Z Dziennika Książkoholiczki

Strony

  • Strona główna
  • O mnie
  • KSIĄŻKI
  • Kącik serialowy
  • ZESTAWIENIA
  • Kontakt i Współpraca

28 lipca

"Moje serce w dwóch światach" - Jojo Moyes

Trochę czasu musiało upłynąć nim zapragnęłam przeczytać trzeci tom serii Lou Clark, a ponieważ są wakacje nabrałam ochoty właśnie na tę lekturę, jednocześnie powtarzając Marzyciela Laini Taylor, o którym pisałam już jakiś czas temu tutaj oraz Alyssę i czary pióra A.G.Howard, której recenzji można się spodziewać już na dniach (01.08.2023; wtorek). Moje serce w dwóch światach idealnie spełniło swoje oczekiwania i zdecydowanie pozwoliło mi się odprężyć, a moje wieczory i powroty z pracy upływały mi pod motywem przewodnim niniejszej serii. Dość szybko pokochałam na nowo nie tylko i samą oryginalną Lou, ale również styl Jojo Moyes, i jestem przekonana, że w najbliższym czasie przeczytam coś z jej pisarskiego dorobku (zaciekawiły mnie ostatnio W samym sercu morza oraz Światło w środku nocy). Bycie w tym miesiącu w rozjazdach, trochę na mieszkaniu z kotem Toto, a trochę w domu sprawiły, że mogłam znacznie mocniej identyfikować się z uczuciami głównej bohaterki, nie wspominając już o tym, że mamy podobny typ osobowości.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Louisa Clark za sprawą związku z przystojnym ratownikiem Samem przezwyciężyła swoją traumę po stracie ukochanego Willa. Za namową dawnej miłości postanowiła korzystać z życia, poznać lepiej siebie samą i dobrze wykorzystać cenny czas zanim dobrnie do przysłowiowej trzydziestki. Nathan, jej dawny kolega z pracy kontaktuje się z nią w sprawie zatrudnienia u zamożnej pary Gopników w Nowym Jorku. Lou decyduje się na wyjazd, jednocześnie pragnąc umocnić swój związek z Samem nawet w sytuacji, gdy zakochanych dzieli od siebie odległość z Londynu do Nowego Jorku. Wyjazd do miasta drapaczy chmur okaże się pełen zawirowań dla Lou i niespodziewanych zaskoczeń, a jedną z niespodzianek okaże się być Josh, mężczyzna, który wygląda dokładnie tak samo jak Will Traynor.

- opis własny

Już od dawna miałam w zamyśle, aby sięgnąć po trzeci tom przygód Louisy Clark, młodej, acz nieprzeciętnej Angielki, której kreatywne pomysły i stroje zna nie tylko jej najbliższa rodzina, ratownik Sam czy Traynorowie. Zarazem jednak nie chciałam żegnać się jeszcze z tą postacią, toteż jakoś tak wyszło, że odkładałam przeczytanie jej w oczekiwaniu na moment, kiedy moje czytelnicze serce będzie miało ochotę sięgnąć właśnie po ostatni tom serii o losach jednej z sióstr Clark. Nie musiało upłynąć zbyt dużo czasu, bym na nowo odczuła zachwyt nad tą serią, gdyż w tą książkę wciągnęłam się już dosłownie od pierwszej strony.

Fabuła Moje serce w dwóch światach urzekła mnie od pierwszych stron, bowiem już na początku można zauważyć, jak płynnie autorka przeplata wątki z drugiego tomu, by umiejscowić realizację swoich pomysłów w tym kolejnym. Lou postanowiła podążyć za swoim marzeniem, czy raczej wyruszyć z misją odnalezienia go i podróży w głąb samej siebie na ulice Nowego Jorku, szukając odpowiedzi na pytanie kim tak naprawdę jest Louisa Clark. Nowe miasto, nowe możliwości oraz nowa praca, która da jej możliwą satysfakcję. Autorka znakomicie i niezwykle autentycznie wkomponowała początkowe zagubienie swojej bohaterki w nowym miejscu, jej rozstanie z rodziną i ukochanym Samem oraz stopniową adaptację do otoczenia. Wątki, jakie grają pierwsze skrzypce w niniejszym tomie zostały znacząco rozbudowane, choć nie na tyle, aby przyćmić główny motyw i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie Louisy o własną tożsamość. W trzecim tomie swojej własnej opowieści bohaterka ma szansę przejść prawdziwą metamorfozę, dojrzeć i odnaleźć tą jedyną, niepowtarzalną drogę. Mnogość postaci w niczym zresztą nie przeszkadza, a fakt, że zostali bardzo realistycznie wykreowani zdecydowanie nie czyni ich postaciami "w tle". Autentyczność, barwność i nutka ciepła znakomicie prowadzą czytelnika przez fabułę trzeciego tomu.

W powieści Jojo Moyes zawsze potrafiłam się wciągnąć z łatwością i tak też było w tym przypadku. Na sam rozwój akcji i nawet tych pobocznych wątków nie musiałam zbyt długo czekać. Wartka akcja i lekki styl autorki sprawiają, że przez tę powieść się płynie, nie ma bowiem miejsca na jakiekolwiek znużenie fabułą i poruszanymi wątkami. Choć motywów, jakie przejawiają się w tej książce jest mnóstwo, autorka zgrabnie je od siebie oddziela i rozkłada akcję mniej więcej po równo, tak, iż to postać Lou pozostaje na planie pierwszym. Bardzo ciekawym zabiegiem jest przenikanie się obydwu światów: Londynu i Nowego Jorku, gdyż choć pozornie Lou odnajduje się w swoim nowym terenie, doskwiera jej niekiedy tęsknota za domem, a odległość niekoniecznie pomaga. Bohaterka, a wraz z nią i my, celebruje chwilę obecną, nawet, gdy pojawiają się wspomnienia czy nowe trudności, co dodatkowo równoważy akcję. Zarazem jednak niekoniecznie szybkie tempo pozwala na kontemplację tych ważnych dla bohaterki aspektów, a czytelnikom umożliwia rozkoszowanie się lekturą i przeniknięcie na nowojorskie ulice, do okazałego apartamentu Gopników czy pod miejską bibliotekę, której grozi wyburzenie.

 Niebo jest to samo. (...) O tym musimy pamiętać. Wciąż mieszkamy pod tym samym niebem.

Moyes jak nikt inny potrafi wyczarować subtelny klimat, gdzie nawet jeśli poruszane są pewne kontrowersyjne czy trudne i bolesne kwestie, to ich brzmienie nie zostaje wysunięte na plan pierwszy. Autorka otula Louisę, jej smutki i troski, wypychając ją na przód i karząc jej zawalczyć o swoje. Powieść ta ma w sobie mnóstwo uroku i ciepła, nadziei nowych szans, nie przypomina melodramatycznej historii Zanim się pojawiłeś czy Kiedy odszedłeś (linki do recenzji tutaj i tutaj), Lou postawiła bowiem już pierwsze kroki na drodze do wydobycia swojego potencjału. I choć w tym tomie nie brakuje trudnych momentów, zdecydowanie czuć jednak promienie nadziei i determinację, siłę uczuć głównej bohaterki, a także jej pragnienie odnalezienia w końcu własnego marzenia.

Język, jakim operuje Moyes to tylko jeden z atutów tej książki, jest on niezwykle prosty, nawet, jeśli weźmie się pod uwagę niektóre kwestie poruszane w tej książce, to nie razi to aż tak bardzo. Za pośrednictwem jakże kobiecego stylu, Moyes zgrabnie ujawnia ukryte schematy, motywacje i sumienie niektórych postaci, a jednocześnie tka niebanalną kolej losów Lou Clark. Prosty i lekki styl powieści czyni lekturę niesamowicie odprężającą i relaksującą, a po całym dniu pracy pozwala na kilka godzin upragnionego odpoczynku przy dobrej książce. Nie będzie przesadą, jeśli przyznam, iż przez Moje serce w dwóch światach się niemalże płynie, przy czym fakt, iż powieść ma 512 stron (jak dla mnie w sam raz) traci na znaczeniu w perespektywie kilku dni, kiedy można się w nią w pełni zanurzyć i wraz z Lou poznawać Nowy Jork, jego mieszkańców, choćby tylko w papierowym wymiarze.

Myślałam o tym, jak bardzo kształtują nas ludzie, którzy nas otaczają, i jak z tego powodu bardzo trzeba uważać, wybierając ich, a potem przyszło mi do głowy, że mimo wszystko może się okazać, że trzeba ich utracić, żeby tak naprawdę odnaleźć siebie.

Względem postaci, jakie występują w tej książce miałam bardzo różnorodne odczucia, które jednak w miarę dalszej lektury ulegały one zmianom. Przyznaję, że z początku miałam wrażenie, jakby Moyes stworzyła dość przewidywalne i stereotypowe postacie, pomijając oczywiście niesztampową i oryginalną Lou, i tak do pewnego stopnia było. Właściwie w pewnym sensie ich zachowania pozostawały wpisane w pewien schemat, jednakże, co dość przyjemnie mnie zaskoczyło, to fakt, iż później Moyes postanowiła obnażyć ich pewne cechy, ukazując tym samym ich działania w zupełnie innym świetle. W przypadku tej historii był to zupełne odwrócenie proporcji, a te postacie, które na pierwszy rzut oka wydawały się "w porządku" zrzucały swoje maski odsłaniając kierujące nimi motywy. Bardzo spodobał mi się ten zabieg, bo choć niektórych zachowań właściwie się spodziewałam, o tyle niektóre mnie zaskoczyły, tak pozytywnie, jak i negatywnie. 

Pokochałam na przykład Margaret DeWitt, która z początku przedstawiana była przez Moyes jako ekscentryczna staruszka, której obce jest zainteresowanie się innymi, a która wiecznie sypie pretensjami. Później jednak zdecydowanie lepiej ją rozumiałam i była to kolejna postać po Lou, którą pokochałam z całego serca, a wraz z nią i uroczego mopsa imieniem Dean Martin. Odwrócenie perspektywy uważam za bardzo mocny atut tej książki, gdyż w zasadzie nie tylko pozwala on spojrzeć na całą sytuację Lou w Nowym Jorku od drugiej strony medalu, ale również ujawnia dwulicowość niektórych postaci, a innym pozwala ukazać swoje "złote serca". Jestem pełna podziwu dla postaci Lou, która znacznie rozwinęła się w tym tomie, znalazła swoje własne "Ja", marzenia i cele, do których zaczęła wytrwale dążyć. Natura Lou jest zmienna, stąd zmieniają się jej problemy, zawirowania życiowe aż po dążenie do duchowej dorosłości. Zarówno jej wątpliwości, lęki, obawy, jak i niegasnący optymizm zostały w tym tomie bardzo dobrze wyeksponowane. A to pozwoliło pisarce wydobyć na wierzch właśnie te cechy Lou: jej upór, czułość, zaangażowanie, sprawiając, że jej metamorfoza została przedstawiona w niesamowicie autentyczny sposób.

Lektura Moje serce w dwóch światach pozostawiła mnie z całą gamą ciepłych odczuć względem tej serii, samej Lou oraz jak wspominałam na początku miłości do prozy Jojo Moyes. Nie jest to wprawdzie lektura wybitna czy "wysokich lotów", ale zdecydowanie bardziej taka z gatunku tych, przy których można się naprawdę odprężyć i po prostu relaksować się dobrą książką. Bardzo cieszy mnie fakt, iż jest to jedna z kilku pozycji, z którymi rozpoczęłam tegoroczne lato, a Moje serce w dwóch światach to książka, która zdecydowanie wpisuje się w taki klimat. Mam ogromną nadzieję, że inne pozycje z biblioteczki od Jojo Moyes okażą się równie niezapomniane i frapujące, gdyż powieść wieńcząca losy Lou jest nie tylko wspaniała, ale także celebruje podążanie za głosem serca i akceptację własnego "Ja". To zdecydowanie mój "must read" tego lata!

 

 Moje serce w dwóch światach z pewnością jest pozycją, którą wspomina się miło i z czułością. Pozycja idealna na letnie wieczory, a dla tych, którzy chcą poznać oryginalną i kreatywną bohaterkę jest to wręcz pozycja obowiązkowa. Fanom prozy Jojo Moyes, jak również wielbicielom serii o Lou Clark chyba nie muszę już tego mówić - pokochacie tą książkę! Polecam serdecznie!

Moja ocena: 8/10. :)

 

 

Czytaj dalej »
on 28 lipca 0
Podziel się!
Etykiety
literatura piękna, obyczajowe, okruchy życia
Nowsze posty
Starsze posty

05 lipca

"Anne z Zielonych Szczytów" - Lucy Maud Montgomery

Czerwiec był miesiącem, w którym Anne była postacią niemal dominującą, powróciłam bowiem do serialu Anne with an E i postanowiłam na własnej skórze przekonać się czy tłumaczenie Anny Bańkowskiej jest tak dobre, jak słyszałam. Bardzo miło było mi powrócić do Zielonych Szczytów, zwłaszcza w czasie wolnym przed sesją, gdy potrzebowałam się odstresować. Lektura "nowej Anne" w wykonaniu Bańkowskiej pozwoliła mi zobaczyć historię Anne w zupełnie innym świetle. A opowiedziane przez nią losy rudowłosej dziewczynki mają w sobie pewien nieodparty urok. 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE: Lullaby, The Crue

Historii o Anne, rudowłosej marzycielce, która wskutek pomyłki panny Spencer trafia na Zielone Szczyty, chyba nie trzeba już nikomu przedstawiać. Niemniej w nowym tłumaczeniu Bańkowskiej czuć pewien specyficzny klimat, swoiste ciepło i niezaprzeczalny urok Wyspy Księcia Edwarda, a historia losów Anne nabiera zupełnie innego charakteru. Tłumaczenie to jest zresztą najbliższe oryginałowi, a jak przyznała sama Bańkowska, ktoś musiał się ostatecznie podjąć tego zadania. Mała Shirley jednoczy serce mrukliwego, acz łagodnego Matthew Cuthbert i ostatecznie zostaje w Zielonych Szczytach i przy okazji ubarwia życie mieszkańcom. 

- opis własny

W zasadzie nie potrzeba było dużo czasu bym zakochała się w tak bliskim oryginałowi tłumaczeniu Bańkowskiej. Choć główny kontekst historii Anne jest niemal identyczny z opowieścią w tłumaczeniu Rozalii Berensteinowej, na którym wychowałam się ja i moje rodzeństwo (i zapewne znaczna większość znanych mi ludzi), co bystrzejsze oko z pewnością dostrzeże subtelne różnice w opowiedzianej historii. Przyznaję, że gdy wyszło nowe tłumaczenie, sama byłam dość sceptycznie nastawiona względem wprowadzonych zmian i tudzież "poprawek", jednak moja otwarta i ciekawska natura kazała mi zaglądnąć do środka i osobiście przekonać się, co tak naprawdę skrywają nowe i piękne okładki historii o "nowej Anne". 

Choć fabuła historii o rudowłosej marzycielce, która wskutek straszliwej pomyłki trafia na Zielone Szczyty i zostaje adoptowana przez rodzeństwo Cuthbertów jest mi (i wam zapewne również) doskonale znana, to jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że historia, którą czytam jest zgoła zupełnie inna. Być może była to kwestia przekładu, gdzie tłumaczka stroni od naśladowania swoich poprzedniczek i skupia się na jak najwierniejszym oddaniu oryginalnego toku powieści Lucy Maud Montgomery. Stąd niekiedy pojawiają się detale, których w tłumaczeniu Berensteinowej nie ma (zdaję sobie sprawę, że czytałam ten przekład jako dziecko, ale mam to do siebie, że doskonale pamiętam wszystkie książki, jakie przeczytałam), co sprawia, że historia ta była dla mnie w miarę dalszej lektury coraz bardziej intrygująca. Faktem jest, że jeśli chodzi o schemat fabularny, Bańkowska ściśle trzyma się "scenariusza" autorki, jednak chcąc pozostać wierną oryginałowi, tłumaczka ubogaca fabułę wplatając w nią nawet te najdrobniejsze zmiany, aż po te najbardziej rzucające się w oczy, jak brak pokoiku na facjatce, zmiana tytułu na Zielone Szczyty i rezygnacja ze spolszczania imion, czy też dążenie do wyrazistej kreacji bohaterów. Jak sama przyznała, było to zadanie, które ktoś musiał wykonać, aż w końcu to ona sama postanowiła się go podjąć i moim zdaniem całkiem słusznie, bo choć w moim sercu Anne jako dziewczynka pozostanie Anią, to jednak mając na myśli dorosłą kobietę i historię wierną oryginałowi będzie to Anne.

Bardzo łatwo przyszło mi wciągnąć się w lekturę nowego przekładu autorstwa Bańkowskiej. Podczas sesji, kiedy miałam naprawdę niewiele czasu, żeby się odprężyć, wieczory spędzane na czytaniu Anne z Zielonych Szczytów znakomicie spełniały swoją rolę, przenosząc mnie na Wyspę Księcia Edwarda i pozwalając mi zanurzyć się w pełnym baśni świecie małej, a później dorosłej Anne. Wartka i lekka akcja sprawia, że przez kolejne rozdziały po prostu się płynie, a w miarę dalszej lektury zdecydowanie nie jest ani trochę nudno. Przeciwnie, historia Anne od samego początku angażuje czytelnika i pozwala mu w pełni wczuwać się w opowieści Anne, i wraz z nią poznawać na nowo znane już z dawnych lat kąty Zielonych Szczytów. 

Klimat Anne z Zielonych Szczytów jest absolutnie wyjątkowy i zdecydowanie zasługuje na uwagę. Bańkowska potrafiła wydobyć to, co najlepsze z oryginalnego przekładu i decydując się na przysłowiowy powrót do korzeni, postarała się o jak najwierniejsze oddanie detali. Widać to przede wszystkim w języku, ale również i w klimacie powieści. Przez tą książkę dosłownie płynie się lekko i przyjemnie, a wszystko okraszone jest subtelną nutą baśniowości, zupełnie jak gdyby całą historię Anne opowiadała nam sama bohaterka, a niniejsza książka stanowiła coś w rodzaju pamiętnika. Nowa tłumaczka postarała się też o to, by jak najrzetelniej opisać przyrodę i oddała to w iście baśniowym stylu! Motyw bogatej wyobraźni Anne bardzo mocno wysuwa się na plan pierwszy, co sprawia, że lektura tej książki, zwłaszcza w okresie letnim idealnie wprowadza w nastrój właściwy do oddawania się marzeniom.

Kolejnym aspektem, który urzekł mnie w nowym przekładzie Bańkowskiej jest język powieści. W porównaniu do "oryginalnego" tłumaczenia Berensteinowej jest on o wiele bardziej subtelny i delikatny, pełen zmyślnych metafor, tak trafnie wpisujących się w umiejętność Anne do snucia swoich wyobrażonych opowieści. Ponadto, nowa tłumaczka pokusiła się również o to, aby wzbogacić nowy przekład o przypisy wyjaśniające, co poniektóre nazwy, chociażby kwiatów i wskazanie ich etymologii. Oczywiście, niektóre nazwy zostały wymyślone przez główną bohaterkę, czego również autorka tłumaczenia nie omieszkała napomknąć. Podczas lektury miałam nieodparte wrażenie, że powieść w nowym przekładzie jest o wiele bardziej obfita niż jej poprzednia wersja, całkiem możliwe, że jest to wynik poszukiwań i naprawdę dogłębnego przygotowania się Bańkowskiej do "przepisania" na nowo historii o rudowłosej Anne.

Tym, co ogromnie mnie zaskoczyło w nowym przekładzie była kreacja bohaterów. Pozornie wydawali się być dokładnie tacy sami, jakich pamiętałam ich czytając przekład Berensteinowej, miałam wrażenie, że są zdecydowanie bardziej dojrzali i rozbudowani, do tego stopnia, że przypisywanie im statusu wyłącznie postaci papierowych byłoby czystym absurdem. Zachwyciła mnie ich głęboka, wielowarstwowa budowa, ale przede wszystkim ich realność. Podziwiam to, jak bardzo Bańkowska wczuła się w rolę przekładoznawczyni i z jak pieczołowitą dokładnością starała się oddać oryginalną historię Anne Shirley. Co ciekawe, tak dogłębne przedstawienie postaci pozwoliło na wyeksponowanie ich najbardziej rozpoznawalnych cech i przykładowo niekiedy słuchając (czytając) wypowiedzi Anne niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że jej postać jest niesłychanie dramatyczna, zwłaszcza, kiedy wpadała w swoje "otchłanie rozpaczy" i zdecydowanie bardziej gadatliwa niż ją zapamiętałam z tłumaczenia Berensteinowej, a Matthew okazywał się być o wiele bardziej mrukliwy, a zarazem na swój sposób czuły. Strasznie mnie to rozbawiło, ale Bańkowska wydawała się przykładać ogromną wagę do eksponowania (nawet niekiedy niepotrzebnego wyolbrzymiania) cech swoich bohaterów. Oczywistym jest, że nadal uwielbiam postać Anne, jednakże jej dramatyzm i gadulstwo zostały przedstawione w książce w sposób niemal hiperboliczny.

Podczas czytania historii Anne w nowym przekładzie miałam również okazję, tak jak wspominałam na początku, obejrzeć dostępny na platformie Netflix serial Anne with an E będący adaptacją tradycyjnie znanej Ani z Zielonego Wzgórza. Stąd też wszelkie "błędy" tłumaczeniowe i spolszczone imiona bohaterów pozostają bez zmian, choć w samą historię wpleciono pewne nowości, rozszerzono ją też o pewne wątki nie wspomniane w książkowej historii. Z racji tego, że oglądałam i czytałam tą samą historię w podobnym czasie były takie aspekty, które mi po prostu zgrzytały, jak na przykład tendencja do posługiwania się spolszczonymi imionami bohaterów. Same nowe i oryginalne netflixowe wątki nie były złe. Aczkolwiek mocno rzucała się w oczy nietuzinkowa postać Ani i jej pełen pasji charakter, co akurat zostało oddane jak najbardziej trafnie i w bardzo drobiazgowy sposób. I to aż do tego stopnia, że nie mogłam się nadziwić, jak taka otwarta i elastyczna osoba może w każdym odcinku nosić tą samą fryzurę, nie wspominając już o tym, że to upięcie włosów, jakie miała Ania, zupełnie jej nie pasowało. Pomijając jednak ów aspekt, muszę pochwalić, iż twórcy zdobyli się na oryginalność wzbogacając fabułę o wątki osób nieheteronormatywnych lub przedstawicieli mniejszości etnicznych, co pozwoliło w pełni oddać otwarty i akceptujący charakter głównej bohaterki, a przy tym nadało serialowi głębszego wymiaru. Sam serial Anne with an E okazał się bardzo wzruszający i pełen ciepła oraz wyobraźni, które tak cenię w historii o Ani! Bardzo serdecznie polecam obejrzeć netflixową produkcję, choć raczej nie w tym samym czasie, kiedy czyta się Anię z Zielonego Wzgórza/Anne z Zielonych Szczytów.

"Ania czy Anne, kim jest bohaterka Lucy Maud Montgomery?" to pytanie przewodnie niniejszej recenzji, które jednak postanowiłam pozostawić jako kategorię otwartą, bo choć znam historię Ani od dzieciństwa, to jednak Anne, bohaterka tak podobna, a zarazem inna, również zaskarbiła sobie pewne szczególne miejsce w moim sercu. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że Zielone Szczyty, jak i wszelkie nowości, jakie wprowadziła Bańkowska stworzyły zupełnie nową - i jakże bogatą! - historię o szarookiej marzycielce zapoczątkowują nową erę opowieści o panience Shirley-Cuthbert i szczerze mówiąc podoba mi się to. Myśląc o dziewczynce, zawsze będę miała w głowie Anię z dawnych lat, lecz myśląc o kobiecie i oryginalnej historii napisanej z myślą o przede wszystkim, dorosłych czytelnikach, to zdecydowanie będzie to Anne. Opowiedziana na nowo historia Bańkowskiej ma swój wyjątkowy urokliwy i wypełniony emocjami klimat, który na długo pozostanie w moim sercu!

Anne z Zielonych Szczytów w wykonaniu Anny Bańkowskiej to dzieło, które zasługuje na docenienie. A wśród czytelniczek o rudowłosej marzycielce pozycja ta powinna obowiązkowo znaleźć się na półce i to zarówno wśród fanek "tradycyjnego" tłumaczenia historii Ani, jak również obecnego młodszego pokolenia. Zdecydowanie jest to historia, jaką docenią przede wszystkim kobiety, a słyszałam również, że doceniają i mężczyźni. Przede wszystkim jednak, warto się przełamać i dać szansę nowej historii Anne, udzielić jej głosu oraz pozwolić sobie dostrzec, jak bardzo historia ta ewoluowała pod względem głębi i emocji w wykonaniu Bańkowskiej. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 9/10.

Czytaj dalej »
on 05 lipca 5
Podziel się!
Etykiety
obyczajowe
Nowsze posty
Starsze posty

04 lipca

Podsumowanie Maja i Czerwca 2023

Cześć! Zarówno maj, jak i czerwiec upłynęły mi pod znakiem intensywnych przygotowań do sesji, czytania tekstów, realizowania projektów studenckich oraz oczywiście czytania dla przyjemności. Po szczęśliwie i perfekcyjnie zdanej sesji letniej, mogłam na spokojnie skupić się na opiece nad kotkiem o imieniu Toto, weekendowym wyjeździe do Warszawy, rozpoczęciu stażu w Wydawnictwie Znak oraz powrócić do regularnego trybu blogowania i recenzowania. Nawiasem wspominając, dokładnie dzisiaj mija rocznica mojej Obrony pracy licecnackiej, uznałam więc, że będzie to idealna data na niniejszy wpis. :)
 
Niniejszy okres był bogaty zarówno pod względem literackim, studenckim, jak i kulturowym. Powróciłam bowiem do kontynuuowania rozpoczętego już dawno netflix'owego serialu Anne with an E, o którym za niedługo (bo już jutro 05.07!) w zaplanowanym porównawczym wpisie o nowej Anne Lucy Maud Montgomery w nowym tłumaczeniu Anny Bańkowskiej. Ponadto ponownie zabrałam się za niesamowicie stworzoną japońską serię animowaną, jaką jest Fruits Basket (o nim również będzie w lipcowych postach!). Rozpoczęłam również inne serie, takie jak The Crown, The Umbrella Academy, Hyouka czy Ouran High School Club. Przyznam szczerze, że lipiec zapowiada się szalenie entuzjastycznie, gdyż mam w planach wiele książek, wiele seriali oraz staż w polskim molochu wydawniczym. Będzie więc zdecydowanie literacko, co zresztą ogromnie mnie cieszy!

 NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

 
W maju ewidentnym wiodącym motywem czytelniczym były u mnie reportaże, choć nie zabrakło również wielu innych tekstów, już stricte fabularnych. Dzięki studenckiemu pakietowi w Legimi, miałam wreszcie możliwość przeczytać Galateę Madeline Miller, o której jednak miałam nieco inne wyobrażenia niż to, co ostatecznie otrzymałam. Mimo tego uważam, że warto było po nią sięgnąć, jest też stosunkowo krótka, a zatem idealna na 20 minutową podróż tramwajem. W następnej kolejności sięgnęłam już po bardziej studenckie lektury jak Śnieg Stanisława Przybyszewskiego, Życie na Korei Andrzeja Sosnowskiego czy Antologię Zebrało się śliny pod redakcją małżeństwa Kaczmarskich. Później w ramach zajęć seminaryjnych sięgnęłam po Mniejsze zło Andrzeja Sapkowskiego i mimo, iż nie należę do fandomu Wiedźmina, ani jakoś specjalnie nie przepadam za tą serią, to to opowiadanie przypadło mi do gustu. Tak, jak wspominałam w podsumowaniu kwietniowym, dokończyłam Nasze szczęśliwe czasy Gong Ji-young, o których pisałam <tutaj>. Z eseistyki przeczytałam Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy i przyznam szczerze, że brakowało mi w niej takiej ludzkiej perspektywy. Fakt, że główny bohater stracił matkę i próbuje odnaleźć ją w pozostawionych przez nią rzeczach i domowych sprzętach jakby nie do końca do mnie przemawiał. Brakowało mi takiej głębi spojrzeniai i warstwy emocjonalnej. O wiele bardziej natomaist spodobała mi się Uprawa roślin południowych metodą Miczurina autorstwa Weroniki Murek. Autorka zadbała o rozbudowanie fabuły mimo pozostania przy konwencji eseistycznej, a losy, jakie spotkały jej bohaterów naprawdę mnie intrygowały. W następnej kolejności przeczytałam również Fikcję jako możliwość Anny Łebkowskiej, którą oceniam jednak raczej jako przeciętną. Ciekawą pozycją majową okazał się być dla mnie Wypiór Grzegorza Uzdańskiego, pisany na poły prozą, na poły w formie poematu dygresyjnego. Autor nie bał się rzucić zupełnie nowego, skądinąd bardzo oryginalnego spojrzenia na postać Mickiewicza, który w jego wykonaniu jest dość wiekowym już wampirem za dnia pomieszkującym w szafie, przy okazji rujnując związek dwójki innych bohaterów. Ogromnie spodobało mi się tak ciekawe ujęcie tej postaci, widać w tym bowiem kreatywność i zamysł twórczy, który wręcz kipi oryginalnością! Maj był więc miesiącem w dużej mierze poświęconym literaturze studenckiej, za to niezwykle oryginalnej, w którym przeczytałam aż 10 pozycji!
 
W czerwcu natomiast, z racji zbliżającej się sesji przeczytałam całkiem sporo poezji współczesnej, w tym Drogą panią Schubert Ewy Lipskiej, Było minęło Juliana Kornahausera oraz Chirurgiczną precyzję Stanisława Barańczaka. Zagłębiłam się również szerzej w gatunek esejów i reportaży zaczytując się w Melancholii. O tych co nigdy nie odnajdą straty Marka Bieńczyka oraz Białą gorączkę Jacka Hugo-Badery, które bardzo mi się spodobały, choć może nie na tyle bym jakoś szczególnie zakochała się w reportażach. Niemniej, bardzo polubiłam ten gatunek. Udało mi się również skończyć lekturę Dziecka salonu Janusza Korczaka z czego jestem absolutnie zachwycona! Mój "sposób na Korczaka" okazał się trafiony i dzięki temu mam tą książkę już za sobą! Trudno natomiast jest mi jednoznacznie stwierdzić, czy książka mi się nie podobała, choć początek zdecydowanie do najlepszych nie należał, a przez całą drugą połowę nie było też lepiej. Niemniej, mając na względzie ideę, jaka przyświecała napisaniu tej książki, oceniam ją raczej na taką "średnią" niż do gruntu pozycję "złą". W następnej kolejności sięgnęłam po nowe tłumaczenie Ani z Zielonych Wzgórz Lucy Maud Montgomery, tym razem w przekładzie Anny Bańkowskiej, w której to wykonaniu tytuł brzmi Anne z Zielonych Szczytów i po zapoznaniu się z powieścią, stwierdzam, że obydwa tytuły dość celnie oddają miejsce pobytu Anne. Jako osoba, która jako dziecko zaczytywała się w typowo spolszczonej serii o  Ani z Zielonych Wzgórz, gdy tylko zobaczyłam wspomnianą sagę w nowym przekładzie byłam dość sceptycznie nastawiona do niego, w duchu przekonując się, że to już nie będzie taka sama historia. Potrzebowałam czasu, a z racji tego, że mam entuzjastyczną osobowość i ciekawą nowych rzeczy, postanowiłam jednak dać Anne szansę. Miałam jednak rację, historia Anne zawiera całkiem sporo nowszych informacji, których brakuje tej spolszczonej wersji, niemniej, jest też bliższa oryginałowi Montgomery. Przyznam szczerze, iż to nowe tłumaczenie mnie urzekło i już w kolejnym wpisie będzie o tym więcej! W międzyczasie ponowiłam lekturę Promyczka autorstwa Kim Holden i sięgając do tej książki już 4 albo nawet i 5 raz stwierdzam, że magia tej książki nigdy nie przemija! Będąc już po skończonej sesji, rozpoczęłam natomiast Alyssę i czary pióra A.G.Howard, która przynajmniej na razie bardzo mi się podoba. Czerwiec zakończyłam więc wynikiem 8 przeczytanych książek!

Tym samym w maju i czerwcu przeczytałam w sumie aż 17 pozycji, co przy dość mocno ograniczonym czasie i zbliżającej się sesji uważam za imponujący wynik!
  1. Galatea, Madeline Miller;
  2. Śnieg, Stanisław Przybyszewski;
  3. Życie na Korei, Andrzej Sosnowski;
  4. Antologia Zebrało się śliny;
  5. Mniejsze zło, Andrzej Sapkowski;
  6. Nasze szczęśliwe czasy, Gong Ji-young <recenzja>;
  7. Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Marcin Wicha;
  8. Uprawa roślin  południowych metodą Miczurina, Weronika Murek;
  9. Fikcja jako możliwość, Anna Łebkowska;
  10. Wypiór, Grzegorz Uzdański;
  11. Droga pani Schubert, Ewa Lipska;
  12. Było minęło, Juliana Kornahausera;
  13. Chirurgiczna prezycja, Stanisław Barańczak;
  14. Melancholia. O tych co nigdy nie odnajdą straty, Marek Bieńczyk;
  15. Biała gorączka, Jacek Hugo-Bader;
  16. Dziecko salonu, Janusz Korczak;
  17. Anne z Zielonych Szczytów Lucy Maud Montgomery w przekładzie Anny Bańkowskiej <recenzja 05.07.2023!>
  18. Promyczek, Kim Holden <recenzja>
  19. Alyssa i czary, A.G.Howard <recenzja niebawem!>


Podczas minionych dwóch miesięcy przeczytałam wiele naprawdę świetnych tytułów, z chęcią wciągnęłam się w gatunek reportażu, który czytam raczej rzadko. Niemniej chyba nikogo nie zdziwi, jeśli tytuł "Najlepszych Książek Miesiąca" otrzymają Promyczek Kim Holden oraz Anne z Zielonych Szczytów w przekładzie Anny Bańkowskiej.

  • Promyczek, Kim Holden - ta książka jest ze mną od naprawdę dawna i to na tyle długo, bym wyrobiła już sobie nawyk sięgania po nią w poszukiwaniu inspracji. Mam osobowość zbliżoną do Kate, bohaterki książki, toteż czasami czuję potrzebę przypomnienia filozofii cieszenia się dniem i przysłowiowego "carpe diem!", a nikt inny jak właśnie panna Promyczek w pełni żyje tą dewizą. Pomimo, że powtarzam tą książkę już nimela po raz piąty, nadal mocno mnie ona porusza. Podziwiam styl pisania Holden oraz to, że potrafi wycisnąć ze mnie tyle emocji!
  • Anne z Zielonych Szczytów w przekładzie Anny Bańkowskiej - dobrze jest wrócić do książki, którą zna się z dziecięcych lat, a wyobraźni Anne mało jaka inna postać literacka jest w stanie dorównać (chociaż Lazlo z Marzyciela faktycznie by potrafił). Nowe tłumaczenie Bańkowskiej jest po prostu cudowne i wszystkie pewne nieścisłości lub niuanse zostają w tym tłumaczeniu wyjaśnione. Miło jest zobaczyć Anne tak bliską oryginalnej wersji!

 

Niewątpliwie idealnym pretendentem do kategorii "Najgorszych Książek Miesiąca" będzie Dziecko salonu Janusza Korczaka.

  • Dziecko salonu Janusza Korczaka - przyznam szczerze, że okropnie się z tą pozycją męczyłam. Rozumiem ideę i walkę o demokratyczne traktowanie sierot i w pełni ją popieram, ale sposób w jaki Korczak wplótł ją do swojej książki zdecydowanie mu się nie udał. Podczas lektury doskwierało mi poczucie znużenia i niemal natychmiast miałam ochotę odłożyć ją na półkę. Gdyby nie mój "sposób na Korczaka" pewnie męczyłabym ją dalej. Szczęśliwie jednak ta pozycja już za mną!

 CO W LIPCU 2023?

Z racji tego, iż mam już mniej więcej rozplanowane, jak chcę poprowadzić moją pracę magisterską, zarówno pod względem literackim, jak i badawczym (terapeutyczna moc kreowania fantastycznych światów literackich w pracy, inaczej arteterapia, osób z zaburzeniami lub określonymi predyspozycjami psychicznymi, jak przykładowo WWO), w lipcu skupię się na wybranych do niej pozycjach, choć nie zabraknie również oczywiście pozycji, jakie będę musiała czytać do pracy w Wydawnictwie.  Jak widać na grafice, moje plany na lipiec są dość obfite, co tylko wzmaga moją ekscytację na możliwości przeczytania tak intrygująco zapowiadających się pozycji! Lipiec zapowiada się baśniowo i magicznie, gdyż w kontekście pracy magisterskiej, mam w planach powtórzyć lekturę Marzyciela Laini Taylor, a ponadto zapoznać się z pozycją A.G.Howard Alyssą w krainie czarów, Za niebieskimi drzwiami Marcina Szczygielskiego oraz Baśniową opowieściami Stephana Kinga. W następnej kolejności czekają mnie lektury bardziej "obyczajowe" i znów reportażowe, jak chociażby Pusty las Moniki Sznajderman czy Czytając Polskę Kingi Dunin. Później z kolei zamierzam sięgnąć po Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka oraz Poczwarkę Doroty Terakowskiej, a także spróbować zapoznać się z Columbine Dave'a Cullena.



 

Czytaj dalej »
on 04 lipca 0
Podziel się!
Etykiety
podsumowanie, stosik książkowy, zapowiedź
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

O AUTORCE

O AUTORCE
26 - letnia Magister Polonistyki-Literaturoznawstwa. Z zamiłowania książkoholiczka, literaturoznawczyni i blogerka, rysowniczka, a także miłośniczka języków obcych i azjatyckich dram. Kto wie, może i w przyszłości także pisarka? Możliwości jest mnóstwo! :) Aktualnie spełnia się dziennikarsko pracując w redakcji WUJ-a oraz redaktorsko współpracując z Wydawnictwami ZNAK oraz Moc Media. Przyszła bibliotekoznawczyni i arteterapeutka, która uczy się języka migowego.

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

TERAZ CZYTAM

TERAZ CZYTAM
Osobliwy dar Vanilii Bourbon

W tym roku chcę przeczytać...

W tym roku chcę przeczytać...
#Wyzwanie LC 2025#

Recenzje/Wpisy planowo

*01.06 - "Opiekunka marzeń", Agnieszka Krawczyk * 01.06 - podsumowanie czytelnicze półrocza 2025 i plany na czerwiec 2025 *02.06 - "Wstawaj Alicja", Dorota Chęć [wieczór] *03.06 - "Żywe serce", Piotr Pawlukiewicz [wieczór] *04.06 - "Studium zatracenia", Ava Reid [wieczór] *05.06 - "Burza", Sunya Mara [wieczór] Następne tytuły wpisów podam niebawem! :)

Znajdź mnie!

  • Lubimy Czytać
  • Strona na facebooku
  • Twitter
  • Instagram

Szukaj na tym blogu

Statystyka

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Obserwatorzy

Popularny post

  • Kącik serialowy: Moon Lovers: Scarlet Heart Reyo- magia księżyca
    Tytuł oryginalny:   달의 연인 – 보보경심 려 Tytuł (latynizacja):   Dalui Yeonin – Bobogyungsim Ryeo Tytuł (alternatywny):  Time Slip: Rye...
  • Kącik serialowy: Goblin, Guardian: The Lonely and Great God- potęga przeznaczenia
    Tytuł oryginalny:   도깨비 Tytuł (latynizacja):   Dokkaebi Tytuł (alternatywny):  Goblin: The Lonely and Great God Gatunek:   fantasy, m...
  • "Shinsekai Yori"- Yuusuke Kishi
    tytuł oryginału: 新世界より tłumaczenie: Z Nowego Świata wydawnictwo:  Kōdansha data wydania: 23 stycznia 2008 liczba stron:870 sło...

Archiwum

  • ►  2025 (9)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (4)
    • ►  lut 2025 (2)
  • ►  2024 (11)
    • ►  gru 2024 (1)
    • ►  lis 2024 (1)
    • ►  lip 2024 (1)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (2)
    • ►  kwi 2024 (2)
    • ►  mar 2024 (1)
    • ►  sty 2024 (2)
  • ▼  2023 (31)
    • ►  gru 2023 (2)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (4)
    • ►  wrz 2023 (3)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ▼  lip 2023 (3)
      • "Moje serce w dwóch światach" - Jojo Moyes
      • "Anne z Zielonych Szczytów" - Lucy Maud Montgomery
      • Podsumowanie Maja i Czerwca 2023
    • ►  maj 2023 (2)
    • ►  kwi 2023 (1)
    • ►  mar 2023 (5)
    • ►  lut 2023 (5)
    • ►  sty 2023 (1)
  • ►  2022 (46)
    • ►  gru 2022 (5)
    • ►  lis 2022 (4)
    • ►  paź 2022 (4)
    • ►  wrz 2022 (5)
    • ►  sie 2022 (6)
    • ►  lip 2022 (6)
    • ►  cze 2022 (1)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (3)
    • ►  mar 2022 (5)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (2)
  • ►  2021 (38)
    • ►  gru 2021 (2)
    • ►  lis 2021 (4)
    • ►  paź 2021 (3)
    • ►  wrz 2021 (3)
    • ►  sie 2021 (4)
    • ►  lip 2021 (4)
    • ►  cze 2021 (1)
    • ►  maj 2021 (2)
    • ►  kwi 2021 (2)
    • ►  mar 2021 (2)
    • ►  lut 2021 (6)
    • ►  sty 2021 (5)
  • ►  2020 (49)
    • ►  gru 2020 (3)
    • ►  lis 2020 (2)
    • ►  paź 2020 (4)
    • ►  wrz 2020 (4)
    • ►  sie 2020 (6)
    • ►  lip 2020 (5)
    • ►  cze 2020 (3)
    • ►  maj 2020 (2)
    • ►  kwi 2020 (5)
    • ►  mar 2020 (5)
    • ►  lut 2020 (6)
    • ►  sty 2020 (4)
  • ►  2019 (66)
    • ►  gru 2019 (6)
    • ►  lis 2019 (4)
    • ►  paź 2019 (5)
    • ►  wrz 2019 (9)
    • ►  sie 2019 (9)
    • ►  lip 2019 (6)
    • ►  cze 2019 (5)
    • ►  maj 2019 (6)
    • ►  kwi 2019 (2)
    • ►  mar 2019 (3)
    • ►  lut 2019 (5)
    • ►  sty 2019 (6)
  • ►  2018 (59)
    • ►  gru 2018 (5)
    • ►  lis 2018 (5)
    • ►  paź 2018 (7)
    • ►  wrz 2018 (9)
    • ►  sie 2018 (7)
    • ►  lip 2018 (3)
    • ►  cze 2018 (8)
    • ►  maj 2018 (2)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (3)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (5)
  • ►  2017 (5)
    • ►  gru 2017 (4)
    • ►  lis 2017 (1)

Polecany post

Podsumowanie okresu styczeń-maj 2025 i plany na czerwiec

Napisz do mnie w sprawie recenzji/artykułu/wywiadu :)

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Etykiety

Japonia (13) King (3) Murakami (6) PLOTKARA (3) Zafon (5) anime (3) arabia (1) autobiografia (5) baśnie (22) dla nastolatków (23) drama (5) fantasy (64) historyczne (32) holocaust (1) klasyk (22) klasyka dla nastolatków (11) klasyka dziecięca (2) komedia- czarny humor (12) kultura słowiańska (5) medyczne (5) mit (3) miłość (38) obyczajowe (115) podsumowanie (74) postapo (23) psychologia (30) psychologiczne (47) romans (53) science-fiction (23) stosik książkowy (29) sztuka (4) tag (2) thiller (26) thriller (14) wojna (9) współczesność (100) zapowiedz (27) zwierzęta (3) świat komiksu (1) święta (5)

Prawa Autorskie

Zabraniam kopiowania MOICH tekstów i zdjęć bez uprzedniego zezwolenia.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych za kradzież tekstów, czy zdjęć bez upoważnienia autora przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2-ch i/grzywnę.

Bardzo proszę o uszanowanie mojej pracy.

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z Dziennika Książkoholiczki. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.