Z Dziennika Książkoholiczki

Strony

  • Strona główna
  • O mnie
  • KSIĄŻKI
  • Kącik serialowy
  • ZESTAWIENIA
  • Kontakt i Współpraca

27 kwietnia

"Przygody Telemacha" - Francois Fenelon, Louis Aragon, Andrzej Dróżdż

"Przygody Telemacha" są  drugą częścią rozpoczętego przeze mnie bardzo niedawno, bo zaledwie przedwczoraj cyklu "ciekawe studenckie lektury". Choć mitologia w świcie XIX wieku wydaje się stanowić relikt przeszłości, okazuje się, że pewne wartości i przekonania, które mają swoje źródło w opowieściach mitologicznych, są nadal aktualne. Przykładem tego są pewne wzorce i wartości dydaktyczne, mające ogromne znaczenie w dzisiejszej pedagogice. Pragnę zwrócić tutaj szczególną uwagę na postać młodego Telemacha, który zostaje określony mianem „doskonałego syna”. Czytając Odyseję Homerowską samej postaci Telamacha zostało poświęcone jedynie kilka pieśni, dlatego też podjęta przez liczne grono autorska próba moralizacji i wskazania dydaktycznej roli telemachowskiego mitu, jak również pewne umoralnienie postaci Telemacha wydały mi się ciekawe- i faktycznie, nie żałuję tych lektur.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Kim był Telemach? "Odyseja" wspomina o nim bardzo pobieżnie, stąd tak wielkie zainteresowanie tą postacią. Francis Fenelon uczynił z niego bohatera wręcz idealnego, czemu przeciwstawił się kilka wieków później Louis Aragon. Końcową refleksję podjął na ten temat Andrzej Dróżdż w swoim artykule naukowym.Lecz który z nich jednak miał rację?
Zacznę od konfrontacji poszczególnych wizji tej postaci, natomiast później przejdę bezpośrednio do wniosków i analizy.

TELEMACH U FENELONA

Historia Telemacha z jednej strony zachwyca uniwersalnym wydźwiękiem pedagogicznym, z drugiej strony fakt, że powieść ta jest próbą naśladowania Odysei, nieco męczy. Odkładając jednak na bok zarzucaną Fenelonowi schematyczność, opowieść o przygodach Telemacha zaskakuje wymową dydaktyczną i moralizatorską.

Fakt, że pod postacią Mentora skrywała się Atena, był moim zdaniem, w tym przypadku, zabiegiem niezwykle trafnym. Bo kto byłby dla młodzieńca lepszym opiekunem, nauczycielem, przewodnikiem niż sama bogini mądrości? Fenelon posługując się Mentorem daje pokaz swojej erudycji, pozwala się poznać jako człowiek oczytany, a przy tym wykształcony i na przykładzie Telemacha stara się przekazać Czytelnikowi pojęcia i postawy niezwykle przydatne w życiu. Dodatkowo wykorzystanie w celach dydaktycznych młodzieńca, syna Odyseusza, o którego losach Odyseja jak i Penelopiada nie wspominają- powiedziane jest tylko, że wyruszył w podróż jest zabiegiem niezwykle chwytliwym. Dodaje to pola wyobraźni dla Czytelnika, który może wytworzyć sobie w ten sposób pełniejszy obraz Telemacha. Nie pozostaje jednak bez echa to, że Telemach często jest porównywany do ojca, przez co gubi gdzieś swoją autentyczność, stając się wyłącznie „synem Odyseusza”, kopią ojca. Telemach to postać pełna ambicji i pychy, jednak później stara się wykorzystywać zdobyte doświadczenie-słusznie odmawiając zostania królem i wybierając na to stanowisko człowieka starszego od siebie.

Fascynujące jest również to, jak Fenelon ukazał alegorię dojrzewania, jako podróż, nie tylko jako podróż fizyczną z miejsca na miejsce, ale również duchową poprzez zdobywanie doświadczenia. Człowiek uczy się całe życie, Fenelon zaś błyskotliwie wykorzystał ten fakt. Telemach musi się jeszcze wiele nauczyć, co zostało wspomniane nawet w Penelopiadzie, jednak zrobił pierwszy krok ku dorosłości.


TELEMACH U ARAGONA

Przyznam, że Aragonowska wersja Telemacha bardzo przyjemnie mnie zaskoczyła pod wieloma względami. Przede wszystkim zachwyciło mnie to, jak bardzo aragnowska wersja Przygód Telemacha różni się od fenelowskiej. W moim odczuciu sam odbiór powieści Aragona był lekki, nie miało się wrażenia przesytu informacyjnego, całości dopełnia też bardziej współczesny język, przez co czytanie tej książki było naprawdę przyjemnym doświadczeniem.

Tym, co najbardziej rzuciło mi się w oczy jest wrażenie pewnej oniryczności w powieści Aragona i tym samym także demitologizacja postaci mitologicznych, które okazują się w zasadzie niewiele różnić od zwykłych śmiertelników,mają takie same potrzeby i pragnienia, brak im też boskiego autorytetu. Wydarzenia, które autor opisuje, co chwila ulegają zmianie, mieszają się ze sobą i to chwilami może dezorientować, ale wzbudza też ciekawy klimat. Tutaj moralizatorska wymowa Przygód – jak u Fenelona- gdzieś zanika i zostaje zastąpiona poprzez szeroką gamę wrażeń i najróżniejszych wizji. Te wrażenia potęguje ironia autorska mówiąca ustami Mentora, przez co można odnieść wrażenie, że to wszystko, co rozgrywa się przed oczami Czytelnika jest opowiadane w ramach żartu, ironicznego może nieco gorzkiego dowcipu.

Jeśli chodzi o postać Telemacha, to w wersji Aragona, ta postać okazała się bardziej irytująca niż wzbudzająca sympatię. Zachowania Telemacha, jego brawura, nieprzemyślane działania i naiwność budziły we mnie frustrację. Brakowało mi jakiejś takiej przemiany tej postaci, zdobycia doświadczenia, nabrania ogłady, po prostu zdynamizowania charakteru.

Bardzo ciekawym aspektem tej książki jest prawdziwy cel podróży Telemacha. Tutaj syn nie chce odnaleźć ojca i nie jest to tęsknota dziecka za ojcem, Telemachem kieruje raczej pragnienie zdobycia wiedzy, umiejętności manipulacyjnych Odyseusza. Nie zależy mu natomiast na odzyskaniu ojca jako utraconej i bardzo ważnej osoby.

KOŃCOWA REFLEKSJA

Andrzej Dróżdż już na samym początku wskazuje na postać Telemacha jako „nieskazitelnego wzoru dla młodego człowieka”. Interesującym jest fakt, jak bardzo autor stara się nie skalać wizerunku synu Ulissesa, tłumacząc nieposłuszeństwo młodzieńca głębokim niepokojem spowodowanym długotrwałą nieobecnością ojca na itackiej ziemi. Dróżdowski głos odrzuca wszelkie kontrargumenty przeczące czystszym intencjom Telemacha, za nieznaczący uznając nawet fakt, że młodzieniec wyruszył w podroż nie uzyskawszy zgody matki, Penelopy. Telemachowską brawurę stara się usprawiedliwić lękiem o los dawno niewidzianego ojca. Choć sama chęć pewnego rodzaju wybielenia nieposłuszeństwa dziecka, stanowi brak obiektywizmu, a niezaznajomiony z samą lekturą Odysei lub innych dzieł nawiązujących, czytelnik zapewne przyjmie powyższe argumenty za pewnik, to jednak doświadczony literaturoznawca bada, szuka i analizuje. Po zapoznaniu się z lekturą Odysei i innych dzieł podejmujących losy młodego itackiego spadkobiercy, śmiem polemizować z dróżdowskim założeniem o domniemanej niewinności intecji Telemacha. Analiza psychologiczna tej postaci według Drużdża, to jedynie jeden z wielu wariantów i nie uznawałabym tego za pewnik, a tym bardziej nie doszukiwałabym się tak czystych i niewinnych motywów podróży Telemacha. Bohaterem tym nie musiała kierować jedynie tęsknota za utraconym rodzicem, mogła to być zarówno chęć przemierzenia świata, jak również pragnienie zdobycia umiejętności i zdolności manipulatorskich ojca, jak przedstawia to Aragon w Przygodach Telemacha.

W założeniu Dróżdża Mit o przygodach Telemacha ma odzwierciedlać naturalną chęć dziecka do naśladowania rodzica, niemożliwym jest zatem zerwanie więzi rodzicielskich, głęboko zakorzenionych w tradycji kulturalnej. Podobną taktykę przyjmuje Francois Fenlon, podkreślając dydaktyczną rolę Mitu, traktując ją jako historię o dojrzewaniu i zdobywaniu doświadczenia. Dróżdż, choć nie piętnuje zachowania młodzieńca i patrzy na jego wyczyny w sposób bezkrytyczny, zasługuje na uznanie za dobitne wskazanie roli moralizatorskiej mitu. Niezwykle ważny jest dla Andrzeja Dróżdża dobrowolny gest Telemacha wyruszenia w podróż. Autor podkreśla przy tym, iż towarzystwo starego Mentora, pod postacią którego skrywała się Minerwa, stanowiło ważą rolę moralizatorską i dydaktyczną w życiu młodego Itakijczyka. Na ogromną korzyść Telemacha przemawia to, iż akceptował on rady Mentora, doskonalił swoją samodyscyplinę nie ulegając lubieżnym pokusom pięknej Kalipso, czy też odmawiając przyjęcia korony na rzecz starszego od siebie wojownika.

Autor tego artykułu usiłuje przede wszystkim ukazać ponadczasową i moralizatorską wymowę opowieści mitologicznych. Stara się ukazać postać Telemacha jako wzór Homerowskiego ideału charakteru, zapewne stąd pobłażliwość i bezkrytycyzm wobec Ulissesowe'go syna. W przypadku Dróżdża występuje mocna idealizacja postaci Telemacha, przy kompletnym pominięciu jakichkolwiek skaz jego charakteru, jak również braku podejrzeń, co do czystości intencji bohatera. W przekonaniu autora mit o Telemachu „odbudowuje wiarę w sens i ład rodziny”, zaś sam syn powiela rodzinny schemat, wyruszając, tak jak ojciec w daleką i długą podróż. Andrzej Dróżdż ukazuje tutaj pewną schematyczność, która przejawia się w wiernym podążaniu za rodzicem, co odzwierciedla model współczesnego postępowania dzieci, które już od najmłodszych lat podpatrują rodzicielskie poczynania. W końcowym akapicie autor podkreśla fatum Telemacha, który „zawsze będzie podążał za ojcem, choćby go nawet nie znał”. Zatem losem Telemacha, podobnie jak jego ojca, jest długa i wyrwała podróż- tułaczka w poszukiwaniu upragnionego celu.
Lektura "Przygód" zarówno w wydaniu aragonowskim, jak i fenelonowskim oraz artykułu Dróżdża z pewnością pozwoliła mi na uporządkowanie posiadanych już wiadomości dotyczących postaci Telemacha, jak również pozwoliła mi na ciekawe rozważania na temat tej postaci. Urzekła mnie dogłębna wymowa pedagogiczna, i skłoniła do rozważań, czy rzeczywiście dzisiaj, nawet znając telemachię, mamy do czynienia z powielaniem wzorców swoich rodziców? Uważam, że do pewnego stopnia faktycznie można mówić o naśladowaniu wzorców, jednak ostatecznie każdy człowiek będzie podążał za własnymi przekonaniami.
Moja ocena:7/10 :)





Czytaj dalej »
on 27 kwietnia 4
Podziel się!
Etykiety
baśnie, klasyk, mit
Nowsze posty
Starsze posty

26 kwietnia

"Penelopiada" - Margaret Atwood


Ostatnio z braku czasu na cokolwiek prócz zajęć uczelnianych; pisania prac, referatów, tworzenia prezentacji, nauki na egzaminy i wideokonferencji z profesorami, postanowiłam napisać nieco inny niż zwykle wpis, dotyczący właśnie lektur studenckich, ponieważ na przełomie tych dwóch miesięcy, marca i kwietnia, przeczytałam ich naprawdę sporo. Postanowiłam więc opublikować wpis, w którym pokrótce podzielę się swoimi wrażeniami względem nich i wskażę ich największe walory. Mowa między innymi o "Penelopiadzie" Margaret Atwood, "Przygodach Telemacha" zarówno u Francisa Fenelona jak i Louisa Aragona- przynajmniej na ten moment. Lektury, jak powszechnie wiadomo nie cieszą się zbyt wielką popularnością, jednak zdecydowanie warto je znać, a na studiach polonistycznych taka znajomość lektur jest wręcz wymogiem. Częścią pierwszą serii "ciekawe studenckie lektury" jest "Penelopiada" pióra Margaret Atwood.

NALEŻY CZYTAĆ PRZ PIOSENCE:
Na samym początku muszę przyznać, że "Penelopiada" autorstwa Margaret Atwood bardzo przypadła mi do gustu, nie tylko ze względu na koncept uwspółcześnienia mitu, ale także ze względu na jego wykonanie, które w wykonaniu tej pisarki jest nie tylko nowatorskie i dostarcza mitologii powiewu świeżości, ale jest również bardzo ciekawe.
"Penelopiada" to zupełnie inna wersja "Oysei". Tutaj wiodący głos zyskuje Penelopa, oszukiwana przez laty przez własnego męża. Nowy Odyseusz to w rzeczywistości wyrafinowany kobieciarz, natomiast Helena to zadufana we własnym ego narcystyczna kokietka. Tutaj prawdę odkrywa Penelopa, lecz kim w rzeczywistości jest wierna małżonka Odyseusza?
Zacznę od tego, że sama koncepcja odświeżenia odysejskiego mitu jest dla mnie szalenie ciekawa, co więcej, jest to bardzo sprytne zagranie ze strony autorki. Możliwość opowiedzenia mitologicznych historii współczesnym językiem jest czymś po prostu niesamowitym, myślę też że, pozwala inaczej spojrzeć na mityczne historie i wybory jakich dokonywali ich bohaterowie, ale również potrafi sprawić, że mitologia staje się jeszcze ciekawsza. Pomysł Penelopy snującej własną historię, ale równocześnie opowiadającej o tym, co słychać we współczesności jest sam w sobie pomysłem oryginalnym i nowatorskim. Bardzo ciekawie został ukazany kontrast czasowy między czasami starożytnymi a współczesnymi, i czytając wypowiedzi Penelopy o dzisiejszych współczesnych sprzętach, nie mogłam powstrzymać leciutkiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Atwood poprowadziła tę kwestię w bardzo, mówiąc kolokwialnie, fajny i nowatorski sposób w stylu „co pomyśleliby starożytni herosi i kobiety o tym, co my współcześnie mamy- jak nazwaliby nasze sprzęty czy roboty kuchenne?”

Równie ciekawie została ukazana sytuacja kobiet i, co sama Penelopa podkreśla, że dzisiejsze kobiety mają znacznie więcej swobody i mniej zmartwień- nie mają takiego Odysa. Troszkę to smutne, patrząc z dzisiejszej perspektywy, jak niewielkie możliwości miała mądra Penelopa i jak niewiele przywilejów społecznych miały kobiety w tamtych czasach. Nie mogła przeciwstawić się ojcu, nie mogła dokonywać własnych wyborów, po swojej stronie miała jedynie inteligencję i umiejętności krawieckie. A jednak szkoda, że nie mogła się rozwijać i kształcić. 

Sama narracja i „przenikanie się” wzajemnie czasów starożytnych z opowieści Penelopy i jej czasów obecnych poprowadzona jest w sposób płynny i lekki, te „przeskoki czasowe” w żadnym razie nie nużą ani irytują.

Co do konfliktu Helena- Penelopa to muszę przyznać, że dla mnie był to jeden z ciekawszych wątków. Spodobało mi się to, że Atwood nie bała się zarzutów wobec Heleny- kobiety, która właściwie wywołała wojnę trojańską swoją urodą. Odważnie zarzuciła Helenie pychę, arogancję i brak konsekwencji, to bardzo ciekawe zagranie biorąc pod uwagę, to jak inni oceniają Helenę. Urzekła mnie bezpośredniość Atwood, to że pokazała Helenę w innym, nieco mniej rażącym świetle niż blask reflektorów. Współczułam Penelopie, tego jak wielki kompleks niższości miała ona względem Heleny, zaś sama nie dostrzegała swoich wspaniałych zalet, co jednak wcale nie znaczy, że nie umiała się bronic, o nie! Ich zagrywki słowne, sprzeczki i przytyki były świetnymi i bezcennymi momentami i można było znaleźć w nich nutę żartu, co jak dla mnie jest wielkim pozytywem tej książki.

Jeśli chodzi o kwestię całunu- sieci Penelopy to jest to bardzo ciekawy, choć nieco urwany wątek. Dziś „sieć Penelopy” jest symbolem „wiernej żony”, która tkała go w dzień i pruła w nocy z zamiarem uniknięcia możliwości dokonania wyboru któregoś z zalotników. Myślę jednak, że w rzeczywistości odzwierciedla on spryt Penelopy, jak również jest sam w sobie desperackim aktem przeciwstawienia się losowi. Sam wątek Odyseusza schodzi na nieco dalszy plan- dzieje Odyseusza opowiadane są fragmentarycznie za pośrednictwem wtrącanych,  co jakiś czas wypowiedzi wędrowców czy pieśniarzy, niemniej nie da się ukryć, że powiązania z "Odyseją" jak najbardziej są i w tym przypadku Atwood ściśle trzyma się twórczości Homera. 

Co mi się najbardziej podobało, to fakt, że narratorką dramatu jest sama Penelopa, a wydaje mi się, że nie można jeszcze bardziej „ożywić” postaci. Penelopa w twórczości Atwood stała się bohaterką, która przełamała moje opory względem tej postaci w "Odysei". Atwood nadała Penelopie nie tylko myśli, uczucia, głos i wolę, podarowała jej jeszcze historię, która ta może opowiedzieć. I w tym kontekście Penelopa wzbudziła moją sympatię, już nie była cieniem, wyłącznie "wierną żoną”, głosem myśli czy słowami, którym przysłuchuje się słuchacz. W "Penelopiadzie" zyskała osobowość i swoją historię, tym samym stając się postacią nieporównywalnie bliższa czytelnikowi niż za pośrednictwem "Odsyei".
Penelopa zdecydowanie zyskała najwięcej ekspresji w "Penelopiadzie" Margaret Atwood. Nie dość, że pisarka rzuciła nowe światło na „wojnę trojańską”, to jeszcze oddała głos Penelopie, która tym razem wyszła z cienia "Odysei", a tym samym stała się bohaterką posiadającą swoją własną historię. W świetle powyższych argumentów, chyba nie musze dodawać, że "Penelopiadę" jak najbardziej polecam!
Moja ocena:9/10.:)
Czytaj dalej »
on 26 kwietnia 3
Podziel się!
Etykiety
baśnie, klasyk, mit, psychologiczne
Nowsze posty
Starsze posty

14 kwietnia

"Fatum i Furia"- Lauren Groff

Na "Fatum i Furię" natknęłam się już jakiś czas temu, jednak wtedy jakoś nie zgłębiałam się w to, co ta powieść w sobie skrywa. Bardzo cieszę się jednak, że zdecydowałam się po nią sięgnąć, bowiem ta książka jest niesamowicie intrygująca, a przy tym to jedna z rodzaju tych powieści, które odsłaniają karty i uczą, że nie wszystko jest tak idealne jak się wydaje.  I będąc już po lekturze, mogę z całą pewnością stwierdzić, że jest to pozycja tak dobra, tak ambitna i nieszablonowa, że śmiało mogę umieścić ją w gronie książek, które zdecydowanie warto przeczytać. 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Książka podzielona jest na dwie perspektywy, Fatum to historia Lancelota zwanego Lottem, aktora młodego pokolenia aspirującego do roli wybitnego dramatopisarza. Fatum jest wersją wydarzeń Lotta dotyczącą jego małżeństwa z przepiękną Mathilde. Z kolei Furia to opowieść Mathilde o tym, jakie naprawdę było jej małżeństwo i życie z Lottem. Furia odsłania wiele tajemnic, które w Fatum wydają się być zbagatelizowane.
"Fatum i Furia" to zdecydowanie powieść szalenie ambitna, a przy tym opowiedziana w bardzo ciekawy sposób. Przyznam szczerze, że choć z początku ciężko było mi się zmusić do regularnej lektury, głównie z powodu jej  bohatera, którego niestety w miarę lektury kolejnych stron lubiłam już coraz mniej. Jednak od pewnego momentu, ta powieść tak mocno mnie wciągnęła, że ostatnie kilkaset stron przeczytałam z zaskakującą szybkością i zaangażowaniem. Mimo, iż "Fatum i Furia" to lektura bardzo ambitna, to niestety znalazło się kilka aspektów, pewnych niedociągnięć, które zwyczajnie mnie irytowały. Jednak w ostatecznym rozrachunku chyba niemożliwym jest zapomnieć o "Fatum i Furii", ta książka zdecydowanie pozostawia swój ślad na Czytelniku.

Lauren Groff wprowadziła ciekawy zamysł fabularny nie ujawniając od początku wszystkich małżeńskich intryg. Powieść tworzy historia małżeństwa Satterwhite'ów, jednak zarówno Lancelot jak i Mathilde przedstawiają je w nieco innych barwach, lecz o tyle o ile historia Lancelota wydaje się być w gruncie rzeczy prosta, mniej skomplikowana i niemal sielankowa, o tyle historia Mathilde jest bardziej mroczna i dopiero jej historia ujawnia pewne tajemnice i trudy rodziny Satterwhite. Jak pisałam wcześniej, miałam pewne opory dotyczące historii Lotta, nie wydawała mi się ona ani szczególnie interesująca ani w jakikolwiek sposób ciekawa. Przyznam bez ogródek, że historia Mathilde wciągnęła mnie o wiele bardziej i gdy tylko zaczęłam czytać "Furię", zostałam tą powieścią oczarowana, a niedosyt spowodowany nużącą naturą "Fatum" odszedł w zapomnienie. Podczas lektury tej książki miałam nieodparte wrażenie, że dopiero podczas historii Mathilde, autorka postanowiła ujawnić swoją błyskotliwą naturę i rzucić więcej światła na aspekty niemal całkowicie pominięte w historii Lancelota. Aczkolwiek fakty, jakie ujawnia Mathilde sprawiają, że Czytelnik całkiem inaczej patrzy na całą powieść i niekoniecznie jest to tylko i wyłącznie pozytywny obraz. Przejście z historii Lancelota do historii Mathilde to zetknięcie się z dwiema zupełnie odmiennymi stronami lustra, ze świata ideałów i bogatej sławy do świata ogarniętego tragedią, smutkiem, prozą codzienności i niezwykłą siłą, która pozwala przetrwać te najgorsze momenty.

Akcja to podobnie jak w przypadku fabuły, przechodzenie z jednej skrajności w drugą. Opowieść Lancelota można by w gruncie rzeczy opisać jednym zdaniem i w moim odczuciu blask chwały, jakim otaczał się główny męski bohater był co najmniej lekko przesadzony. O Mathilde początkowo nie da się nic powiedzieć, jej historia jest jak czysta karta. Dopiero, gdy zamyka się historia Lotta, Czytelnik może nieco lepiej poznać Mathilde i jej historię. Nie ukrywam, że tym, co w dużej mierze napełnia akcję książki są tajemnice, sekrety małżeńskie, niewypowiedziane kłamstwa. Właśnie ten aspekt tajemnicy najbardziej mnie pociągał w tej historii. Lauren Groff sprytnie zbudowała najpierw sielski obraz pozornie udanego małżeństwa, by potem z rozmachem wyprowadzić Czytelnika z błędu.

"Małżeństwo buduje się na kłamstwach. Głównie w dobrej wierze. Na przemilczeniach. Gdyby wypowiedzieć na głos wszystko, co myśli się o współmałżonku, można by go zetrzeć na proch."

Co jeszcze przemawia na ogromną korzyść tej książki, to nie tylko nieszablonowy podział fabularny, ale przede wszystkim wielowątkowość i misternie utkana sieć kłamstw i intryg, która buduje klimat powieści Groff. Bowiem klimat "Fatum i Furii" to zdecydowanie największy atut tej powieści. Aura tajemnicy przebija z każdej strony tej książki, lecz niestety przez dłuższy czas autorka bawi się Czytelnikiem pozwalając mu błądzić po omacku, po to by następnie ujawnić stopniowo coraz to większe sekrety życia małżeńskiego Lotta i Mathilde. Atmosfera tajemniczości stopniowo się zagęszcza, aby w historii Mathilde znaleźć nareszcie ujście. Sama tajemnicza postać Mathilde intryguje i ciekawi, warto więc przebrnąć przez tą pierwszą połowę aby ją poznać. 

Wielowątkowość tej książki dotyczy nie tylko samych wątków fabularnych przeplatanych retrospekcjami poszczególnych postaci, ale przede wszystkim opiera się na nawiązaniach do kultury mitologicznej. Fatum, czyli historię Lotta tworzą Mojry, a historia jego życia jest taka, jaką pragnęły widzieć trzy najważniejsze dla niego kobiety,matka Antoinette, młodsza siostra Rachel i przede wszystkim jego małżonka, Mathilde. Każda z kobiet w jakiś sposób  miała wpływ na jego życie, choć sam Lotto myślał o sobie jak o geniuszu, któremu po prostu dopisuje szczęście. I to kolejny niewątpliwy atut autorski, w tej powieści nie istnieje coś takiego jak przypadek. Lauren Groff zmyślnie poruszyła tutaj kafkowską, czy też bardziej fatalistyczną machinę, że wszystko miało mieć taki, a nie inny przebieg. Można nawiązać tutaj także do historii Edypa, który tak jak Lotto starał się uciec przed swoim fatum. Ostatecznie jednak Lotto okazał się aktorem nie tylko na scenie, ale i w prawdziwym życiu naiwnie wierząc ślepo we własny geniusz. Furię uosabia oczywiście Mathilde, nosząca w sobie dwie twarze, pełną gniewu i dumy oraz wyrzutów sumienia i niewypowiedzianych żali. Wbrew pozorom, Mathilde choć najsilniejsza z mojr,okazuje się być postacią najbardziej tragiczną, uwięzioną przez demony w swojej własnej przeszłości i lęków. 

Jeśli chodzi o inne nawiązania kulturalne, olbrzymi wpływ na klimat tej książki mają literatura i teatr. Autorka dotyka również tematu samotności, manii pychy i bogactwa, pokazuje, że fałszywa religijność i majątek nie ocalą człowieka przed samotnością. Człowiek może odnaleźć prawdziwe szczęście w miłości i zaufaniu do drugiej osoby. Ostatecznie sama książka uświadamia, że z przeznaczeniem nie można wygrać, a człowiek powinien pozbyć się niezliczonych masek i ukazać prawdziwego siebie, bo jego życie i tak dobiegnie końca, bez względu na to,jakie będą jego losy.

Język jakim posługuje się autorka ujawnia jej kreatywność i lekkość w obcowaniu i posługiwaniu się słowem. Sam język powieści jest dosyć specyficzny, dominuje narracja trzecioosobowa z wstawkami dramatycznymi niczym chór, za pomocą którego narrator ujawnia siebie i wtrąca własne trzy grosze, bądź komentuje daną sytuację. Nie zetknęłam się jeszcze z takim połączeniem prozy z dramatem, dlatego było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Styl pisarski Groff operuje szeroką paletą bogatego słownictwa, który ujawnia jej kunszt pisarski. Choć momentami tematyka utworu jest dosyć ciężka, lekkie pióro Groff pozwala na błyskawiczną i przyjemną lekturę.

"Małżeństwo, jedność złożona z pojedynczych elementów. Lotto - głośny i roztaczający wokół siebie blask, Mathilde - cicha i czuja. Można by uwierzyć, że to on nadawał ton. To prawda, że przez całe dotychczasowe życie torował sobie drogę do Mathilde. Że gdyby los nie przygotował go na ich spotkanie, nie byliby ze sobą."

Odnośnie bohaterów "Fatum i Furii" moje odczucia były całkowicie skrajne, co jednak nie zmienia faktu, że kreacją realistyczną, jak i głęboką Groff jak najbardziej może się poszczycić. Postać Lancelota od samego początku wzbudzała we mnie frustrację, a jego późniejsza megalomania tylko mnie w tym utwierdziła. Mathilde znacznie bardziej przypadła mi do gustu, choć nie mogę tutaj mówić o jakimś wielkim przywiązaniu do tej postaci. Jest to jednak bohaterka, która nadaje prym tej historii i z tego względu oraz przez to,co zrobiła dla Lancelota, po prostu ciężko jest nie darzyć jej sympatią.

"Fatum i Furia" to powieść epicka i jestem absolutnie zachwycona faktem, że mogłam ją przeczytać. Lauren Groff i jej proza wywarły na mnie spore wrażenie i mam nadzieję, że za niedługo uda mi się przeczytać kolejną powieść z jej pisarskiego dorobku.
Nie ukrywam, że "Fatum i Furia" to zdecydowanie dobra powieść dla osób ambitnych, którzy szukają naprawdę dobrej literatury. Sądząc po mojej wyczerpującej dosyć argumentacji, uznaję, że dalsze słowa zachęty są po prostu zbędne. Przeczytajcie!
Moja ocena:9/10:)
Czytaj dalej »
on 14 kwietnia 1
Podziel się!
Etykiety
obyczajowe, psychologia, romans, thriller, współczesność
Nowsze posty
Starsze posty

04 kwietnia

Podsumowanie Marca 2020

Marzec to zdecydowanie był dla mnie jeden z najbardziej pracowitych miesięcy wszystko wskazuje na to, że w obecnej sytuacji kwiecień będzie taki sam. Niby siedząc domu człowiek ma na wszytko czas, aczkolwiek ta teoria jest jednym wielkim "kłamstwem",to prawda, że ćwiczenia i wykłady są przeprowadzane zdalnie, ale oprócz tego czekają jeszcze prace do napisania. Jednak obecna sytuacja ma wiele plusów, w tym możliwość wyspania się i do pewnego stopnia organizacji własnego czasu. Na obecną chwilę jestem bardzo z siebie dumna i zdecydowanie nie mam czego żałować, w końcu dzięki temu mogę więcej książek przeczytać, wstawić ciekawy post na bloga, porysować i tak zaplanować dzień, aby jakoś go urozmaicić, czy to ciekawym filmem, serialem, czy nową piosenką, która wpadła mi ostatnio w ucho.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Kiedy podliczyłam wszystkie książki, jakie przeczytałam w marcu, w tym również lektury, została bardzo pozytywnie zaskoczona, gdyż ten wynik zdecydowanie stanowi mój osobisty miesięczny rekord. W marcu przeczytałam 17 książek i choć zdecydowana większość z nich przypadała na lektury niezbędne do zaliczenia zajęć oraz napisania pracy rocznej, to jestem z siebie bardzo zadowolona. Marzec rozpoczęłam z książką Klaudii Bianek, "Jedyne takie miejsce", którą zdecydowanie mogę ocenić jako najlepszą książkę miesiąca. Następnie w dość długiej kolejce stanęły moje studenckie lektury, w tym "Penelopiada"Margaret Atwood i "Sen nocy letniej" Williama Shekspaera, które mogę z powodzeniem ocenić wysoko na tle innych książek,później przyszedł czas na"Burzę" tego samego autora oraz opowiadania Franza Kafki, "Kolonię karną" oraz "Przemianę".  Następnie sięgnęłam po "Wszystko, czego pragnęliśmy" Emily Giffin, którą bardzo miło wspominam. Wreszcie mogłam pozwolić sobie na książki dotyczące pracy rocznej, a ta lista jest dosyć spora, więc uważam, że niekoniecznie muszę ją tutaj wymieniać, z 11 pozycji aktualnie jestem w trakcie dokańczania dwóch ostatnich i robienia notatek. W przypadku książek ogłoszenie stanu epidemii wpłynęło na mnie pozytywnie, bo dzięki temu mogłam sięgnąć po więcej książek nie będących lekturami, czyli kolejno: "Drogi Martinie" Nic Stone, którą uważam za bardzo wartościową i pouczającą książkę,"Cinder i Ellę" Kelly Oram, która również zdobyła sobie u mnie dobrą opinię oraz "Fatum i Furię" pióra Lauren Groff, z której lada dzień można spodziewać się recenzji, podobnie jak wspomnianego przeze mnie już kilkakrotnie serialu "Pinocchio"- nie chodzi tutaj o Pinokia, wierzcie mi.

  1. "Jedyne takie miejsce"- Klaudia Bianek <recenzja>
  2. "Penelopiada" Margaret Atwood
  3. "Wszystko, czego pragnęliśmy" Emily Giffin <recenzja>
  4. "Drogi Martinie" Nic Stone <recenzja>
  5. "Cinder i Ella" Kelly Oram <recenzja>
  6. "Fatum i Furia" Lauren Groff- recenzja niebawem!
  7. "Sen nocy letniej" William Szekspir
  8. "Burza" William Szekspir,
  9. "Kolonia karna" Franz Kafka,
  10. "Przemiana" Franz Kafka
  11. Lektury do pracy rocznej- 9 pozycji.
W tym miesiącu udało mi się przeczytać kilka naprawdę świetnych pozycji, dlatego pretendentów do miana "najlepszej książki" jest aż dwóch:
  • "Jedyne takie miejsce" Klaudii Bianek
To zdecydowanie najbardziej ciepła książka, jaką miałam okazję przeczytać w marcu. Na olbrzymi plus oceniam sielską atmosferę, nieszablonowych bohaterów oraz fakt, że powieść Bianek porusza wiele ciekawych tematów. Atmosfera płynąca z tej książki pozwoliła mi na odprężenie i dobry relaks w chwili, gdy tego potrzebowałam. Z przyjemnością sięgnęłabym też po inne pozycje tej autorki.
  • "Drogi Martinie" Nic Stone
To powieść, która mną wstrząsnęła i uświadomiła mi, że droga do równouprawnień czarnoskórych wciąż jest niestety bardzo daleka, a my, biali nie jesteśmy tak tolerancyjni za jakich się uważamy. Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem tej książki, mnogością zdarzeń oraz faktem, że autorce udało się pomieścić wszystko w tak cienkiej książce.
Za najgorszą książkę tego miesiąca z całą pewnością mogę uznać opowiadania Franza Kafki, niestety, bo choć z założenia wiem, że lektury, które omawiamy na ćwiczeniach rzadko kiedy przypadają do gustu, to jednak te dwa opowiadania Kafki, które miałam okazję przeczytać były wyjątkowo "niesmaczne", a zwłaszcza "Kolonia karna"- aby nie spoilować za bardzo, powiem tylko, że nie dziwię się temu, że podczas odczytu Kafki, wiele osób opuściło salę. "Kolonię karną" czyta się bowiem ze zgrozą w oczach. Oczywiście do kategorii "najgorszych książek" mogłabym też dodać czysto naukowe lektury do pracy, które już ze względu na sam naukowy styl, niemniej jednak naprawdę dużo się z nich dowiedziałam i jestem pewna, że moje pieczołowicie sporządzone notatki bardzo mi się przydadzą podczas pisania pracy.

CO W KWIETNIU?

Nie zanosi się na to, aby w najbliższym czasie uniwersytet miał powrócić do normalnego funkcjonowania, choć oczywiście mam nadzieję, że to się zmieni, dlatego też pozwoliłam sobie na poszerzanie mojego kwietniowego repertuaru książek. Mam nadzieję, że kwietniowe pozycje również bardzo przypadną mi do gustu, jak te przeczytane w marcu.
W kwietniu chciałabym przeczytać następujące książki:
  • "Byłam służącą w arabskich pałacach" Laily Shukri,
  • "Ogród śmierci" Margit Sandemo,
  • "Doktor Faustus" Tomasza Manna.
Czytaj dalej »
on 04 kwietnia 12
Podziel się!
Etykiety
podsumowanie, zapowiedz
Nowsze posty
Starsze posty

02 kwietnia

"Cinder i Ella" - Kelly Oram


Z powodu pandemii, moja Uczelnia przerzuciła się całkowicie na tryb zdalny, co jednak dla nas, studentów wcale nie oznacza więcej wolnego czasu, przez co czeka mnie naprawdę masa roboty. Na szczęście jednak moja umiejętność organizacji czasu pozwoliła mi na uzupełnienie mojej książkowej biblioteczki i w taki właśnie sposób "Cinder i Ella" znalazło się na moim czytniku. O tej książce słyszałam jak najbardziej pozytywne opinie, toteż zaciekawiona przystąpiłam do lektury. I w moim odczuciu, lektura ta wywołała jak najbardziej pozytywne wrażenia, zarówno  względem samej treści jak i oryginalności stylu autorskiego.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Życie Elli rozsypało się jak domek z kart, gdy rok temu uległa wypadkowi samochodowemu. Straciła wówczas matkę, a sama uległa poważnym obrażeniom, w tym poparzeniu ponad siedemdziesięcioleciu procentów ciała. Rekonwalescencja jest dla dziewczyny niezwykle trudna, dlatego dziewczyna trafia pod kuratelę ojca, którego nie widziała od ponad dziesięciu lat oraz jego nowej rodziny. Życie w nowym miejscu nie jest łatwe, a dziewczyna pada ofiarą licznych prześladowań w szkole z powodu swoich blizn. Ella starając się jakoś uporać z traumą, a jednocześnie pragnąc bliskości kogoś, kogo mogłaby nazwać swoim przyjacielem nawiązuje kontakt z osobą, która znaczy dla niej najwięcej. Cinderem, który jest wielkim fanem jej bloga, a dla niej samej wyłącznie anonimowym przyjacielem.
Przyznam, że tym, co najbardziej mnie ciekawiło w tej książce, była wariancja Kelly Oram względem znanej wszystkim baśni "Cinderella". Bowiem to właśnie próba rozdzielenia imienia Kopicuszka pozwoliła autorce stworzyć Cindera i Ellę, a tym samym stworzyć jedyną w swoim rodzaju współczesną wersję tejże baśni. I choć sama historia nie pochłonęła mnie jakoś szczególnie, to jednak pozwoliła mi na kilka godzin zapomnieć o prawdziwym świecie i z tego względu wspominam ją bardzo ciepło. 

Nie można zaprzeczyć, że w gruncie rzeczy pod względem fabularnym powieść jest boleśnie przewidywana. Nie potrzeba długo czekać, aby przekonać się, że "Cinder i Ella" to tak naprawdę opowiedziana nieco inaczej współczesna wersja disnejowskiej baśni. Kelly Oram w pewnym sensie zrywa ze schematycznością i wieloma regułami baśni, bowiem postarała się o to, by nadać tej historii własny rytm, wzbogacając ją o kilka oryginalnych elementów, to jednak sam koncept główny pozostaje bez zmian. Bardzo spodobało mi się to, że Oram ukazała historię "Cindera i Elli" rezygnując z elementów fantastycznych i przedstawiła ich historię na motywach obyczajówki młodzieżowej, wzbogacając historię o wielowątkowe elementy, tym samym nadając tej powieści nieco psychologiczny, pełen realizmu wymiar.

Choć tak jak napisałam wcześniej, fabuła tej książki jest w zasadzie schematyczna i niema w tym nic nowego, to jednak nudzić się podczas lektury tej historii graniczy z niemożliwością. Już od pierwszych stron akcja gwałtownie przyśpiesza, a wydarzenia toczą się z lawinową szybkością. Począwszy od wypadku Elli, jej rekonwalescencji, a na próbach powrotu dziewczyny do normalnego funkcjonowania, skończywszy. Przez cały czas trwania powieści można zaobserwować jak wielką niechęć w szkole budzi Ella ze swoimi bliznami i z jakimi przykrymi sytuacjami musi się zmagać - na tej właśnie podstawie Kelly Oram buduje świetny wątek psychologiczny, bo to właśnie on stanowi napęd dla akcji książki. Autorka nie rezygnuje  z tematów braku samoakceptacji, ale również braku akceptacji przez szkolną i rodzinną społeczność, dając tym samym mocne podwaliny pod powieść realistyczną. Tym, co dodatkowo fascynuje jest tajemnicza postać Cindera, jednak na wyjaśnienie tej tajemnicy znów nie potrzeba długo czekać i w zasadzie nikogo nie zszokuje jego prawdziwa tożsamość.

Klimat tej książki to zdecydowanie jeden z najmocniejszych atutów historii Oram. Z każdej strony tej powieści przebijają emocje, co jeszcze bardziej uwydatnia refleksyjną wymowę tej książki. "Cinder i Ella" to powieść bogata w wiele psychologicznych wątków, jak wspominałam wcześniej, problemów z samoakceptacją, odnalezieniem się w nowej sytuacji, ale nie tylko. Autorka niemal przez całą powieść porusza tematykę prześladowania w szkole, odsłaniając w pełnej krasie okrucieństwo nastoletnich bogatych dzieciaków. Kładzie również mocny nacisk na problem braku porozumienia między Ellą, a jej ojcem i podkreśla ogromną różnicę wyznawanych przez nich wartości.  Chyba najbardziej okrutną rzeczą jest to, że Kelly Oram nie boi się kontrowersji, tym samym postulując, że najważniejsza jest znajomość prawdy, bo nic nie rani bardziej niż kłamstwo. Emocje w tej książce dosłownie kipią- i nie są to koniecznie emocje pozytywne, co sprawia, że Czytelnik ma okazję spojrzeć na sytuację Elli z wielu różnych perspektyw, a tym samym dojść do przekonania, że nie tylko Elli jest ciężko i nie tylko ona cierpi, ale inni bohaterowie również, gdyż Kelly Oram z rozmysłem pozwala innym postaciom dojść do głosu. W tej książce nie ma dominującej emocji, jest w niej wiele smutku, rozczarowań, złości i odwagi, aby stawić czoło okrutnej sytuacji, co czyni tę powieść piękną i wyjątkową.

"Ello (...) prawdziwe piękno pochodzi ze środka. Jeśli będziesz czuła się piękna, to inni tak cię zobaczą."

Kelly Oram zdecydowanie nie może poszczycić się mianem elokwentnego i bogatego języka. W twórczości młodzieżowej dominuje prostota, rozbrajająca szczerość i kolokwializmy i w tym przypadku Kelly Oram nie stanowi wyjątku. Muszę jednak przyznać, że "Cindera i Ellę" czytało mi się nadzwyczaj przyjemnie- możliwe, że to za sprawą poruszanej tematyki-z pewnością pokusiłabym się o określenie tej książki mianem "lekkiego pióra". "Cinder i Ella" to powieść, która wciąga niemal od samego początku, co jest zasługą wartkiej akcji, a przy tym niewielkiej objętości książki, dzięki czemu można naprawdę błyskawicznie przez nią przebrnąć.

Bohaterowie tej książki to postacie wykreowane przede wszystkim z rozmysłem i tym, co podczas lektury mogłam z zainteresowaniem zaobserwować, to to, jak bohaterowie się rozwijali, a szczególnie bohaterowie nieprzychylni Elli. Bardzo spodobało mi się, ze otrzymali oni swoje pięć minut, podczas których mogli się wypowiedzieć na temat własnych odczuć względem głównej bohaterki. A ich skłonności do zmian swojego zachowania dodatkowo wzbogaciła ich kreację dodając im wiarygodności i realizmu. Fascynującym dla mnie była przemiana jednej z przyrodnich sióstr Elli, Juliette, która po szczerej rozmowie z siostrą zdecydowanie zmieniła swój stosunek do niej i tym samym stała się jedną z moich ulubionych postaci. Jeśli chodzi o Cindera i Ellę, to ta dwójka tworzy bardzo zgraną parę, a ich pełne przekomarzań dialogi sprawiły, że ciężko było mi powstrzymać uśmiech na twarzy. Ella to dziewczyna uparta, miła, ale przede wszystkim wiarygodna. Autorka uwypukliła momenty jej słabości, tym samym kreując z niej nie bohaterkę idealną, ale właśnie postać realistyczną. Z kolei Cinder to jak przystało na młodzieżówki, bohater wykreowany na playboya i nieco zbyt idealny, co sprawiało, że ciężko było mi się do niego przekonać.

"Cinder i Ella" to zdecydowanie ponadprzeciętna opowieść o współczesnym Kopiciuszku i choć momentami można by jej zarzucić szablonowość do bólu, to dopracowanie oryginalnych detali sprawia, że ta powieść wzbudza emocje, nie tylko zresztą te pozytywne. Kelly Oram poddaje refleksji również psychologiczne aspekty, których w tej powieści nie brakuje-wypadek, utrata ukochanej rodziny, drastyczna zmiana trybu życia, brak akceptacji ze strony przyszywanej siostry, co sprawia, że powieść staje się bliższa Czytelnikowi. 
"Cinder i Ella" to powieść, której zdecydowanie warto dać szansę i to nie tylko przez wzgląd na tytuł. To pozycja w sam raz na niekoniecznie dobre dni, która zmusza do refleksji poprzez poruszanie ważnych w społeczeństwie tematów, a więc połączy przyjemność czytania z pożyteczną nauką. Polecam fanom disnejowskich wariancji "Kopciuszka" oraz tym, którzy szukają w "Cinderze i Elli"  ciekawej historii oraz gwałtownych emocjonalnych fali.
Moja ocena: 7/10 :)
Czytaj dalej »
on 02 kwietnia 8
Podziel się!
Etykiety
dla nastolatków, miłość, obyczajowe, współczesność
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

O AUTORCE

O AUTORCE
26 - letnia Magister Polonistyki-Literaturoznawstwa. Z zamiłowania książkoholiczka, literaturoznawczyni i blogerka, rysowniczka, a także miłośniczka języków obcych i azjatyckich dram. Kto wie, może i w przyszłości także pisarka? Możliwości jest mnóstwo! :) Aktualnie spełnia się dziennikarsko pracując w redakcji WUJ-a oraz redaktorsko współpracując z Wydawnictwami ZNAK oraz Moc Media. Przyszła bibliotekoznawczyni i arteterapeutka, która uczy się języka migowego.

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

TERAZ CZYTAM

TERAZ CZYTAM
Osobliwy dar Vanilii Bourbon

W tym roku chcę przeczytać...

W tym roku chcę przeczytać...
#Wyzwanie LC 2025#

Recenzje/Wpisy planowo

*01.06 - "Opiekunka marzeń", Agnieszka Krawczyk * 01.06 - podsumowanie czytelnicze półrocza 2025 i plany na czerwiec 2025 *02.06 - "Wstawaj Alicja", Dorota Chęć [wieczór] *03.06 - "Żywe serce", Piotr Pawlukiewicz [wieczór] *04.06 - "Studium zatracenia", Ava Reid [wieczór] *05.06 - "Burza", Sunya Mara [wieczór] Następne tytuły wpisów podam niebawem! :)

Znajdź mnie!

  • Lubimy Czytać
  • Strona na facebooku
  • Twitter
  • Instagram

Szukaj na tym blogu

Statystyka

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Obserwatorzy

Popularny post

  • Kącik serialowy: Moon Lovers: Scarlet Heart Reyo- magia księżyca
    Tytuł oryginalny:   달의 연인 – 보보경심 려 Tytuł (latynizacja):   Dalui Yeonin – Bobogyungsim Ryeo Tytuł (alternatywny):  Time Slip: Rye...
  • Kącik serialowy: Goblin, Guardian: The Lonely and Great God- potęga przeznaczenia
    Tytuł oryginalny:   도깨비 Tytuł (latynizacja):   Dokkaebi Tytuł (alternatywny):  Goblin: The Lonely and Great God Gatunek:   fantasy, m...
  • "Shinsekai Yori"- Yuusuke Kishi
    tytuł oryginału: 新世界より tłumaczenie: Z Nowego Świata wydawnictwo:  Kōdansha data wydania: 23 stycznia 2008 liczba stron:870 sło...

Archiwum

  • ►  2025 (9)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (4)
    • ►  lut 2025 (2)
  • ►  2024 (11)
    • ►  gru 2024 (1)
    • ►  lis 2024 (1)
    • ►  lip 2024 (1)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (2)
    • ►  kwi 2024 (2)
    • ►  mar 2024 (1)
    • ►  sty 2024 (2)
  • ►  2023 (31)
    • ►  gru 2023 (2)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (4)
    • ►  wrz 2023 (3)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (2)
    • ►  kwi 2023 (1)
    • ►  mar 2023 (5)
    • ►  lut 2023 (5)
    • ►  sty 2023 (1)
  • ►  2022 (46)
    • ►  gru 2022 (5)
    • ►  lis 2022 (4)
    • ►  paź 2022 (4)
    • ►  wrz 2022 (5)
    • ►  sie 2022 (6)
    • ►  lip 2022 (6)
    • ►  cze 2022 (1)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (3)
    • ►  mar 2022 (5)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (2)
  • ►  2021 (38)
    • ►  gru 2021 (2)
    • ►  lis 2021 (4)
    • ►  paź 2021 (3)
    • ►  wrz 2021 (3)
    • ►  sie 2021 (4)
    • ►  lip 2021 (4)
    • ►  cze 2021 (1)
    • ►  maj 2021 (2)
    • ►  kwi 2021 (2)
    • ►  mar 2021 (2)
    • ►  lut 2021 (6)
    • ►  sty 2021 (5)
  • ▼  2020 (49)
    • ►  gru 2020 (3)
    • ►  lis 2020 (2)
    • ►  paź 2020 (4)
    • ►  wrz 2020 (4)
    • ►  sie 2020 (6)
    • ►  lip 2020 (5)
    • ►  cze 2020 (3)
    • ►  maj 2020 (2)
    • ▼  kwi 2020 (5)
      • "Przygody Telemacha" - Francois Fenelon, Louis Ara...
      • "Penelopiada" - Margaret Atwood
      • "Fatum i Furia"- Lauren Groff
      • Podsumowanie Marca 2020
      • "Cinder i Ella" - Kelly Oram
    • ►  mar 2020 (5)
    • ►  lut 2020 (6)
    • ►  sty 2020 (4)
  • ►  2019 (66)
    • ►  gru 2019 (6)
    • ►  lis 2019 (4)
    • ►  paź 2019 (5)
    • ►  wrz 2019 (9)
    • ►  sie 2019 (9)
    • ►  lip 2019 (6)
    • ►  cze 2019 (5)
    • ►  maj 2019 (6)
    • ►  kwi 2019 (2)
    • ►  mar 2019 (3)
    • ►  lut 2019 (5)
    • ►  sty 2019 (6)
  • ►  2018 (59)
    • ►  gru 2018 (5)
    • ►  lis 2018 (5)
    • ►  paź 2018 (7)
    • ►  wrz 2018 (9)
    • ►  sie 2018 (7)
    • ►  lip 2018 (3)
    • ►  cze 2018 (8)
    • ►  maj 2018 (2)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (3)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (5)
  • ►  2017 (5)
    • ►  gru 2017 (4)
    • ►  lis 2017 (1)

Polecany post

Podsumowanie okresu styczeń-maj 2025 i plany na czerwiec

Napisz do mnie w sprawie recenzji/artykułu/wywiadu :)

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Etykiety

Japonia (13) King (3) Murakami (6) PLOTKARA (3) Zafon (5) anime (3) arabia (1) autobiografia (5) baśnie (22) dla nastolatków (23) drama (5) fantasy (64) historyczne (32) holocaust (1) klasyk (22) klasyka dla nastolatków (11) klasyka dziecięca (2) komedia- czarny humor (12) kultura słowiańska (5) medyczne (5) mit (3) miłość (38) obyczajowe (115) podsumowanie (74) postapo (23) psychologia (30) psychologiczne (47) romans (53) science-fiction (23) stosik książkowy (29) sztuka (4) tag (2) thiller (26) thriller (14) wojna (9) współczesność (100) zapowiedz (27) zwierzęta (3) świat komiksu (1) święta (5)

Prawa Autorskie

Zabraniam kopiowania MOICH tekstów i zdjęć bez uprzedniego zezwolenia.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych za kradzież tekstów, czy zdjęć bez upoważnienia autora przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2-ch i/grzywnę.

Bardzo proszę o uszanowanie mojej pracy.

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z Dziennika Książkoholiczki. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.