Z Dziennika Książkoholiczki

Strony

  • Strona główna
  • O mnie
  • KSIĄŻKI
  • Kącik serialowy
  • ZESTAWIENIA
  • Kontakt i Współpraca

29 września

"Łzy Racheli" - Beth Nimmo, Darrell Scott

Łzy Racheli przeczytałam w zasadzie na początku września, jednakże była to pozycja na tyle poruszająca, że postanowiłam dać sobie nieco więcej czasu na jej przemyślenie i zrecenzowanie. Jest to pozycja o tyle niezwykła, że oparta została na autentycznej historii masakry uczniów w Columbine High School 20 kwietnia 1999 roku. Do sięgnięcia po tą książkę skłonił mnie obejrzany uprzednio film Moja miłość (I'm not ashamed) dobitnie przedstawiający postać jednej z zamordowanych uczennic, Rachel Joy Scott. Jej życie i wczesną młodość zrekonstruowano na podstawie pisanych przez nią pamiętników. Postać Rachel zafascynowała mnie na tyle, że poszukiwałam książki, która stanowiłaby choć delikatny zarys biograficzny jej postaci i wydarzeń z 20 kwietnia. Łzy Racheli dały mi jednak znacznie więcej, to przejmująca opowieść o dorastającej dziewczynie zmagającej się z poczuciem braku tożsamości, która stara się odnaleźć sens w życiu za pośrednictwem wiary. Naprawdę dawno nie czytałam pozycji, która poruszyłaby mnie aż do tego stopnia!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Masakra w Columbine High School 20 kwietnia 1999 roku była wydarzeniem, w trakcie którego cały świat wstrzymał oddech. Dwoje nastoletnich uczniów, Eric Harris i Dylan Klebold wtargnęli na teren szkoły i z użyciem broni palnej zamordowali dwanaściorga swoich rówieśników oraz jednego nauczyciela, zaś 24 pozostałe osoby zostały ranne. Sprawcy popełnili samobójstwo, zanim na miejsce dotarła policja. W historii USA niniejszą tragedię za uznaje się za jedno z największych zabójstw na terenie placówek oświatowych.

Łzy Racheli z założenia przynależą do literatury reportażowej, jednakże nie sposób odrzucić przekonania, że opisana historia stanowi pewnego rodzaju świadectwo życia tragicznie zmarłej nastolatki, która przede wszystkim starła się żyć zgodnie ze swoją wiarą. Ta pozycja nie jest poświęcona jedynie dacie 20 kwietnia, choć ona nadal stanowi centrum, ale skupia się także na refleksjach, wspomnieniach i fragmentach pamiętników Rachel, które po śmierci córki opublikowali jej rodzice. Łzy Racheli zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie, choć nie pamiętam konkretnie, jakie miałam wobec niej oczekiwania, jednak z pewnością były one wysokie, a po jej przeczytaniu mogę przyznać, że książka znacznie lepiej spełniła swoją rolę.

Pod względem fabularnym wydarzenia z dnia 20 kwietnia są jedynie preludium do później opisanych wspomnień, jakie mają o Rachel rodzice, dzięki temu Czytelnik może bez problemu zapoznać się z jej postacią. Olbrzymią rolę odgrywają również opublikowane fragmenty jej pamiętników, dzięki czemu sama Rachel, jej zmagania, motywy i sposób bycia wydają się jeszcze bliższe odbiorcy. Ów autentyzm, brak jakiegokolwiek przerysowania czy marginalizowania pewnych kwestii sprawia, że książka ta niezwykle porusza i to do tego stopnia, że nie sposób przejść obok niej obojętnie.

Przyjaciel to ktoś, kto potrafi uśmiechem Twój dzień rozjaśnić gdy inni potrzebują tysiąca słów.

Narracja prowadzona jest w zasadzie dwutorowo, głosy Beth Nimmo i Darella Scotta przeplatają się wzajemnie, dzięki czemu możliwe jest dokładne prześledzenie poszczególnych etapów życia Rachel z punktu widzenia obydwojga jej rodziców, a także ich wspomnień z dnia masakry. Wplecione co jakiś czas poszczególne fragmenty z pamiętników dziewczyny wpasowują się w ów porządek niemal idealnie. W zasadzie nie do pomyślenia jest, aby ta historia mogła w jakiś sposób nudzić, zważywszy zwłaszcza na fakt, iż opisane w niej zdarzenia są autentyczne, a do tego tak makabryczne. Nie potrzebowałam zbyt wiele czasu, aby wciągnąć się w lekturę, od pierwszych stron wywarła ona na mnie tak niesamowicie silne wrażenie, że ciężko było mi się od niej oderwać. Zdecydowanie największym atutem tej książki jest bijący od niej autentyzm, który porusza serce, uwrażliwia na los innych i jest przepięknym świadectwem wiary młodej kobiety. 

We Łzach Racheli zdecydowanie nie brakuje emocji i to już od pierwszych stron książki. Początkowy opis masakry budzi grozę, przerażenie i współczucie wobec rodzin zabitych nastolatków. Nie bez powodu tragedia w Columbine uznawana jest za jedną z największych w historii USA. Śmierć tych młodych ludzi stała się tragedią całego świata, a jak podaje Darrell Scott, także wydarzeniem duchowym, gdyż ludzie Ci uznani zostali za męczenników, a wobec tego nie można pozostawać obojętnym. Celem jej autorów nie było tylko i wyłącznie poradzenie sobie ze stratą córki, ukazanie jej wiary światu, ale przede wszystkim pokazanie, iż najważniejszym, co można w takiej sytuacji zrobić jest przebaczenie. To niezwykle trudne zadanie, o czym niejednokrotnie wspominają Nimmo  i Scott, jednak tylko ono zapewnia poczucie sensu temu, co się stało i daje nadzieję. 

Język Łez Racheli w niczym nie przypomina typowo literackiego ani reportażowego. Są to po prostu spisane odczucia i emocje rodziców po stracie córki, jak również myśli i refleksje samej Rachel. Wyrażone w ten sposób uczucia nabierają niemal namacalnej formy i głęboko poruszają odbiorcę - nie ma w nich fałszu, litowania się, ale czysta i bezwzględnie szczera refleksja. Na mnie największe wrażenie wywarły te poszczególne fragmenty, gdzie główny głos ma Rachel. Jest ona w swoich pamiętnikach niebywale szczera wobec siebie, potrafi otwarcie przyznać się do swoich błędów, snuje niezwykle głębokie autorefleksje i stara się być coraz lepszą osobą. Słowa mają moc, a ta 17 letnia kobieta doskonale wiedziała, jakich słów użyć, żeby dogłębnie opisać własne uczucia, emocje, lęki i pragnienia. Autentyzm i doskonała szczera do bólu autorefleksja to niewątpliwie największy atut tej książki.

Nie pozwól, by otoczenie zmieniło twoją naturę. Znajdź siebie i zachowaj swoją tożsamość. (...) Jutro jest nie obietnicą, ale szansą.

Postać Rachel już od samego początku pozytywnie zadziwia swoją autentycznością, zaangażowaniem w swoje pasje, niezależnością i pogodą ducha. To bohaterka, której naprawdę nie sposób nie polubić. Już na pierwszy rzut oka widać, iż jest to typ outsiderki, która czuje się wyobcowana i nieustannie poszukuje własnej tożsamości. A gdy już ją znajduje, rozkwita, a jej zalety i pasje wychodzą na światło dzienne. Rachel Scott to postać, z którą wielu chciałoby sie utożsamić, i którą wielu stawia za wzór ze względu na jej autentyczny styl życia i życzliwość wobec każdego napotkanego człowieka.

Brakuje mi słów, aby wyrazić, jak bardzo ta książka mnie poruszyła. Tyle w niej emocji, pasji, autentyczności, to doprawdy kawał wspaniałej literatury. Jestem pewna, że gdy tylko będę miała ku temu okazję, bardzo chętnie sięgnę ponownie po Łzy Racheli.

Łzy Racheli to książka z pewnością wysokich lotów, pozycja absolutnie nietuzinkowa. Polecam ze szczerym sercem tym Czytelnikom, którzy zamierzają sięgnąć po tą pozycję z prawdziwym zaangażowaniem z racji na prawdziwość przedstawionych w niej wydarzeń. To ten typ literatury, którego nie można przeczytać od niechcenia, a dzieło Nimmo i Scotta zdecydowanie na uwagę odbiorcy zasługuje. Polecam wreszcie tym zainteresowanym, którzy słyszeli o tragedii w Columbine. To wyjątkowa pozycja i zdecydowanie warto ją przeczytać! Polecam serdecznie! Zachęcam przy okazji do odsłuchania piosenki zamieszczonej w recenzji, klip zawiera kilka ujęć z filmu.

Moja ocena:10/10. :)

Czytaj dalej »
on 29 września 0
Podziel się!
Etykiety
chrześcijaństwo, miłość, obyczajowe, reportaż, współczesność
Nowsze posty
Starsze posty

18 września

"Ocean na końcu drogi" - Neil Gaiman

Tak, jak wspominałam w niedawnym, comiesięcznym podsumowaniu, Neil Gaiman jest pisarzem, do którego książek jest mi dosyć trudno się przekonać. Tym niemniej, Ocean na końcu drogi to jedna z nielicznych pozycji jego autorstwa, którą obok Koraliny, Gwiezdnego pyłu czy Rzeczy ulotnych, jaką udało mi się przeczytać w całości. I najwidoczniej, w dalszym ciągu jego styl nie przekonuje mnie na tyle bym mogła wprost przyznać, że lubię i chętnie czytam twórczość Gaimana, gdyż prawda jest taka, że z jakiegoś powodu idzie mi do strasznie opornie. Ocean na końcu drogi nie jest w tym przypadku żadnym wyjątkiem, przeciwnie, jestem niemal dumna z siebie, że udało mi się dobrnąć do końca tej opowieści!

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Niedawny pogrzeb sprawia, że mężczyzna przypomina sobie wszystko to, o czym myślał, że już na zawsze zapomniał. Ocean na końcu drogi jest w gruncie rzeczy opowieścią dorosłego już mężczyzny, który powraca do wspomnień z czasów dzieciństwa, w tym tajemniczej dziewczynki imieniem Lettie, upiornej niani i zaczarowanej krainy pod pomarańczowym niebem. Przypomina sobie nową opiekunkę, która próbowała uwięzić go na strychu oraz inne wspomnienia, które czekają na to by je opowiedzieć. 

Szczerze mówiąc, po jakże pozytywnych opiniach na temat twórczości Neila Gaimana, byłam przekonana, że tym razem i mnie oczarują jego umiejętności kreowania literackiego świata. I chociaż mój stosunek do tego pisarza nieco się ocieplił, to nadal jednak daleka droga nim stwierdzę, iż jestem w stanie w pełni zaakceptować jego styl. I chociaż tym, co najbardziej mi przeszkadza jest nierównomierne rozłożenie niektórych wątków fabularnych, a tym samym pewna miałkość fabuły, to jednak olbrzymie znaczenie ma również tutaj kreacja bohaterów, która w przypadku Oceanu na końcu drogi niezbyt mnie przekonała.

Gaiman to w moim odczuciu pisarz na tyle specyficzny, że do napisanych przez niego książek podchodzę z dość dużą rezerwą, a niekiedy z przymrużeniem oka czytam o co poniektórych fantastycznych cudach, jakie często mają miejsce w powieściach jego autorstwa. Ocean na końcu drogi nie jest w tym przypadku wyjątkiem, gdyż nie brakowało mi momentów zdziwienia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury. Większość z opisanych tam wydarzeń niezwykle mocno zasadzała się w nurcie klasycznego i nieco mrocznego fantasy, aczkolwiek nie zabrakło w tym pewnej naiwności twórczej, przedstawiania niektórych zdarzeń jako w pewien sposób wyjątkowych, podczas gdy (przynajmniej w moim odczuciu) lepiej byłoby przedstawić je jako sny głównego bohatera. Sam fakt, że główną postacią tej książki jest mały chłopiec sprawiał, że dosyć ciężko było mi w pewien sposób wczuć się w tą książkę i doświadczać opisywanych wydarzeń tak, jak robił to bohater Gaimana. I nie chodzi o to, że nie umiem docenić kunsztu tak baśniowego przedstawienia literackiego świata, ile o to, aby potraktować je jako w pewien sposób znaczące, na równi z resztą "niefantastycznej" fabuły. 

Sama akcja została natomiast bardzo dobrze rozłożona, pozornie niewinny początek usypia czujność Czytelnika, a w następnej kolejności akcja stopniowo przyśpiesza i budowane jest napięcie. Gaimanowi nie można odmówić bogatej wyobraźni, jednakże później dość łatwo można się domyślić jakim torem potoczy się akcja. I szczerze mówiąc, była to kolejna kwestia przez którą tak trudno było mi wczuć się w tę książkę - uśpienie czujności Czytelnika i stopniowe budowanie napięcia niebywale mi się dłużyło. Co gorsza, spora ilość pewnych wydarzeń wydawała się zbyt nieprawdopodobna, przez co bardzo często odkładałam tą pozycję, aby powrócić do niej za kilka dni w nadziei, że jednak coś mnie w niej zainteresuje. I rzeczywiście, zakończenie powieści samo w sobie okazało się być dość mocne, poruszające i przemyślane. Szkoda tylko, że nie można by inaczej rozłożyć akcji, w bardziej równomierny sposób, tak aby łatwiej byłoby zainteresować tych dojrzalszych Czytelników.

Tak jak wspominałam, Gaiman odznacza się niebywałą wyobraźnią dotyczącą tworzenia literackich światów i opisuje je niebywale doskonale. I w zasadzie to chyba jedyny atut, jaki dostrzegam w Oceanie na końcu drogi. W tym przypadku autor czerpał z baśniowego  folkloru i udało mu się niezwykle barwnie przedstawić poszczególne fantastyczne stworzenia. Bardzo spodobało mi się, iż owa baśniowość nie stanowi jedynej płaszczyzny fabularnej, ale stopniowo schodzi się głębiej, robi się coraz bardziej mrocznie, tajemniczo i intrygująco. Chyba wyłącznie dlatego zdecydowałam się dalej czytać tą książkę, stale szukałam czegoś, co mogłoby nieco podnieść moją opinię o tej pozycji, i cóż udało mi się, bo gdyby nie dobrze wykreowany klimat, prawdopodobnie książka otrzymałaby ode mnie znacznie mniej niż te 4 gwiazdki.

Gaiman uczynił bohaterem swojej powieści małego chłopca, a tym samym dostosował narrację do wieku postaci, co w moim odczuciu zdecydowanie jest wadą Oceanu na końcu drogi. Dziecięce postrzeganie świata, naiwność i przyjmowanie pewnych nienaturalnych zjawisk jako codziennych, sprawiły, że nie byłam w stanie czytać tej książki z rezerwą. Działania Lettie i głównego bohatera niejednokrotnie pozostawiały wiele do życzenia, jeśli chodzi o podział ról. Tutaj to Lettie jest bohaterką i co jeszcze dziwniejsze, ma zupełną swobodę w polowaniu różnego rodzaju potwory (najwyraźniej jej opiekunowie zbytnio się o nią nie martwią).Pewne nielogiczności, jakich jest w tej książce mnóstwo, niestety nie pozwalały mi na pełne zanurzenie się w lekturę.

Choć powieść opisywana jest z perspektywy głównego bohatera jako dorosłego już mężczyzny, to jednak zdecydowanie większą część zajmuje narracja z perspektywy dziecka. Niestety w tym przypadku jest to jednie kolejny mankament, bowiem nijak nie potrafiłam ze sobą pogodzić tych dwóch aspektów - narrator niby jest małym chłopcem, a jednak posiada dość sporą wiedzę i doświadczenie, których raczej w tym wieku dzieci nie mają. Podobnym zaskoczeniem okazała się postać Lettie, niewiele starsza od głównego bohatera dziewczynka, która samotnie wyrusza na polowania fantastycznych stworów, a co gorsza jej opiekunowie jej na to pozwalają. Taki chwyt literacki niesłychanie mnie w tym przypadku irytował. Znacznie lepiej byłoby wykreować postacie głównych bohaterów albo na dorosłych, którzy spotykają się po latach i śnią podobne sny, alb też całość wykreować na kształt snu, nie przydając jednocześnie dzieciom ani magicznych zdolności, ani tak rozległej wiedzy.

Sam fakt, iż zdołałam dobrnąć do końca Ocean na końcu drogi Neila Gaimana świadczy o tym, że zdecydowanie w moim odczuciu jest ona lepsza niż inne książki, z jakimi miałam przyjemność się zetknąć na swojej literackiej drodze jego autorstwa. Niemniej jednak, nadal nie mogę powiedzieć, że styl Gaimana przemawia do mnie na tyle, na ile się tego spodziewałam po licznych chlubnych opiniach na temat jego twórczości. Powoli jednak zaczynam stopniowo przełamywać swoje opory i kto wie, być może w niedalekiej przyszłości wezmę do ręki kolejne dzieło z jego autorskiej biblioteczki. Nawet ostatnio kusi mnie, aby dokończyć Amerykańskich bogów lub Księgę Cmentarną albo też spróbować zapoznać się z Dobrym Omenem. Widać więc, że moje opory wobec literatury Gaimana wyraźnie słabną, choć może nie na tyle, bym miała określić go mianem pisarza, po które dzieła chętnie sięgam, jednak powoli zaczynam akceptować jego styl.

Ocean na końcu drogi to pozycja na tyle specyficzna, że w zasadzie powinna przypaść do gustu wyłącznie oddanym fanom twórczości Gaimana oraz tym, którzy lubują się w dość niekonwencjonalnej fantastyce, klimacie baśniowym i nieco mrocznym. Pozycja dość krótka, a tym samym idealna na deszczowe jesienne wieczory, kiedy to ciepły koc, książka i kubek gorącej herbaty lub kawy bądź kakao są wszystkim, czego może zapragnąć prawdziwy książkoholik. Ze swojej strony, mogę tylko po raz kolejny przyznać, że mój opór względem twórczości Gaimana nieco osłabł, więc może kiedyś bardziej przekonam się co do jego pisarskiego stylu. 

Moja ocena: 4/10.

Czytaj dalej »
on 18 września 1
Podziel się!
Etykiety
baśnie, dla nastolatków, fantasy, klasyka dziecięca, realizm magiczny
Nowsze posty
Starsze posty

13 września

"Fale i echa" - Agata Czykierda-Grabowska


Szczerze mówiąc, już od dłuższego czasu planowałam przeczytać coś z literackiego dorobku Agaty Czykierdy-Grabowskiej. Mój wybór padł na Fale i echa i jak dość szybko mogłam się przekonać, był strzałem w dziesiątkę! Sama autorka określa tą powieść mianem najdojrzalszej z całego zbioru dzieł swojego autorstwa. Muszę się z tym zgodzić, gdyż powieść jest zaskakująco dopracowana i doszlifowana pod każdym względem. Spodobała mi się ona do tego stopnia, iż gdyby w najbliższej przyszłości powstała kontynuacja tej książki, bez wahania bym po nią sięgnęła. Na razie jednak zadowolę się poznawaniem innych pozycji autorstwa Czykierdy-Grabowskiej z nadzieją, że zafascynują mnie one w równym stopniu co Fale i echa.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Nina to dwudziestojednoletnia studentka pedagogiki wczesnoszkolnej, która zmaga się z olbrzymią traumą i nieopuszczającym jej lękiem. Każdej nocy budzi się z przekonaniem, że umiera. Co sobotnie wyjścia do warszawskiego klubu studenckiego są dla niej lekarstwem, gdy tańczy, zapomina o całym świecie. To właśnie wtedy spotyka Filipa, którego życie i wszystko, co z nim związane owiane jest tajemnicą. Nina jednak czuje, że dzięki niemu być może będzie w stanie przeciwstawić się własnym lękom z przeszłości.

W sierpniu miałam wiele okazji, by zgłębić literacką twórczość polskich pisarzy i przyznaję, że każda z nich mnie urzekła i wywołała uśmiech na mojej twarzy. Fale i echa nie są może powieścią jakoś zaskakująco wybitną, jednakże autorce zdecydowanie należy oddać umiejętność budowania napięcia i uwieczniania emocji głównych bohaterów. Ta powieść jest do tego stopnia nimi nasycona, iż nie ukrywam, że poruszyły mnie pasja i wrażliwość, które wypływają z tej książki. To właśnie sprawia, że jest to dzieło na swój sposób wyjątkowe, takie, które potrafi mocno poruszyć Czytelnika. Jeśli Fale i echa tak bardzo mnie zauroczyły, to o ile bardziej spodobają mi się inne dzieła tej autorki - o tym muszę się dopiero przekonać.

Fale i echa to książka, w którą stosunkowo łatwo się wczuć. Historie Niny i Filipa, które autorka odsłania przed Czytelnikiem stopniowo są na tyle realistyczne, że większość z poszczególnych epizodów odbiorca mógłby z powodzeniem przypisać sobie. W ich życiu nie brakuje blasku i cieni, ale to właśnie autentyczność i niekiedy pewien dramatyzm poszczególnych sytuacji sprawiają, że naprawdę nie potrzeba zbyt wiele czasu, aby wciągnąć się fabułę książki. Dodatkowo tajemniczy początek powieści skłania do odwracania jej kolejnych stron, a z każdym kolejnym rozdziałem ma się ochotę na więcej.

W miarę rozwoju fabuły akcja stopniowo nabiera tempa, a historia Niny i tajemnice Filipa stają się coraz bardziej zawikłane. Nic więc dziwnego, że bywały takie momenty, kiedy czytałam naprawdę sporo jednego dnia, by dowiedzieć się, jak dany szczegół zostanie przez bohaterów rozwiązany i w jaki sposób przybliży mnie to do sedna historii i traumy Niny. Fale i echa to powieść, która niezwykle szybko wciąga Czytelnika i to do tego stopnia, że od lektury trudno jest się oderwać, a bohaterom z każdym rozdziałem kibicuje się coraz bardziej,

Agata Czykierda-Grabowska doskonale umie zaciekawić Czytelnika, już od pierwszych stron tworzy dość tajemniczą atmosferę, tak, że rozdziały są wręcz przesycone określonymi emocjami, od tych jasnych i ciepłych, po szare tonacje. Od swoistego uczucia niepokoju, jakie dominuje na pierwszych kilku stron, stopniowo wyłaniają się obrazy sytuacji Niny i Filipa oraz trudności z jakimi obydwoje muszą się mierzyć. Autorka nie wrzuca Czytelnika na głęboką wodę, ale powoli i konsekwentnie krok po kroku odsłania historię bohaterów. A zmierzenie się z nią pozwala im rosnąć w siłę. Wszystko to sprawiało, że czytając Fale i echa nie mogłam powstrzymać wzruszenia, ta powieść jest niezwykle ciepła i niezwykle dojrzała. Mogę mieć tylko nadzieję, że kolejne książki Grabowskiej okażą się równie porywające!

Fale i echa to powieść, która bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie pod względem językowym. Autorka posiada stosunkowo lekkie pióro, które pozwoliło jej stworzyć tak fascynującą historię. Grabowska nie boi się poruszać tematów kontrowersyjnych i trudnych, a wplatając je w fabułę książki potrafi idealnie oddać ich poszczególne detale. Dzięki temu historia Niny i Filipa nie tylko chwyta za serce Czytelnika i porusza jego wrażliwość, ale również ułatwia spojrzenie na pewne tematy tabu, między innymi samobójstwo, a tym samym dodaje książce autentyczności. Dzieło Agaty Czykierdy-Grabowskiej to książka, którą rządzą przede wszystkim emocje i bez ich ekspresji książka z pewnością nie byłaby już taka wyjątkowa.

Polska pisarka wykreowała swoich bohaterów z rozmysłem, dbając przy tym o detale ich osobowości. Dzięki temu Nina i Filip oraz nawet postacie drugoplanowe nie wydają się czysto papierowi, ale autentyczni i wyraziści. Urzekła mnie wrażliwość autorki, którą zresztą silnie eksponują poszczególni bohaterowie. Ich dogłębnie zarysowane charaktery podyktowane przez odmienne wydarzenia życiowe są niezwykle spójne i sprawiają, że postaciom naprawdę chce się kibicować.

Podsumowując, Fale i echa to powieść, którą należy przede wszystkim czytać sercem, gdyż momentami potrafi naprawdę głęboko poruszyć serce swojego Czytelnika. Przyznaję, że będzie mi brakowało historii Niny i Filipa, dlatego też tym chętniej w najbliższej przyszłości zapoznam się z innymi dziełami Agaty Czykierdy-Grabowskiej.

Powieść polskiej pisarki to dzieło, które do pewnego stopnia tchnie świeżością, zwłaszcza w środowisku polskiej literatury New Adult. Jest to pozycja dedykowana przede wszystkim studentkom i to właśnie nim powinna najbardziej przypaść do gustu. Fale i echa doskonale sprawdzą się również jako powieść idealna na letnie bądź jesienne weekendowe wieczory jako lekka powieść, której zadaniem jest umilić Czytelnikowi mijający czas. Choć nie jest to powieść, którą określiłabym mianem arcydzieła, to jednak uważam, że zdecydowanie warto poświecić jej uwagę. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 8/10 :)

Czytaj dalej »
on 13 września 0
Podziel się!
Etykiety
miłość, obyczajowe, psychologiczne, romans, trauma, współczesność
Nowsze posty
Starsze posty

11 września

Podsumowanie Sierpnia 2022


Nareszcie nadszedł moment na tradycyjne podsumowanie czytelnicze sierpnia. I choć wciąż nie opuszcza mnie zdumienie, że już kolejny miesiąc za nami, wrześniowa kartka w kalendarzu jedynie potwierdza ten fakt, zarazem przypominając mi o ostatnim miesiącu moich wakacji i szybkim rozpoczęciu studiów drugiego stopnia. Postaram się więc maksymalnie wykorzystać ostatni miesiąc kalendarzowego lata, zarówno pod względem czytelniczym, serialowym, jak również rodzinnym i z przyjaciółmi.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:
Mimo, że sierpień zakończył się tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam, pod względem czytelniczym był to miesiąc naprawdę udany. Udało mi się przeczytać niemal wszystkie pozycje zaplanowane na ten miesiąc, z czego jestem naprawdę dumna. Dokończyłam czytaną przeze mnie jeszcze w lipcu powieść Stiega Larssona, Dziewczyna, która igrała z ogniem, będącą drugim tomem serii Millenium, która zachwyciła mnie na tyle, że niemal od razu zabrałam się za kontynuację, czyli Zamek z piasku, który runął i planuję głównie nad tą serią spędzić wrzesień. W tym miesiącu planuję zbiorczą recenzję sagi Millenium (część autorstwa Stiega Larssona). Dokończyłam również wspomnianą w poprzednim podsumowaniu miesięcznym powieść Jojo Moyes, Zanim się pojawiłeś, której recenzję można przeczytać <tutaj>. Dla tych, którzy regularnie czytają mojego bloga nie powinno być zaskoczeniem, że powieści tej autorki są przeze mnie pochłaniane szybko i chętnie. W następnej kolejności przeczytałam pozycję, którą otrzymałam w ramach współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem Prószyński i S-ka, a która niezwykle mnie zauroczyła, czyli Dom na skraju lasu Natalii Bieniek, recenzja jest dostępna tutaj. Kolejną pozycją na mojej wakacyjnej biblioteczce była powieść Brittainy C. Cherry, Kochając pana Danielsa, (<recenzja tutaj>) którą też bardzo dobrze wspominam. Następnie sięgnęłam po zrecenzowaną stosunkowo niedawno, bo zaledwie wczoraj, powieść z gatunku dystopii autorstwa Scotta Westerfelda, Brzydcy, o niej można przeczytać pod tym linkiem. Jeśli czytaliście moją recenzję, to doskonale wiecie, że podczas jej lektury przeżywałam istne wzloty i upadki. Ostatnimi pozycjami sierpnia były powieść polskiej autorki New Adult, Agaty Czykierdy-Grabowskiej, Fale i echa, o której będzie można przeczytać tutaj, względem której mam zresztą bardzo ciepłe uczucia oraz króciutka powieść Neila Gaimana, Ocean na końcu drogi, który może nie był na tyle wybitny, na ile się spodziewałam, niemniej jednak przypadł mi do gustu. Recenzję tej książki będzie można przeczytać na dniach tutaj. Podsumowując, w sierpniu udało mi się przeczytać 7 książek, co uważam za dobry wynik i jestem z siebie bardzo zadowolona. To był naprawdę niezwykły miesiąc, w którym, jak można zauważyć dominowała literatura z gatunku obyczajówek.
  • Zanim się pojawiłeś, Jojo Moyes <recenzja tutaj>;
  • Dom na skraju lasu, Natalia Bieniek <recenzja tutaj>;
  • Dziewczyna, która igrała z ogniem, Stieg Larsson;
  • Kochając pana Danielsa, Brittainy C. Cherry <recenzja tutaj>;
  • Brzydcy, Scott Westerfeld <recenzja tutaj>;
  • Fale i echa, Agata Czykierda-Grabowska <recenzja tutaj>;
  • Ocean na końcu drogi, Neil Gaiman <recenzja tutaj>.
Szczerze mówiąc, jest mi nieco trudno w sposób jednoznaczny ocenić, która z przeczytanych przeze mnie książek najbardziej zasłguje na takie wyróżnienie. Z każdej z nic udało mi się wycisnąć jak najwięcej emocji, choć niekiedy w różnym stopniu. Gdybym jednak miała dokonywać takiego wyboru, na piedestale sierpniowej biblioteczki zagościłaby powieść Stiega Larssona, Dziewczyna, która igrała z ogniem, gdzie chyba do niczego nie mogłabym się doczepić.
  • Dziewczyna, która igrała z ogniem - Stieg Larsson
Z twórczością Stiega Larssona zetknęłam się po raz pierwszy, podczas lektury pierwszego tomu sagi Millenium, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Na blogu wspominałam też zresztą, jak wielkie wrażenie wywarł na mnie tom pierwszy i na całe szczęście kontynuacja nadal trzyma ten poziom i na każdej kolejnej stronie na nowo zaskakuje. Nic więc dziwnego, że urzekł mnie styl pisarza i stworzony przez niego kryminał jest doprawdy jedyny w swoim rodzaju! 

W tym miesiącu pretendentów do tytułu "Najgorszej Książki Miesiąca" jest aż dwóch! I chyba nietrudno zgadnąć, że znajdą się tu Brzydcy Scotta Westerfelda oraz Ocean na końcu drogi Neila Gaimana.
  • Brzydcy - Scott Westerfeld <recenzja>
Fakt, iż wystawiłam Brzydkim stosunkowo wysoką ocenę (aż 6 gwiazdek) wynika w dużej mierze z mojej nadziei, iż kontynuacja okaże się lepsza niż część pierwsza i nie umniejsza moich początkowych negatywnych odczuć względem tej książki. Tym, którzy czytali moją recenzję, nie muszę przypominać, jak strasznie męczyłam się z brnięciem przez kolejne strony, nie wspominając już o początkowo miałkiej i nudnej fabule. Jednakże, tak jak napisałam, autor bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, a wprowadzone przez niego zmiany i późniejsza dynamika akcji, a przede wszystkim ogromna zmiana osobowości bohaterów, sprawiły, iż niemal nieustannie musiałam weryfikować swoją opinię o tej serii. Tym samym, będąc już po lekturze, mogę śmiało stwierdzić, że książka mi się podoba i jestem bardziej na "tak", jednakże moje początki z tą pozycją były na tyle trudne, iż zdecydowałam się umieścić ją w tej kategorii.
  • Ocean na końcu drogi - Neil Gaiman <recenzja>
Neil Gaiman to pisarz, wobec którego nie bardzo wiem skąd, ale mam pewne opory. Zazwyczaj, gdy sięgam po którąś z książek jego autorstwa, albo bardzo długo zajmuje mi wczucie się w jej często specyficzny klimat i w rezultacie czytam ją niebotycznie długo albo też w najgorszym wypadku odkładam na stosik "do przeczytania później". Jak dotąd udało mi się w całości przeczytać jego autorstwa: Koralinę, Rzeczy ulotne. Cuda i zmyślenia, Gwiezdny pył oraz Ocean na końcu drogi i względem każdej tej książki niemal zawsze miałam jakieś "ale", mankamenty, które mi się nie spodobały, wymagały korekty albo też sami bohaterowie najzwyczajniej byli zbyt płytcy, lekkomyślni i irytujący. Nie wspominając o Księdze Cmentarnej, którą niegdyś zaczęłam czytać, ale którą odłożyłam z nadzieją, że może w innym czasie bardziej mnie ona zauroczy. Podobną nadzieję żywię zresztą względem Amerykańskich bogów i naprawdę mam nadzieję, że kiedyś najdzie mnie na nią taka ochota, że usiądę i najzwyczajniej zanurzę się w wykreowanym przez autora świecie, a bardzo chciałabym tą powieść przeczytać. Jestem więc pełna podziwu dla samej siebie, że udało mi się przebrnąć przez Ocean na końcu drogi, który choć krótki, miejscami niesamowicie mnie nużył mnogością niedopowiedzeń czy też zwykłą naiwnością dziecięcego świata bohatera. Dopiero będąc w połowie książki udało mi się na tyle w nią wciągnąć, że po jej zakończeniu byłam stosunkowo zadowolona tą przygodą, choć męczyłam się z nią w podobnym stopniu, co podczas lektury Brzydkich.

CO WE WRZEŚNIU 2022?

Na dobrą sprawę, wrzesień już się rozpoczął, a ja mam już na swoim koncie trzy książki, jakie na ten miesiąc zaplanowałam niemal za sobą. Z racji, iż jest to mój ostatni miesiąc wakacji, liczę, że będzie on równie udany jak dwa poprzednie i nie zabraknie w nim książkowych różnorodności. A oto moje wrześniowe czytelnicze plany:
  1. Przeczytany już Ocean na końcu drogi Neila Gaimana, z którego niebawem można spodziewać się recenzji.
  2. Łzy Racheli. Historia tragedii zamienionej w zwycięstwo autorstwa Beth Nimmo oraz Darella Scotta, którą również mam już za sobą i której recenzja także będzie na dniach.
  3. Zamek z piasku, który runął autorstwa Stiega Larssona, który aktualnie czytam.
  4. Rola Krakowa w odzyskaniu niepodległości pod redakcją Mariusza Jabłońskiego.
  5. Wysłannicy śmierci pióra Adama Krawczyka, którą na dniach planuję rozpocząć.
  6. Gdzie śpiewają raki, czyli debiutancka powieść Delii Owens.
  7. Notebook autorstwa Nicholasa Sparksa, czyli powieść po angielsku na ten miesiąc.
  8. Tam, gdzie Ty pióra Jodi Picoult - Ci, którzy są ze mną dostatecznie długo zapewne zauważyli, że lato to czas, kiedy zwykle sięgam po coś z jej literackiego dorobku.



Czytaj dalej »
on 11 września 0
Podziel się!
Etykiety
podsumowanie, stosik książkowy, zapowiedź
Nowsze posty
Starsze posty

10 września

"Brzydcy" - Scott Westerfeld

Po ostatnim, zresztą dość niefortunnym spotkaniu z powieścią Margaret Atwood i jej powieścią Oryks i Derkacz (recenzja pod tym linkiem), postanowiłam na nowo zanurzyć się w uwielbiany przeze mnie gatunek dystopii. Mój wybór padł tym razem na Brzydkich, autorstwa Scotta Westerfelda, czyli książkę, ostatnio bardzo popularną, która odbiła się szerokim echem w sferze bookstagrama, a o której mogłam również usłyszeć na wykładach na mojej Uczelni. I szczerze mówiąc, potrzebowałam dość sporej ilości czasu, aby móc w jakikolwiek sposób odnieść się w sposób jednoznaczny do tej książki czy też w ogóle określić, czy Westerfeld w pełni wykorzystał potencjał kreacji swojego dystopijnego świata. Brzydcy to książka, która z każdym kolejnym rozdziałem zmuszała mnie na nowo do ponownej weryfikacji swojej opinii.

NALEŻY CZYTAĆ PRZY PIOSENCE:

Tally Youngblood desperacko pragnie przeobrazić się z Brzydkiej na typową Śliczną nastolatkę mieszkającą pośród neonowych blasków Miasta Nowych Ślicznych. Przemiana Brzydkiego na Ślicznego to operacja, którą przechodzi każdy szesnastolatek w noc swoich urodzin. To pewnego rodzaju inicjacja wejścia w dorosły, a w tym świecie głównie imprezowy okres życia. Shay, nowo poznana przyjaciółka Tally ma jednak nieco odmienne zdanie. Zamiast stać się śliczną woli pozostać zwyczajną i przeciętną, lecz autentyczną Brzydką. W tym celu ryzykuje ucieczkę z miasta kierując się ku dziewiczej puszczy, gdzie cywilizacja nie istnieje. Gdy Shay znika, Tally odkrywa ułudę i iluzoryczność Ślicznych i postanawia odnaleźć przyjaciółkę. Musi dokonać decyzji, która zaważy na jej najbliższej przyszłości: albo zdradzi Shay, albo nigdy nie stanie się Śliczna.

Oryginalność dystopii stworzonej przez Westerfelda już od pierwszych stron mocno rzuca się w oczy, stąd też, jak i z kilku innych powodów, które przedstawię w tej recenzji, nie potrafiłam do końca jednoznacznie ustosunkować się względem tej książki. Z jednej strony, irytowało mnie w niej mnóstwo detali, przez co początkowo trudno było mi się w nią odpowiednio wczuć: począwszy od stylu pisarza, infantylnych bohaterów i wreszcie sklasyfikowanie tej książki do nurtu Young Adult. Nie potrafiłabym jednakże nie oddać pisarzowi wyrazu aprobaty z powodu pewnej swoistej dynamiki utworu, jak również jego tendencji do niesamowicie szybkiego przeobrażania pewnych zjawisk i postaci, jakie miały miejsce w Brzydkich. Naprawdę dawno nie czytałam już książki, przy której moja opinia zmieniała się tak szybko i to jeszcze w trakcie lektury, co jednak nie oznacza, że ta pozycja bezgranicznie mnie zachwyciła.

Przyznaję, że na początku było mi ogromnie trudno wczuć się w lekturę autorstwa Westerfelda i w zasadzie przez większość czasu bywało tak, że z racji tego, że czytałam w międzyczasie kilka innych książek naraz, to Brzydkich zazwyczaj czytałam po rozdziale danego dnia przeznaczając więcej czasu dla innych powieści. W dużej mierze winą za moje trudności w zanurzenie się w tą powieść była pewna miałkość tej fabuły, a przynajmniej jej początek, który bynajmniej nie pozwalał przeczuwać różnego rodzaju zaskoczeń, jakie miały mnie później czekać. Shay i Tally kilkanaście pierwszych stron spędzały na psikusach, co już samo w sobie było irytujące, ot płytkie i powierzchowne. Dopiero gdzieś w jednej trzeciej książki, mój wewnętrzny czytelniczy kompas drgnął na tyle, iż fabuła mnie zaciekawiła, a ja postanowiłam dać Brzydkim szansę i dobrnąć do końca tej książki. I choć później nie brakowało momentów, kiedy naprawdę odczuwałam potrzebę, by potrząsnąć główną bohaterką z powodu jej konformistycznej i infantylnej postawy, to jednak obserwując jej wewnętrzną przemianę, nie potrafiłam ukryć uśmiechu na twarzy i z ciekawością przystępowałam do dalszej lektury. Zakończenie pierwszego tomu trylogii zaskoczyło mnie na tyle pozytywnie, że kto wie, może w najbliższej przyszłości sięgnę także po Ślicznych?

Akcja, podobnie jak i fabuła to jeden z kluczowych mankamentów, które sprawiały, iż tak trudno było mi wczuć się w powieść napisaną przez Scotta Westerfelda. Otóż, przez pierwsze kilka stron nie działo się zbyt wiele wartego uwagi. Ta atmosfera beztroski i dziecięcej naiwności ciągnęła się jeszcze przez dość spory okres czasu, przez co moje zaangażowanie w lekturę było dość nijakie i ograniczało się do przeczytania rozdziału dziennie, albo też przerzucenia uwagi na inną książkę. Tym samym Brzydcy najzwyczajniej w świecie mnie nudzili. Jakież było moje (pozytywne) zaskoczenie, gdy autor postanowił porzucić ową sielankową atmosferę i przenieść swoją bohaterkę na niebezpieczne przestrzenie, gdzie nie było żadnych futurystycznych udogodnień. To właśnie wówczas postanowiłam, że mimo wszystko postaram się przeczytać Brzydkich do końca i wycisnąć z niej te najlepsze aspekty, jakie tylko mi się uda. I w zasadzie autor nie nadużył mojego zaufania, stopniowo rozkręcając i dynamizując akcję na tyle, iż byłam w stanie na dobre zanurzyć się w lekturze.

Scott Westerfeld napisał powieść, której dystopijna wizja w pewien sposób znajduje odzwierciedlenie we współczesnym kanonie piękna (upiększające operacje plastyczne, ogólna korekta ciała, solaria czy studium makijażu), a wszystko to po to, aby stale upiększać swój wizerunek. Tak też dzieje się w powieści Brzydcy, gdzie początkowa brzydota i późniejsze piękno to remedium na wszelką nierówność wynikającą z nieprzystosowania danej jednostki do standardów piękna. Ceną za urodę jest jednak utrata własnej głębi i stanie się głupiutkim ślicznym. Tak naprawdę nietrudno odgadnąć, co kryje się pod maską pięknej i nieskazitelnej twarzy. Autentyczność tej powieści polega na tym, iż rzeczywistość w niej przedstawiona jest niezwykle bliska naszym czasom, a co gorsza staje się ówczesnym trendem, wymogiem. To budzi przerażenie, ale zarazem sprawia, że ma się chęć dowiedzieć się, co będzie dalej.

Tym, co w moim przekonaniu jest zdecydowanym atutem Brzydkich jest wykreowany przez Westerfelda oryginalny klimat. Autor niezwykle precyzyjnie zarysowuje podział społeczeństwa, nie ograniczając się przy tym wyłącznie do samej klasyfikacji na Brzydkich i Ślicznych, ale unaoczniając zarówno te głębokie, jak również i te trywialne problemy, które mogą stać się przyczyną rozłamów i rozpadów relacji. Choć tak, jak pisałam, początkowo niesamowicie ciężko było mi wczuć się w tą książkę i w zasadzie dopiero w drugiej połowie wciągnęłam się na tyle, aby z zainteresowaniem śledzić dalszy bieg fabuły, jestem w stanie docenić ogrom wysiłku, jaki włożył autor, aby skonstruować tak autentyczny klimat. Jego drobiazgowość w stopniowym ujawnianiu siateczki powiązań i powolnym odkrywaniu prawdy zadziałała tylko na korzyść powieści. Nie brakuje bowiem kluczowych kwestii, takich jak zaufanie czy nieustanne rozważanie czy uroda to cena, jaką warto zapłacić za cenę utraty własnej indywidualności, jakie Brzydcy poruszają. Przyznaję, że niesamowicie mnie to urzekło, widać w tym zamiłowanie autora do tworzenia skomplikowanych i niebagatelnych rzeczywistości, które pod płaszczykiem powieści młodzieżowych, potrafią poruszyć serce także starszego Czytelnika. Co więcej, autor kreując tą literacką rzeczywistość zbudował ją absolutnie od podstaw i wyposażył ją we własne futurystyczne pojazdy, najnowsze rodzaje jedzenia lub urządzenia, nie wspominając już o idei przemiany Brzydkich w Ślicznych, a wszystko to sprawia, że Brzydcy to prawdziwy unikat na rynku wydawniczym.

Bohaterowie to ten aspekt tej powieści, względem którego nie potrafię do końca jednoznacznie się ustosunkować. Po części wynika to z młodego wieku głównych bohaterów, ich niesprecyzowanych w pełni poglądów, dziecięcej naiwności i beztroski. Miałam przez to pewne opory przy zaakceptowaniu wszystkich pomysłów Tally i Shay, a niejednokrotnie trudno było nie uśmiechnąć się na momenty ich zabaw. Nie zmienia to jednak faktu, że pod względem charakterów, początkowo obydwie niezwykle mocno działały mi na nerwy, szczególnie niekonsekwentność Tally w działaniu oraz jej konformistyczna postawa. Dopiero, gdy jej osobowość została już nieco ukształtowana poprzez jej wewnętrzne przeklasyfikowanie wyznawanych wartości, potrafiłam docenić jej upór, zaangażowanie, lojalność i (o dziwo) dojrzałość, jaką zaczęła się kierować. Nie ukrywam, że jestem ciekawa, jak ta postać zmieni się w kolejnych tomach trylogii. O wiele bardziej jednak polubiłam postacie drugoplanowe, miały w sobie o wiele więcej autentyczności i głębi.

Z racji sklasyfikowania Brzydkich do gatunku Young Adult, język jakim operuje Scott Westerfeld jest miejscami niezwykle prosty, a nawet zbyt prosty. Niejednokrotnie brakowało mi głębszego przedstawienia niektórych treści, a nie zaprezentowania ich w niewyszukany choć logiczny sposób. Choć dzięki temu powieść jest niezwykle przystępna, także dla młodszych Czytelników, mnie bardzo brakowało otwarcia się pisarza na tych starszych odbiorców. Być może w kolejnej części, język autora, jak i sama fabuła zyskają na głębi.

Podsumowując, Brzydcy to powieść nieco niedoszlifowana, mam jednak nadzieję, że po zaskakującym zakończeniu pierwszego tomu mogę liczyć na kontynuację, która wzbudzi we mnie nieco większy entuzjazm względem tej serii. Powieść Westerfelda ma w sobie potencjał, który jednak w pierwszym tomie nie został do końca wykorzystany, ale mam ogromną nadzieję, że zmieni się to w kolejnej części, czyli Ślicznych.

Brzydcy zdecydowanie nie są pozbawieni wad, uważam jednakże, że pierwsze wrażenie niejednokrotnie może być złudne i tak też było w moim przypadku. Uważam jednak, że warto dać tej powieści szansę ze względu na wartości, jakie przekazuje i moralność, której broni. Jej przystępny język sprawi, że powieść okaże się lekturą praktycznie dla każdego Czytelnika. Jednakże podczas czytania warto pozostawać uważnym, książka kryje w sobie znacznie więcej niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Choć nadal mam pewne wątpliwości, jak ocenić tą książkę, licząc na ciekawy finał kontynuacji, chętnie podwyższę nieco swoją opinię w nadziei, że moja blogowa i czytelnicza intuicja mnie nie zwiedzie. Polecam serdecznie!

Moja ocena: 6/10. :)


Czytaj dalej »
on 10 września 0
Podziel się!
Etykiety
dla nastolatków, DYSTOPIA, fantasy, postapo, science-fiction, współczesność
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

O AUTORCE

O AUTORCE
26 - letnia Magister Polonistyki-Literaturoznawstwa. Z zamiłowania książkoholiczka, literaturoznawczyni i blogerka, rysowniczka, a także miłośniczka języków obcych i azjatyckich dram. Kto wie, może i w przyszłości także pisarka? Możliwości jest mnóstwo! :) Aktualnie spełnia się dziennikarsko pracując w redakcji WUJ-a oraz redaktorsko współpracując z Wydawnictwami ZNAK oraz Moc Media. Przyszła bibliotekoznawczyni i arteterapeutka, która uczy się języka migowego.

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

Cytat, określający mnie chyba najlepiej

TERAZ CZYTAM

TERAZ CZYTAM
Osobliwy dar Vanilii Bourbon

W tym roku chcę przeczytać...

W tym roku chcę przeczytać...
#Wyzwanie LC 2025#

Recenzje/Wpisy planowo

*01.06 - "Opiekunka marzeń", Agnieszka Krawczyk * 01.06 - podsumowanie czytelnicze półrocza 2025 i plany na czerwiec 2025 *02.06 - "Wstawaj Alicja", Dorota Chęć [wieczór] *03.06 - "Żywe serce", Piotr Pawlukiewicz [wieczór] *04.06 - "Studium zatracenia", Ava Reid [wieczór] *05.06 - "Burza", Sunya Mara [wieczór] Następne tytuły wpisów podam niebawem! :)

Znajdź mnie!

  • Lubimy Czytać
  • Strona na facebooku
  • Twitter
  • Instagram

Szukaj na tym blogu

Statystyka

Subskrybuj

Posty
Atom
Posty
Komentarze
Atom
Komentarze

Obserwatorzy

Popularny post

  • Kącik serialowy: Moon Lovers: Scarlet Heart Reyo- magia księżyca
    Tytuł oryginalny:   달의 연인 – 보보경심 려 Tytuł (latynizacja):   Dalui Yeonin – Bobogyungsim Ryeo Tytuł (alternatywny):  Time Slip: Rye...
  • Kącik serialowy: Goblin, Guardian: The Lonely and Great God- potęga przeznaczenia
    Tytuł oryginalny:   도깨비 Tytuł (latynizacja):   Dokkaebi Tytuł (alternatywny):  Goblin: The Lonely and Great God Gatunek:   fantasy, m...
  • "Shinsekai Yori"- Yuusuke Kishi
    tytuł oryginału: 新世界より tłumaczenie: Z Nowego Świata wydawnictwo:  Kōdansha data wydania: 23 stycznia 2008 liczba stron:870 sło...

Archiwum

  • ►  2025 (9)
    • ►  cze 2025 (2)
    • ►  kwi 2025 (1)
    • ►  mar 2025 (4)
    • ►  lut 2025 (2)
  • ►  2024 (11)
    • ►  gru 2024 (1)
    • ►  lis 2024 (1)
    • ►  lip 2024 (1)
    • ►  cze 2024 (1)
    • ►  maj 2024 (2)
    • ►  kwi 2024 (2)
    • ►  mar 2024 (1)
    • ►  sty 2024 (2)
  • ►  2023 (31)
    • ►  gru 2023 (2)
    • ►  lis 2023 (2)
    • ►  paź 2023 (4)
    • ►  wrz 2023 (3)
    • ►  sie 2023 (3)
    • ►  lip 2023 (3)
    • ►  maj 2023 (2)
    • ►  kwi 2023 (1)
    • ►  mar 2023 (5)
    • ►  lut 2023 (5)
    • ►  sty 2023 (1)
  • ▼  2022 (46)
    • ►  gru 2022 (5)
    • ►  lis 2022 (4)
    • ►  paź 2022 (4)
    • ▼  wrz 2022 (5)
      • "Łzy Racheli" - Beth Nimmo, Darrell Scott
      • "Ocean na końcu drogi" - Neil Gaiman
      • "Fale i echa" - Agata Czykierda-Grabowska
      • Podsumowanie Sierpnia 2022
      • "Brzydcy" - Scott Westerfeld
    • ►  sie 2022 (6)
    • ►  lip 2022 (6)
    • ►  cze 2022 (1)
    • ►  maj 2022 (3)
    • ►  kwi 2022 (3)
    • ►  mar 2022 (5)
    • ►  lut 2022 (2)
    • ►  sty 2022 (2)
  • ►  2021 (38)
    • ►  gru 2021 (2)
    • ►  lis 2021 (4)
    • ►  paź 2021 (3)
    • ►  wrz 2021 (3)
    • ►  sie 2021 (4)
    • ►  lip 2021 (4)
    • ►  cze 2021 (1)
    • ►  maj 2021 (2)
    • ►  kwi 2021 (2)
    • ►  mar 2021 (2)
    • ►  lut 2021 (6)
    • ►  sty 2021 (5)
  • ►  2020 (49)
    • ►  gru 2020 (3)
    • ►  lis 2020 (2)
    • ►  paź 2020 (4)
    • ►  wrz 2020 (4)
    • ►  sie 2020 (6)
    • ►  lip 2020 (5)
    • ►  cze 2020 (3)
    • ►  maj 2020 (2)
    • ►  kwi 2020 (5)
    • ►  mar 2020 (5)
    • ►  lut 2020 (6)
    • ►  sty 2020 (4)
  • ►  2019 (66)
    • ►  gru 2019 (6)
    • ►  lis 2019 (4)
    • ►  paź 2019 (5)
    • ►  wrz 2019 (9)
    • ►  sie 2019 (9)
    • ►  lip 2019 (6)
    • ►  cze 2019 (5)
    • ►  maj 2019 (6)
    • ►  kwi 2019 (2)
    • ►  mar 2019 (3)
    • ►  lut 2019 (5)
    • ►  sty 2019 (6)
  • ►  2018 (59)
    • ►  gru 2018 (5)
    • ►  lis 2018 (5)
    • ►  paź 2018 (7)
    • ►  wrz 2018 (9)
    • ►  sie 2018 (7)
    • ►  lip 2018 (3)
    • ►  cze 2018 (8)
    • ►  maj 2018 (2)
    • ►  kwi 2018 (2)
    • ►  mar 2018 (3)
    • ►  lut 2018 (3)
    • ►  sty 2018 (5)
  • ►  2017 (5)
    • ►  gru 2017 (4)
    • ►  lis 2017 (1)

Polecany post

Podsumowanie okresu styczeń-maj 2025 i plany na czerwiec

Napisz do mnie w sprawie recenzji/artykułu/wywiadu :)

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Etykiety

Japonia (13) King (3) Murakami (6) PLOTKARA (3) Zafon (5) anime (3) arabia (1) autobiografia (5) baśnie (22) dla nastolatków (23) drama (5) fantasy (64) historyczne (32) holocaust (1) klasyk (22) klasyka dla nastolatków (11) klasyka dziecięca (2) komedia- czarny humor (12) kultura słowiańska (5) medyczne (5) mit (3) miłość (38) obyczajowe (115) podsumowanie (74) postapo (23) psychologia (30) psychologiczne (47) romans (53) science-fiction (23) stosik książkowy (29) sztuka (4) tag (2) thiller (26) thriller (14) wojna (9) współczesność (100) zapowiedz (27) zwierzęta (3) świat komiksu (1) święta (5)

Prawa Autorskie

Zabraniam kopiowania MOICH tekstów i zdjęć bez uprzedniego zezwolenia.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych za kradzież tekstów, czy zdjęć bez upoważnienia autora przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2-ch i/grzywnę.

Bardzo proszę o uszanowanie mojej pracy.

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z Dziennika Książkoholiczki. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.