Na "Rebelianta" Marie Lu miałam wielką ochotę już od jakiegoś czasu, dlatego nie mogłam doczekać się chwili, gdy będę mogła po nią sięgnąć. Moje zainteresowanie "Rebeliantem" było po części spowodowane licznymi pochwałami na temat tej serii, jednak w dużej mierze przyczynił się do tego mój osobisty zachwyt nad "Malfetto" tej samej autorki. Bowiem to moje spotkanie z "Malfetto" sprawiło, że nabrałam ogromnej ochoty na przeczytanie wszystkich książek tej autorki. Jednak nic nie mogło przygotować mnie na szok, jakiego doświadczyłam w wyniku rozbieżności między "Rebeliantem" a "Malfetto". Nie pamiętam kiedy ostatnio natrafiłam na książkę, wobec której odczuwałam tak skrajne emocje, jak w przypadku "Rebelianta" i której końcówka tak mnie zaskoczyła.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Piętnastoletnia June jest republikańskim geniuszem, która jako jedyna osiągnęła najwyższy możliwy wynik podczas Próby, testu, do którego przystępuje każde republikańskie dziecko w wieku dziesięciu lat. Perfekcyjny wynik June uczynił ją żywym klejnotem Republiki, dzieckiem, którego imię znane jest w wyższych kręgach, słowem najlepszą z najlepszych. Natomiast Day to młodociany przestępca z ubogiego sektoru Lake, którego poszukują wszelkie jednostki w państwie, oferując za jego znalezienie wysoką sumę pieniędzy. Gdy starszy brat June Metias umiera, winą za jego śmierć zostaje obarczony Day, zaś June owładnięta chęcią zemsty, przysięga złapać kryminalistę. Ich spotkanie to czysty przypadek, zderzenia dwóch światów. Jednak co się stanie, gdy Day i June odkryją sekret, którego obsesyjnie strzeże Republika i zdecydują się połączyć siły? 
- opis własny


Zanim sięgnęłam po "Rebelianta" byłam świecie przekonana, że ta historia mnie wciągnie i poruszy, do takiego stopnia jak to miało miejsce podczas czytania "Malfetto". Jednak prawdę powiedziawszy moje odczucia w stosunku do tej książki, ulegały tak skrajnym zmianom, że byłam doprawdy tym zdumiona. Moje wahania nastrojów podczas czytania tej książki można by porównać do wykresu, gdzie prosta linia stopniowo wznosi się ku górze. Musiała minąć ponad połowa książki, żeby ta historia mnie wciągnęła, choć poczytuję to sobie za plus, bo gdybym nie doczytała do takiego miejsca, w którym historia zaczyna mnie ciekawić, to ominęła by mnie naprawdę ciekawa lektura. 

Fabuła książki toczy się dwutorowo i choć zazwyczaj taki stan rzeczy mi nie przeszkadza, to jednak w przypadku "Rebelianta" było zupełnie odwrotnie - na całe szczęście trwało to tylko do pewnego momentu. Narracja stopniowo przeskakuje z bohatera na bohatera, dzięki czemu można zaobserwować świat i toczące się wydarzenia z punktu widzenia Daya oraz June. Obydwie postacie wywodzą się z dwóch zupełnie różnych światów, dlatego ich relacje są diametralnie różne. Z punktu widzenia Daya poznajemy ubogi świat, w którym brak lekarstw i sprytu to sprawa życia i śmierci. Z kolei za pośrednictwem June poznajemy świat bogaczy, wojskowych oraz samego republikańskiego systemu. Chyba tym, co najbardziej mi przeszkadzało, były skrajne opinie tych bohaterów oraz ich poczynania. Bo o tyle, o ile pokochałam Daya całym swoim sercem, to June działała mi na nerwy do tego stopnia, że pewne jej kwestie po prostu pomijałam. Bardzo cieszy mnie fakt, że od połowy książki fabuła zaczęła biec w oczekiwanym przeze mnie kierunku, bo gdyby nie to, to pewnie nie przeczytałabym tej książki do końca. 

"Obiecuję ci - twoje życie odtąd należy do mnie."

Gdy czytałam "Rebelianta" od samego początku nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że czytałam kiedyś książkę bardzo podobną. I faktycznie, przed maturą przeczytałam "Rok 1984" i stwierdzenie, że ta lektura zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, byłoby tylko częścią prawdy - ona mi się kompletnie nie spodobała, a nastrój tej książki był tak pesymistyczny, że miałam ochotę natychmiast odłożyć ją na półkę i zapomnieć, że kiedykolwiek miałam z nią do czynienia. Cóż, w przypadku "Rebelianta" i "Roku 1984" istnieje wiele małych podobieństw, jak chociażby nieustanna ingwilacja społeczeństwa, ślepe posłuszeństwo rządowi czy kult jednostki-wodza, co jak dla mnie było czymś po prostu okropnym, czymś czego nie mogłam totalnie ścierpieć. Przyznam szczerze, że wszelkie podobieństwa do tej lektury w dużej mierze doprowadzały mnie wprost do szału i psuły mi przyjemność z czytania. Na moje ogromne szczęście, oprócz podobieństw znalazły się też różnice, co sprawiło, że książkę przeczytałam i byłam bardzo z niej zadowolona. Przyznam, że bardzo zaskoczyło mnie to, jak skrajne były moje odczucia w stosunku do tej książki, co szczerze mówiąc zdarza się ogromnie rzadko. Jednak to tylko dowodzi, że autorka potrafi dostarczyć czytelnikowi ekstremalnych wrażeń. 

Klimat tej książki jest aż do jej połowy tak ponury, że chwilami sama sobie się dziwiłam dlaczego nie potrafiłam tak po prostu odłożyć tej książki. Świat wykreowany przez Marie Lu jest tyleż okrutny i przerażający, co cudowny zarazem. Co wprawniejszy czytelnik szybko dostrzeże, że Republika ma swój brudny sekret, dlatego samo odkrycie go nie jest niczym szczególnym. Łatwo można się domyślić, że władza jak i prawa i zasady rządzące Republiką to tak naprawdę fałszerstwa mające służyć jako zwykła przykrywka, stworzona po to, aby kontrolować społeczeństwo niemal w każdej sferze życia jej mieszkańców- to tylko kolejne podobieństwa do "Roku 1984". Samych informacji na temat świata zewnętrznego jest zaskakująco nie wiele, co jakiś czas pojawiają się wzmianki o wybuchach epidemii czy wojnie z Koloniami, o których też nie zbyt wiele wiadomo. Mało tego, sposób postępowania zarówno z dziećmi, którzy nie przeszli Próby, jak i metody stosowane podczas przesłuchań wrogów Republiki czyli tortury, jest sam w sobie po prostu okrutny i widać w tym ogromne podobieństwo do powieści Orwella. Być może w kolejnej części Marie Lu udzieli większych niż tylko powierzchownych informacji na temat samych wojen z Koloniami. Przyznam, że choć kocham książki w klimacie dystopijnym i sięgam po nie bez zawahania, to jednak klimat, który autorka wykreowała w tej książce zupełnie nie przypadł mi do gustu. 

"Dla mnie wygląda jak anioł, nawet jeśli jest aniołem upadłym."

Wartka akcja, która w "Rebeliancie" jest w niemal litrowych ilościach była tym, co nieco wynagradzało mi opisane powyżej "męki". Bo co jak co, ale akcja w tej książce jest i utrzymuje się na wysokim poziomie. A opisywane w tej książce wydarzenia oraz poziom napięcia sprawiają, że oderwanie się od "Rebelianta" graniczy z cudem.  Nawet jeśli poczynania, jak i sama postać June mnie irytowały, to samo czytanie rozdziałów z punktu widzenia Daya, było dla mnie po prostu czymś cudownym. To właśnie postać Daya sprawiła, że nie potrafiłam oderwać się od tej książki i zdecydowałam się czytać dalej. Przyznam, że gdy dotarłam do ostatniej strony, byłam mocno zaskoczona faktem, że tak szybko ją przeczytałam. Nie mogłam wyjść z ogromnego podziwu dla autorki, że zdołała upakować tyle wydarzeń - przecież tam się tyle działo!- we względnie cienkiej książce (ok. 300 stron), chociaż po zapoznaniu się z "Malfetto" mnogość wydarzeń, nie powinna być dla mnie  żadnym zaskoczeniem.

"Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny.Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie, czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz."

Język  jakim napisany został "Rebeliant" w niczym nie ustępuje stylowi jaki można znaleźć w "Malfetto". Lekki i prosty styl może nie oddają w pełni chwilami powagi danej sytuacji, jednak z całą pewnością pozwala by stwierdzenie, że przez tą książkę się "płynie" znalazło swoje miejsce. Chwilami byłam naprawdę mocno zaskoczona tym, że w stosunkowo krótkim czasie dotarłam do połowy książki- zresztą na moje wielkie szczęście obyło się bez "wleczenia się " przez lekturę. A gdy dotarłam już do"wielkiej połowy" okazało się, że "Rebeliant" został przeze mnie dosłownie pożarty i to szybciej niż bym sobie tego życzyła.

Bohaterowie "Rebelianta", czyli Day i June to postacie, do których mój stosunek był zupełnie różny - a nawet skrajny. Nie zmienia to jednak faktu że są to postacie obdarzone twardymi charakterami, którzy nie boją się przejść od słów do czynów. Postać Daya pokochałam całym swoim sercem, pokochałam jego szczery i bezpośredni styl bycia, jak również jego ogromną - to trzeba przyznać - zaradność, gdyż w każdej sytuacji, Day starał się znaleźć jakieś rozwiązanie. Polubiłam go ogromnie za jego dumny i nieugięty charakter, a już zwłaszcza w chwilach, gdy jego życie było zagrożone. Inaczej sprawa miała się z June, która jako postać indywidualna  była moim zdaniem strasznie wyrachowana, pusta i naiwna, a jej ślepa wiara w Republikę nie raz i nie dwa skończyła się dla niej w tragiczny sposób. Gdy ostatecznie June przejrzała na oczy i przestała "jęczeć" i rozkminiać przeszłość i uruchomiła swoje szare komórki, miałam naprawdę szczerą ochotę przybyć jej piątkę- juhu June w końcu zaakceptowała rzeczywistość. Na mojej akceptacji i tolerancji dla tej postaci się jednak skończyło, gdyż nie potrafiłam w żaden sposób się do niej przywiązać. Kto wie, może w kolejnej części June wykaże się czymś specjalnym, czym zaskarbi sobie moje względy?


Nie będę ukrywać, że "Rebeliant" dostarczył mi masę ekscytujących wrażeń, jak również i niesamowitych postaci. Ta powieść porusza emocjonalnie, a przy tym gwarantuje kilka godzin fantastycznej rozrywki - oczywiście, jeśli "przeboleje się" pierwszą połowę i z tego względu autorce należy się wielki ukłon! Jednak "Rebeliant" zdecydowanie jest wart tego, aby dać mu szansę. Ostatecznie, jak zresztą widać, oceniam "Rebelianta" pozytywnie mimo kilku drobnych aspektów, które nie przypadły mi do gustu. Nie wiem czy sięgnę po kolejną cześć serii "Legenda", jednak zachwyt, który odczuwam po zakończeniu pierwszego tomu raczej skłania mnie do kontynuacji, których recenzji oczywiście na blogu można się spodziewać. Ostateczne pytanie - czy polecam "Rebelianta"? Odpowiedź brzmi - tak, jeśli jesteście gotowi przebrnąć przez pierwszą połowę, jak również na skrajne emocje, których w tej książce jest całkiem sporo. Niewątpliwie jednak fanom Orwella, "Rebeliant" zdecydowanie przypadnie do gustu. Powieść idealna na jeden niezobowiązujący wieczór. 

Moja ocena: 6/ 10 :) 

1 komentarz:

  1. Ciekawa recenzja, książka mnie zainterwsowała, mam nadzieję w przyszłości ją przeczytać jak tylko przebrnę przez swoją listę lektur😀

    OdpowiedzUsuń