100 dni słońca to wyjątkowa pozycja, na którą natknęłam się zupełnym przypadkiem. Nietuzinkowa okładka i niebanalny tytuł, który jak dla mnie niósł zapowiedź optymistycznej przyszłości natychmiast przykuły moją uwagę, a sama treść sprawiła, że szybko przepadłam bez reszty! W ostatnim czasie jakoś często zdarza mi się trafiać na pozycje młodzieżowe, a warto im także dać szansę, bo o niektórych tytułach trudno zapomnieć. 100 dni słońca do takich pozycji właśnie należy. Warto dać jej szansę, gdyż otrzyma się swoistą lekcję na temat tego, jak przewartościować spojrzenie na swoja sytuację, nawet jeżeli wydaje się ona beznadziejna.
NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Na skutek wypadku samochodowego szesnastoletnia Tessa Dickson traci wzrok. 100 dni ciemności brzmi jak wyrok, a bohaterka nie potrafi pogodzić się ze swoją sytuacją. Dziadkowie, z którymi dziewczyna mieszka postanawiają, że jedynym, co może pomóc ich wnuczce jest powrót do pisania bloga. W tym celu zamieszczają bez wiedzy Tessy ogłoszenie o poszukiwanym ghostwriterze, który w imieniu Tessy miałby wrzucać jej posty na bloga. W odpowiedzi na ogłoszenie pojawia się Watson, chłopak w wieku Tessy o szczerym uśmiechu, zawadiackich oczach i protezach nóg, stawia jednak jeden warunek - wnuczka Dicksonów nie może się o tym dowiedzieć. Tessa niechętna jakiejkolwiek pomocy traktuje Watsona z pogardą, co przypada mu do gustu, ponieważ dziewczyna, nie znając historii tragedii chłopaka, traktuje go zupełnie normalnie.
- opis własny
W ostatnim czasie w moim życiu wydarzyło się wiele rzeczy, zarówno tych smutnych, jak i dających nadzieję. Stąd powieści, na które w ostatnim czasie trafiam - nawiązujące do tematyki samo-rehabilitacji, przezwyciężenia traum, żałoby, głuchoty, czy jakiegokolwiek schorzenia - zapalają w moim sercu światło. Szczególne upodobanie mam do bohaterów, którzy na wszelkie sposoby przezwyciężają jakieś swoje trudności, a do takich osób z pewnością zalicza się Watson. Ten bohater to kolejna postać bo Kate z Promyczka, z którego postawą mogę się utożsamić optymizmem, nadzieją i wiarą. Nawiązując do wspomnianej powieści, warto zauważyć, że tutaj jest sytuacja nieco odwrotna, bo to Watson staje się promykiem słońca dla Tessy. 100 dni słońca to powieść, która zaskakuje, bawi i wzrusza, przy której naprawdę można się solidnie i pozytywnie doładować.
Na uznanie zasługuje sam układ treści, a że mamy do czynienia z dwójką bohaterów, rozdziały zostały podzielone w taki sposób by narracje obydwu postaci się nawzajem przeplatały. Daje to bardzo fajny efekt, zwłaszcza, że osobowości Tessy i Watsona są skrajni różne, a oni obydwoje nawzajem się od siebie uczą. Wątek fabularny jest raczej do przewidzenia i nie ma raczej nic zaskakującego w tym, do czego relacja między bohaterami ostatecznie zmierzała. Co interesujące, przez ten wspomniany podział powieści, dodatkowo zostają uwypuklone różnice w osobowościach bohaterów, ich motywacje, spojrzenie na sytuacje, jakie ich dotknęły. Właśnie te odmienne perspektywy w obliczu traum, jakie dotknęły postacie, stanowią główny motyw powieści, nie zaś raczej oczywisty wątek romantyczny, typu hate to love.
Akcja 100 dni słońca rozwija się bardzo dynamicznie, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę początki znajomości Tessy i Watsona. O ile ostateczny kształt ich relacji nie budzi zaskoczenia i można się go spodziewać, o tyle momenty napięć i zgrzytów między bohaterami wynikają z ich poczucia porażki i niedowartościowania własnego Ja. To właśnie mnie najbardziej intrygowało - w jaki sposób autorka postawi swoje postaci do pionu, tak, by przywrócić im poczucie godności w obliczu tragedii z jaką obydwoje się zetknęli.
Klimat tej książki zaskoczył mnie pozytywnie już od pierwszej strony! Emmons bardzo umiejętnie oddała emocje bohaterów swojej powieści, zgrabnie przeplatając opisy ich uczuć z ich doświadczeniami zmysłowymi. Tessa jako niewidoma poznawała świat za pośrednictwem innych zmysłów i te aspekty zostały w tej książce bardzo wyróżnione. Sporo miejsca zajmują bowiem opisy danego zapachu, faktury dotykanego przedmiotu czy muśnięcie wiatru. Znakomicie uzupełniają to opisy tego, co robi Watson, który praktycznie cały czas jest w ruchu. Wszystko to nadaje tej książce niezwykle wyrazisty, żywy i zmysłowy klimat, a ujęte w całość, tuż obok bardzo bogatych opisów przeżyć wewnętrznych dynamizuje wrażenia, jakich się doznaje podczas lektury. Czytają tą książkę jeszcze bardziej doceniałam to, co mam i czego mogę doświadczyć. Optymizm, determinacja i umiejętność cieszenia się chwilą obecną są tym, co niniejsza powieść pomaga jeszcze bardziej dostrzec i praktykować. Refleksje, jakie towarzyszą bohaterom są bardzo adekwatne do ich sytuacji, a niejednokrotnie w tym dramatyzmie uczuć, czytelnik może rozpoznać siebie. 100 dni słońca to bez wątpienia wyjątkowa książka, która przypomni każdemu człowiekowi, aby potrafił doceniać posiadane dary i cieszył się chwilą obecną.
Postacie, jakie wykreowała Abbie Emmons są skrajnie różne, a ich dialogi niejednokrotnie potrafią wywołać wybuch śmiechu. Watson to typ optymisty, któremu starta kończyn nie przeszkodziła w cieszeniu się życiem i czerpania z niego pełnymi garściami. Tessa jest jego całkowitym przeciwieństwem, utrata wzroku sprawiła, że dziewczyna pogrążyła się w głębokiej depresji. Zderzenie tych dwóch odmiennych postaw prowadzi do tego, że obydwoje mogą uczyć się od siebie nawzajem. I choć piękny uśmiech może ocieplać ludzi, wnętrze pozostaje tajemnicą. Nikt nie pokazuj tego, jaki jest naprawdę - ani Tessa, ani Watson. Dopiero po spotkaniu, ich prawdziwe uczucia mogą znaleźć ujście. Przyznam szczerze, że wiele się nauczyłam podczas tej lektury. Zagłębienie się w meandry psychiki bohaterów było fascynującym doświadczeniem. Bardzo cieszę się, że autorka z taką głębią potrafiła ukazać sekrety ludzkiego wnętrza. To sprawiło, że podczas lektury mogłam się zastanawiać także nad własnymi uczuciami.
Kolejnym interesującym aspektem tej książki jest język. Zmysłowy, realistyczny, pozbawiony abstrakcyjnych odniesień znakomicie odzwierciedlał to, co łączyło perspektywy Tessy i Watsona - chwila obecna, TERAZ. Stąd też znacznie silniej wybrzmiewa celebracja tego, co w danej chwili ma miejsce. Nie znajdziemy tu żadnych ucieczek w miejsca wyobraźni czy wymyślne fantazje. 100 dni słońca to powieść, która zachęca to pełnego przeżywania chwili obecnej, gdyż dziś, które mamy teraz jest najważniejszym momentem naszego życia. Najpełniej to przesłanie odzwierciedla właśnie język, którego śmiało mogę nazwać jednym z najważniejszych bohaterów tej książki.
Przyznaję, że moje stosunki do tej powieści w trakcie jej czytania i po, były raczej skrajnie różne. I o ile Watsona uwielbiałam za jego optymistyczne podejście, tak postawa Tessy mnie irytowała. A jednak będąc już po lekturze, potrafię docenić ich odmienne perspektywy. Największym jednak plusem tej książki jest jej pozytywne oddziaływanie - po jej lekturze z pewnością zaczęłam jeszcze mocniej celebrować chwilę obecną, doceniać to, co mam. Książka więc spełniła swoje zadanie idealnie, nie dość, że zapewniła mi dobrej jakości rozrywkę, to jeszcze utwierdziła mnie w przekonaniu co do mojego sposobu patrzenia na otaczający mnie świat. Jestem pewna, że pozytywne odczucia, jakie dzięki niej wybrzmiały we mnie z nową siłą pozostaną ze mną na długo!

100 dni słońca to powieść, która przynosi nadzieję pomimo wszystko, pomimo jakiejkolwiek beznadziejnej sytuacji. I to właśnie cenię w niej najbardziej. Dlatego też jest to idealna pozycja dla kogoś, kto szuka powieści, która podniesie go na duchu i przypomni, że wbrew pozorom w "100 dniach ciemności" może istnieć małe światło - nadzieja, która daje siłę.
Moja ocena: 9/10. :)