Chatę miałam przyjemność poznać najpierw za pośrednictwem adaptacji powieści i szczerze mówiąc, zapadła mi ona w pamięć. Gdy ostatnio całkiem przypadkowo natrafiłam na okładkę z filmu przedstawiającą tytułową Chatę, stwierdziłam, iż jest to dzieło, którego po prostu nie mogę nie przeczytać. Moje postanowienie, co do zapoznania się z pierwowzorem wzmocniła Przyjaciółka, która posiadała książkę w swojej kolekcji. Lektura Chaty zajęła mi nie więcej niż 3 wieczory, dokładnie tyle, ile trwa akcja książki. Choć jej niewielka objętość kusiła do przeczytania w jednym dniu, chciałam wraz z głównym bohaterem stopniowo brnąć w wykreowaną niezwykle pieczołowicie wizję duszy, jaką proponuje Young.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Utrata dziecka boli najmocniej, gdy nikt się jej nie spodziewa. Mackenzie Allen Philips przekonał się o tym podczas rodzinnej wycieczki, kiedy to jego najmłodsza córeczka, Missy została uprowadzona. Opuszczona chata stanowiła ostatni ślad po Missy. Mackenzie stopniowo pogrąża się w coraz większej rozpaczy i nienawiści względem samego siebie. Kilka lat po śmierci córki, mężczyzna otrzymuje tajemniczy list, którego pochodzenia nie umie określić inaczej, niż mianem Boskiej interwencji. Zaintrygowany mężczyzna postanawia odpowiedzieć na zaproszenie i udaje się na miejsce spotkania. Jest nim chata, ta sama, gdzie przed laty znaleziono zakrwawioną sukienkę Missy. Jednak tym razem chata wygląda inaczej, a to, co Mack w niej znajduje odmienia jego życie na zawsze.
Zanim sięgnęłam po Chatę obejrzałam jej ekranizację, dlatego też wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie zmienia to jednak faktu, iż lektura poruszyła mnie do głębi, urzekła paletą niezwykle wyrazistych barw, jednak to osobliwa relacja, którą Mack'owi udało się wypracować stanowi główne tło tej historii. Podejrzewam, że gdybym najpierw sięgnęła po pierwowzór, książka znacznie mocniej by mną wstrząsnęła. Nie przeszkodziło mi to jednak w rozkoszowaniu się lekturą, podczas której przypominałam sobie fragmenty filmu, jakbym oglądała go na nowo, a zarazem doświadczałam tej rzeczywistości w mocniejszy i bardziej wyrazisty sposób, za pomocą słów.
Chata jest pozycją dość znaną, której treść poruszyła Czytelników tak bardzo, że wzniosły się apelacje o ekranizację książki! Muszę oddać twórcom, iż niezwykle wierni odmalowali to, co stanowiło treść powieści - mianowicie, jak wielką moc ma wybaczenie, nie tylko tym, którzy krzywdzą, ale przede wszystkim samemu sobie. Jest to niezwykle trudna sztuka, a już na pewno, gdy jest się przytłoczonym przez cierpienie i smutek, lecz aby jej dokonać, należy niekiedy odbyć wędrówkę wgłęb samego siebie. To, co przytrafiło się Mack'owi stanowiło pewien oczyszczający rytuał przejścia, a droga mająca na celu naukę przebaczenia stała się podstawą do uzdrowienia jego relacji, nie tylko z samym sobą, ale także innymi ludźmi mu bliskimi, i oczywiście z Bogiem. Bóg w tej powieści niekoniecznie pełni jako taką funkcję religijną, pojawiają się niekiedy sugestie świadczące o apolityczności, czy nawet areligijności Boga. Ponadto, Young sam rezygnuje z przedstawienia typowo chrześcijańskiego Boga. Chata w całości naznaczona jest przez cierpienie, miłość i odrodzenie, które wykraczają poza samo pojęcie religii jako takiej. Zasadniczym lekarstwem na wszelkie zło jest bowiem przebaczenie zrodzone z miłości. Podobny zresztą pogląd widać w Egzotycznym ptaku, którego recenzję można przeczytać <tutaj>.
Tym, co chyba najbardziej mnie w Chacie urzekło jest prostota, urok budowania relacji opartej na wzajemnym zaufaniu. To poniekąd zaufanie wyznacza oś relacji i tym samym warunkuje akcję książki - okaleczony gniewem i żalem Mack uczy się sztuki wybaczania i zaufania, a więc umiejętności zbudowania więzi z innymi. Od Chaty naprawdę ciężko jest się oderwać i nie chodzi tutaj o sztukę budowania napięcia, ale o prostotę, ciepłe uczucia, którymi Young pieści Czytelnika i sprawia, iż przewracanie kolejnych stron czyni się z prawdziwą radością.
Klimat stanowi jedynie kolejny walor powieści Williama Paula Younga. Zbudowany w całości niezwykle pieczołowicie opiera się na poczuciu więzi i istniejącej relacji. Jednak to nie wszystko, Young ukazuje różnorodność i rozległość ludzkiej duszy. Opisuje ją jako dziki ogród, który w pewnych miejscach posiada rany wymagające uleczenia. Ta metafora w przypadku tej książki jest jednak niezwykle trafna i osobiście bardzo mi się spodobała. Jak wspominałam wcześniej, autor w żaden sposób nie faworyzuje jakiejkolwiek religii, w jego rozumieniu wiara oznacza po prostu relację opartą na zaufaniu i miłości. To spojrzenie mocno naznacza całą powieść i dodaje jej świeżości. A rozległe możliwości interpretacyjne sprawią, że każdy odbierze Chatę inaczej, jest to bowiem powieść, którą można odczytywać mocno indywidualnie w każdym kontekście.
Chata to pierwsza powieść Younga z jaką miałam przyjemność się spotkać. Jednakże jak na debiutancką powieść autor posiada znamienny i wyrazisty styl. Niezwykle znamienne są opisy, pełne barw i detali, którymi pisarz maluje swoją wizję świata i ludzkiej duszy. Young skupia się na jak dokładniejszym jej ukazaniu za pomocą sugestywności poprzez liczne metafory. Jest to widoczne szczególnie, gdy stara się wyrazić swoją wizję Boga, a robi to naśladując biblijne przypowieści. Bogata metaforyka ujawnia się szczególnie w postaci ogrodu pełnego dzikich kwiatów, które symbolizują wnętrze ludzkiej duszy. Young mocno skupia się na aspekcie zmysłowym, bowiem to za ich pośrednictwem postrzegamy świat. Proste a zarazem niezwykle silnie oddziałujące opisy naznaczone są siłą sugestii, co sprawia, że lektura naprawdę mocno porusza serca.
Bohaterowie Chaty są postaciami, które zdecydowanie zapadają w pamięć. Niezwykle mocna jest tutaj kreacja Boga jako kobiety, co samo w sobie jest zaprzeczeniem wizji chrześcijańskiego Boga, co więcej William Paul Young podkreśla aspekt miłosierdzia, a nie sprawiedliwości, co bardzo mi się spodobało. Przyjemnie było czytać o całkiem prostej relacji Bóg-człowiek nie ograniczonej tylko i wyłącznie do kontekstu religijnego. Szczerze mówiąc do gustu przypadły mi wszystkie postacie i należy oddać Youngowi to, iż tak skrupulatnie wykreował każdą postać nie szczędząc indywidualnych detali. Ogromną rolę w tej książce odgrywa postać Macka, który z ojca napiętnowanego żałobą po stracie córki uczy się na nowo zaufać innym i odnaleźć radość w życiu.
Chata to powieść, która w zasadzie sama się czyta. Napisana prostym językiem książka Younga bardzo dobitnie ukazuje, jak piękna może być relacja wykraczająca poza ramy religijne, a oparta wyłącznie na miłości. To jedna z tych książek, jakich brakuje, a zarazem powieść bardzo potrzebna w dzisiejszych czasach.
Chatę zdecydowanie polecam ludziom zagubionym, poszukującym w życiu punktu zaczepienia i nadziei. Ta książka poruszy serca i wywoła uśmiech, a ponadto pozostanie w myślach jeszcze na długo po jej przeczytaniu.
Po przeczytaniu Pacjentki Alexa Michaelidesa, której recenzję można przeczytać <tutaj>, poszukiwałam równie dobrego thrillera psychologicznego, najlepiej z wątkiem medycznym w tle. W blogosferze Psychoterapeutka Helene Flood została okrzyknięta mianem godnej następczyni Pacjentki, jeśli nie znacznie lepszą. Postanowiłam jednak przeczekać, aż zachwyt nad tą powieścią nieco umilknie i zdać się na własną czytelniczą intuicję. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła, a Psychoterapeutka zaintrygowała mnie na tyle, że postanowiłam ostatecznie dać jej szansę. Muszę jednak przyznać, że Pacjentka jest jednak póki co, niezrównanym wyczynem literackim, a Psychoterapeutka, choć ciekawie napisana, niestety pozostaje w tyle.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Sara Lathus to młoda psychoterapeutka prowadząca własną praktykę z trudną młodzieżą. Gdy jej mąż Sigurd zawiadamia żonę o swoim pobycie w domku letniskowym z przyjaciółmi, Sara wierzy jego słowom bez zastrzeżeń. Jednakże, wieczorny telefon od przyjaciół Sigurda każe jej podważyć zaufanie do męża - Sigurd nie dotarł na miejsce, nikt nie ma możliwości bezpośredniego skontaktowania się z nim, nie wiadomo również, gdzie mężczyzna przebywa. Gniew Sary ustępuje miejsca strachowi, a jakby tego było mało, jej dom nosi ślady włamania. Wiadomość o tym, co stało się z Sigurdem, a także postać odziana w czerń, która wyraźnie szukała czegoś w domu Sary, sprawiają, że ta obawia się o własną poczytalność i zdrowie psychiczne.
- opis własny
Jeśli jesteście ze mną na tyle długo, prawdopodobnie wiecie, iż literatura skandynawska należy do tych gatunków, po które bardzo chętnie sięgam. Zdecydowanie nie oznacza to jednak, że pisarz pisarzowi równy - istnieje mnogość stylów, sposobów, w jaki dany autor porusza serce Czytelnika. To bogactwo i piękno w literaturze, które sprawia, że każdą książkę można czytać i interpretować na wiele sposobów. Dlaczego więc nie jestem przekonana do Helene Flood? Debiut literacki autorki nie ma w tym przypadku większego znaczenia, choć Psychoterapeutka jest moim zdaniem daleka od określania jej mianem thrillera. Zdecydowanie lepiej byłoby okrzyknąć ją mianem kryminału.
Jednym z powodów, dla których ciężko mi jest ocenić Psychoterapeutkę tak pozytywnie, jakbym chciała jest powolnie rozwijająca się fabuła i to do tego stopnia, iż bardzo trudno było mi się w nią wciągnąć, w taki sposób jaki oczekiwałam, a niejednokrotnie byłam dosyć mocno zawiedziona. Thriller powinien wywoływać w Czytelniku napięcie, ekscytację, angażować go w fabułę i sprawiać, że kolejne karty będą przewracane z zapałem. Niestety, tego w Psychoterapeutce mocno brakuje. Przy tak słabo rozwijającej się fabule, mogłam spokojnie rozłożyć sobie lekturę na dobrych kilka dni, a w międzyczasie przeczytać w całości drugi tom 1Q84, bez odczuwania szczególnej tęsknoty za książką Helene Flood. Oceniając jednak książkę sprawiedliwie, muszę oddać pisarce, iż pod sam koniec, czyli ostatnie dwa rozdziały, przeczytałam z naprawdę większym zainteresowaniem niż całą resztę. Jednakże, te dwa ostatnie rozdziały to zdecydowanie za mało, bym mogła ocenić Psychoterapeutkę wyżej niż te 4,5 gwiazdek na Lubimy Czytać.
Akcja w tym przypadku idealnie komponuje się z fabułą, co oznacza, że w minimalnym stopniu udaje się wciągnąć Czytelnika w lekturę. Wszelkie napięcie i ekscytacja, jakie powinno się odczuwać podczas lektury thrillera zostały sprowadzone do absolutnego minimum. Jak pisałam wcześniej, żeby się nie powtarzać, mogłam spokojnie rozłożyć tą lekturę w czasie i na dobrą sprawę, jedynie dwa ostatnie rozdziały przeczytałam za jednym zamachem i nieco większym zaangażowaniem. Wyraźnie więc widać, jak bardzo niestety Psychoterapeutka kuleje pod względem budowania napięcia, a szkoda, ponieważ opis książki znacznie bardziej intryguje.
Klimat Psychoterapeutki został utkany praktycznie z samych niewiadomych, niedomówień i poczucia braku zaufania głównej bohaterki do samej siebie, a przy tym pewnego bezruchu. Czytanie Psychoterapeutki przypomina błądzenie we mgle, gdzie cały czas przed oczami widnieje ten sam obraz i nie ma niczego, co wskazywałoby na zmianę w polu widzenia, czy rozwiania zamglonego obrazu. Jest to w dużej mierze wina fabuły, gdzie naprawdę rzadko ma się do czynienia z jakimkolwiek rozwojem wątków. Cechami zdecydowanie dominującymi w Psychoterapeutce jest flegmatyczność, powolność, zarazem brak błyskotliwych uwag i charakterystycznego dla thrillera napięcia, słowem monotonia.
Język jakim została napisana Psychoterapeutka jest tym walorem, za który zdecydowanie autorce należy się plus. Choć jest to debiut, warstwa językowa i styl naprawdę zostały dopracowane, co sprawia, że lektura książki jest przyjemna w odbiorze. Co prawda, biorąc pod uwagę wspomnianą monotonię, ciężko skupić się na książce i przeczytać całość za jednym zamachem, nie zmienia to jednak faktu, że lekki styl dodaje Psychoterapeutce uroku.
Bohaterowie, a w zasadzie bohaterka książki, to niestety kolejny aspekt, który oceniam zdecydowanie na minus. Wydaje się, że psychoterapeuta powinien dysponować pewnymi cechami, takimi jak zdecydowanie, analizowanie, zdrowy rozsądek, empatia, zaufanie do samego siebie, tymczasem Sara sprawia wrażenie osoby nieco nierozgarniętej, a przy tym wyjątkowo naiwnej i zdecydowanie kierującej się brawurą. Jej działania są niekiedy pozbawione logiki, a naiwne decyzje podejmowane są za sprawą emocji, a nie rozsądku, co powoduje, iż kobieta sama ściąga na siebie kłopoty. Sarze brakuje doświadczenia, pewnego "ogarnięcia się" życiowo - zapewne, to z powodu swojego dzieciństwa jest mniej dojrzała i mniej doświadczona. Mimo wszystko, niekiedy nachodziła mnie mocna ochota potrząśnięcia nią i solidnego postawienia jej do pionu. Dlatego też, ucieszyło mnie, że była w stanie później wyciągnąć pewne wnioski ze swojej brawury i podjąć określone kroki.
Reasumując, Psychoterapeutka to książka, której potencjał nie został w pełni wykorzystany. Owszem, jest koncept na fabułę, jednak jego wykonanie pozostawia braki. Jestem jednak ciekawa dalszego rozwoju pisarskiego Helene Flood, gdyż jak na debiut Psychoterapeutka nie jest zła, a jednie niedopracowana. Ma to jednak swój urok, dlatego jestem ciekawa kolejnych dzieł Flood.
Psychoterapeutka to książka, którą możnaby polecić tym, którzy dopiero co zaczynają przygodę z kryminałami. Ten wątek został co prawda nieco zmarginalizowany, brakuje także napięcia potrzebnego do rozwoju akcji, jednak myślę, że dla niewprawionych w tym gatunku Czytelników, książka ta będzie w sam raz. Nalegam jednak na rozłożenie sobie jej lektury i w międzyczasie przeczytania czegoś, co mocno wciąga, dzięki temu Psychoterapeutka okaże się dobrą odskocznią.
Pęknięta Ziemia to trylogia, na którą natrafiłam przekopując się przez moją Biblioteczkę na Lubimy Czytać w poszukiwaniu serii, która umiliłaby mi chwile wolnego w przerwach od nauki do sesji letniej. Różnorodne opinie, na jakie natrafiałam o tej Trylogii były dość kontrowersyjne i w większości naganne, a na pierwszy plan zdecydowanie wysuwał się specyficzny styl autorski. Jednak, mój zapał i ciekawość literaturoznawcy przeważyły, tym bardziej, iż nie natrafiłam jeszcze na tak specyficzne, a przez to wyjątkowe fantasy. Co więcej, Pęknięta Ziemia nagrodzona została Literacką Nagrodą Hugo, tym samym awansując niemal na miano "klasyki fantastycznej", co jeszcze silniej mnie namawiało za tym, aby dać szansę Norze K. Jemisin. W przypadku tej serii było to odkrycie z mojej strony nowej perełki literackiej w moim osobistym księgozbiorze. O Pękniętej Ziemi pisałam już wcześniej <tutaj>, jednak ze względu na wyjątkowość tej serii postanowiłam nieco poszerzyć opinię.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Nadszedł czas końca, a zapoczątkowało go pęknięcie ziemi, śmierć syna i uprowadzenie córki. Essun pragnie odzyskać córkę i pomścić syna, w tym celu przemierza Bezruch, gdzie czekają na nią wspomnienia z przeszłości. Jako górotwór, Essun nie jest zwyczajnym człowiekiem i zdolna jest zniszczyć świat, aby tylko sprowadzić Nassun.
- opis własny.
Pęknięta Ziemia to typ fantasy, jakie definitywnie uwielbiam - mroczne i niejednoznaczne. A dodatkowo ubogacone o wątki psychologiczne i dystopijne. Od czasu Trylogii Malfetto o Mrocznych Piętnach, nie spodziewałam się, iż znajdę kolejne fantasy, które zajmie miejsce na półce obok tej wyjątkowej dla mnie serii, a jednak literatura nadal mnie zaskakuje (i niech to trwa! :)).
Nie jest zaskoczeniem, iż Piąta Pora Roku porwała mnie już po pierwszej stronie, a naprawdę dawno nie wciągnęłam się do tego stopnia, aby dosłownie pochłonąć całą serię za jednym zamachem, a mój czytelniczy głód ciągle rósł. Cykl Pęknietej Ziemi dla wprawionego i dojrzałego Czytelnika oferuje wiele - przez niebanalną narrację, pełnokrwistych i niejednoznacznych bohaterów skończywszy na ostrej krytyce polityki fałszu i wykorzystywania stosunkowo taniej siły roboczej. Nie ukrywam, Piąta Pora Roku jest dosyć krwawa, dlatego odradzam tym, którzy stronią od brutalnej treści. Od przemocy i gwałtowności nie stronią także dwa kolejne tomy - Wrota Obelisków i Kamienne niebo.
Naprawdę nie potrzeba zbyt wiele czasu, aby wniknąć całym sobą do wnętrza świata górotworów. Już od pierwszej strony napięcie stale wrasta i to do tego stopnia, iż po zakończeniu Piątej Pory Roku nie sposób nie rozpocząć od razu Wrót Obelisków. Autorka do samego końca nie waha się pozostawić Czytelnika w błogiej nieświadomości, by w ostatnim momencie wprowadzić - jakże skuteczny - element zaskoczenia!
Niewątpliwie jednak należy oddać Jemisin to, iż stworzyła naprawdę fenomenalny klimat - szeroka metaforyka, mnogość alegorii i niejednoznaczności, a zarazem obecna pewna surowość i dosadna szczerość w opisach. Jemisin nie boi się ujawniać fałszu, a jej mocno zasadnicza i zdecydowana postawa definiowana jest poprzez działania poszczególnych postaci, których dzieli, ale i niekiedy łączy, pewna wizja przyszłego świata. Klimat Pękniętej Ziemi wytrenowanemu literaturoznawcy rzuci się w oczy już podczas lektury pierwszego tomu, a wrażenie niejednoznaczności nie opuści czytelnika aż do ostatniej strony końcowego tomu.
Tym, co zdecydowanie budziło kontrowersje wśród czytelników była, jak wspominałam specyficzna narracja, co najbardziej rzucało się w oczy w pierwszym tomie serii. Nora K. Jemisin w Piątej Porze Roku zdecydowanie nie wahała się dowolnie manipulować czasoprzestrzenią. Choć rozumiem, że mogło to nie zostać dobrze przyjęte wśród Czytelników, mnie taki zabieg - "zmyłka" z narracją prowadzoną w sposób dowolnie mieszany - ogromnie przypadł do gustu. Jestem pełna podziwu dla autorki i jej zręczności w posługiwaniu się słowem pisanym: pozornymi wskazówkami, zmyłkami, bowiem dla mnie to kolejny dowód kunsztu pisarskiego Jemisin. Nietypowa narracja z całą pewnością ubogaca to niezwykłe fantasy, jakim jest Pęknięta Ziemia!
Kreacja bohaterów Pękniętej Ziemi to kolejny olbrzymi walor tej serii. Pomimo tego, że autorka tworzy wszelkiej maści postacie, zarówno pełniące role sprzymierzeńców, jak i przeciwników, wytrwale powstrzymuje się od faworyzowania jakiejkolwiek postaci. Zamiast tego, stara się ukazać wieloaspektowość każdego z bohaterów (nawet tych pobocznych), stawiając na jego charakterystyczne cechy, prezentując tym samym własne umiejętności wniknięcia do samej głębi psychiki poszczególnych postaci. Choć zdecydowanie na pierwszy plan wysuwają się postacie, takie jak Essun czy Nassun, nie brakuje także tych mniej "rzucających się w oczy", którzy także stanowią wartość fundamentalną dla tej serii. Czytając Pękniętą Ziemię ciężko jest jednogłośnie stwierdzić, czy postępowanie danego bohatera jest słuszne, czy też nie - Czytelnik musi kierować się więc wyłącznie głosem własnego serca.
Podsumowując, seria Pękniętej Ziemi niewątpliwie pozostaje w sercu i umyśle na dłużej. To ten typ trylogii, o których nie tak łatwo zapomnieć, gdzie czytelnik w pewien sposób wnika w głąb opisanej historii i podąża sercem za wybraną przez siebie postacią. Podczas lektury niemożliwym jest się znudzić, a co za tym idzie, ciężko oderwać się od książki. Ten typ literatury zdecydowanie należy smakować i rozkoszować się jego walorami.
Książek Jemisin nie sposób czytać "po łebkach" - to seria, którą trzeba się delektować, gdzie należy wniknąć (jak górotwór do wnętrza ziemi) i rozkoszować się nią. Zapewniam z całego serca, warto dać szansę tej serii, jest to bowiem kolejna literacka perełka!
Studenckie wakacje, nawet podczas pracy czy stażu, mijają niezwykle szybko, niewątpliwie jednak najlepsze w nich jest to poczucie słodkiej, lekkiej beztroski, poczucia, że trzeba zająć się wyłącznie niezbędnymi czynnościami, poza tym w zasadzie można spokojnie odpoczywać i oddawać się swoim pasjom. Lipiec dobiegł końca, a wraz z nim nadeszło zakończenie umowy o studenckie praktyki, co oznacza, że spokojnie mogę myśleć o pracy na etat na miesiąc sierpień.
Powracając jednak do błogiej, wakacyjnej rzeczywistości, w lipcu zakończyłam dwa seriale, które miałam przyjemność rozpocząć tuż przed rozpoczęciem wakacji - Modern Family i Monstera. Obydwie te serie wspominam niezwykle miło, tym bardziej, że Monstera miałam przyjemność obejrzeć po raz trzeci! Z obydwu tych serii można niebawem spodziewać się recenzji na blogu! Rozpoczęłam natomiast oglądanie koreańskiej dramy, Signal oraz powróciłam do oglądanej wcześniej sportówki - Haikyuu!!!. Planuję wpis o serialach, które polecam do obejrzenia, zatem wszystkie moje opinie o tym, co obejrzałam w okresie letnim 2021 tam się właśnie znajdą. Literatura, a więc najważniejszy aspekt bloga i mojego literacko-studenckiego życia, w lipcu również była na wysokim poziomie, przeczytałam bowiem 6 książek, co przy praktykach studenckich uważam za spory wyczyn! Była to w większości literatura z wyższej półki, czyli prawdziwe książkowe perełki!
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
W Lipcu przeczytałam 6 książek i w dużej mierze były to pozycje, które niezwykle pozytywnie mnie zaskoczyły, a co za tym idzie, miałam przyjemność przeczytać prawdziwe literackie perełki z "górnej półki"! Miniony już miesiąc rozpoczęłam od dokończenia zaczętej w czerwcu Trylogii Pękniętej Ziemi autorstwa Nory K. Jemisin, z której recenzja pojawi się na dniach. Była to tak wspaniała seria, iż potrzebowałam ochłonąć po niesamowitych wrażeniach, jakie miałam po tym literackim smaczku! Następnie sięgnęłam po Rozmowy z przyjaciółmi Sally Rooney, która wywołała we mnie dość mieszane uczucia, później przyszedł czas na Egzotycznego ptaka, pióra Magdaleny K, o którym pisałam niemal w samych superlatywach. Kolejnymi książkami, jakie przeczytałam w lipcu, były Psychoterapeutka Helene Flood, która pod koniec mocno mnie zaskoczyła oraz Trylogia 1Q84 autorstwa jednego z moich ulubionych pisarzy, czyli Haruki'ego Murakami'ego. Aktualnie czytam drugi tom i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo ta seria mnie zauroczyła.
Przeczytane:
Wrota Obelisków, N.K. Jemisin,
Kamienne niebo, N.K. Jemisin - <recenzja zbiorcza z Trylogii pojawi się w piątek, 6.0.8.2021!>
Psychoterapeutka, Helene Flood <recenzja pojawi się w niedzielę 8.08.2021!>
Trylogia 1Q84, Haruki Murakami <recenzja zbiorcza po przeczytaniu Trylogii!>
Przyznam szczerze, że w Lipcu przeczytałam tyle świetnych pozycji, iż naprawdę ciężko byłoby wybrać idealnego pretendenta do tytułu "Najlepszej Książki Miesiąca". Były to bowiem książki, które oceniam niezwykle wysoko biorąc pod uwagę kilka istotnych aspektów oraz odczucia subiektywne. Z tego względu opiszę pokrótce te najbardziej wyjątkowe pozycje lipca.
Trylogia Pęknięta Ziemia, Nory K. Jemisin
Nie bez powodu ta seria otrzymała Nagrodę Hugo - jej walory językowe, niesamowicie wyrazisty świat fantasy i pełnokrwiści bohaterowie są tym, co niezwykle mocno urzekło mnie w tej trylogii. Choć zdaję sobie sprawę, iż prawdopodobnie więcej osób krytykuje tą serię ze względu na wymagania, jakie stawia ona czytelnikom, ja niewątpliwie zaliczam się do tych, którzy jak najbardziej wypowiadają się o niej w pochlebny sposób, doceniając kunszt i wysiłek autorki, jaki włożyła tworząc tą serię. Niezwykła i niepowtarzalna seria fantasy, którą bardzo ciepło wspominam!
Powieść Magdaleny K. jest z pewnością niezwykła pod wieloma względami. Niezwykły klimat, gdzie główną rolę odgrywają uczucia, chęć osiągnięcia idealnej wewnętrznej harmonii, rozwój duchowy, a to wszystko doprawione mieszanką tradycji i różnorakich religii. Egzotyczny ptak to pozycja, która długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
Trylogia 1Q84, Haruki'ego Murakami'ego
Haruki Murakami to jeden z moich ulubionych pisarzy, dlatego już niejednokrotnie miałam do czynienia z jego dziełami. Zwykle były to jednak pozycje jednotomowe, skłaniające do refleksji. Po przeczytaniu pierwszego tomu 1Q84 ogarnęła mnie nieprzeparta ochota na więcej, więcej stylu, literatury takiej, jaką tylko Murakami może zaoferować głodnemu czytelnikowi. Niezwykły oniryzm, głębokie fantasy z niejednoznacznymi postaciami - coś, co tylko Murakami mógł stworzyć i coś, co wciągnęło mnie bez reszty!
Inaczej, niż w przypadku "Najlepszej Książki Miesiąca" podium dla tytułu mniejszego kalibru zdecydowanie łatwiej mi zapełnić. Przy całej mojej sympatii dla autorki, niestety tytuł ten wędruje do Rozmów z przyjaciółmi Sally Rooney.
Jeśli czytaliście moją recenzję odnośnie książki Rooney zdecydowanie wiecie, dlaczego ta książka średnio przypadła mi do gustu. Możliwe, że gdyby autorka zdecydowała się na większą ekspresję i swobodniejsze wyrażanie uczuć przez bohaterów, byłabym w stanie obejść chłodny klimat tej książki i wystawić jej nieco wyższą ocenę.
CO W SIERPNIU?
Muszę
przyznać, że sierpień rozpoczął się dla mnie niezwykle
pozytywnie i motywująco - wyjazdem w góry, do Nowego Targu z
Przyjaciółką, gdzie razem zdobyłyśmy szczyt Turbacz o wysokości
1310 m.n.p.m! Jesteśmy z tego faktu niezwykle zadowolone, a wyjazd
nie tylko pozwolił nam odpocząć przed kolejnym Rokiem Akademickim,
ale również dodał nam niezwykle pozytywnego powera i potrzebnej
nam energii! Wyjazd w góry to naprawdę fenomenalny sposób na
wzmocnienie nie tylko fizyczne i duchowe, ale także niezawodny
sposób na rozpoczęcie nowego miesiąca z uśmiechem w bardzo
pozytywny sposób! Kto wie, może we wrześniu ponownie postawimy
stopy na jakimś górskim szlaku. Jestem zachwycona tego typu aktywnością fizyczną! :D
Sierpień zapowiada się równie aktywnie, co Lipiec, jednak w końcu wakacje są czasem dla osobistego samorozwoju. Mam więc nadzieję, że uda mi się przeczytać przynajmniej część z wymienionych pozycji - a najchętniej je wszystkie. Na początek, chciałabym skończyć Trylogię 1Q84 Haruki'ego Murakami'ego, następnie w kolejności kilka pozycji po angielsku - Another Monster. The investigative report Naoki'ego Urasawy, The Garden of Words Makoto Shinkai. Następnie w kolejności chciałabym przeczytać lekką powieść Klaudii Bianek, Przy naszej piosence, by później przejść w coraz mroczniejszą literaturę: Tam gdzie Ty Jodi Picoult, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet Larssona Stiega czy Dziewczyny, które miał na myśli Kazimierza Kyrcza. Później jednak mam zamiar sięgnąć po klasyczną powieść Kena Keseya, Czasami wielka chętka oraz dokończyć Migrenę Olivera Sacksa. Ostatnią książką, po którą chciałabym sięgnąć w sierpniu są Przestrzenie Komparatystyki Olgi Płaszczewskiej - czego się nie robi z miłości do studiów. Mam ogromną nadzieję, że uda mi się większość z tego przeczytać, a jeśli nie w tym, to w kolejnym miesiącu. :)