"Aleo" jest debiutancką powieścią Tomasza Miękieny  i choć zazwyczaj staram się unikać czytania tego typu książek, to jednak postanowiłam dać "Aleo" szansę. Na blogosferze natrafiłam na całą masę opinii zarówno wychwalających tą powieść jak i bezlitośnie krytykujących, przez co naprawdę nie wiedziałam czego do końca mogę się po tej książce spodziewać. W rezultacie moja decyzja o sięgnięciu po tą książkę była po części spontaniczna, a po części spowodowana ciekawością. Przyznam szczerze, że nie miałam względem tej książki żadnych wygórowanych oczekiwań, niemniej jednak, okazała się ona dla mnie sporym rozczarowaniem. 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Aleo to z pozoru całkiem zwyczajna nastolatka, żyjąca w królestwie Adonu, której jedyną cechą rozpoznawczą są niezwykle piękne rubinowe włosy. Osierocona we wczesnym dzieciństwie, dziewczyna mieszka wraz z wujkiem, któremu pomaga w codziennych czynnościach związanych z prowadzeniem domu. Życie Aleo ulega zmianie o 180 stopni, gdy pewnego wieczoru dowiaduje się, że zgodnie z prawem gwiazdy wieczornej, jest ona prawowitą następczynią tronu. Jako pierworodne dziecko pierworodnego ojca los roztacza przed nią niezwykłe możliwości, a także trudne do wypełnienia zadanie. Co bowiem oznacza przepowiednia, która mówi, że los odkupi Rubin z Kalantari?
Przyznam szczerze, że lektura "Aleo" dosyć dobitnie przypomniała mi dlaczego niezbyt często sięgam po debiuty. Przede wszystkim "Aleo" to powieść przy której wynudziłam się naprawdę nie mało, i naprawdę dziwię się, że  wśród całej masy wad, które posiada ta książka udało mi się odnaleźć jedną i jedyną zaletę. Jest to sam zamysł autora, według którego Rubin z Kalantari miał okazać się wielkim bohaterem. Pomysł, który dosyć często pojawia się w literaturze typu fantasy, a który wzbudził moje główne zainteresowanie tą książką. Niestety, choć pomysł może nieco oklepany, to w gruncie rzeczy całkiem dobry, jednak jego wykonanie pozostawia naprawdę wiele do życzenia, a nie jest to jedyny zarzut, który można postawić jej autorowi.

Fabuła tej książki pozostawia naprawdę wiele do życzenia, gdyż pomimo intrygującego opisu, w książce tak na dobrą sprawę nic się nie dzieje. Za to olbrzymią większość stanowią opisy przyrody, mieszkańców Kalantari czy ich wierzeń i zwyczajów, a na domiar złego, trzeba było ponad połowy książki, aby pojawiły się w niej jakiekolwiek postacie, o głównej bohaterce nie wspominając. Przez ten przesyt informacji, niejednokrotnie miałam odczucie, że ta książka jest po prostu najzwyczajniej nużąca i  przez dłuższy czas, żywiłam nadzieję, że żmudnie zapisane strony, w których autor zasypuje mnie zbędnymi informacjami, mają na celu wprowadzenie Czytelnika do wykreowanego świata i nadania mu realistycznej wymowy. Jednak w moim  przypadku starania autora zadziałały w odwrotną stronę, gdyż nie mogłam pozbyć się wrażenia sztuczności i sceptycyzmu, przez co dosłownie "męczyłam się" z tą książką, starając się przebrnąć przez tę najnudniejszą część i licząc na to, że w kolejnym rozdziale autor czymś mocno mnie zaskoczy,  co jednak niestety nie nastąpiło. Przez niemal całą książkę odczuwałam pewien niedosyt z powodu niedopracowania fabuły i w dużej mierze potraktowania jej w pewien sposób zbyt drobiazgowo, by mogła zaintrygować potencjalnego Czytelnika.

Książki fantasty mają tę specyficzną właściwość, że w dużej mierze porywają czytelnika i wciągają do swojego magicznego świata, jednak w przypadku "Aleo" byłoby to najzwyczajniejsze kłamstwo. Bowiem czytając tą książkę wynudzam się naprawdę nie mało, a dodatkowo już od pierwszych stron zostałam zasypana całkowicie zbędną, wręcz przytłaczającą liczbą informacji, które tak naprawdę nic nie wnosiły do samej treści. Chwilami naprawdę nie mogłam pozbyć się wrażenia, że pewne wydarzenia aspekty zostały zwyczajnie zbyt przekoloryzowane, by wzbudzić u Czytelnika zamierzone przez autora odczucia. Zdecydowanie nie będzie przesadą, jeśli sklasyfikują tą powieść jako zwyczajnie nudną, gdyż autorowi w żadnym, nawet w minimalnym stopniu nie udało się mnie zaskoczyć, ani nawet wzbudzić uczucie ekscytacji czy też zainteresowania tą książką. 

Myślę, że wielkim błędem byłoby powiedzenie, że autor w żaden sposób nie starał się w pewien klimatyczny sposób wprowadzić Czytelnika do wykreowanego świata tej książki. Bowiem właśnie temu miała służyć mnogość informacji, jakimi Czytelnik zostaje zasypany już od pierwszych stron lektury. Autor postarał się również o stworzenie własnych legend, mitów, a także zwyczajów i wierzeń mieszkańców Królestwa Adonu. I gdyby nie to, że ilość tych informacji zwyczajnie przekracza zapotrzebowanie na wiedzę u Czytelnika, byłabym skłonna ocenić o klimatyczny aspekt w sposób pozytywny. Jednak przesyt i zbytnia drobiazgowość autora, zamiast wprowadzić Czytelnika w ów magiczny nastrój tej krainy, wywoływała wrażenie sztuczności i zwyczajnego niesmaku.

W stylu pisarskim Tomasza Miękiny można dostrzec głównie jego prostotę, bowiem autor nie stosuje żadnych wyszukanych zwrotów, a wszelkie opisy mają charakter niemal wyłącznie informacyjny. Mimo, iż styl autora jest prosty i pozbawiony zdobień, to jednak łatwo zauważyć wiele niespójności w tej powieści, co nie ukrywam, może chwilami lekko irytować. Czytając wielokrotnie miałam wrażenie, że myśli autora urwały się gdzieś w połowie pozostawiając sedno gdzieś pomiędzy stronami. Dodatkowo, zważywszy na fakt, że ponad połowę książki zajmują tylko i wyłącznie opisy przyrody i mieszkańców Kalantari, całkowicie zbędne, to przebrnięcie przez tak mnoga liczbę informacji jest nie lada wyzwaniem, i co gorsza, nie nastawia Czytelnika przychylnie wobec tej książki. W skutek tego całą przyjemność z czytania tej książki gdzieś zanika, pozostawiając wyłącznie znużenie i rozczarowanie.

Tomasz Miękiena nie zachwyca również kreacją bohaterów, których tak na dobrą sprawę można spotkać dopiero w połowie książki i dopiero wówczas zyskują oni jakąś tożsamość. Nie może być więc mowy o jakimkolwiek zżyciu się z bohaterami, nie wspominając o polubieniu któregokolwiek z nich. Postacie te sprawiają wrażenie bezpłciowych, a przy tym zupełnie pozbawionych jakiegokolwiek charakteru. Również wiele do życzenia pozostawia postać samej głównej bohaterki, której jedyną cechą rozpoznawczą są rubinowe włosy oraz fakt, że jest to osoba niesamowicie naiwna i dziecinna, jak na swój wiek, co naprawdę bywało dla mnie frustrujące, ponieważ zwyczajnie nie potrafię polubić takich pustych i bezkształtnych postaci. Zdecydowanie nie jest to postać z rodzaju tych, które po pewnym czasie dojrzewają i łatwo zapadają w pamięć, Aleo jest jedynie postacią jakich wiele w tej książce.


Podsumowując, naprawdę dawno nie czytałam tak kiepskiej książki. Podejrzewam również, że po tak marnym zakończeniu, jakie autor mi zaserwował, raczej nie sięgnę po kolejną jego książkę.  Jestem wielką fanką fantasy, jednak zdecydowanie nie umieszczałabym pod tym gatunkiem "Aleo", która nie posiada praktycznie żadnej z cech tego gatunku, co sprawia, że na jego tle wypada gorzej niż przeciętnie. Mogę tylko powiedzieć, jak bardzo jestem zdumiona własną wytrwałością, jak i tym, że udało mi się dotrzeć do końca tej powieści, co przyjęłam z wielką ulgą.
Na zakończenie mogę tylko powiedzieć, że powieści "Aleo. Burza na Północy" zdecydowanie nie polecam, a wręcz odradzam, gdyż jest to pozycja po prostu nie godna polecenia i nie warta poświęcenia na nią czasu. Powieść posiada tak wiele niedopracowań, że bystre oko czytelnika od razu je wyłapie, gdyż zapewniam, nie trudno je przeoczyć. 
Moja ocena:1/10:)

Brak komentarzy: