykły fach, jakim jest pisanie listów na zlecenie. Podobno jej rodzina zajmuje się tym już od pokoleń. Z przybyciem Poppo Kameliowy Sklep Papierniczy na nowo odżywa, a przed nią samą pojawiają się zarówno zlecenia typowe, jak i te całkowicie zaskakujące: napisanie listu zrywającego relacje, list miłosny, list napisany prosto z nieba. W miarę, jak Hatoko zanurza się w swoją profesję, zaczyna dostrzegać wagę tego, co robi, traktować z czułością słowa, które sama pisze. Myśli również o detalach, takich jak odpowiednio dobrany znaczek, krój pisma czy też odpowiednio dobrany papier. Kwestie pozornie nieistotne, w tego typu profesji nabierają szczególnego znaczenia. Kameliowy Sklep Papierniczy uczy o tym, jak ważne są słowa i z jaką czułością należy je traktować, gdyż znaczenie słów ma swoją cenę i już raz wypowiedziane nie dadzą się cofnąć.
- opis własny

Do napisania dzisiejszej recenzji zbierałam się dość długo, przyznaję to, jednakże powieść Ito Ogawy wywarła na mnie niezwykle mocne wrażenie. W moich recenzjach zawsze dążę do tego, by jak najwierniej oddać ducha przeczytanej książki, emocje, które mi towarzyszą oraz odpowiednio ją polecić. Stąd też Kameliowy Sklep Papierniczy musiał trochę poczekać na swoją kolej, nie zmienia to jednak faktu, iż byłam tą pozycją głęboko oczarowana.

Od momentu, kiedy przewróciłam pierwszą stronę książki, uderzył mnie bijący od niej spokój, jak gdyby autorka już od samego początku chciała powiedzieć: teraz jest czas na relaks i lekturę. Tak właśnie się poczułam i to wrażenie utrzymywało się dotąd, dopóki nie dobrnęłam do ostatniej strony powieści. Pod względem fabularnym, Ogawa raczej mnie nie zaskoczyła, spodziewałam się właśnie powieści utrzymanej w idyllicznym nastroju. Życie Hatoko wyznaczają zmiany pór roku, co półroczne święta, w jej małym świecie Kamakury nie ma zbyt wiele miejsca na ekscesy. Rytm codzienności i celebracji każdego dnia to jeden z głównych wątków, które wyłaniają się na plan pierwszy w tej książce. Drugim niezwykle ważnym atutem, jest uważność i czułość, jaką przywiązuje Poppo do kaligrafii. Co prawda, opisy niezwykle starannego doboru czcionki czy rodzaju atramentu mogą być z pozoru nudne, tutaj jednak stanowiły one część rytuału, jaką była praca pisania listów na zlecenie. Wszystkie te drobne, ale tak pieczołowicie skomponowane aspekty, okraszone przy okazji niezwykłą czułością i troskliwością wobec słów sprawiały, że powieść czytało się ze wzruszeniem i szczerym zainteresowaniem. 

Trudno powiedzieć, by Ito Ogawa postarała się o to, by wyposażyć swoją książkę w jakiekolwiek zawiłości czy napięcia gwarantujące wartkość i płynność akcji. Tak naprawdę, czas w Kameliowym Sklepie Papierniczym staje się walutą, godną do pozazdroszczenia tym, którzy nie czytają w ogóle. Nie chodzi w żadnym wypadku o jakąkolwiek miałkość fabuły, gdyż jak napisałam, ta szczególna pozycja rządzi się swoimi przymiotami, a jednym z nich jest dyktowanie poszczególnych zmian wedle pór roku czy japońskich świąt. To one wyznaczają pewien rytm akcji książki i to tej cyklicznej właściwości przypisana jest szczególna atmosfera Kameliowego Sklepu Papierniczego. Poza tym jednak, książka utrzymana jest w spokojnym tonie, celebracji codziennych prostych czynności, zatrzymania się nad ważnymi chwilami oraz momentami refleksji. Bardzo łatwo jest więc zanurkować w głąb powieści Ito Ogawy i rozkoszować się jej spokojem, ma się wówczas wrażenie, że jest to coś, czego od dawna brakowało.

Klimat, jaki stworzyła Ito Ogawa to niezaprzeczalnie jeden z największych atutów tej książki i chyba ten jej aspekt najbardziej mnie urzekł. W wykreowanej w Kameliowym Sklepie Papierniczym atmosferze niemal z każdej strony bije zaskakujący spokój i cierpliwość. W Kamakurze czas płynie inaczej i niewątpliwie Ogawa w zgrabny sposób uchwyciła w książce tą rzeczywistość. Podczas lektury można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał, że moment czytania jest tylko dla nas czytelników i może on przynieść nam ukojenie. Już dawno nie przeczytałam książki, która wprowadziła mnie w podobny stan buddyzmu "zen", skupienia wyłącznie na lekturze. Nie ukrywam, że i po odłożeniu powieści, Kameliowy Sklep Papierniczy jeszcze długo był obecny w moich myślach i w sercu. Miłość do słów to jeden z głównych wątków tej książki, tak istotny dla pracy Poppo sprawił, że i ja miłośniczka słów, zaczęłam traktować je z jeszcze większą troską.

Język, jakim operuje Ito Ogawa jest niezwykle czuły i spokojny, właśnie te cechy najbardziej rzucają się w oczy, gdy rozpoczyna się lekturę. Autorka w osobie Hatoko umieszczając niepoprawnego ucznia, który oswaja się ze słowami, ich znaczeniem i wagą, pragnie pokazać czytelnikom, jak ważne są słowa, odpowiedni ich dobór i intencja, z jaką zostaną one użyte. To niezwykle cenna lekcja, którą zdecydowanie warto sobie zapamiętać. Miłość i szacunek do słów to dla autorki ogromne wartości i myślę, że właśnie dlatego postanowiła napisać tą książkę, chciała udowodnić jak wielkie znaczenie mają słowa. A w dzisiejszych czasach, trzeba to przyznać poziom słownictwa zdecydowanie spada, na piedestał zaś wędrują słowa wulgarne i cenzurowane, stąd tematyka ta zasługuje na większą uważność. Próżno jest doszukiwać się opieszałości i pośpiechu w stylu Ogawy, widać natomiast jej staranność, szczegółowość i szacunek do słów, nie znaczy to jednak, że język jest zbyt sztywny albo pozbawiony formy. Przez Kameliowy Sklep Papierniczy płynie się lekko i szybko, momentami aż zbyt szybko i nim się zorientujesz, docierasz do ostatniej strony.

Bohaterowie Kameliowego Sklepu Papierniczego nie dysponują żadnymi rzucającymi się w oczy cechami, raczej łączy ich pozytywne, miłe i spokojne nastawienie. Podczas lektury odniosłam wrażenie, że oto trafiłam do społeczności chyba najbardziej przyjaźnie nastawionych do siebie postaci. Ito Ogawa w żadnym wypadku nie stara się idealizować swoich bohaterów, przeciwnie po prostu pokazuje ich spokojny, niekiedy i monotonny tryb życia, co pozytywie wpływa na ich sposób bycia. Nie są w żadnym wypadku doskonali, ale autentyczni. Mają swoje troski, jednakże na plan pierwszy wysuwa się ich spokojne podejście do życia i raczej introwertyczna postawa. Nawet Hatoko, która w powieści miewa swoje momenty gniewu, smutku i wstydu przez cały czas pozostaje bohaterką jak najbardziej pozytywną. Ogawa z całą swoją determinacją pokazuje, iż nie można nikogo karać za przeszłość, a zamiast tego należy skupić się w pełni na chwili obecnej i na tym właśnie polega przepiękny urok tej książki.

Ito Ogawa w sposób niezwykle subtelny oddała ducha upływającego powoli, a zarazem zbyt szybko czasu i jest to kwestia, która podczas lektury książki dość mocno rzuca się w oczy, jak zresztą wspominałam. Bardzo łatwo jest zatracić się w Kameliowym Sklepie Papierniczym, gdzie czas płynie znacznie wolniej, wyznaczany poprzez rytm pór roku czy japońskich świąt. Autorka uczy, że warto jest po prostu dać sobie ten czas, którego potrzebujemy i zachwycić się chwilą, złapać oddech i zwolnić. To uczucie pewnej wolności towarzyszyło mi też długo po odłożeniu książki na półkę, poczucie zwolnionego czasu i refleksji. W tym tkwi piękno prozy Ogawy. Jestem pewna, że z ogromną radością sięgnę po inne jej książki w nadchodzącym 2024 roku!
 

Kameliowy Sklep Papierniczy jest książką, za którą zatęskni się niemal zaraz po odłożeniu jej na półkę. W pewnym sensie to trochę tak, jakby autorka rzuciła na swojego czytelnika czar obdarzając go umiejętnością cieszenia się ulotnymi chwilami. Pozycja, która spodoba się fanom japońskiej literatury, ale też przede wszystkim czytelnikom dojrzałym, tym, którzy nie znużą się dość powolnym tempem akcji ani spokojną atmosferą. To powieść dla tych, którzy potrzebują, naprawdę potrzebują oderwać się od panującego wszechobecnie zgiełku, usiąść z dobrą książką i bez reszty pozwolić się jej pochłonąć. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 10/10 :)

Czytaj dalej »
on 30 grudnia 1
Podziel się!
Etykiety
Azja, baśnie, chrześcijaństwo, obyczajowe, okruchy życia
Nowsze posty
Starsze posty

11 grudnia

"Chłopki. Opowieść o naszych babkach" - Joanna Kuciel-Frydryszak


Chłopki to kolejne, po Służących do wszystkiego, dość obszerne tomiszcze, w którym autorka stara się jak najwierniej zaprezentować losy kobiet, często zresztą obarczonych zadaniami ponad swoją siłę. Trzeba oddać Kuciel ambicję, sięgnięcie po szeroką i zarazem niezwykle ciekawą i wreszcie mało spotykaną tematykę. Ogrom zadania, jakiego podjęła się pisarka zmieścił się w ponad 500 stronach, choć należałoby pokusić się o stwierdzenie pewnego niedosytu. Trzeba jednak przyznać, że sama książka cieszy się dużym uznaniem wśród czytelników, całkiem zresztą słusznie, bo nie sposób nie docenić zaangażowania i pasji Kuciel, która ewidentnie wyziera z każdej strony.  

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Kuciel w swoim reportażu zwraca się do polskich, prostych, wiejskich kobiet z prośbą, aby podzieliły się z nią swoimi historiami, niektóre zostają nawet wymienione z imienia i nazwiska, co przybliża je do aktualnego odbiorcy. Nie są już bowiem wyłącznie pustym marnym głosem osadzonym gdzieś w niebycie umysłu, ale stają się postaciami, do których odbiorca może się w jakiś sposób ustosunkować. Opowiedziane przez nich historie są momentami zatrważające i to do tego stopnia, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. 
- opis własny

Chłopki. Opowieść o naszych babkach wystawia wrażliwość polskiego czytelnika na ogromną próbę, to trzeba przyznać i mocno bym się zdziwiła słysząc, że książka absolutnie nikogo nie poruszyła. Ładunek emocjonalny został, co prawda złagodzony czy też uładzony na potrzeby zachowania konwencji reportażowej, jednakże nadal jest on silnie obecny. Chłopki epatują trudami życia polskich kobiet na każdym kroku, począwszy od dzieciństwa, gdzie dziecko od szóstego roku życia uważane za domowego pracownika, czyli zasadniczo nie miało najmniejszej szansy nacieszyć się dzieciństwem w takim stopniu, jak jego rówieśnicy należący do klasy „państwa”. 

Podział społeczny na konkretne klasy czy płeć to wątki, których autorka bynajmniej nie pomija, ba! są one obecne na każdej stronie niniejszego reportażu. Można spokojnie wysunąć twierdzenie, iż podział klasowy został niepodważalnie wpisany w losy polskich kobiet. Od zawsze dziewczęta postrzegane były jako słabsza płeć, mniej warta niż mężczyzna, którego rolą jest przecież utrzymać rodzinę, a tym samym zasługuje na szacunek. Kuciel z pasją broni głosu kobiet, pragnie udowodnić im, że ich historie dowodzą niezwykłego hartu i woli ducha. Walka z patriarchatem jest z założenia nierówna i często to kobieta musi najzwyczajniej się poddać, a jednak tym dzielniejszym, choć nielicznym udaje się udowodnić swoją wartość i zyskać należny szacunek.

Wyrzeczenia, jakich musiały dokonać nasze rodaczki, aby zawalczyć o lepszą przyszłość i lepsze życie, są naprawdę godne podziwu, a ich wątki, choć nieliczne, poruszają czułą nutę. Kuciel nie dąży do obiektywizmu, choć taki powinien być reportaż, ona pragnie ukazać prawdziwą waleczność polskich chłopek, dlatego też ich losy budzą ogromne emocje i wzruszają, niekiedy nawet do łez. Świetnym przykładem jest wyjazd z domu młodej Wiktorii, która do rodzinnej wsi już niestety nie powraca. Zamiast tego wysyła płomienne, bogate w uczucia listy do rodziny, wyznając w nich ogromną, nieukojoną tęsknotę za rodziną. Historii takich jak ona jest pewnie o wiele więcej, jednakże przytoczone przez autorkę fragmenty listów dziewczyny nie tylko dodają reportażowi autentyczności, ale i mocno poruszają czytelnika.

Dlaczego losy babek były tak trudne – próba zmierzenia się z historią 

Żeby przejść obok tak znamienitej książki jaką są Chłopki, obojętnie trzeba nie mieć w sobie za grosz empatii. W dzisiejszych czasach nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak trudne były warunki, w których żyły całe rodziny niespełna wiek temu - w nędzy i ubóstwie. Z miejsca wywołany zostaje żal i szacunek odbiorcy. Ubóstwo to jeden z naczelnych wątków, jaki podejmuje Kuciel i trzeba jej to oddać, w tej kwestii jest zaskakująco konkretna. 

Przytoczone zostają tabele, wykazy posiadanych dóbr, a nawet wyliczenia, wszystko to dobitnie pokazuje obraz nędzy z jakim mierzyły się chłopskie rodziny. O takim niedostatku współczesny czytelnik dziś nawet nie pomyśli, dlatego też warto jest docenić to, co obecnie posiadamy. Jedna izba dzienna, zaledwie jedna para butów, brak łóżek, które pomieściłyby pełną liczbę mieszkańców. Wszystko to budzi współczucie, uczy, jak docenić luksus, do którego jako aktualni odbiorcy jesteśmy po prostu przyzwyczajeni. 

Przywołane w tytule babki, już jako młode dziewczynki uczyły się wartości, a dobitniej, czystej konieczności pracy. Wpajano im, że ich sytuacja nie będzie wcale lepsza od sytuacji matki i babki, wyłącznie z faktu bycia kobietą. Chłopka  zdobiąca okładkę w niczym nie przypomina pulchnej i uroczej babci, przeciwnie to kobieta dzielna i waleczna, która na swoich plecach dźwiga całe gospodarstwo: dom, pole, obowiązki względem rodziny. Jej życie nie było usłane różami, ale naznaczone ciężką, wręcz tytaniczną pracą. 

Ostoją w tym trudnym dla nich czasie okazała się niezmiennie wiodąca prym moc religii, wiara, że znosząc codzienne znoje, kobieta wyprasza sobie łaski przed Najwyższym Tronem. To ogromna pociecha dla młodej dziewczyny, a już, zwłaszcza gdy wybranek czy też mąż daleki był od wyobrażenia księcia na białym koniu. Religijność polskich chłopek czyniła je w pewnym sensie strażniczkami domowego ogniska, strzegły tak porządków codziennych, jak i porządków natury duchowej. Cicha, skromna, ale i bacznie obserwująca postawa nauczyła je doświadczenia życiowego, które mogły później przekazać swoim córkom, bez Boga byłoby im bowiem o wiele trudniej. 

Dość ciekawą kwestią, jaką Kuciel podejmuje jest doświadczenie gwałtu, które dotyka już małe dziewczynki, gdy te wypasają krowy na pastwisku. Są w takim wieku, że w rodzinnym domu uznaje się je już za darmowe pracownice. Niestety, takie wypadki uznawane są za normę i takich sytuacji nie brakuje. Dziewczynki są już na tyle duże, że za niedługo będzie można oddać je na służbę do dworu. Autorka przygląda się temu, nie kryjąc oburzenia i słusznie, biorąc pod uwagę traumę, jaka czeka te dziewczynki w przyszłości.  

Życiowych trudności w książce Kuciel zdecydowanie nie brakuje, jest ich aż nadto, wystarczająco, by uznać, że cały reportaż opowiada wyłącznie o negatywnych aspektach chłopskości polskiej wsi z XX wieku. A jednak, zwrot ludowy i nastawienie reportażu na chłopomanię uświadamiają współczesnego czytelnika nie tylko na temat zmagań naszych przodków, ale i wręcz nakłaniają do większego szacunku wobec polskiej historii.  

Uniwersytety – złoto polskiej wsi! 

Motywem, który wzbudził moje zainteresowanie okazał się być wątek edukacji, a konkretniej, stworzenie pierwszych ludowych uniwersytetów. Początek książki dobitnie ukazuje nędzę polskich wsi, prawie pomijając przy tym kwestię płci w dostępie do edukacji. Pozytywnym zaskoczeniem okazuje się zryw ludowy, którego celem jest stworzenie pierwszych wiejskich uniwersytetów. Niezwykle budującą wartość ma rozdział poświęcony uniwersytetom, szerzący się tym samym rozwój nauki, a przede wszystkim zamiłowania do niej. Fakt, iż ów wątek okazał się dla autorki na tyle ważny, że bynajmniej nie pominęła go w swoim reportażu, świadczy o tym, że w historii naszych przodków, edukacja nie była wcale tak pomijaną kwestią, jak mogło się wydawać po początkowych kilku rozdziałach, co bardzo mocno przemawia w mojej ocenie na korzyść książki. 

Co mogło wyjść lepiej? 

Trudno jest czytać prozę Kuciel z nastawieniem, że czyta się rzetelny i obiektywny reportaż, choć oczywiście akurat tej rzetelności autorce nie można odmówić, jednakże ta pozycja jest bez wahania czymś zdecydowanie większym. Za mało w tej pozycji chłodnego obiektywizmu, pisarka, a wraz z nią czytelnik, sytuują się raczej w roli życzliwych odbiorców lub słuchaczy, którzy są po prostu ciekawi historii swoich przodków. W Chłopkach znajdzie się mnóstwo historii, które mocno i dogłębnie poruszają, co bardziej empatycznego czytelnika, a po lekturze tego dość opasłego tomu nie sposób jest tak po prostu zapomnieć o przeczytanych w niej historiach. Przeciwnie, one pozostają z nami na dłużej. 

Za autentycznością prozy przemawiają nie tylko przypisy do przeprowadzonych wywiadów, ale również zamieszczone zdjęcia i fragmenty listów, które pozwalają jeszcze lepiej unaocznić tamtejsze realia i stanowią dowody na faktyczne istnienie kobiet przywołanych w książce.  

Pod względem konstrukcji powieści, widać tu jednak pewne niedociągnięcia i mankamenty, jak choćby skakanie po poszczególnych wątkach i porzucanie niektórych w połowie. Pewien brak konsekwentności w narracji i traktowanie jej wyrywkowo, budzi niesmak i irytację podczas lektury, gdyż pewne interesujące kwestie nigdy nie doczekały się ciągu dalszego. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, iż bohaterek niniejszej książki jest po prostu zbyt dużo i autorka powinna pokusić się o pewne uporządkowanie poszczególnych wątków. W tym przypadku lepsze byłoby obiektywne przedstawienie danych historii wraz z przyporządkowaniem do niej poszczególnych postaci, zamiast sprawiać, że kilka rozdziałów wspomniana bohaterka pojawia się znikąd, choć jej wątek zakończył się kilkaset stron wcześniej. 
 
Książek podobnych do Chłopki. Opowieść o naszych babkach powinno być na polskim rynku znacznie więcej niż jest i bardzo dobrze, że ten trend się rozwija. Pomimo kilku niedociągnięć, jakie zauważyłam w tej historii, naprawdę doceniam i podziwiam, iż Kuciel podjęła się tak karkołomnego i ambitnego zadania. Empatyczne spojrzenie autorki na tak trudne losy polskich kobiet jest absolutnie wyjątkowe i pozwala docenić ogromne poświęcenie tytułowych Chłopek. Jestem przekonana, że ta pozycja zostanie ze mną na dłużej.

Moja ocena: 9/10. :) 


Czytaj dalej »
on 11 grudnia 1
Podziel się!
Etykiety
historyczne, reportaż
Nowsze posty
Starsze posty

08 listopada

"Poczwarka" - Dorota Terakowska

Poczwarka Doroty Terakowskiej to kolejna pozycja na liście książek niezbędnych do mojej pracy magisterskiej. Przy okazji miałam również możliwość ponownego spotkania z twórczością tej polskiej pisarki, gdyż samą przygodę z tą autorką rozpoczęłam już dość dawno temu. Miałam wówczas w rękach Córkę czarownic, którą do dziś dobrze wspomina. Poczwarka jednak to zupełnie inny gatunek literacki i przyznam szczerze, że zaskoczył mnie nieco rozdźwięk pomiędzy tymi dwiema pozycjami. Choć Poczwarka ma w sobie pewne elementy fantastyczności, w tym ciekawie wykorzystane elementy biblijne, to zasadnicza jej większość obudowana jest gatunkiem obyczajowym. Przyznaję, że Poczwarka jako moja druga powieść Terakowskiej, którą przeczytałam okazała się pod tym względem miłym zaskoczeniem, gdyż zdecydowanie jest to powieść dla dorosłych Czytelników.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Młode małżeństwo, Adam i Ewa żyją według ściśle określonego schematu. Mają plan, który w ich mniemaniu składa się z dokładnie wyliczonych w życiu pomiarów prowadzących ich do osiągnięcia sukcesu i tym samym wybicia się ponad przeciętnych mieszkańców czy znajomych. "Normalność" jawi się im jako niedoskonałość, a oni pragną idealności w każdym kroku. W ich życiu wszystko jest starannie poukładane, wyliczone z drobiazgową dokładnością. Pojawienie się w ich życiu córeczki z zespołem Downa skutecznie burzy ich misternie układane plany oraz zmusza ich do przewartościowania własnych hierarchii wartości. 
- opis własny
Przyznaję, że zajęło mi trochę czasu, zanim usiadłam do napisania recenzji tej książki. Powieść Terakowskiej nie należy bowiem do łatwych ze względu na podejmowaną tematykę. Podczas samej lektury potrzebowałam zresztą krótszej przerwy, nim mogłam ją kontynuować. I nie wynika to bynajmniej z faktu, iż jest ona źle lub banalnie napisana. Zwyczajnie, przy dłuższym posiedzeniu nad nią, potrafi ona nieco zmęczyć. Skąd więc tak wysoka ocena, jaką wystawiłam książce na Lubimy Czytać (osiem gwiazdek)? A stąd, że powieść jest po prostu dobra, niebanalna i, co muszę przyznać, zanurzenie się w nią i zderzenie się z tym, jak wygląda zespół Downa po prostu wymaga i odwagi, i wrażliwości, co sprawia, iż lektura ta nie wszystkim po prostu może się spodobać.

Terakowska dość pozytywnie mnie zaskoczyła niezwykle sprawnym poprowadzeniem fabuły. Od pewnego momentu lektury, miałam już przeczucie, że wydarzenia zmierzają nieuchronnie do takiego punktu kulminacyjnego, który niekoniecznie może okazać się w jakimś stopniu "idealny" dla wszystkich jej bohaterów. Autorka w sposób bardzo otwarty pokazuje z czym muszą mierzyć się osoby z dodatkowym 23 chromosomem, a także ich rodzice, a co najważniejsze, stroni ona od zbędnej koloryzacji. Uwydatnia wszystkie typowe i nietypowe zachowania dzieci, niekiedy skrajne i trudne reakcje rodziców, począwszy od decyzji, czy muminkowe dziecko zabrać do domu, czy umieścić je w oknie życia. Realistycznie prezentuje wszystkie emocje, jakie może odczuwać mały muminek, z niezwykłą empatią wcielając się w rolę Myszki, głównej bohaterki, ukazując niezwykle bogate i piękne wnętrze dziewczynki. Stara się udowodnić, że choć ona nigdy nie zobaczy świata poza rodzinnym domem, jej umysł tworzy niezwykłe obrazy żywcem wyjęte z Księgi Rodzaju i opisów stwarzania życia i w ten sposób tłumaczy sobie pewne aspekty, które większość niekiedy nadmiernie interpretuje. 

Wykorzystanie motywu stwarzania świata, w którym uczestniczy ta mała dziewczynka obrazuje głęboką empatię autorki i do takiego podejścia zachęca zresztą też czytelnika. Sprawia to, że fabuła tej książki jest niezwykle barwna i żywa. Autorka porządkuje proces stwarzania, przypisując kolejnym rozdziałom poszczególne dni, wedle których Bóg formował świat przez siedem dni. Co ciekawe, ów akt kreacji ma miejsce na poddaszu, zaś Myszka nie jest jedynie cichą obserwatorką, ale pełni rolę "doradczyni", a niekiedy również coś zmienia. A to z kolei budzi naszą ciekawość, bowiem przedstawione w książce stwarzanie świata, nieco różni się od tego opisanego w Biblii.

Akcja rozwija się dość powoli i tak naprawdę, zanim dotrzemy do samego sedna powieści, czyli uczestnictwa Myszki w stwarzaniu świata, najpierw mamy okazję obserwować jej rozwój i skupienie, jakim darzy matkę, gdy ta czyta jej raz po raz Księgę Genesis. W zasadzie właściwa część powieści ma miejsce dopiero później, co jednak w pewnym sensie wystawia ciekawość Czytelnika na próbę. Trudno jest tak naprawdę w pełni wczuć się w tą książkę, bez poczucia wagi ciężaru podejmowanego przez autorkę tematu. Dlatego też dobrze jest w pewnym momencie zrobić sobie kilka dni przerwy, ale, zapewniam, że po tym okresie do książki dobrze jest wrócić!

Muszę oddać Terakowskiej, że utkany przez nią klimat Poczwarki jest niezwykły. Autorka zgrabnie połączyła ze sobą dwie warstwy, które zresztą wzajemnie się przeplatają. Szara, niekiedy trudna rzeczywistość, w której Ewa tkwi z Myszką, stopniowo ustępuje miejsca magii, jaka dzieje się na strychu, na którym bawi się dziewczynka. Terakowska misternie tka przed Czytelnikiem bogate wizję wypełnione kolejno cyklem według siedmiu dni stworzenia. Tym samym pokazuje, że ociężałe i nieforemne ciało dziewczynki, skrywa w sobie olbrzymie pokłady empatii i wyobraźni. Myszka w pewnym sensie uczestnicząc w biblijnym stwarzaniu świata, odkrywa przed Czytelnikiem drzemiące w niej ukryte piękno. Terakowska stworzyła świat, od którego w gruncie rzeczy trudno jest odejść, a gdzie chciałoby się wracac. Świat, gdzie Myszka jest lekka jak piórko, przepięknie tańczy i jest kochana. Lektura Poczwarki na długo pozostawiła mnie, a zapewne pozostawi też i Was z nutką nostalgii i zadumy.

Język Poczwarki jest zarazem prosty, choć nie brakuje w nim bogato rozłożonej symboliki i metafor. Choć na pierwszy rzut oka, powieść wydaje się być jedynie obyczajówką, wplątane gdzieniegdzie sceny fantastyczne wzorowane na genezie biblijnej, szybko burza to złudzenie. Także fakt, iż powieść została rozpisana na trzy głosy, pozwala na poznanie trzech różnych perspektyw oraz dokładne wczucie się w każdego bohatera. Terakowska daleka jest od jakiejkolwiek stygmatyzacji, ale stara się w pewien sposób obiektywnie przedstawić wyzwania czekające przed rodzicami dziecka z najcięższą postacią zespołu Downa, a przy tym z empatią kieruje naszą uwagę na bogate wnętrze Myszki, tak różne od tego, spodziewanego na pierwszy rzut oka. Zdecydowanie nie jest to pozycja, którą możnaby przeczytać jednym tchem, Poczwarka wymaga czasu, refleksji oraz wrażliwości, by odpowiednio się w nią wczytać.

Bohaterowie tej książki zostali wykreowani w sposób zaskakująco autentyczny. Terakowska już od samego początku postawiła sobie wysoko poprzeczkę, a co ważniejsze, doskonale poradziła sobie z tym wyzwaniem. Rodzice Myszki przyjmują zupełnie różne postawy wobec córki, a autorka w obliczu podejmowanego przez nią tematu, stara się pozostać neutralna. Nie neguje, ani tym bardziej nie potępia postaw swoich bohaterów, zamiast tego stara się po prostu jak najlepiej unaocznić zasadność podjętych przez nich decyzji. Ewa, która musi mierzyć się z faktem, że jej córka jest zupełnie inna niż jej rówieśnicy i kierowana współczuciem wobec córki, postanawia zabrać ją do domu oraz podjąć trud wychowania Myszki. Adama, który nade wszystko obawia się porażki, przeciętności i co gorsza, wszelkiej nienormalności a na widok córki pospiesznie przemyka obok niej. Dla niego nauka jest jedyną religią. Wreszcie autorka oddaje głos ostatniej bohaterce, jaką jest Myszka, odsłaniając przy tym złożone wnętrze dziewczynki, którą samą siebie postrzega zupełnie inaczej niż jej rodzice. Bohaterowie są wielowymiarowi, złożeni emocjonalnie, ale przede wszystkim są autentyczni w swojej niedoskonałości. Umiejętne zaprezentowanie każdej postaci i danie szansy, aby każdy z nich się wypowiedział to świetnie wykorzystany chwyt, który pozwala dogłębnie zapoznać się z każdym z bohaterów książki i samodzielnie ocenić motywy ich działań, jak to wczuć się w ich emocje i uczucia.

Podsumowując, Poczwarka to powieść, którą naprawdę trudno jest wyrzucić z pamięci, a przede wszystkim trudno jest nie zauważyć, jak wiele wrażliwości ma w sobie sama autorka decydując się na napisanie powieści wykorzystującej podobną tematykę. Wprawdzie to dopiero moja druga powieść Terakowskiej, mam jednak przeczucie, że motyw miłości i akceptacji, często pojawia się w jej dziełach, a to dobrze, gdyż cenię książki, które akcentują wspomnianą tematykę. Poczwarka niejednokrotnie mnie wzruszyła i uważam ją za absolutnie wyjątkową i cenną pozycję na gruncie literatury polskiej, choć przyznaję, potrzebowałam na nią trochę czasu.
Poczwarka Doroty Terakowskiej to powieść, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Zastrzegam jednak, że raczej nie należy ona do pozycji, które przeczyta się jednym tchem. Warto więc zarezerwować sobie na nią trochę czasu, jak również na refleksje, które z pewnością pojawią się podczas lektury. Sięgając po to konkretne dzieło, warto też podejść do lektury z wrażliwością i empatią. Wbrew pozorom, łatwo jest pokochać Myszkę, zaś trudniej właściwie ocenić motywy kierujące Adamem i Ewą. Lektura mimowolnie nasuwa pytania, o to, jak daleko właściwie jesteśmy w stanie zrozumieć i działać w oparciu o tolerancję. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 8/10:)

Czytaj dalej »
on 08 listopada 1
Podziel się!
Etykiety
fantasy, obyczajowe
Nowsze posty
Starsze posty

06 listopada

"Ponad wszystko" - Nicola Yoon

Moja przygoda z prozą Nicolii Yoon rozpoczęła się kilka lat temu, dokładnie w 18 urodziny, kiedy w prezencie otrzymałam Ponad wszystko. I był to naprawdę wspaniały upominek na wejście w dorosłość, gdyż wspomniana powieść nie tylko dotyka w gruncie rzeczy podobnych wątków, ale jest przede wszystkim dość nietuzinkowa, co mocno wyróżnia ją na tle innych przeczytanych przeze mnie książek. Nie będzie zatem przesadą, jeśli powiem, że jej ponowna lektura przed kilkoma dniami sprawiła mi ogromną radość, a sama książka zagwarantowała mi dwa dni subtelnej literackiej przygody.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Madeline stoi u progu dorosłości, a jednak wskutek swojej choroby, nigdy nie wyszła na dwór, nie wyszła nawet dalej niż poza próg własnego domu. Nastolatka choruje na niezwykle rzadką chorobę, SCID, którą sama żartobliwie nazywa "alergią na cały świat". Choć nigdy bezpośrednio nie doświadczyła promieni słońca na skórze, pozornie wiedzie całkiem udane życie: czyta, a czyta bardzo wiele, uczęszcza na uwielbiane przez siebie zajęcia z architektury, a pozostały czas spędza z mamą, jedyną rodziną, jaka jej pozostała. Kolejną osobą, z którą kontaktuje się Maddy, jest Carla, jej pielęgniarka, choć obie łączy raczej serdeczna przyjaźń niż relacja: pielęgniarka-pacjentka. Gdy jednak pewnego dnia do sąsiedniego domu wprowadza się czteroosobowa rodzina, młoda kobieta już wie, że oto jej życie uległo nieodwracalnej zmiennie. Ta zmiana ma tylko jedno imię: Olly. Jest chaosem, a zarazem spełnieniem wszystkiego, czego Maddy kiedykolwiek pragnęła.

- opis własny
Już od dłuższego czasu miałam ochotę powtórzyć sobie powieść Nicolii Yoon, toteż gdy tylko nadarzyła się taka okazja postanowiłam skorzystać. W pamięci Ponad wszystko jawiło mi się jako powieść lekka i odprężająca, zaprawiona szczyptą dobrego humoru. Ponowną lektura zweryfikowała te odczucia, a ja ucieszyłam się, że po tylu latach magia prozy Yoon działa na mnie tak samo, pomimo faktu, że czytałam ją już z dojrzalszej perspektywy, nadal pozostaje dla mnie pozycją ważną i niezwykłą.

Pod względem fabularnym, Yoon dość szybko wzbudza sympatię Czytelnika niebanalnym konceptem. Historia nastolatki cierpiącej na nieuleczalną chorobę, którą nigdy nie doświadczyła na własnej skórze podmuchów wiatru, a jej dni urozmaicają książki stanowi opis wręcz idealny dla każdego ksiażkoholika, jak również introwertyka. Pozornie mogłoby się wydawać, że w tej książce nic się nie dzieje, gdyż dni Madeline wyglądają w zasadzie tak samo i biegną według wytyczonego schematu. Pojawienie się Olly'ego burzy ustalony ład i urozmaica fabułę. Od momentu przybycia tego bohatera, możemy obserwować wewnętrzną przemianę Maddy, jej głód nowości, nienasycenie codziennością i pragnienie normalności. Relacja między bohaterami rozwija się dość szybko, w zasadzie ku przewidywalnemu schematowi, aczkolwiek po drodze wydarza się kilka interesujących i niespodziewanych momentów. Yoon z pasją łamie stereotypy, jakie narzuciła głównej bohaterce, pokazując, że niezależność i walka o samą siebie to postulaty, które chce ona przekazać swojemu czytelnikowi.

Yoon nie spieszy się zbytnio z rozwojem akcji, ale buduje ją stopniowo, chcąc zaciekawić swojego Czytelnika. Kiedy już pojawia się pożądane napięcie, związane z postacią Olly'ego rośnie nasze oczekiwanie. Autorka opiera całą dynamikę akcji właśnie na rozwoju relacji pomiędzy głównymi bohaterami, sprawiając, że kolejne wydarzenia śledzi się z entuzjazmem i ciekawością. Na nudę podczas lektury Ponad wszystko absolutnie nie ma miejsca!

Za każdym razem, kiedy powracam do tej książki, mam wrażenie, iż ta powieść ma w sobie pewne elementy baśniowości. Temu odczuciu sprzyja niebanalny pomysł na fabułę autorki, nietuzinkowa konwencja narracyjna, a także - i chyba najbardziej! - przepięknie wykonana grafika. Choć w samej książki nie ma absolutnie niczego, co na pierwszy rzut oka kojarzyłoby się z baśniowością, to wspomniane elementy razem dają właśnie taki rezultat. Bardzo trudno jest oprzeć się urokowi Yoon, gdyż Ponad wszystko od samego początku zaprasza do porywającej lektury. Dodatkowo, wrażliwość autorki czule zachęca do poznawania losów Maddy i Olly'ego.

Naszą ciekawość czytelniczą podsysają nie tylko nagłe zwroty akcji, które autorka wprowadza w najmniej oczekiwanym momencie, licząc przy tym na to, że zaskoczy swojego odbiorcę, ale również styl narracji, jakim Yoon operuje. Właściwie w Ponad wszystko mamy do czynienia z całą gamą narracyjnego repertuaru, od konwencji pamiętnikarskiej po urywane wiadomości czasowe, aż po grafiki, zamiast tradycyjnego tekstu. Autorka na każdym kroku urozmaica swoją powieść, a przy tym jej lekkość i prostota języka sprawiają, że przez niniejszą książkę po prostu się przepływa z zawrotną prędkością. Czytając Ponad wszystko naprawdę nie sposób się nudzić!

Bohaterowie Ponad wszystko wyróżniają się dobrym, realistycznym zapleczem. Yoon bardzo silnie zwraca uwagę na różnorodne psychologiczne mechanizmy, które rządzą działaniem nie tylko głównej bohaterki, ale też i pozostałych. Porusza bowiem cały szereg zmagań, jakie stoją przed bohaterami: alkoholizm, depresja i nieprzeżyta w pełni żałoba, poczucie odmienności, pierwsza miłość i walka o własną autonomię. Yoon patrzy na swoich bohaterów ze współczuciem, aczkolwiek również z pewną zdroworozsądkową postawą i nie stara się ich usprawiedliwić. Poprzeczkę postawiła bardzo wysoko i co ważniejsze sprostała temu zadaniu. 

Oczywiście, fabuła krąży wokół głównej bohaterki, która stopniowo dąży do zyskania coraz większej autonomii. W pewnym momencie jej dążenie do niezależności przysłania jej wszystko inne, ale z drugiej strony, czy należy ją winić, za to, że pragnie zobaczyć choć kawałek świata, a przez całe swoje dzieciństwo tkwiła zamknięta w domu. Choć Madeline ma w sobie wiele współczucia, niekiedy dochodzi do głosu jej zachłanność, przez co nie brakowało mi momentów, w których zachowywała się po prostu niezwykle egoistycznie. Muszę oddać Yoon to, że kreując postać Maddy zrobiła to nadzwyczaj efektownie, ukazała bezbłędnie wszelkie targające nią emocje, bogatą wyobraźnię, miłość do książek, pragnienie samodzielności. W trakcie lektury nie brakowało momentów, kiedy jej zachowanie zwyczajnie mnie irytowało. Jednakże faktem pozostaje to, że Maddy została wykreowana w sposób automatyczny, nie była idealna, była za to na wskroś ludzka i niepozbawiona wad.

Podsumowując, trudno byłoby znaleźć powieść, którą dorównuje temu, co osiągnęła Yoon. Ponad wszystko to pozycja niezwykle oryginalna i dopieszczona na wszelkie sposoby ilustracjami Davida Yoona i obecnej w powieści miłości bohaterki do książek. Ta nietuzinkowa powieść na długo od momentu pierwszej lektury tkwiła głęboko w moim sercu, a ponowne jej przeczytanie tylko potwierdziło, że to tam jest przynależne jej miejsce.
Ponad wszystko to powieść idealna na urodzinowy prezent, pełna uroku i pasji do książek. Osoby lubujące się w tematyce young adult, jak również te, które cenią niecodzienną tematykę, powinny świetnie się w niej odnaleźć. Najważniejsze, że jest to pozycja dla prawdziwych Książkoholików: powieść o bohaterce, którą kocha książki!

Moja ocena: 8/10:)

Czytaj dalej »
on 06 listopada 1
Podziel się!
Etykiety
obyczajowe, romans, Ya
Nowsze posty
Starsze posty

29 października

6 Urodziny Bloga Z Dziennika Książkoholiczki!

Witajcie kochani! Dziś jest dla mnie bardzo wyjątkowy dzień, ponieważ mamy 29 październik 2023 roku, co oznacza, że Blog Z Dziennika Książkoholiczki obchodzi swoje 6 urodziny! Brak mi słów, aby opisać, jaką jestem dumna, a po tak długim czasie pisania, czytania i publikowania słowem blogowania w pełnym pakiecie, mam wiele powodów, aby się cieszyć. Jesteście wspaniałymi Czytelnikami i dziękuję, że razem ze mną kontynuuje cię tą przygodę! 
Z okazji dzisiejszego książkoholiczkowego święta przygotowałam, jak co roku wyjątkowy wpis, na który Was serdecznie zapraszam!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

My Happy Ending, piosenka w sam raz nastrajająca na świętowanie! :)

5 BOOK CHALLENGE  :)
Jest to tzw. Tag "5 Book Challenge", ostatnio zresztą niezwykle popularne i polega ono na wyborze spośród 5 kategorii. Z racji, że mój blog obchodzi swoje 6 urodziny, dodałam jeszcze jedną książkę w jednej kategorii.

1. 5 (6) KSIĄŻEK, KTÓRE UWIELBIAM:
Przyznam szczerze, że trudno było mi wybrać top 5 spośród tylu tytułów, jakie przeczytałam, ale ostatecznie mi się to jakoś udało. Wybrałam te książki, które zapadły mi szczególnie głęboko w pamięć lub bardzo mocno poruszyły. Oczywiście, poprzez wspomnianą top 5 należy rozumieć TOP 6, z okazji 6 urodzin bloga. :)

Kolejność jest przypadkowa i nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia:

1. Marzyciel. Strange The Dreamer, Laini Taylor - tę pozycję kocham właściwie za każdy jej aspekt, wspaniały język rodem z kultowych baśniowych opowieści, zgrabnie ukłuty wątek romantyczny, nietuzinkową postać głównego bohatera. Fenomenalna i nieporównywalna powieść, do której zresztą często powracam. Jest w niej wszystko to, co kocham w literaturze, a przewracaniu kolejnych stron zawsze towarzyszą bogate emocje.

2. Promyczek, Kim Holden - to wyjątkowa powieść, którą w zasadzie czytam co roku odkąd po raz pierwszy ją przeczytałam i zetknęłam się z tą autorką, czyli czytałam ją już jakieś 5 razy. Już od pierwszych stron pokochałam Kate i poczułam z nią więź. Ta bohaterka jest tak niesamowicie pozytywnie nastawiony do życia, że niejednokrotnie czytam pozaznaczane fragmenty, po to by się uśmiechnąć i "spotkać" kogoś, kto myśli podobnie do mnie. Przyznaję, że jest to pozycja ogromnie wzruszająca i tak, płaczę, za każdym razem, kiedy tylko ją czytam. Ta powieść daje mi to, co kocham w literaturze: pasję, emocje, bohaterkę, z którą się utożsamiam. A przy tym, po prostu uwielbiam styl pisarki Kim Holden.

3. Łzy Racheli, Beth Nimmo, Darrell Scott - ta pozycja to moje wielkie odkrycie zeszłego roku, książka niemal tak samo dla mnie ważna, jak Promyczek Kim Holden. Niniejszy reportaż wprawdzie opisuje tragedię Columbine z dnia 20 kwietnia 1999 roku, ale jest też świadectwem życia wyjątkowej dziewczyny, Rachel Joy Scott. Podobnie, jak w przypadku poprzedniej książki, mam w niej swoje ulubione fragment, które czytam, gdy mam taką potrzebę. Rachel, podobnie jak Kate jest postacią, z którą w dużej mierze mogę się utożsamić. Pozycja bardzo głęboko poruszająca i pozwalająca spojrzeć z innej perspektywy na pewne życiowe kwestie.

4. Cień wiatru, Carlos Ruiz Zafón - gdy po raz pierwszy wzięłam do rąk ten opasły tom powieści Zafóna, od razu wiedziałam, że odkryłam niezwykłego pisarza. Przeczytałam niemal wszystkie jego książki (wciąż została mi jeszcze Gra anioła) i z każdą kolejną na nowo zakochowałam się w malowniczej, ale i mrocznej Barcelonie odmalowanej piórem pisarza. Urzekł mnie jego styl, podobny zresztą do niektórych klasycznych powieści, podniosły, wyrazisty i nieco melancholijny, zakochałam się w ciasnych uliczkach Barcelony zasnutej mgłą, błądziłam w ciemnych labiryntach, by odnaleźć wyjątkowy Cmentarz Zapomnianych Książek i wybrać powieść, którą będzie tą szczególną. Pokochałam Cień wiatru za obecną w autorze miłość do książek i literatury, za oddanie im swoistego hołdu w tej właśnie postaci.

5. Malfetto. Północna gwiazda, Marie Lu -  trylogia ta jest wprawdzie mniej znana niż epicka i wszędzie znana seria Legenda, ale według mnie to właśnie Malfetto jest o wiele lepsze. I nie chodzi tylko o sam zmyślny zabieg i wprowadzenie głównej bohaterki jako antagonistki. W tej serii powieści splatają się różnorodne i bogate wątki od niskiej samooceny, traumy, poprzez znienawidzenie oprawców, aż po krwawą walkę o zdobycie tronu. Ta trylogia ma wszystko, czego oczekuję od fenomenalnego fantasy, a przy tym niesamowicie wciąga i na długo nie pozwala o sobie zapomnieć.

6.  Uczennica maga, Trudi Canavan / Trylogia Engelsfors, Sara Bergmark i Mats Strandberg / Znamię lwa, Francine Rivers - W zasadzie  bardzo trudno było mi wybrać, którą pozycję powinnam dodać tutaj jako tą 6. Moje czytelnicze serce podsuwa mi kilka tytułów na raz, a sięgając pamięcią wstecz zastanawiam się czy nie powinnam wstawić tutaj pozycji Uczennica maga, Trudi Canavan, wahając się przy tym jeszcze pomiędzy trylogią Engelsfors a trylogią Znamię lwa Francine Rivers. Dlaczego jednak  akurat te trzy tytuły? Przyznaję szczerze, że do Uczennicy maga mam ogromny sentyment, zarówno ze względu na koncept autorki na fabułę, jak również oryginalne postacie. Z główną bohaterką, Tessą bardzo się utożsamiałam, od momentu kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po tą książkę. Widziałam wtedy w niej wiele swoich cech, nie wiem czy teraz byłoby podobnie, bo Uczennicę maga czytałam jakieś dobre 10/12 lat temu, więc musiałabym ponownie po nią sięgnąć, aby to sprawdzić. Pozostaje jednak faktem, że ta książka była dla mnie niezwykłym odkryciem czytelniczym i dlatego też zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Jeśli chodzi o serię Engelsfors, to jest to trylogia mrocznego fantasy, która została po prostu genialnie napisana, a przy tym rozpisana na głosy kilku bohaterek. Dzięki temu, że postacie nie są idealne, w każdej z nich czytelnik może odnaleźć cząstkę siebie, a przy tym zatracić się w wielowymiarowej fabule. Przy czym, nie jest tajemnicą, że po prostu kocham takie złożone pozycje! Trylogia Znamię lwa autorstwa Francine Rivers natomiast mocno mnie poruszyła już od pierwszych stron. Pokochałam historyczne motywy, na kanwie, których autorka buduje surowy klimat powieści, zakochałam się w bohaterach i spędziłam długie godziny na niezapomnianej lekturze. Chciałabym ponownie przeczytać kiedyś tą trylogię, tak bliską memu sercu i wrażliwości.

2. 4 OSOBY AUTORSKIE, PO KTÓRE SIEGAM W CIEMNO

Jeśli chodzi o tą kategorię, to jakoś łatwiej było mi wybrać tych autorów, po których książki sięgam praktycznie bez zawahania. Są to:

  • Jodi Picoult - od dawna uwielbiam twórczość tej pisarki. Jej książki poruszają kwestie trudne, niekiedy mocno kontrowersyjne, za to pobudzające do myślenia. Gdy tylko mój czytelniczy węch wyczuje nową powieść, od razu wiem, że mi się spodoba, albo przynajmniej mam taką nadzieję i sięgam po nią jak najszybciej. Z reguły, praktycznie nigdy nie jestem zawiedziona!
  • Carlos Ruiz Zafón - długo zastanawiałam się, czy powinnam go umieścić w tej kategorii, ponieważ wszystkie jego książki już wyszły, a ja przeczytałam niemalże wszystkie. Uznałam jednak, że ponieważ jego twórczość jest dla mnie ważna, to jak najbardziej, powinnam go tutaj umieścić. Nie znam innego autora, który tak wspaniale i z nutką melancholii snuł opowieść o Barcelonie wyłaniającej się zza mgły.
  • Rick Riordan - nad tym autorem również się zastanawiałam, z tego względu, że czytałam go jako nastolatka, choć ostatnio chętnie do niego wracam. Wykreowany przez Riordana fantastyczny świat bogów greckich i rzymskich, pelnkokrwisci bohaterowie to motywy, w których przyjemnie jest się zatracić, a już zwłaszcza w jesienne wieczory.
  • Katarzyna Berenika Miszczuk - jej odkrycie nie jest dla mnie tak znowu nowe, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że po jej książki sięgam niemal machinalnie, z góry wiedząc, że historia mi się spodoba. Miło jest zatracić się w opisywanej przez nią historii świeżo upieczonej absolwentki studiów, którą dopiero zaczyna stawiać swoje kroki w dorosłym świecie. Jakby tego było mało, Miszczuk osadza akcję swoich powieści w świecie współczesnym, ale czerpie przy tym z motywów słowiańskich i polskiego średniowiecza. Dla mnie, jako osoby zakochanej w historii, takie połączenie motywów to istne złoto!

3. 3 UKOCHANE GATUNKI KSIĄŻKOWE

Stosunkowo łatwo było mi wybrać, po które gatunki książkowe sięgam najchętniej i najczęściej.

  • Fantasy - to zdecydowanie jeden z najczęstszych gatunków, po które sięgam i których szukam w literaturze. Uwielbiam pełnowymiarową, dobrze napisana powieść z domieszką wątku magii w tle.
  • Literatura  piękna/obyczajowa/psychologiczna/duchowa - jako osoba rozmiłowana w psychologii i zgłębiająca jej tajniki w trakcie studiów, uwielbiam złożone powieści, poruszające jakąś trudną tematykę. Uwielbiam powieści, które pozwalają mi wysnuć własną koncepcję zdarzeń, interpretację, które wzbudzają szereg emocji. Taka literatura jest wyjątkowa!
  • Literatura historyczna - wspominałam, że jestem miłośniczką historii i zawsze jest mi miło, kiedy książka zahacza o taki wątek. Cenię powieści angażujące i trudne, takie, które wciągają bez reszty, a literatura historyczna bez wątpienia się do takich zalicza!

4. 2 MIEJSCA, W KTORYCH CZYTAM 

To akurat jest łatwa kategoria, właściwie to czytam wszędzie i w każdej wolnej chwili! Gdybym jednak miała wybierać, to najczęściej czytam we własnym łózku, a jeśli pogoda na to pozwoli czytam na świeżym powietrzu, w altance lub na balkonie. To w tych miejscach mogę w pełni poświęcić się przeżywaniu świata wykreowanego przez autora.

5. KSIĄŻKA, PO KTÓRĄ WKRÓTCE SIĘGNĘ 
Jak widać, na załączonym kafelku, wkrótce sięgnę po Chłopki. Opowieść o naszych babkach autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak. Jestem bardzo ciekawa, jak spodoba mi się ta książka, będąca przecież reportażem na temat polskich chłopek w nie tak dalekich czasach.

To już wszystkie kategorie niniejszego Tagu. Kochani Czytelnicy dziękuję, że jesteście ze mną, że przybywa Was aż tyle, za każde ciepłe słowo! :) Napiszcie w komentarzu, jakie byłyby Wasze odpowiedzi do TOP 5 Challenge.



Czytaj dalej »
on 29 października 1
Podziel się!
Etykiety
urodziny bloga
Nowsze posty
Starsze posty

07 października

Seria: "Pensjonat Bluebell" - Denise Hunter

Swoją przyjemność z prozą Denise Hunter rozpoczęłam spontanicznie i entuzjastycznie. Miałam przeczucie, że właśnie odkryłam nową autorkę, której twórczość mocno przypadnie mi do gustu i nie myliłam się. Seria Pensjonat Bluebell wciągnęła mnie tak mocno, że już po lekturze tomu pierwszego, Jezioro tajemnic, od razu sięgnęłam po kolejną część. Można więc śmiało powiedzieć, że przeczytałam całą trylogię za jednym zamachem, a nawet po tym dręczyło mnie jakieś poczucie niedosytu. Na nieocenionym portalu książkowym LubimyCzytać przewertowawszy twórczość autorki, szybko doszłam do wniosku, iż koniecznie muszę przeczytać pozostałe jej książki. Tak jak przewidywałam, proza Hunter zajęła w moim sercu bardzo szczególne miejsce.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Cykl Pensjonat Bluebell opowiada historię trojga rodzeństwa Bennettów, którzy po śmierci rodziców postanawiają spełnić ich marzenie, otwierając rodzinny pensjonat. Niespodziewana utrata rodziców to poważny cios, zwłaszcza dla najmłodszej z rodzeństwa, Grace, która dopiero, co rozpoczęła kolejny rok szkoły średniej. Molly zbliża się do ukończenia wymarzonych studiów z hotelarstwa, zaś Levi zajmuje wysokie stanowisko w firmie budowlanej w Los Angeles, daleko od rodzinnej Karoliny Północnej. Gdy pada pomysł wspólnego prowadzenia interesu, starsza dwójka rodzeństwa postanawia przystać na propozycję najmłodszej siostry, by ta mogła dokończyć naukę w rodzinnej miejscowości. Plany Levi'ego i Molly ulegają zmianom, ale dzięki temu cała trójka Bennettów ma szansę na zabliźnienie ran z przeszłości oraz otwarcia się na nowe marzenia i ekscytujące możliwości.
- opis własny
Od momentu przewrócenia ostatniej strony recenzowanej tutaj serii, potrzebowałam chwili, aby poukładać sobie wszystkie uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury. Nie chodzi tutaj o poczucie jakiejkolwiek trudności, ile o siłę i miłość, jakie przebijają się z tej książki. W zasadzie nie byłoby to przesadą, gdybym napisała o pewnym otulającym i do pewnego stopnia wręcz uwalniającym wpływie tej lektury. Pióro Denise Hunter zdecydowanie ma w sobie ogromną moc, a jej książki sprawiają radość, otulają serce niczym ciepły koc i na długo nie pozwalają o sobie zapomnieć.

W skład serii Penjonat Bluebell wchodzą trzy kolejne tomy: Jezioro tajemnic, Kropla błękitu oraz Jesienne niebo, a każdy tom koncentruje się osobno na danej postaci z rodzeństwa Bennettów: Molly, Levi'm i Grace. Bardzo szybko spodobał mi się pomysł właśnie na taki podział, gdyż dzięki temu miałam okazję skoncentrować się wyłącznie na danym bohaterze tomu i z większym zainteresowaniem śledzić jego losy. Hunter potrafi zaciekawić Czytelnika już od pierwszych stron, sprawiając, że z ogromnym zapałem wciągałam się w każdy tom tej serii. To jedna z cech pisarstwa tej autorki: zaskakująca łatwość i lekkość wprowadzenia odbiorcy do wykreowanego przezeń literackiego świata. Losy bohaterów Pensjonatu Bluebell toczą się w malowniczej Karolnie Północnej zmagając się z próbami odnalezienia własnej tożsamości, a niekiedy i samowybaczenia. Trauma i rozpaczliwe poszukiwanie odpowiedzi to motyw, który spaja rodzeństwo Bennettów, a postacie, które autorka stawia na ich drodze mają za zadanie im pomóc. Podążanie za Molly, Levim czy Grace jest jednakże w gruncie rzeczy także podróżą Czytelnika do własnego wnętrza i zaproszeniem autorki do podjęcia próby zmierzenia się  z potrzebą zaakceptowania własnych niedoskonałości. Bardzo spodobało mi się, że autorka niejednokrotnie w sposób mniej lub bardziej bezpośredni odwołuje się do tradycji chrześcijańskich i na tej kanwie zachęca do budowania solidnych fundamentów poczucia własnej wartości.

Sięgając po trylogię Pensjonat Bluebell warto mieć na uwadze fakt, iż jest to literatura piękna i raczej nie należy się spodziewać nagłych zwrotów akcji. Nie oznacza to jednak, że wydarzenia wloką się w nudnym i jednostajnym tempie. Przeciwnie, w każdym z tych tomów tak naprawdę dzieje się bardzo dużo, ale jak to w obrębie wspomnianego gatunku w spokojnym tonie. Mocno osadzona tutaj obyczajowa nuta zachęca do podążania za bohaterami w sferze codziennych zmagań i dylematów. Hunter zadbała jednak o wielowątkowość swojej serii, każdy tom nadbudowując pewnymi osobistymi dramatami każdego bohatera, ale zrobiła to w sposób wyważony. Oddanie każdemu z rodzeństwa Bennettów osobnej historii pozwoliło na to, aby każdy z nich miał swoje pięć minut i aby Czytelnik nie postrzegał pozostałych bohaterów wyłącznie jako papierowe postacie. Ów aspekt uczłowieczający bohaterów udał się autorce wprost genialnie, dlatego też bardzo łatwo jest wczuć się w daną postać.

Klimat tej serii to niewątpliwie kolejny walor, jaki Denise Hunter nadała niniejszej trylogii. Urokliwy pensjonat Bluebell skryty w górach Karoliny Północnej w pełni oddaje atmosferę sielankowości i małomiasteczkowej życzliwości mieszkańców. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, iż umiejscawiając akcję w stosunkowo mało znanej miejscowości, jeszcze niezmąconej nowoczesnością, obfitej w bujną leśną naturę, Hunter stworzyła swoją własną idyllę. I szczerze, Bluebell właśnie takie jest, swojskie, przyjazne i wypełnione aż po brzegi ciepłem. Podczas lektury nie obejdzie się bez chęci upieczenia własnych muffinek, które w każdym tomie odgrywają rolę śniadaniowego przysmaku do porannej kawy. Po lekturze serii, bardzo chciałam się wybrać do miejsca podobnego Bluebell. Poprzez wykreowanie właśnie takiego delikatnego klimatu, autorka zapewniła mi ucieczkę od wielkomiejskiego gwaru i pozwoliła na chwilę wytchnienia.

Czytając serię Pensjonat Bluebell nie sposób nie docenić pełnej delikatności i swoistego czaru prozy Denise Hunter. Choć jej styl jest stosunkowo prosty, nie brakuje w nim humoru i ciepła, co tylko udowadnia, jak wiele wrażliwości autorka włożyła w pisanie trylogii. Lektura każdego z poszczególnych tomów gwarantuje zatem przyjemnie spędzony czas z dobrą książką w dłoni. Lekkość i urzekająca prostota języka Hunter sprawia, że jej książki czyta się właściwie jednym tchem, a po zakończeniu jednego tomu ma się niepohamowaną ochotę na więcej!

Bohaterowie to zdecydowanie największy atut tej serii, nie tylko z tego względu, że autorka na każdą z postaci poświęca odrębny tom, ale również dlatego, iż potrafi w zadziwiająco autentyczny sposób przedstawić swoje postacie. Nie są oni pozbawieni wad, dlatego też tak łatwo jest się z nimi utożsamiać. Hunter postawiła na różnorodność kreując zupełnie trzy różne postacie rodzeństwa Bennettów i w zasadzie to pozwoliło mi mniej lub bardziej polubić danego bohatera/rkę, aczkolwiek w każdym z nich odnalazłam cząstkę siebie. Pokochałam Molly za jej miłość do książek, entuzjazm i szczerą, optymistyczną osobowość, Grace za jej intuicję, a Levi'ego za troskę o młodsze siostry. Wielowymiarowa kreacja bohaterów w wykonaniu Hunter urzeka, a zaintrygowanie losami poszczególnych postaci zachęca do sięgania po kolejne tomy.

Podsumowując, Denise Hunter to moje kolejne "małe wielkie" literackie odkrycie 2023 roku i zdecydowanie zajmie ona jedno z ważniejszych miejsc nie tylko na mojej biblioteczce, ale i w sercu. Chyba już dawno żadna książka nie poruszyła mnie aż w takim (pozytywnym, oczywiście) stopniu, jak zrobiła to Hunter. Jestem przekonana, że w ciągu nadchodzących miesięcy ponownie pobuszuję po jej literackim repertuarze, gdyż jestem świadoma, że na miłe słowo w jej książkach zawsze mogę liczyć, a co więcej, opisana przez nią historia mnie nie zawiedzie!
Trylogia Pensjonat Bluebell to czarująca i pełna ciepła historia, poruszająca bardzo wiele wątków, między innymi traumę, samoakceptację, zaufania, jak również czerpiąca z motywów chrześcijańskich. Po niniejszą serię powinien sięgnąć każdy dojrzały Czytelnik, którego nurtują wspomniane kwestie. Choć Hunter z właściwą sobie lekkością błądzi po umysłach serc bohaterów, potrzeba odwagi by naprawdę wczytać się w tą serię i dostrzec dobro tam, gdzie początkowo wydaje się nam, że go nie ma. Historia pełna uroku i nadziei, idealna na chłodne jesienne wieczory z kubkiem parującego napoju. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 10/10 :)
Czytaj dalej »
on 07 października 0
Podziel się!
Etykiety
chrześcijaństwo, obyczajowe, okruchy życia, romans, trauma
Nowsze posty
Starsze posty

05 października

"Na ostrym ogniu" - Elizabeth Acevedo

Na ostrym ogniu Elizabeth Acevedo odkryłam podczas podróży, gdy potrzebowałam zanurzyć się w powieść lekkiego, młodzieżowego kalibru w jesiennym klimacie. Iście czerwona okładka oraz opis od razu wzbudziły moją sympatię, toteż nie chcąc dłużej czekać, postanowiłam spróbować. Bardzo szybko jednak wciągnęłam się w lekturę i stwierdziłam, że jest to pozycja, którą zdecydowanie warto kontynuować. Elizabeth Acevedo szybko zaskarbiła sobie moją sympatię, sprawiając, że z łatwością pogrążyłam się w tej uroczej książce, zaprawionej hiszpańską kuchnią.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Wychowywana przez babcię nastoletnia Emoni ma prawdziwy dar, a dzięki swojej intuicji potrafi ugotować najsmaczniejsze dania. Dziewczyna, mimo, iż ma dopiero 17 lat, oprócz szkoły i pracy na pół etatu, wychowuje również roczną córeczkę. Pragnie uczyć się gotowania by później móc spełnić swoje marzenie o byciu kucharką. Jednakże los, co rusz daje o sobie znać. Gdy w szkole pojawia się nowy uczeń, Emoni za wszelką cenę stara się nie dopuścić do tego, by coś między nimi zaiskrzyło. Problem w tym, że za nie bardzo ma jak to zrobić, gdy ów przystojny chłopak bierze udział w wymarzonych przez nią zajęciach kulinarnych.
- opis własny

Sięgając po Na ostrym ogniu w zasadzie nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Moją uwagę przyciągnęła intensywnie czerwona okładka, nasuwająca mi skojarzenia z jesiennym klimatem. W miarę jednak, czytając kolejne rozdziały, które autorka bardzo sprytnie zresztą, uczyniła dość krótkimi, odkryłam, że stopniowo wciągam się w tą powieść. A fakt, że jednym z głównych motywów jest hiszpańska kuchnia, jedynie motywował, bym zaufała swojej czytelniczej intuicji i dała szansę tej przypadkowej książce. Wychodzę z założenia, że najlepsze rzeczy dzieją się spontanicznie, a sięgnięcie po powieść autorstwa Elizabeth Acevedo okazało się strzałem w dziesiątkę, choć przyznaję szczerze, nie jest to powieść całkowicie pozbawiona mankamentów.

Przyznam szczerze, że bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie narracja fabularna, jaką przyjęła autorka. Mnogość rozdziałów, jakie Acevedo wprowadziła ma swoje plusy, gdyż są one zasadniczo dość krótkie, co pozwala na odprężenie i ułatwia późniejsze zanurzenie się w lekturze po dłuższej przerwie. Bardzo szybko wciągnęłam się w historię opisaną przez Acevedo i doceniłam nieprzewidywalność tej książki. Niejednokrotnie podczas lektury potrafiłam w pełni wczuć się w opisywany przez autora świat, ale w przypadku tej książki zbyt wielką rolę odgrywała pewna impulsywność głównej bohaterki. Trudno było do pewnego stopnia przewidzieć, jak się zachowa i co zrobi, gdyż Emoni dysponowała rzadką cechą nieprzewidywalności. Właśnie ów aspekt pewnej loteryjności zdarzeń i działań głównej bohaterki bardzo mocno przyciągał mnie do tej książki, sprawiając, że bardzo trudno było mi się od niej oderwać.

Acevedo stworzyła powieść sklasyfikowaną jako młodzieżówka, toteż na pierwszy rzut oka spodziewałam się raczej stereotypowych chwytów literackich. Nic bardziej mylnego! Wspomniana poprzednio nieprzewidywalność w fabule sprawiała, że w zasadzie nie byłam do końca pewna, czego mogę się spodziewać w kolejnym rozdziale. Także ich mnogość oraz do pewnego stopnia urywana narracja, sprawiały, że byłam tą powieścią mocno zaintrygowana. Słusznie zresztą, gdyż każdy rozdział zaskakiwał mnie nową, obecną w nim energią. Dzięki temu podczas lektury mamy zapewnioną wartką akcję, przy której zdecydowanie nie sposób się nudzić!

Klimat Na ostrym ogniu jest moim zdaniem jednym z największych atutów tej książki. Autorka zgrabnie łączy w niej różnorodne motywy, począwszy od typowego dla young adult wątku społeczności szkolnej i wchodzeniu w dorosłość, licealną miłość, wychowywanie dziecka przez młodą matkę oraz wystawienie się na lokalny ostracyzm, po zmagania z niską samoceną, a także podróżą wgłąb siebie. Jakby tego było mało, Acevedo chcąc stworzyć powieść absolutnie wyjątkową, hojnie zaprawia ją mocną szczyptą hiszpańskiej kuchni, charakterystycznych wyrażeń oraz tamtejszego folkloru. Przyznaję, podczas czytania niejednokrotnie bywałam głodna, w końcu hiszpańska i portorykańska kuchnia to główne motywy tej książki. Jednakże ta powieść jest jedyna w swoim rodzaju jeśli chodzi o fenomenalne połączenie składników-motywów w doskonałych proporcjach: nietuzinkowa fabuła, wartka akcja, klimat okraszony hiszpańską nutą, szczypta irytacji na bohaterów, a dodatkowo specyficzny iście young adult'owski styl. Tylko Acevedo mogła stworzyć coś podobnego!

Świat jest jak płyta gramofonowa, która nigdy nie przestaje się kręcić.
Język to kolejny, zresztą dość mocny atut tej książki. Rozdziały są bardzo krótkie, przez co jest ich mnóstwo, co tylko sprawia, że Na ostrym ogniu jest pozycją idealną na podróż. Narracja, jaką zastosowała tutaj Acevedo jest, kolokwialnie stwierdzając "poszarpana", co zresztą koresponduje ze specyficznym stylem pisarki. Nie bez powodu podkreślam tutaj fakt, iż książka została sklasyfikowana jako powieść young adult - autorka tak mocno starała się wczuć w swoich bohaterów, a szczególnie w sytuację Emoni, że wypełniła powieść aż po brzegi lekkim, a zarazem nieco zadziornym tonem. Możliwe, iż to właśnie dlatego momentami postać Emoni tak mnie irytowała.

Acevedo w sposób fenomenalny przeniosła na papier myśli i emocje, jakie towarzyszyły głównej bohaterce, a wspomniana wcześniej urwana narracja tylko dopełniała iście wspaniały efekt. Jakby tego było mało, pisarka postarała się również o to, aby w języku powieści znalazł swoje miejsce hiszpański akcent, nie tylko w potrawach przyrządzanych przez młodą bohaterkę, ale również wtrącając co jakiś czas słówka, a niekiedy nawet czerpała także z muzycznego folkloru. Wszystko to sprawia, że powieść Na ostrym ogniu jest lekturą niezwykłą i niezapomnianą.

W zasadzie trudno mi w sposób jednoznaczny odnieść się do bohaterów wspomnianej książki. Przyznaję, zachwyca mnie fakt, że Acevedo potrafiła stworzyć tak szeroką gamę różnobarwnych, ale zarazem realistycznych postaci. Oczywiście, na szczególną uwagę zasługuje Emoni, nastolatka, która nie dość, że została matką w tak młodym wieku, ma problemy by zaangażować się w relacje z rówieśnikami i zmaga się z niską samoceną. Jej jedyną pasją jest gotowanie. Cieszy mnie, że pisarka wybrała na główną bohaterkę postać, która przez całą powieść ma szansę na tak olbrzymi rozwój swojej osoby. Jednakże nie zmienia to faktu, że moje odczucia do Emoni nie są czysto jednoznaczne. Podziwiam autorkę, że zdołała stworzyć bohaterkę, której jednocześnie kibicuję i współczuję, a zarazem niejednokrotnie mam ochotę porządnie nią potrząsnąć skrytykować.

Czasami lepiej skupić się na tym, co można kontrolować, bo to jedyny sposób na uśmierzenie bólu w piersi, który przychodzi, kiedy się myśli o sprawach, na które nie ma się wpływu.

Współczułam Emoni jej sytuacji, ale z drugiej strony nie mogłam się nadziwić, jakim cudem ta bohaterka potrafi w jednej chwili się nad sobą użalać, następnie stwierdzić, że wypina się na wszystkich święcie przekonana, że to ona ma rację, a na samym końcu stwierdzić, że tak w zasadzie to nikt jej nie lubi. Jej nieprzewidywalność i impulsywność emocjonalna skryta pod maską chłodu chwilami sprawiały, że nie do końca byłam pewna, jak mam się do niej ustosunkować. Podobało mi się, że wzbudzała ona we mnie różne, często skrajne odczucia, aczkolwiek nie mogłam powstrzymać się od poczucia irytacji. Bohaterka w wielu momentach dosłownie wpina się na cały świat, chcąc przez to zamaskować jak bardzo pragnie akceptacji innych, a wreszcie, jak bardzo to ona sama pragnie zaakceptować samą siebie. Szczerze polubiłam Emoni i ucieszyło mnie, że autorka niemalże w pełni wykorzystała potencjał tej postaci i postawiła na jej rozwój w powieści.

Podsumowując, bardzo cieszę się, że zdecydowałam się sięgnąć po pozycję napisaną przez Acevedo. Na ostrym ogniu miało mi wiele do zaoferowania. Przede wszystkim ciekawy pomysł na wykorzystanie motywów kulinarnych oraz koncept nastolatki samotnie wychowującej córkę, której zresztą los nie oszczędzał. Jednakże pewne mankamenty na tyle silnie zaznaczają w tej powieści swoją obecność, że w gruncie rzeczy ciężko jest mi ocenić tą pozycję jako więcej niż dobrą i z olbrzymim, acz nie do końca wykorzystanym potencjałem. Mam wrażenie, że postać samej Emoni można by napisać niemal całkowicie od nowa, być może wówczas byłaby bardziej sympatyczną bohaterką. Pomijając pozostałe kwestie, uważam, że jest to zdecydowanie powieść, której warto dać szansę i pozwolić się autorce pozytywnie zaskoczyć. Poszukując piosenki odpowiedniej do recenzji, po prostu nie mogłam wstawić innej niż Remeber me z filmu animowanego Coco, pasuje idealnie!

Na ostrym ogniu zdecydowanie nie jest pozycją wysokich lotów, raczej przy tych ambitniejszych powieściach wypada dość przeciętnie. Jednakże lekkość stylu autorki, ciekawie dobrane wątki oraz intrygująca przemiana głównej bohaterki sprawiają, że warto dać tej powieści kilka godzin swojego czasu. Dla mnie nieoceniony pozostaje hiszpański współczesny klimat, który jest w tej książce wyczuwalny z niesamowitą mocą. Pozycja ta stanowi dobrą odskocznię od realiów dnia codziennego i zapewnia solidną dawkę wypieków Emoni, a wręcz gwarantuje, że po jej lekturze ma się ochotę na jakieś hiszpańskie danie. Idealna dla miłośników jesiennych klimatów. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 7/10 :)
Czytaj dalej »
on 05 października 2
Podziel się!
Etykiety
dla nastolatków, obyczajowe, romans
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

O AUTORCE

O AUTORCE
26 - letnia Magister Polonistyki-Literaturoznawstwa. Z zamiłowania książkoholiczka, literaturoznawczyni i blogerka, rysowniczka, a także miłośniczka języków obcych i azjatyckich dram. Kto wie, może i w przyszłości także pisarka? Możliwości jest mnóstwo! :) Aktualnie spełnia się dziennikarsko pracując w redakcji WUJ-a oraz redaktorsko współpracując z Wydawnictwami ZNAK oraz Moc Media. Przyszła bibliotekoznawczyni i arteterapeutka, która uczy się języka migowego.

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

TERAZ CZYTAM

TERAZ CZYTAM
Osobliwy dar Vanilii Bourbon

W tym roku chcę przeczytać...

W tym roku chcę przeczytać...
#Wyzwanie LC 2025#

Recenzje/Wpisy planowo

*01.06 - "Opiekunka marzeń", Agnieszka Krawczyk * 01.06 - podsumowanie czytelnicze półrocza 2025 i plany na czerwiec 2025 *02.06 - "Wstawaj Alicja", Dorota Chęć [wieczór] *03.06 - "Żywe serce", Piotr Pawlukiewicz [wieczór] *04.06 - "Studium zatracenia", Ava Reid [wieczór] *05.06 - "Burza", Sunya Mara [wieczór] Następne tytuły wpisów podam niebawem! :)

Znajdź mnie!

  • Lubimy Czytać
  • Strona na facebooku
  • Twitter
  • Instagram

Szukaj na tym blogu

Statystyka

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Obserwatorzy

Popularny post

  • Kącik serialowy: Moon Lovers: Scarlet Heart Reyo- magia księżyca
    Tytuł oryginalny:   달의 연인 – 보보경심 려 Tytuł (latynizacja):   Dalui Yeonin – Bobogyungsim Ryeo Tytuł (alternatywny):  Time Slip: Rye...
  • Kącik serialowy: Goblin, Guardian: The Lonely and Great God- potęga przeznaczenia
    Tytuł oryginalny:   도깨비 Tytuł (latynizacja):   Dokkaebi Tytuł (alternatywny):  Goblin: The Lonely and Great God Gatunek:   fantasy, m...
  • "Shinsekai Yori"- Yuusuke Kishi
    tytuł oryginału: 新世界より tłumaczenie: Z Nowego Świata wydawnictwo:  Kōdansha data wydania: 23 stycznia 2008 liczba stron:870 sło...

Archiwum

  • ►  2025 (9)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (4)
    • ►  lut 2025 (2)
  • ►  2024 (11)
    • ►  gru 2024 (1)
    • ►  lis 2024 (1)
    • ►  lip 2024 (1)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (2)
    • ►  kwi 2024 (2)
    • ►  mar 2024 (1)
    • ►  sty 2024 (2)
  • ▼  2023 (31)
    • ▼  gru 2023 (2)
      • "Kameliowy sklep papierniczy" - Ito Ogawa
      • "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" - Joanna Kuc...
    • ►  lis 2023 (2)
      • "Poczwarka" - Dorota Terakowska
      • "Ponad wszystko" - Nicola Yoon
    • ►  paź 2023 (4)
      • 6 Urodziny Bloga Z Dziennika Książkoholiczki!
      • Seria: "Pensjonat Bluebell" - Denise Hunter
      • "Na ostrym ogniu" - Elizabeth Acevedo
    • ►  wrz 2023 (3)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (2)
    • ►  kwi 2023 (1)
    • ►  mar 2023 (5)
    • ►  lut 2023 (5)
    • ►  sty 2023 (1)
  • ►  2022 (46)
    • ►  gru 2022 (5)
    • ►  lis 2022 (4)
    • ►  paź 2022 (4)
    • ►  wrz 2022 (5)
    • ►  sie 2022 (6)
    • ►  lip 2022 (6)
    • ►  cze 2022 (1)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (3)
    • ►  mar 2022 (5)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (2)
  • ►  2021 (38)
    • ►  gru 2021 (2)
    • ►  lis 2021 (4)
    • ►  paź 2021 (3)
    • ►  wrz 2021 (3)
    • ►  sie 2021 (4)
    • ►  lip 2021 (4)
    • ►  cze 2021 (1)
    • ►  maj 2021 (2)
    • ►  kwi 2021 (2)
    • ►  mar 2021 (2)
    • ►  lut 2021 (6)
    • ►  sty 2021 (5)
  • ►  2020 (49)
    • ►  gru 2020 (3)
    • ►  lis 2020 (2)
    • ►  paź 2020 (4)
    • ►  wrz 2020 (4)
    • ►  sie 2020 (6)
    • ►  lip 2020 (5)
    • ►  cze 2020 (3)
    • ►  maj 2020 (2)
    • ►  kwi 2020 (5)
    • ►  mar 2020 (5)
    • ►  lut 2020 (6)
    • ►  sty 2020 (4)
  • ►  2019 (66)
    • ►  gru 2019 (6)
    • ►  lis 2019 (4)
    • ►  paź 2019 (5)
    • ►  wrz 2019 (9)
    • ►  sie 2019 (9)
    • ►  lip 2019 (6)
    • ►  cze 2019 (5)
    • ►  maj 2019 (6)
    • ►  kwi 2019 (2)
    • ►  mar 2019 (3)
    • ►  lut 2019 (5)
    • ►  sty 2019 (6)
  • ►  2018 (59)
    • ►  gru 2018 (5)
    • ►  lis 2018 (5)
    • ►  paź 2018 (7)
    • ►  wrz 2018 (9)
    • ►  sie 2018 (7)
    • ►  lip 2018 (3)
    • ►  cze 2018 (8)
    • ►  maj 2018 (2)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (3)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (5)
  • ►  2017 (5)
    • ►  gru 2017 (4)
    • ►  lis 2017 (1)

Polecany post

Podsumowanie okresu styczeń-maj 2025 i plany na czerwiec

Napisz do mnie w sprawie recenzji/artykułu/wywiadu :)

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Etykiety

Japonia (13) King (3) Murakami (6) PLOTKARA (3) Zafon (5) anime (3) arabia (1) autobiografia (5) baśnie (22) dla nastolatków (23) drama (5) fantasy (64) historyczne (32) holocaust (1) klasyk (22) klasyka dla nastolatków (11) klasyka dziecięca (2) komedia- czarny humor (12) kultura słowiańska (5) medyczne (5) mit (3) miłość (38) obyczajowe (115) podsumowanie (74) postapo (23) psychologia (30) psychologiczne (47) romans (53) science-fiction (23) stosik książkowy (29) sztuka (4) tag (2) thiller (26) thriller (14) wojna (9) współczesność (100) zapowiedz (27) zwierzęta (3) świat komiksu (1) święta (5)

Prawa Autorskie

Zabraniam kopiowania MOICH tekstów i zdjęć bez uprzedniego zezwolenia.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych za kradzież tekstów, czy zdjęć bez upoważnienia autora przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2-ch i/grzywnę.

Bardzo proszę o uszanowanie mojej pracy.

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z Dziennika Książkoholiczki. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.