Z Dziennika Książkoholiczki

Strony

  • Strona główna
  • O mnie
  • KSIĄŻKI
  • Kącik serialowy
  • ZESTAWIENIA
  • Kontakt i Współpraca

27 czerwca

"Podzieleni"- Neal Shusterman


Antyutopie to gatunek, którego popularność w ostatnich latach znacznie wzrosła, co mnie ogromnie cieszy, gdyż chętnie sięgam po książki obcujące w takim klimacie. Jednak moja decyzja, aby przeczytać "Podzielonych" była akurat czysto spontaniczna. Moją uwagę przykuła jej niewielka objętość, a był to czas, kiedy pragnęłam lektury, którą spokojnie połknęłabym w dwa wieczory. Sporą pomocą okazały się być pochlebne opinie czytelników, a ponieważ o "Podzielonych" nie znalazłam słowa krytyki, uznałam, że będzie to książka, która zapewni mi rozrywkę i spędzi sen z powiek.  Lektura faktycznie zajęła mi dwa wieczory, a był to czas w którym nie potrafiłam oderwać się od książki nawet na minutę! 

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE: "Human" Christyny Perri

Druga Wojna Domowa, zwana także Wojna Moralną dotyczyła praw reprodukcyjnych. Po latach krwawych wojen, Zwolennicy Wolnego Wyboru oraz Obrońcy Życia uchwalili mrożący w żyłach kompromis. Ustanowiono szereg praw przynoszących obustronne korzyści na mocy dokumentu zwanego Kartą Życia. Ów dokument zezwalał rodzicom dziecka na pozbycie się go na mocy "aborcji wstecznej". Zgodnie z ustanowionym wówczas prawem, życie ludzkie jest nienaruszalne od momentu poczęcia, do ukończenia przez dziecko trzynastego roku życia. Pomiędzy trzynastym, a osiemnastym rokiem życia, rodzice dziecka mogą zdecydować się na podzielenie go, wskutek czego jego organy zostają przeczepione poszczególnym biorcom. Dziecko może zostać oddane na podzielenie, gdy rodzice uznają je za "nieprzydatne", sprawiające kłopoty wychowawcze. Wówczas podzielenie go jest rzeczą całkowicie legalną i "przysługującą się w pewien sposób społeczeństwu". Taki los spotyka Connora- chłopca ze skłonnością do bójek, Risę- wychowankę domu dziecka, której muzyczny talent jest zwyczajnie niewystarczający oraz Levi'ego, który jako dziesięciorodny ma zostać złożony w religijnej ofierze.
Oficjalnie przyznaję, że jestem tą powieścią totalnie oczarowana. "Podzieleni" mają w sobie  wszystko, co kocham w antyutopijnych książkach: wspaniałe postaci, niezwykle wartką akcję - a, co najlepsze- mnóstwo elementów zaskoczenia i mnogość emocji, które trzymały mnie w napięciu aż do ostatniej strony. Antyutopia z pogranicza thillera, to połączenie, które po prostu uwielbiam. Jednak "Podzieleni" wyróżniają się na tle innych powieści antyutopijnych i to w kilku aspektach, przede wszystkim jednak za oryginalność pomysłu i przedstawienie go, w taki sposób, aby trafiał do serc Czytelników. I przyznam szczerze, że dawno nie miałam okazji przeczytać tak dobrej literatury- jednocześnie wstrząsającej i oryginalnej.

"Podzieleni" to książka bardzo pieczołowicie wykreowana i rzadko kiedy można spotkać się z takim dopracowaniem fabuły. Praktycznie w tej kwestii nie mam się do czego przyczepić. Wszystkie elementy są ze sobą spójne, a całość dobrze wyważona.  Książka zaciekawiła mnie już od pierwszych stron, a na rozwój akcji nie musiałam długo czekać. I zanim się spostrzegłam losy trójki nastolatków- tak różnych od siebie- splotły się ze sobą, rozpoczynając tym samym wyprawę, której cel jest tylko jeden, przeżyć. Warto dodać, że autor znakomicie wplata w fabułę poboczne wątki, które z pozoru nieistotne, okazują się mieć kluczowe znaczenie. W "Podzielonych" nie sposób się nie wciągnąć, gdyż dawka adrenaliny, którą na samym początku otrzymałam, wraz z rozwojem fabuły nie zmalała ani trochę. 
"Człowiek nie otrzymuje duszy, dopóki ktoś go nie obdarzy miłością."
Chyba najlepszą rzeczą w tej książce jest to, że nie potrzeba wiele czasu, aby się wciągnąć - akcja rozwija się błyskawicznie. Niemal od razu Czytelnik zostaje wrzucony na głęboką wodę  i wraz z bohaterami stara się po prostu przetrwać za wszelką cenę. Bardzo cenię sobie to, gdy książka wciąga mnie niemal od razu, gdyż małe jest prawdopodobieństwo, że poziom mojego zainteresowania lekturą spadnie po kolejnych kilkudziesięciu stronach. "Podzieleni" wciągnęli mnie już od pierwszych stron, a sama historia niesamowicie pochłonęła. Z każdym kolejnym rozdziałem trzymałam coraz mocniej kciuki za bohaterów, a napięcie jakie towarzyszyło mi podczas czytania, sprawiało, że nie byłam w stanie zwyczajnie oderwać się od lektury. Zważywszy na objętość książki- ponad 400 stron, co moim zdaniem nie jest specjalnie dużo- książkę przeczytałam tak szybko, że nawet nie zorientowałam się, kiedy dotarłam do ostatniej strony.

Warto również wspomnieć, że sam pomysł autora na książkę różni się od wizji przyszłości, z jakimi dotychczas spotykałam się w antyutopijnych książkach. Nieczęsto spotyka się tak misternie dopracowaną wizję społeczeństwa o kilkaset lat w przyszłość, nie wspominając o tym, że taka przyszłość wydaje się być wielce prawdopodobna. W końcu tyle się słyszy o ruchach społecznościowych, które popierają aborcję. Jednak autor posunął się o niebo dalej, stwarzając wizję świata, w którym aborcja będzie czymś powszechnie akceptowanym i prawnie legalnym. To wizja świata, w którym niczego nie można być pewnym, a każdy krok musi zostać gruntownie przeanalizowany i, co gorsza, jest to świat niezwykle realistyczny. To świat, w którym to inni decydują o tym, co zrobić z twoim własnym ciałem. Tym samym klimat tej książki jest po prostu niesamowicie mroczny, ale jednak niezwykle dopracowany. A przedstawiona w nim wizja jest po prostu wstrząsająca i jak sądzę okrutna, gdyż ja nie potrafię sobie wyobrazić, żeby rodzice mogli oddać swoje dziecko na pewną śmierć, po trzynastu latach kochania go i opiekowania się nim. Wydaje mi się to po prostu nieludzkie, ale niestety prawdopodobne. 
"W idealnym świecie wszystkie matki chciałyby własnych dzieci, a obcy otwieraliby swoje drzwi szeroko przed tymi niekochanymi. W idealnym świecie wszystko byłoby albo czarne albo białe, dobre albo złe i wszyscy potrafiliby to rozróżnić. Jednak ten świat nie jest idealny. Problemem są ludzie, którzy myślą, że jest."
Neal Shusterman porusza w swojej książce bardzo wiele kontrowersyjnych kwestii, jak chociażby wyżej wspomniana aborcja wsteczna. Z pewnością nie mogę powiedzieć, że "Podzieleni" są łatwą i lekką książką. Owszem, czyta się ją znakomicie, ale jeśli chodzi o treść, to jest tam co trawić. Książka porusza również kwestię człowieczeństwa i samej etycznej moralności. Ile warte jest ludzkie życie i kto powinien decydować, kiedy należy je zakończyć? Aborcja jako legalna i społecznie akceptowana skutecznie niszczy takie wartości jak moralność czy człowieczeństwo, z tym zmagają się Connor, Risa i Lev, których do takiej refleksji zmusił los. Czytając tę książkę, warto zadać sobie pytanie, jak być prawdziwym człowiekiem? Kolejną sporną kwestią jest obsesyjna, a wręcz fanatyczna religijność, której ofiarą pada najmłodszy z bohaterów, Lev. Najistotniejszym elementem jest kwestia ludzkiego życia, w co wliczają się również aspekty takie jak społeczeństwo, niechciane dzieci i istota ludzkości. Wizja świata, w którym wartość człowieka może zadecydować o jego życiu lub śmierci, szokuje i wstrząsa. Patrząc nieco bardziej obiektywnie, da się zauważyć, że temat aborcji, człowieczeństwa często i gęsto omijany jest szerokim łukiem, tak więc możliwość poruszenia go w książkach, przez co można zyskać szerszą perspektywę parzenia na te kwestie zatrważa, ale również zmusza do myślenia. To książka, której przesłanie wstrząsa i szokuje. W tym świetle dziwi mnie nieco fakt, że tego typu literaturę zalicza się do powieści młodzieżowych, a nie zaś do New Adult, gdyż porusza powyższe tematy z brutalną szczerością. Z pewnością nie jest to pozycja, wobec której można pozostać obojętnym, ta książka jest po prostu zbyt dobra.

"Podzieleni" z pewnością nie są powieścią wybitną w kwestii warsztatu językowego, co jednak dowodzi, że nie trzeba używać pięknych i wzniosłych słów, aby poruszyć pewne kwestie  i zrobić to w taki sposób, aby powieść wstrząsała i zmuszała do zastanowienia się nad własnym człowieczeństwem. Neal Shusterman może nie ujął podanych w książce kwestii spornych w sposób poetycki, lecz na pewno zrobił to z brutalną szczerością, która w pewnym momencie zmusiła mnie do przerwania lektury i przetrawienia jej treści. Autor w swojej prostocie nie szczędzi opisów, nawet tych drastyczniejszych, dzięki czemu jednak powieść staje się bardziej realistyczna. Nie stroni jednak od dowcipów, ironii i poczucia humoru. 
„Widzisz, konflikt zawsze zaczyna się od jakiejś kwestii spornej – różnicy zdań, kłótni. Jednak zanim przerodzi się w wojnę, kwestia, której dotyczył spór nie jest już istotna, ponieważ rozchodzi się już tylko i wyłącznie o jedną rzecz: jak bardzo każda ze stron nienawidzi się wzajemnie.”
Bohaterowie tej książki to postacie zmienne i dynamiczne, które na końcu książki nie są tymi samymi, kim byli na początku. To moim zdaniem tylko kolejny plus tej książki, gdyż ja uwielbiam obserwować, jak zmieniają się bohaterowie danej powieści, dojrzewają a charaktery ewoluują. To dla mnie coś niesamowitego i w przypadku tej książki, przemianę wewnętrzną bohaterów obserwowałam z uśmiechem na twarzy, a po skończeniu lektury nie mogłam się nadziwić, jakim cudem oni zmienili się tak diametralnie, rozwinęli się, a jednak w jakiś sposób są to te same postacie, które poznałam na początku książki. Przyznam, że jeśli chodzi o trójkę głównych bohaterów, to najbardziej polubiłam Connora i Risę. Podobało mi się jak wiele byli w stanie poświęcić, aby uratować tą drugą osobę, jak wzajemnie rozumieli się bez słów. Urzekła mnie ich ponadprzeciętna inteligencja i spryt, a także pomysłowość. Jeśli chodzi o Leva, to potrzebowałam czasu, aby się do niego przyzwyczaić i byłam bardzo zadowolona, kiedy w końcu zrozumiał, że "nie jest żadnym pępkiem świata". W książce jest mnóstwo postaci pobocznych, z czego zdarzają się osoby, które początkowo irytują, to jednak nie sposób im nie współczuć.

"Podzieleni" to jedna z tych książek, które czyta się zatrważająco szybko. To książka, która porusza wiele istotnych aspektów człowieczeństwa, słowem; sama jej treść skłania do refleksji. Nadal nie mogę się nadziwić temu, jak szybko udało mi się ją przeczytać, a co więcej, jak bardzo wciągnęła mnie opisana przez autora historia. Tematyka tej książki na pewno nie jest lekka i przyjemna. Jednak na pewno jest to historia warta przeczytania. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem ta książka oczarowana. Gdy tylko dorwę w swoje ręce tom drugi pt. "Rozdarci" to niezwłocznie zabieram się do czytania.
"Podzielni" może nie są powieścią wysokich lotów, a już na pewno nie wybitną, jednak poruszane przez nią tematy sprawiają, że nie można przejść obok niej obojętnie. Jest to książka, która nie nuży, i którą można przeczytać jednym tchem! Obowiązkowa pozycja dla tych, którzy szukają dobrej literatury oraz fanów antyutopii. "Podzieleni" to książka, którą gorąco polecam i myślę, że większych słów zachęty z mojej strony nie potrzeba. Przeczytajcie, bo naprawdę warto poświecić jej chwilę uwagi.

Moja ocena:9/10.:)

Czytaj dalej »
on 27 czerwca 0
Podziel się!
Etykiety
dla nastolatków, postapo, psychologiczne
Nowsze posty
Starsze posty

24 czerwca

"Miasteczko Salem"- Stephen King


Motyw Salem- miasteczka w którym mają miejsce różne niecodzienne zdarzenia był mi znany już wcześniej w postaci serialu Shiki, którego recenzję możecie znaleźć na blogu. Serial był inspirowany dziełem Kinga, tak więc uznałam, że skoro serial tak bardzo mi się spodobał, warto również sięgnąć po pierwowzór. Z twórczością Stephana Kinga zetknęłam się pierwszy raz podczas lektury "Joyland", którą bardzo miło wspominam. "Miasteczko Salem" to druga powieść autorstwa Kinga, po która sięgnęłam ufna, że kolejne spotkanie z twórczością Mistrza Grozy okaże się równie emocjonujące. Okazało się, że moje przeczucie było jak najbardziej trafne, ponieważ jestem niemal w stu procentach usatysfakcjonowana tą pozycją!

Należy czytać przy piosence:


Kiedy znany pisarz, Ben Maers po wielu latach powraca do Salem, aby tam uporać się z własną przeszłością i napisać kolejną powieść, dowiaduje się, że słynny dom Marstenów, który miał nadzieję wynająć został już wykupiony. Górująca nad miasteczkiem wiktoriańska posiadłość napawała strachem każdego mieszkańca Salem. W tym samym czasie w miasteczku zaczynają mieć miejsce niecodzienne wydarzenia i tajemnicze zgony. Kto, kiedy i w jaki sposób dopuścił się tych zbrodni? Miejscowi obarczają winą pisarza oraz dwójkę biznesmenów- posiadaczy Domu Marstenów. Ben Mears postanawia wziąć na siebie zadanie rozwikłania zagadki, lecz nie spodziewa się, że prawda może okazać się tak przerażająca, a  co więcej,  że on sam znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Sięgając po "Miasteczko Salem" miałam szczerą nadzieję, że autor mnie zaskoczy i sprawi, że poczuję dreszczyk niepokoju na plecach. Moje oczekiwania zostały w pewnym sensie spełnione, jednak -jak pisałam wcześniej- z pewnością nie w stu procentach, co jednak -na szczęście- nie pozwoliło mi przerwać lektury i cieszyć się nią do końca. Po przeczytaniu "Joyland", pierwszej książki autorstwa Kinga, byłam całkowicie pewna, że sięgnę po inne powieści tego autora. "Miasteczko" to jedna z pierwszych i niemal kultowych dzieł Kinga, dlatego też uznałam, że nie mogę zaprzepaścić okazji na ponowne spotkanie z jego twórczością. Niezależnie od tego jak bardzo chciałabym powiedzieć, że ta powieść w pełni mnie usatysfakcjonowała, to jednak minęłabym się z prawdą, gdyż powieść Kinga nie jest niestety, pozbawiona wad.

"W blasku życia zawsze towarzyszą nam cienie śmierci."

Fabuła toczy się wokół miasteczka i jego mieszkańców. I przyznam szczerze, że zamysł autora, aby pokrótce przedstawić każdą osobę z Salem, był moim zdaniem zupełnie nie potrzebny, zapewne chodziło o to aby stworzyć złudne poczucie bezpieczeństwa, które potem zostaje brutalnie złamane, jednak ta drobiazgowość była moim zdaniem zupełnie zbędna. Gdy jednak w wiosce zaczyna przybywać zgonów, sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna, a fabuła zaczyna rozwijać się coraz lepiej i w mgnieniu oka docieramy do punktu kulminacyjnego. Przewracaniu kartek towarzyszą emocje, co jest jak najbardziej pożądanym efektem każdego mrocznego pisarza. 

Nie będę ukrywać, że pierwsze 60 stron było zwyczajnie nudnych i nużących. Powodem tego jest to, że autor chciał wprowadzić Czytelnika w wykreowany przez siebie świat, co moim zdaniem, akurat w tym przypadku, było całkowicie zbędne. Miałam wrażenie, że autor zbyt drobiazgowo starał się przybliżyć Czytelnikowi świat, który stworzył. Informacje, które otrzymujemy na początku książki dotyczące dokładnej lokalizacji Salem, ilości mieszkańców i ich dane personalne bardziej mi przeszkadzały niż pozwalały wczuć się w lekturę. Później jednak akcja zaczęła toczyć się właściwym torem, a ja mogłam zacząć delektować się książką. O jakimkolwiek zwolnieniu tempa akcji, po tych kilkudziesięciu stronach nie może być mowy, a wydarzenia toczą się lawinowo. Atmosfera stopniowo się zagęstsza, a coraz to liczniejsze tajemnicze zgony, potęgują uczucie niepokoju i sprawiają, że aż chce się przewrócić kolejną stronę. 

Klimat, jaki autor stworzył w swojej książce jest naprawdę niesamowity. Opuszczony dom, tajemnicze zniknięcia, aż po motyw zbrodni, to aspekty, które zdecydowanie podnoszą adrenalinę. Przyznam, że trochę czego innego się spodziewałam, byłam przekonana, że zostanę brutalnie wrzycona w wir wydarzeń, ale sposób w jaki autor wprowadził do książki napięcie, w sposób stopniowy, sprawiło, że z każdą kolejną stroną odczuwałam przyjemny niepokój, a co za tym idzie, książka podobała mi się coraz bardziej. Jakby tego było mało, to fakt że tytułowe Salem jest położone na odludziu, a jego mieszkańcy zdani są tylko na siebie, podsyca uczucie grozy i takiej ciasnoty miasteczka. To tylko kolejny aspekt psychologiczny, który wzmaga uczucia strachu i grozy, tak przeze mnie pożądanej w tej powieści. 

"Otóż wydaje mi się, że stosunkowo łatwo jest uwierzyć w takie zjawiska jak telepatia czy jasnowidzenie, ponieważ w gruncie rzeczy nic to nie kosztuje i nie zmusza do budzenia się z przerażeniem w środku nocy. Jednak uwierzyć w to, że zło, które ludzie czynią za życia, żyje jeszcze po ich śmierci, to już zupełnie inna sprawa."

Styl Kinga nie jest mi obcy, a lektura "Miasteczka" tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Cechą charakterystyczną Kinga jest mnogość opisów ubogaconych o jak najdrobniejsze detale. O bogactwie językowym w tej książce nie może być mowy, dominują tutaj przekleństwa i gwarowe powiedzonka charakterystyczne dla mieszkańców Salem. Widać pewną surowość, ale także prostotę języka w tej książce, King opisuje wszystko z jak najmniejszymi szczegółami, nieszczędząc nawet drastycznych wydarzeń. Dodatkowo charakterystyczny dla Kinga styl, cechuje spora doza ironii lub "wisielczego humoru", przez co pewne sytuacje zdają się tracić powagę chwili, jednak mi bardzo się to podobało, gdyż miało się wrażenie, że jedno wielkie wydarzenia to po prostu koszmar opowiedziany w tonie żartu.  Przez tak duży nadmiar opisów poszczególnych postaci czy miejsc, chwilami gubiłam się i musiałam wrócić te parę stron, by sprawdzić kto jest kim, lub jaki dom jest gdzie. Gdy jednak akcja nabrała tempa, przyzwyczaiłam się i wiedziałam już na czym skupić swoją uwagę. Styl Kinga w swojej surowości i prostocie idealnie wpasowuje się w schemat "lekkiego pióra", dzięki czemu przez książkę można przebrnąć naprawdę szybko.

Kolejnym aspektem, który zachwycił mnie podczas czytania tej książki, to fakt, że autor nie ogranicza się do jednego bohatera. Postaci jest mnóstwo, zarówno po tej dobrej, jak i złej stronie i każdy z nich ma swoje pięć minut. Szereg różnorodnych postaci pokazuje, jak często myślimy dwutorowo spodziewając się jednego superbohatera, który ocali wszystkich w wielkim stylu. King zdecydowanie wychodzi poza stereotypy, czyniąc zwykłych i niepozornych mieszkańców bojownikami o przetrwanie ludzkości. Najlepsze jest jednak to, że są to postacie kompletnie różnorodne, którzy na pierwszy rzut oka wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. King tworzy "drużynę bohaterów" wybierając spośród tych najbardziej niepozornych postaci: pisarza, który pragnie uporać się z własnymi demonami, dziewczynę, która postanawia szukać pracy w Nowym Jorku, zapijaczonego księdza, młodego lekarza, nauczyciela angielskiego w podeszłym wieku i małego chłopca o nieprzeciętnej inteligencji. Przyznam, że choć początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tej całej paczki, to jednak w miarę brnięcia przez tę książkę, pokochałam niemal wszystkie jej postacie. Urzekła mnie ich realistyczna, pozbawiona koloryzacji i idealizacji kreacja, dzięki czemu sprawiali on wrażenie postaci trójwymiarowych. Przyznam, że gdy skończyłam książkę, było mi żal odkładać ją na półkę, ponieważ nie chciałam rozstawać się z bohaterami, którzy żyli na jej kartach, a do których bardzo się przywiązałam.

"O trzeciej nad ranem krew płynie w żyłach wolniej niż zwykle, a sen bywa wyjątkowo głęboki. Dusza jest wówczas albo pogrążona w błogosławionej nieświadomości, albo miota się rozpaczliwie, rozglądając się z przerażeniem wokół siebie. Nie istnieją żadne stany pośrednie. O trzeciej nad ranem świat, ta stara dziwka, nie ma na twarzy makijażu i widać, że brakuje mu nosa i jednego oka. Wesołość staje się płytka i krucha, jak w zamku Poego otoczonego przez Czerwoną Śmierć. Nie ma grozy, bo zniszczyła ją nuda, a miłość jest tylko snem."



"Miasteczko Salem" może nie spełniło wszystkich moich wymagań, jednak była to lektura, którą mogłam przeczytać szybko, nie odczuwając przy tym zmęczenia czy znużenia. Byłam bardzo mocno zachwycona ta powieścią i z całą pewnością mogę stwierdzić, że warto było poświęcić na nią swój czas. Dla mnie podroż wraz z Benem i Markiem po ulicach "Miasteczka" była bardzo ciekawym przeżyciem, co również oznacza, że moja znajomość z twórczością tego autora szybko nie dobiegnie końca. W najbliższym czasie bardzo chętnie sięgnę po inne jego powieści. 

"Miasteczko Salem" to krótka i niezobowiązująca lektura, która sprawdzi się na letnie wieczory, a którą można dosłownie, szybko połknąć. Ta powieść Kinga nie jest może wybitna, ale jako odskocznia od codziennych trosk, nada się idealnie. Polecam miłośnikom Kinga, a także tym, którzy mają ochotę na coś innego niż zazwyczaj preferowany gatunek. Książka ta sprawdzi się także idealnie jako pierwsza książka,  od której można zacząć przygodę z twórczością Kinga- nie będziecie zawiedzeni!

Moja ocena: 7/10:)
Czytaj dalej »
on 24 czerwca 2
Podziel się!
Etykiety
King, thiller
Nowsze posty
Starsze posty

17 czerwca

"Małe życie"- Hanya Yanagihara


Większość ambitnych czytelników z pewnością słyszała o Małym życiu Yangahiary, które odbiło się swego czasu głośnym echem na blogosferze. Sięgając po Małe życie kierowałam się przede wszystkim ciekawością wobec tak skrajnych opinii o tej książce. Subtelny opis przywodził mi na myśl lekką i odprężającą historię czwórki przyjaciół, ale nic bardziej mylnego! Powieść Yanagaihary zajęła mi niemal tydzień i choć nie była to przyjemna lektura, to jednak nie umiem - nie mogę - powiedzieć, że była to książka do gruntu zła czy zbyt przewidywalna, ale boleśnie prawdziwa. To lektura niesamowicie wstrząsająca i brutalnie prawdziwa, ukazująca, w jaki sposób traumatyczna przeszłość kształtuje przyszłość, wobec której nie można pozostać obojętnym.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE : GDragon- "Divina Commedia"



"Małe życie" to historia czwórki przyjaciół, którzy spełniają się zawodowo: JB- artysta i malarz, Willem - aspirujący aktor, Malcolm - rysownik i architekt oraz Jude - człowiek boleśnie doświadczony przez los i wspaniały prawnik. Bohaterów łączy wzajemna więź i głęboka przyjaźń, a ich historia rozgrywa się na ulicach Nowego Yorku. I choć pozornie w książce pojawiają się te wszystkie postacie, to jednak historia skupiona jest na Jude'em, a konkretniej na jego przeszłości, którą Czytelnik w miarę czytania lektury poznaje oraz problemach tegoż bohatera. 

Za Małe życie zabierałam się pełna zapału i ciekawości, jaka historia kryje się za twórczością Yanagihary, a gdy skończyłam musiałam przetrawić jej treść, przetrawić to w jaki sposób została ukazana historia głównego bohatera i cały brutalny realizm tej książki. I chociaż muszę przyznać, powieść wywołała falę kontrowersyjnych opinii, to jednak trudno się z tym nie zgodzić i rozumiem dlaczego. Nie zaliczam się do grona krytyków tej książki, ale też nie mogę powiedzieć, że była to pozycja, która była na tyle dopracowana, bym mogła powiedzieć, że bardzo mnie zachwyciła. Jakkolwiek jestem ogromną zwolenniczką Małego życia, to jednak nie jest to powieść pozbawiona wad.

Małe życie to z pewnością nie jest lektura przyjemna, choć w miarę beztroski początek nie wskazuje tego, co ma nastąpić później. Początkowo faktycznie jest to historia czwórki przyjaciół, którzy spędzają ze sobą czas i zmagają się z własnymi problemami. Później jednak znika beztroska, a na scenę wkracza brutalna rzeczywistość i bohater dramatu, Jude. Przyznam, że trochę żałuję, że na pierwszy plan wysuwa się historia Jude'a, zaś pozostali bohaterowie giną w tle i pojawiają się od czasu do czasu, co mnie trochę ubodło, gdyż takie zamierzenie autorki nieco mija się z tym, czego oczekiwałam po opisie tej książki. 

Sięgając po Małe życie byłam przygotowana na sporą dawkę emocji i historii związanej z traumą głównego bohatera, ale nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Autorka sprytnie i w miarę powoli odsłania przed Czytelnikiem kolejne warstwy historii Jude będącego główną postacią tej książki. I choć początkowo zostaje on ukazany jako tajemniczy i niezwykle inteligentny bohater, którego "jednym" problemem jest przesadna ostrożność i dosyć niecodzienne podejście do życia, to jednak jego oblicze ma też drugie dno. Później bowiem, autorka odkrywa przed Czytelnikiem to, z jakimi problemami zmaga się Jude i  paradoksalnie im brniemy dalej, tym jest gorzej. Przeszłość Jude'a to jeden wielki koszmar, a jego cięcie się i nieustanna kontemplacja przeszłości, która ukształtowała go takim jakim jest, to nie jedyny problem, a na jaw wychodzą kolejne. Bardzo spodobało mi się, że autorka odsłania przed Czytelnikiem kolejne aspekty z przeszłości Jude'a, stopniowo, ponieważ, gdyby od początku wyjawiłaby całą historię, książka utraciłaby tyle elementów zaskoczenia, rozczarowań i wstrząsów, jakich Czytelnik doświadcza podczas lektury. Ukazanie brutalnej rzeczywistości i tego, jak wielki wpływ na naszą przyszłość ma przeszłość, zwłaszcza kiedy jest ona tak trudna, jak w przypadku Jude'a - to moim zdaniem jeden z największych komplementów, jakie mogę wystawić tej książce. Bowiem w literaturze tego często brakuje, brutalnej i porażającej prawdy, która  w przypadku tej książki sprawiała, że musiałam na chwilę ją odłożyć by - dosłownie - pozbierać szczękę z podłogi, tak autentycznej i niestety wielce prawdopodobnej.
Cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych, nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego... albo i najlepszego, to się zdarza; ale i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Ale i też najlepsze.
Nie będę ukrywać, że pierwsze 100, może 200 stron było niebywale nudnych i nie działo się w nich nic, co zaprzątnęłoby moją uwagę. Jednak później, gdy pojawiały się migawki z przeszłości Jude'a, akcja ruszyła do przodu, a adrenalina autentycznie podskoczyła, a ja zaczęłam się cieszyć na kawał dobrej historii, jednak to, co otrzymałam, przerosło moje oczekiwania względem niej. Czytając miałam z góry przeświadczenie, że spora część wydarzeń, które są udziałem głównego bohatera jest po prostu przesadzona, że to czysta ironia losu i zbytni dramatyzm. Na Jude'a raz po raz spadają najróżniejsze klęski i nieszczęścia, co czyni go bohaterem tragicznym. Z początku cała historia wydawała mi się tragedią samą w sobie i w miarę, jak czytałam kolejne strony i rozdziały, zdawałam sobie sprawę, że klęska jest nieuchronna i to ona w rzeczywistości gra pierwsze skrzypce. Paradoksalnie najlepsze i zarazem najgorsze w tej książce jest to, że nawet kiedy gorąco kibicuje się Jude'owi i ma się nadzieję, że bohater pokona własne demony, równocześnie ma się poczucie, że klęska jest nieunikniona i nawet najszczersze kciuki nie są w stanie tego zatrzymać, a Czytelnik zdaje sobie sprawę, jak ta książka się zakończy. To po prostu historia o tym, jak doszło do takiego zakończenia.
Sam już nie wie, co mówi, sam już nie wie, co czuje, chce się pociąć, chce zniknąć, chce się położyć i nigdy więcej nie wstać, chce się rzucić w przepaść. Nienawidzi siebie; lituje się nad sobą; nienawidzi siebie za to, że lituje się nad sobą.
Język tej książki wyraźnie pokazuje kunszt pisarski Hanyi Yanagihary. I choć o lekkim piórze zdecydowanie nie może być mowy, to powieść porusza i dosłownie chwyta za serce. Autorka używa wielu stylistycznych ozdobników, a na kartach brutalnej rzeczywistości królują metafory, uwydatniając tym samym zmyślny kunszt autorski; styl brutalny i szczery, a język niebywale plastyczny. Autorka w dużej mierze stawia na opisy, które są moim zdaniem zdecydowanie przydługie, co mi nieco przeszkadzało, gdyż nie jestem miłośniczką opisów rozbitych na dziesięć stron, to jednak później przywykłam i delektowałam się lekturą. Bowiem ostatecznie pióro Yanagihary stworzyło powieść nietuzinkową i naprawdę dobrą książkę psychologiczną.

Choć głównym bohaterem książki jest Jude, to muszę jednak przyznać, że autorka popisała się również kreacją pozostałych bohaterów. Są to bowiem postacie niezwykle realistyczne, wręcz namacalne, a dodatkowo każdy z nich posiada jakieś cechy szczególne. Polubiłam właściwie całą czwórkę przyjaciół, lecz postacie poboczne, jak Harold, czy Andy również z  miejsca przypadły mi do gustu. Najbardziej jednak uderzyła mnie złożoność charakteru Jude'a i cała kreacja jego postaci we wszystkich psychologicznych aspektach. Jednak jak bardzo bym tego nie chciała, Jude to postać po prostu negatywna ze skłonnością do mityzacji i rozpamiętywania swojej przeszłości oraz przeżywania na nowo tych wszystkich okropieństw, jakie go spotkały, z całą swoją depresją i wszystkimi problemami. Mimo tego, ma on w sobie jakieś pozytywne cechy: czułość i miłość, a przede wszystkim poświęcenie dla przyjaciół. Przyznam, że nieważne jak bardzo mu kibicowałam, Jude był po prostu skazany na upadek i tragiczność tej postaci uderza, szokuje. Bohater nienawidzi siebie i to tak dogłębnie, że choć chwilami byłam nastawiona sceptycznie do tych wszystkich sytuacji, które go spotkały - było ich po prostu zbyt wiele, jak na każdego człowieka - to jednak nie potrafiłam mu nie współczuć. To bohater, któremu Czytelnik musi i powinien współczuć, którego musi żałować, bohater do gruntu tragiczny, a przez to także niesamowity. 
Wtedy Willem spojrzał na Jude'a i poczuł to samo, co odczuwał czasami, kiedy myślał poważnie o nim i jego życiu. Smutek, można by rzec, ale nie smutek pełen litości, lecz większy smutek, taki który obejmował wszystkich nieszczęsnych, borykających się z życiem, miliardy ludzi, których nie znał, przeżywających swoje życie; smutek, który mieszał się z zachwytem i nabożnym lękiem wobec trudu, z jakim ludzie wszędzie na świecie próbują żyć, nawet kiedy ich dni są niezmiernie trudne, nawet gdy okoliczności są podłe. Życie jest takie smutne, myślał w tych chwilach. Jest takie smutne, a jednak wszyscy musimy je przeżywać. Wszyscy się go czepiamy, wszyscy szukamy czegoś, co da nam pociechę.
Małe życie to również powieść celebrowana przez homoseksualistów, gdyż ta tematyka również się tam pojawia, nie jest to wątek na tyle eksponowany, moim zdaniem, aby można było uznać tę powieść za "typowo gejowską". Ukazana w tej książce relacja przyjaciół jest moim zdaniem kwintesencją ich przyjaźni, wzajemnego wsparcia i zrozumienia, a nie potrzebą seksualną czy miłością typów z rodzaju homo. Warto tez zwrócić uwagę, że autorka unika wyrażeń tak jak w przypadku Willema, biseksualny, gdyż to w pewien sposób zniszczyłoby wizerunek niezwykle pięknej przyjaźni ukazanej w książce.
Małe życie to nie jest lekka książka na nudne wieczory, przeciwnie, to powieść, która szokuje i zwala z nóg, która zmusza do akceptacji rzeczywistości bez jej zbędnej koloryzacji. Sceny gwałtu, pedofilii, manipulacji, samokrytycyzmu i samo-destrukcji z pewnością nie należą do łatwych i trzeba przyznać, niezwykle rzadkich w literaturze. To powieść, po której ciężko odetchnąć bez spojrzenia na brutalną rzeczywistość. Nie mogę powiedzieć, że ta książka mnie zauroczyła, jednak na pewno w jakiś sposób poszerzyła moje postrzeganie rzeczywistości. Uważam, że jest to powieść ambitna, którą po prostu trzeba znać i trzeba przeczytać. Mogę tylko powiedzieć: żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej, ale cieszę się, że nareszcie mogłam to zrobić, bo gdybym tego nie zrobiła, straciłabym kawał naprawdę dobrej i pożyteczniej literatury. Małe życie jest książką, którą polecam absolutnie każdemu, kto chce przeczytać kawał dobrej i ambitnej literatury. A także wszystkim, którzy chcą przeczytać dobrą powieść psychologiczną. 

Moja ocena:9/10. 
Czytaj dalej »
on 17 czerwca 4
Podziel się!
Etykiety
klasyk, psychologiczne, romans
Nowsze posty
Starsze posty

05 czerwca

"Tajemna historia czarownic"- Louisa Morgan


O "Tajemnej historii czarownic" słyszałam zarówno pochwały, jak i nieszczędzącą słów krytykę. Wśród tak skrajnych opinii, stwierdziłam że, książka zaciekawiła mnie na tyle, bym sama przekonała się, jaka jest w rzeczywistości. I szczerze powiedziawszy, mam co do niej dosyć mieszane uczucia - książka mi się podobała, jednak nie na tyle ile oczekiwałam. Ot, lekka i przyjemna historia, która dobrze się sprawdzi na letnie wieczory, ale szczerze, to wszystko, co można by o niej powiedzieć. Niemniej jednak nie uważam, aby czas, który przeznaczyłam na przeczytanie tej książki, okazał się być czasem straconym. A wręcz przeciwnie, gdyż dostałam książkę, która pozbawiona pewnych wad, miałaby zadatki na kawał naprawdę dobrej literatury.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:




"Tajemna historia czarownic" to saga opowiadająca losy pięciu pokoleń matek i córek dysponujących magiczną mocą. Opowieść rozpoczyna się w Bretanii w roku 1821, gdy najpotężniejsza czarownica rodu Orchiere, oddaje życie, by ocalić rodzinę. Wydaje się więc, że magia przepada wraz z nią. Gdy jednak najmłodsza z sióstr osiąga odpowiedni wiek, magia powraca. Niesie ze sobą zarówno dar, jak i przekleństwo, bowiem za korzystanie z mocy, płaci się wysoką cenę. Młoda Nanette staje się więc patriarchinią rodu i spoczywa na niej obowiązek przekazania dziedzictwa córce, by kultywować tradycję. Gdy kolejne pokolenia starają się dochować wierności przodkom i uniknąć odkrycia, na horyzoncie majaczy groźba II Wojny Światowej, a wówczas magia stanie się bardziej potrzebna niż kiedykolwiek. 

Jako osoba szalenie zakochana w fantastyce, motyw magii i czarownic z miejsca przypadł mi do gustu. Powieść Louisy Morgan na pierwszy rzut oka, wydawała się być świetną odskocznią od szarej codzienności. Zaś motyw polowania na czarownice był bardzo kuszący. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że ta historia mnie urzekła, lecz byłoby to oczywiste kłamstwo i tym samym, na wierzch wychodzi moje rozczarowanie tą powieścią. A szkoda, gdyż początkowo historia wydawała się mieć spory potencjał na powieść wysokiej jakości fantastyki.

Fabuła rozpoczyna się w momencie, kiedy najpotężniejsza czarownica z rodu Orchiere ginie, by ratować swoją rodzinę. Zaś późniejsze wydarzenia to przedstawione kolejno losy kobiet z pokolenia czarownic. Autorka starała się ukazać, jak pradawne pogańskie wydarzenia zostają wypierane przez rodzącą się cywilizację i uprzemysłowienie, a wraz z tym zmieniał się również klimat książki, co więcej same jej bohaterki i ich sposób myślenia także. Przez  postawienie tych zmian czasowych na podium, miałam wrażenie, że zupełnie zanika ów magiczny klimat, widoczny na początku książki. Gdzieś znikły pradawne rytuały, zaklęcia, kult magii, a znacznie większą rolę odgrywała szara codzienność wypełniona praca lub przyjemnościami bohaterek. Motyw magii został gdzieś w tle, gubiąc tym samym magiczny i tajemniczy klimat, przez co powieść stawała się bardziej obyczajówką, której bohaterki posiadają pewne niecodzienne zdolności. Bardzo żałuję, że autorka skupiła się bardziej na "czasowości" i zmian, jakie ona niosła ze sobą, niż na motywie magicznej tradycji, będącej przecież słowem "kluczem", dzięki któremu książka figuruje jako gatunek fantasy. Uważam, że to naprawdę szkoda, ponieważ, gdyby zamiast skupiać się na czasowości i nadać magii prym, powieść prezentowałaby się znacznie lepiej.

Bardzo spodobało mi się to, że Morgan starała się ukazać w książce wzajemne relacje czarownic ze sobą, jak relacje matki z córką, czy wnuczki z babcią.  Sprawiło to, że książka zyskała w moich oczach odrobinę więcej blasku i aprobaty. Autorka po mistrzowsku przedstawiła relacje następujących kolejno bohaterek, a także to, jak silna wieź łączyła czarownice. Udało jej się w sposób bardzo realistyczny przedstawić więzi jakie łączą ze sobą czarownice i, co więcej nie były to wyłącznie relacje pozytywne. Autorka znakomicie poradziła sobie z wyzwaniem, jakim była próba zerwania tych więzów i odcięcie się od własnej rodziny i dziedzictwa. Wierność rzeczywistości, brak ubarwień i koloryzacji w przedstawieniu relacji między bohaterkami, uważam za bardzo duży plus, który zresztą chętnie tej książce przyznam.

Jeśli chodzi o akcję, jest to sytuacja bardzo podobna jak z fabułą. Początkowo książka mocno mnie wciągnęła, a kolejne kartki przewracałam z zapałem, jednak później poziom akcji znacznie spadł. Momentów, w których moje zainteresowanie powieścią by wzrosło, było stosunkowo mało- chwilami byłam zdziwiona tym, że po prostu nie odłożyłam ksiąski. Miałam jednak nadzieję, że w jakiś sposób, opowieść o kolejnej bohaterce okaże się bardziej emocjonująca, jednak największy poziom adrenaliny, który widniał na początku książki, pozostał tam, a w kolejnych rozdziałach, ulotnił się niemal całkowicie. 

Być może powodem, dla którego tak wytrwale czytałam dalej, były różnorodne emocje ukazane w książce z niemal pieczołowitą dokładnością. Bowiem o tyle, na ile, Morgan odbiega od tematu magii, czyniąc go jedynie niemal nie zauważalnym tłem, to jednak powieść aż kipi od emocji w najróżniejszej postaci; złości, rozpaczy, radości i smutku, gdyż losy każdej z bohaterek są odmienne, stąd emocje towarzyszące czytaniu objawiają się w różnorakiej postaci. Autorce nie udało się ani zachwycić mnie fabułą, ani porwać akcją, a klimat, który starałam się jakoś odnaleźć w tej książce, gdzieś bezpowrotnie przepadł. Jednak mimo tego, udało się jej, na mnie, jako Czytelniku wywrzeć zgoła odmienne odczucia wobec każdej z bohaterek. Za ten akt "psychologicznej manipulacji" jestem jej w pewien sposób wdzięczna, bo gdyby nie to, to nawet te 4 gwiazdki, które wystawiłam tej książce, po prostu nie miałoby racji bytu. 

Powieść napisana jest językiem pozbawionym stylistycznych epitetów czy ozdobników, króluje prostota i surowość. Dominuje prosty, kobiecy styl, niepozbawiony jednak subtelności, czemu winne są wtrącane od czasu do czasu zaklęcia. Ten drobny aspekt pozwalał mi wierzyć, że może potencjał, jaki widziałam w tej książce na początku, objawi się również w późniejszych momentach, jednak na próżno. Paradoksalnie jednak, prostota stylu autorki działała na korzyść książki i podsycała mój upór, sprawiając, że czytałam dalej i w zasadzie, skończyłam po trzech, czterech dniach- z mieszanymi wobec powieści uczuciami. "Tajemną historię czarownic" pomimo jej wad, czytało mi się wyjątkowo szybko i lekko, co jak pisałam, zaowocowało szybkim przeczytaniem jej.

Kluczowym aspektem, który wyróżnia powieść Morgan jest  oryginalność jej bohaterów. W książce nie ma miejsca na schematy, tutaj dominuje nieszablonowość i kreatywność postaci, co uważam za kolejny z nielicznych plusów, jakie mogę spokojnie dać tej książce. Czytając ma się wrażenie, że ludzi, podobnych do bohaterek powieści Morgan, można spotkać na każdym kroku, a przez poznanie historii każdej z postaci, Czytelnik może w pewien sposób oswoić się z poszczególnymi bohaterami. Bohaterowie tej książki to różnorodna sztafeta postaci, spośród których główne role otrzymują wyłącznie postacie kobiece. Bardzo ucieszyło mnie, że postacie żeńskie są tak zróżnicowane i odmienne od siebie. Podobało mi się, że autorka postawiła na oryginalność i postanowiła stworzyć postacie nieszablowe. Bohaterki mają odmienne charaktery, losy, sposoby bycia i poglądy. Cieszę się, że autorka wykreowała tak różnorodną paletę bohaterek, dzięki temu, czytając o kolejnej bohaterce, wiedziałam, że jej historia będzie w jakiś sposób różna od poprzedniej, a sama bohaterka będzie reprezentować inne poglądy, a mnie nie dosięgnie nuda. Spodobało mi się, że autorka rozwinęła postacie zarówno negatywne, jak i pozytywne. Właściwie moją sympatię zyskały niemal wszystkie bohaterki. Lecz moimi ulubienicami zostały Nannete i Morwen, zapamiętałam je jako najbardziej empatyczne postacie. Z kolei Irene, była to postać tak zimna, chłodna i pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów, że po prostu nie mogłam się nadziwić, jakim cudem autorka wykreowała tak irytującą, a równocześnie pustą kobietę. Ta postać zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, wręcz nie mogłam się doczekać, aż skończę czytać jej historię, ale uderzyła mnie złożoność jej postaci.
Nie potrafię w sposób jednoznaczny ustosunkować się do tej książki. Po prostu oczekiwałam czegoś innego, niż to, co otrzymałam. I żałuję, gdyż historia naprawdę posiadała potencjał, który niestety został w pewien sposób zmarnowany. Dlatego też, mimo iż przez historię jakoś przebrnęłam, to odczuwam pewien niedosyt i wolałabym, aby pewne aspekty zostały ukazane inaczej. Jeśli jesteście miłośnikami fantastyki, to ostrzegam, na tej pozycji można się gorzko rozczarować- powieść Morgan nie jest powieścią ambitną w tym gatunku. Jeżeli zaś, szukacie może nie wybitnej, ale lekkiej historii na wieczór to "Tajemna historia czarownic" sprawdzi się idealnie.

Moja ocena:4/10.

Czytaj dalej »
on 05 czerwca 1
Podziel się!
Etykiety
obyczajowe, romans
Nowsze posty
Starsze posty

02 czerwca

Podsumowanie Maja&plany na Czerwiec 2019


Cześć!
piosenka do wpisu: 


Matury za mną, a wakacje trwają w najlepsze. Nie mogę uwierzyć, że minął już miesiąc wakacji, a za rogiem czai się upalny czerwiec w swojej słonecznej odsłonie. W maju w moim życiu sporo się działo, przez co nie miałam tyle czasu na czytanie, ile bym chciała. Oczywiście najważniejszym wydarzeniem minionego już miesiąca były matury, które mówiąc krótko, poszły mi po prostu dobrze. Teraz punktem zwrotnym w moim życiu będzie "data graniczna", 4 czerwca, kiedy ruszy rekrutacja na uczelnie, a ja będę mogła składać papiery na wymarzone przeze mnie kierunki.  Pod względem czytelniczym, maj upłynął mi wyjątkowo dobrze, choć przez ograniczony czas, nie mogłam poświęcić się czytaniu w takim stopniu, jakbym chciała. W maju przeczytałam 5 książek, z czego kilka pozycji było naprawdę wyjątkowych.

  • "Byliśmy łgarzami" - Emily Lockhart  <recenzja>
  • "Król węży" - Jeff Zenter <recenzja>
  • "Światło, które utraciliśmy"-Jill Santopolo <recenzja>
  • "Tokyo Lifestyle Book" - Aleksandra Janiec <recenzja >
  • "Zabić Sarai" - J. A. Redmerski <recenzja>


~"Zabić Sarai" - książka, która zapewniła mi jazdę rollercosterem bez trzymanki! 
~"Światło, które utraciliśmy" - książka, przy której uroniłam kilka łez. 
~"Tokyo Lifestyle Book" - niezwykły przewodnik po Tokio, stolicy Japonii. 
~"Byliśmy łgarzami" - historia tyleż ciekawa i oryginalna. 



"Król węży" - czyli coś czego się totalnie nie spodziewałam.


CO W CZERWCU?

Pierwotnie zamierzałam wstawić posta obejmującego całe wakacyjne plany książkowe, jednak zrezygnowałam z dwóch powodów. Po pierwsze, zauważyłam, że zwykle gdy coś planuję, nachodzi mnie ochota na zupełnie inną książkę, inny gatunek. Widać fraza "kobieta zmienną jest" zdaje się do mnie idealnie pasować. Z natury jestem osobą, która raczej woli pewne rzeczy planować i ściśle trzymać się tego planu, chociaż jeśli chodzi o książki / seriale, to górę bierze ta spontaniczna  część mnie. Dodatkowo na lubimyczytać w swojej biblioteczce, mam zaplanowanych ponad 200 tytułów, które w równym stopniu chcę przeczytać, i co bardzo mnie cieszy. Liczę, że przez te najdłuższe wakacje mojego życia uda mi się przeczytać jak najwięcej książek. W czerwcu na pewno uda mi się wygospodarować znacznie więcej czasu na czytanie, niż jak to miało miejsce w maju. Początkowo, zaplanowałam sobie sześć tytułów, ale znając samą siebie i wiedząc, że mój czas na czytanie jest praktycznie nieograniczony, zapewne przeczytam o wiele więcej i na to rzecz jasna, liczę. 

  • "Tajemna historia czarownic" Louise Morgan, 
  • "Amerykańscy bogowie" Naila Gaiman'a, 
  • "Gra o tron" George'a Martina,
  • "Ania z Wyspy Księcia Edwarda"  Lucy Maud Montgomery, 
  • "Małe życie" Hanyi Yanagihary, 
  • "Pride and Prejudice" J. Austen. 
Czytaj dalej »
on 02 czerwca 0
Podziel się!
Etykiety
podsumowanie, zapowiedz
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

O AUTORCE

O AUTORCE
26 - letnia Magister Polonistyki-Literaturoznawstwa. Z zamiłowania książkoholiczka, literaturoznawczyni i blogerka, rysowniczka, a także miłośniczka języków obcych i azjatyckich dram. Kto wie, może i w przyszłości także pisarka? Możliwości jest mnóstwo! :) Aktualnie spełnia się dziennikarsko pracując w redakcji WUJ-a oraz redaktorsko współpracując z Wydawnictwami ZNAK oraz Moc Media. Przyszła bibliotekoznawczyni i arteterapeutka, która uczy się języka migowego.

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

TERAZ CZYTAM

TERAZ CZYTAM
Osobliwy dar Vanilii Bourbon

W tym roku chcę przeczytać...

W tym roku chcę przeczytać...
#Wyzwanie LC 2025#

Recenzje/Wpisy planowo

*01.06 - "Opiekunka marzeń", Agnieszka Krawczyk * 01.06 - podsumowanie czytelnicze półrocza 2025 i plany na czerwiec 2025 *02.06 - "Wstawaj Alicja", Dorota Chęć [wieczór] *03.06 - "Żywe serce", Piotr Pawlukiewicz [wieczór] *04.06 - "Studium zatracenia", Ava Reid [wieczór] *05.06 - "Burza", Sunya Mara [wieczór] Następne tytuły wpisów podam niebawem! :)

Znajdź mnie!

  • Lubimy Czytać
  • Strona na facebooku
  • Twitter
  • Instagram

Szukaj na tym blogu

Statystyka

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Obserwatorzy

Popularny post

  • Kącik serialowy: Moon Lovers: Scarlet Heart Reyo- magia księżyca
    Tytuł oryginalny:   달의 연인 – 보보경심 려 Tytuł (latynizacja):   Dalui Yeonin – Bobogyungsim Ryeo Tytuł (alternatywny):  Time Slip: Rye...
  • Kącik serialowy: Goblin, Guardian: The Lonely and Great God- potęga przeznaczenia
    Tytuł oryginalny:   도깨비 Tytuł (latynizacja):   Dokkaebi Tytuł (alternatywny):  Goblin: The Lonely and Great God Gatunek:   fantasy, m...
  • "Shinsekai Yori"- Yuusuke Kishi
    tytuł oryginału: 新世界より tłumaczenie: Z Nowego Świata wydawnictwo:  Kōdansha data wydania: 23 stycznia 2008 liczba stron:870 sło...

Archiwum

  • ►  2025 (9)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (4)
    • ►  lut 2025 (2)
  • ►  2024 (11)
    • ►  gru 2024 (1)
    • ►  lis 2024 (1)
    • ►  lip 2024 (1)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (2)
    • ►  kwi 2024 (2)
    • ►  mar 2024 (1)
    • ►  sty 2024 (2)
  • ►  2023 (31)
    • ►  gru 2023 (2)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (4)
    • ►  wrz 2023 (3)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (2)
    • ►  kwi 2023 (1)
    • ►  mar 2023 (5)
    • ►  lut 2023 (5)
    • ►  sty 2023 (1)
  • ►  2022 (46)
    • ►  gru 2022 (5)
    • ►  lis 2022 (4)
    • ►  paź 2022 (4)
    • ►  wrz 2022 (5)
    • ►  sie 2022 (6)
    • ►  lip 2022 (6)
    • ►  cze 2022 (1)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (3)
    • ►  mar 2022 (5)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (2)
  • ►  2021 (38)
    • ►  gru 2021 (2)
    • ►  lis 2021 (4)
    • ►  paź 2021 (3)
    • ►  wrz 2021 (3)
    • ►  sie 2021 (4)
    • ►  lip 2021 (4)
    • ►  cze 2021 (1)
    • ►  maj 2021 (2)
    • ►  kwi 2021 (2)
    • ►  mar 2021 (2)
    • ►  lut 2021 (6)
    • ►  sty 2021 (5)
  • ►  2020 (49)
    • ►  gru 2020 (3)
    • ►  lis 2020 (2)
    • ►  paź 2020 (4)
    • ►  wrz 2020 (4)
    • ►  sie 2020 (6)
    • ►  lip 2020 (5)
    • ►  cze 2020 (3)
    • ►  maj 2020 (2)
    • ►  kwi 2020 (5)
    • ►  mar 2020 (5)
    • ►  lut 2020 (6)
    • ►  sty 2020 (4)
  • ▼  2019 (66)
    • ►  gru 2019 (6)
    • ►  lis 2019 (4)
    • ►  paź 2019 (5)
    • ►  wrz 2019 (9)
    • ►  sie 2019 (9)
    • ►  lip 2019 (6)
    • ▼  cze 2019 (5)
      • "Podzieleni"- Neal Shusterman
      • "Miasteczko Salem"- Stephen King
      • "Małe życie"- Hanya Yanagihara
      • "Tajemna historia czarownic"- Louisa Morgan
      • Podsumowanie Maja&plany na Czerwiec 2019
    • ►  maj 2019 (6)
    • ►  kwi 2019 (2)
    • ►  mar 2019 (3)
    • ►  lut 2019 (5)
    • ►  sty 2019 (6)
  • ►  2018 (59)
    • ►  gru 2018 (5)
    • ►  lis 2018 (5)
    • ►  paź 2018 (7)
    • ►  wrz 2018 (9)
    • ►  sie 2018 (7)
    • ►  lip 2018 (3)
    • ►  cze 2018 (8)
    • ►  maj 2018 (2)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (3)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (5)
  • ►  2017 (5)
    • ►  gru 2017 (4)
    • ►  lis 2017 (1)

Polecany post

Podsumowanie okresu styczeń-maj 2025 i plany na czerwiec

Napisz do mnie w sprawie recenzji/artykułu/wywiadu :)

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Etykiety

Japonia (13) King (3) Murakami (6) PLOTKARA (3) Zafon (5) anime (3) arabia (1) autobiografia (5) baśnie (22) dla nastolatków (23) drama (5) fantasy (64) historyczne (32) holocaust (1) klasyk (22) klasyka dla nastolatków (11) klasyka dziecięca (2) komedia- czarny humor (12) kultura słowiańska (5) medyczne (5) mit (3) miłość (38) obyczajowe (115) podsumowanie (74) postapo (23) psychologia (30) psychologiczne (47) romans (53) science-fiction (23) stosik książkowy (29) sztuka (4) tag (2) thiller (26) thriller (14) wojna (9) współczesność (100) zapowiedz (27) zwierzęta (3) świat komiksu (1) święta (5)

Prawa Autorskie

Zabraniam kopiowania MOICH tekstów i zdjęć bez uprzedniego zezwolenia.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych za kradzież tekstów, czy zdjęć bez upoważnienia autora przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2-ch i/grzywnę.

Bardzo proszę o uszanowanie mojej pracy.

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z Dziennika Książkoholiczki. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.