Na historię o Marze Dyer, niezobowiązującej młodzieżówce z dreszczykiem miałam ochotę już od dłuższego czasu. Stwierdziłam, że póki wakacje trwają w najlepsze, warto byłoby zapoznać się z tą książką, zwłaszcza, że po licznych recenzjach nieszczędzących pochwał ku tej trylogii, wywnioskowałam, że byłaby to historia idealna dla mnie. Muszę jednak przyznać, że po przeczytaniu tej książki mam wobec niej mieszane uczucia i niestety, nie jestem nią usatysfakcjonowana tak bardzo, jak miałam nadzieję być. Moje wyobrażenie o tej książce było zgoła inne od, tego co otrzymałam, co niewątpliwie jest jednym ze źródeł mojego drobnego rozczarowania tą pozycją.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Mara Dyer to pozornie zwyczajna nastolatka, która zmaga się z bolesną stratą. W nietypowych okolicznościach podczas wizyty w "nawiedzonym" zamkniętym szpitalu psychiatrycznym miał miejsce wypadek, w którym zginęła najlepsza przyjaciółka Mary, jej chłopak oraz jego siostra. Mara jako jedyna wychodzi cało z wypadku i stara się na nowo ułożyć sobie życie zmagając się z poczuciem winy z powodu śmierci przyjaciół. Wraz z rodziną przenosi się na Florydę i wraz z bratem rozpoczyna naukę w prywatnym liceum. Nowe miejsce i nowi znajomi mają za zadanie pomóc dziewczynie stanąć pewnie na nogi, jednak wokół Mary zaczynają dziać się coraz bardziej niepokojące rzeczy, a kiedy w życie Mary wkracza Noah, sytuacja staje się jeszcze bardziej zagmatwana i tajemnicza.
Przyznam szczerze, że jeśli miałabym wybierać, czego w tej powieści jest więcej-wad czy zalet, powiedziałabym, że zalety zdecydowanie przeważają, jednak znalazło się kilka wad, które dla mnie były po prostu zbyt rażące, by moja satysfakcja tą powieścią osiągnęła tak wysoki wynik, na jaki liczyłam. Z doświadczenia wiem, że po thrillerach młodzieżowych nie powinnam się za wiele spodziewać, bo choć zdarzają się takie perły, jak na przykład "Outliersi", których kocham całym moim  sercem, to jednak zdecydowana większość z nich zwyczajnie próbuje grać na emocjach czytelnika, a naiwność i infantylne zachowania bohaterów nie sprzyjają potęgowaniu klimatu grozy czy niepewności. I w przypadku "Tajemnicy" sprawa przedstawiała się bardzo podobnie, gdyż to co otrzymałam, było zaledwie częścią tego, co spodziewałam się w tej książce znaleźć i na co tak bardzo liczyłam.

Znakomity początek książki pozwolił mi uwierzyć, że historia o Marze Dyer, będzie jedną z tych, na które warto było czekać aż do wakacji. Niestety, nic bardziej mylnego, bowiem już po kilku następnych stronach, obecna na początku atmosfera grozy się dosłownie rozwiała, przez co obawiałam się, że będę zmuszona wystawić tej pozycji o wiele niższą ocenę niż bym chciała. Na moje cudowne szczęście wraz z pojawieniem się Noaha, fabuła zaczęła się lekko rozkręcać do tego stopnia, że momentów, w których odczuwałam coś na kształt niepokoju miało kilka razy miejsce, co pozwoliło mi przetrwać do końca książki. Jednak mój entuzjazm widoczny na początku tej książki w bardzo niewielkim stopniu dorównywał temu, co działo się później, a już przy jej zakończeniu  był niemal równy zeru. Nie jest to jednak wina fabuły czy tez jej rozwoju, ale wyłącznie głównej bohaterki, której zachowanie było strasznie frustrujące i zaskakująco naiwne. Bo szczerz mówiąc, sam pomysł autorki na dalszy rozwój fabuły w jakimś stopniu przypadł mi do gustu, jednak to, co reprezentowała sobą Mara zupełnie nie było na miarę tej książki, thilleru, który miał jednak spory potencjał, ale zniszczyła go tępota głównej bohaterki. I właściwie jedyną rzeczą, która sprawiła, że czytałam dalej, była postać Noaha, który mówiąc krótko, w pewien sposób ocalił tą historię i sprawił, że z czytania jej byłam w stanie czerpać przyjemność.

Jak to w większości książek z gatunku Young Adult, tak i tutaj występuje wątek romantyczny, z tą różnicą, że szczęśliwie nie gra on pierwszych skrzypiec. Bardzo spodobało mi się to, że relacja między Noah a Marą rozwijała się powoli i subtelnie,i myślę nawet, że prościej byłoby mówić tutaj o zadurzeniu między głównymi bohaterami. Dzięki powolnemu rozwojowi tego wątku można dostrzec, jak wiele pracy Michelle Hodkin w niego włożyła, jak również bardzo łatwo można się domyślić, że ta historia miłosna szybko przerodzi się w coś większego. Kolejną rzeczą, która bardzo przypadła mi do gustu w tym wątku, jest fakt, że autorka połączyła ze sobą Noah, którego uwielbiam i Marę, której"nie trawię" i z tego względu byłam niezmiernie ciekawa, jak ta sytuacja będzie się rozwijać i pod tym względem dostałam dokładnie to, czego mogłam się spodziewać.
"Koszmary senne i halucynacje wzrokowe stały się moją nową rzeczywistością.."
Akcja to niewątpliwie jeden z atutów tej książki. I mimo iż napięcie, które tak mnie zachwyciło na początku, później do pewnego stopnia opadło, to jednak nadal w książce pojawiło się kilka momentów, w których byłam naprawdę podekscytowana czy Marze uda się jakoś wyplątać z tych wszystkich sytuacji, zawirowań, które co raz częściej pojawiały się w jej życiu. Nie ulega wątpliwości, że w tej książce dużo się dzieje, a jak na młodzieżówkę, to aż tyle się dzieje, że na nudę po prostu nie mogło być miejsca. Jestem pełna podziwu dla autorki, że pomimo tego, że stworzyła tak irytującą postać jak Mara, to jednak w jakiś sposób udało jej się sprawić, że historia opisana w tej książce mocno mnie wciągnęła. Jednak co, jak co, ale warto wspomnieć o zakończeniu książki, które moim zdaniem było po prostu okropne, a wręcz żałosne, gdyż to nie było nic innego, jak wielka i druzgocąca porażka. Gdy dobrnęłam do ostatniej strony miałam naprawdę wielką ochotę popukać się w czoło nad zaskakującą wręcz naiwnością głównej bohaterki i jej chęcią zaprzepaszczenia tego, co wraz z Noah wywalczyli, co w gruncie rzeczy jej się udało.

Zdecydowanie najlepszą rzeczą w tej książce jest klimat- trochę psychodeliczny, trochę oniryczny i zdecydowanie bardzo tajemniczy. Jednak absolutnie nie jest to tak wspaniały klimat grozy i prawdziwego niepokoju, jaki widniał na pierwszych kartach książki i to jest niestety jeden z głównych powodów mojego rozczarowania tą książką. Bo pomimo tego, że klimat jest rzeczą naprawdę w tej książce bardzo doszlifowaną, to jednak atmosfery grozy zdecydowanie tam brakuje, co boli mnie chyba najbardziej. Jeśli zaś chodzi o atuty klimatyczne tej książki, to na największą korzyść tej książki przemawia chyba fakt, że bardzo trudno jest rozróżnić fikcję od rzeczywistości, co potęguje uczucie zagubienia nie tylko głównej bohaterki, ale i samego czytelnika. Mimo, iż czytając tą książkę nie byłam ani przez moment w jakiś sposób przerażona czy wstrząśnięta, to jednak muszę docenić fakt, że autorka bardzo zgrabnie utkała osłonę tajemnicy wokół głównej bohaterki i tego, co się z nią działo. Do gustu bardzo przypadł mi fakt, że atmosfera halucynacji i omamów, w dużej mierze sprawiła, że moje zainteresowanie tą powieścią nieoczekiwanie wzrosło, a ja pragnęłam się dowiedzieć, co jest rzeczywistością, a co ułudą. Nie ulega więc wątpliwości, że klimat tej książki jest jedyny w swoim rodzaju i po prostu niepowtarzalny.
"Balansowałam na krawędzi koszmaru i pamięci, niezdolna rozstrzygnąć, co jest czym."
Język tej książki właściwie nie wyróżnia się niczym szczególnym, no może poza faktem, że autorka świetnie wie, jak manipulować czytelnikiem.I z tego względu przez całą książkę miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy jej bohaterowie to marionetki na scenie, i że w tej książce chodzi o coś więcej niż pozornie się wydaje, a za całą sprawą stoi ktoś jeszcze. Ja po prostu nie potrafię uwierzyć, że wszystko to, co wydarzyło się w tej książce to czysty przypadek. Podobne odczucia miałam czytając "Outliersów", więc bardzo możliwe, że to znak, że powinnam się przełamać i chwycić za drugi tom trylogii o Marze, co na pewno kiedyś zrobię. Bardzo podobało mi się to, że autorka pisała w taki sposób, aby pozostawić czytelnika w stanie wielkiej niepewności, a dodatkowo używając nieco młodzieżowych i prostych wyrażeń, jej zamiar odniósł świetny skutek.

Powiedzenie, że w powieści Michelle Hodkin znalazły się postacie, które zwyczajnie przypadły mi do gustu, byłoby najzwyczajniej w świecie kłamstwem, gdyż moje odczucia co do postaci były tak skrajne, jak to tylko możliwe. Jak pisałam wcześniej, za nic nie potrafiłam polubić głównej bohaterki. Nie mogłam znieść jej samolubnego sposobu życia, jej wszelkich naiwnych prób poradzenia sobie ze wszystkim samej i świętego przekonania, że"tak będzie najlepiej". Niemal znienawidziłam jej za to, że od samego początku pozwalała sobą wszystkim manipulować, za to, że nie potrafiła być nieugięta i pozwoliła na to, aby jej 'moc' przejęła kontrolę. Z drugiej jednak strony zachwyciła mnie jej lojalność wobec najbliższych, upór,aby poznać prawdę niekiedy zostawiając za sobą krwawe ofiary.Pokochałam Noah, jego inspirującą pewność siebie, nieco arogancki sposób bycia i to, że kompletnie nie przejmował się fałszywym wizerunkiem, jaki mu przypisywano. Za jego samoakceptację, świadomość jego wad i faktu, że nie jest idealny. Bardzo również polubiłam Daniela, starszego brata Mary, który występował w roli zarówno mediatora, jak i opiekuna. Polubiłam Jami'ego, nieco zwariowanego kolesia, do którego naprawdę ciężko jest nie zapałać sympatią. Natomiast całej reszty postaci, która przewijała się przez tą książkę nie znosiłam do bólu i bardzo się ucieszyłam, że znalazła się ta trójka moich faworytów, wśród których nadal to Noah jest moim ulubieńcem.
"Myślę, że niewiedza jest gorsza- powiedziałam.- Wolałabym pamiętać."
"Mara Dyer. Tajemnica" może nie była książką, która w stu procentach sprostała moim oczekiwaniom, jednak nie zmienia to faktu, że znalazło się sporo plusów, co zresztą w tej recenzji widać. Nie będę jednak ukrywać, że oczekiwałam po tej książce trochę więcej i może w kolejnych częściach moje oczekiwania się spełnią. Michelle Hodkin napisała jakiś czas temu historię z punktu widzenia Noah, co dla mnie jest absolutnie najlepszą wiadomością, jaką mogłam usłyszeć i myślę, że nie będzie trzeba długo czekać aż sięgnę po tą trylogię.
Historia o Marze Dyer będzie idealną pozycją dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z thillerami i pragną łagodnego klimatu suspensu. Dla osób gustujących w książkach o młodzieżowym klimacie i dla tych, którzy zwyczajnie mają ochotę oderwać się od własnej rzeczywistości. Jednak fanom horrorów na miarę Kinga, zdecydowanie odradzam, jak również tym, którzy poszukują mocniejszych wrażeń, odpuście, gdyż na tej pozycji zwyczajnie się zawiedźcie. Niemniej, zainteresowanym serdecznie polecam!

Moja ocena:6/10. :)




Brak komentarzy: